Na koniec weekendu zapraszamy wszystkich do lektury ostatniego, dłuższego fragmentu rozdziału jedenastego. A po wszystkim będziemy mieli dla Was propozycję kolejnego konkursu.
***
Wzięłam prysznic, wysuszyłam i wyczesałam włosy, i założyłam swój służbowy strój. Wszystko na autopilocie, bez udziału świadomości. Powinnam wariować, ale w jakiś sposób udało mi się stłumić wszystkie emocje. Stałam się zimna, racjonalna i logiczna. Tego właśnie potrzebowałam.
***
Wzięłam prysznic, wysuszyłam i wyczesałam włosy, i założyłam swój służbowy strój. Wszystko na autopilocie, bez udziału świadomości. Powinnam wariować, ale w jakiś sposób udało mi się stłumić wszystkie emocje. Stałam się zimna, racjonalna i logiczna. Tego właśnie potrzebowałam.
Victoria Tremaine była moją babcią. Wiedząc o tym, wiele spraw nabierało sensu. Niechęć mojego ojca do opowiadania o swojej rodzinie, jego naleganie, bym była bardo ostrożna ze swoją magią i brak zaufania mojej mamy do Pierwszych. Gdyby Victoria Tremaine była moją teściową, też nie miałabym zaufania do Pierwszych.
Victoria Tremaine nie miała żadnych następców. Dokładnie rzecz ujmując - żadnych Pierwszych następców. Takie były fakty. Jeżeli dowie się, że istnieję, poruszy niebo i ziemię, by uczynić mnie częścią Domu Tremainów. Mogłaby na przykład wziąć moje siostry jako zakładniczki. Z naszej trójki tylko ja byłam poszukującą prawdy, ale to byłaby niewola dla nas wszystkich.
Nie mogłam pozwolić, by spotkała się z Augustinem. Zgniotłaby go jak skorupę orzecha.
Ale nie mogłam też wymazać mu pamięci. Baylorowie tak nie robią. To… to było wbrew wszystkiemu, co stanowiło dla nas wartość. Ale z drugiej strony, jeżeli to mogło uratować moją rodzinę. A poza tym albo to, albo moja matka zabije go.
Nie znajdowałam żadnego wyjścia z tej sytuacji. A musiałam zatroszczyć się o swoją rodzinę.
Zeszłam po schodach na dół. Catalina wyszła z pokoju telewizyjnego, żeby się ze mną spotkać. Matilda szła za nią, naśladując ruchy mojej siostry. W innych okolicznościach uznałabym to za bardzo śmieszne.
-Co się dzieje? Arabella powiedziała, że mamie odbiło…
-Mama przechodzi teraz przez ciężki okres. Nie przejmuj się. Jutro będzie lepiej.
-Jaki ciężki okres? Dlaczego? Ty też wyglądasz, jakbyś miała kogoś zamordować.
Zabawny dobór słownictwa. -Nikt nie zostanie zamordowany.
-Nie cierpię, kiedy traktujesz mnie jak dziecko.
Przypatrywałam się jej przez dłuższą chwile, by upewnić się, że zrozumie. -Pewni ludzie próbują nas zabić. Mama z tego powodu wariuje. Augustinowi też odbija. A ja próbuję to wszystko naprawić. Pomogłoby, gdybyście same nie szalały i nie wyżywały się na mnie.
Zamilkła. Ruszyłam dalej.
-Dokąd idziesz?
-Przygotować plan.
Wyszłam z warsztatu i zatrzymałam się przy hondzie. Wyglądała na całkowicie standardowy model, przynajmniej trzyletni. Spytam się o nią Berna, kiedy wrócę.
Przeszłam dwie przecznice i stanęłam na chodniku przed kwaterą Rogana. To nie było najmądrzejsze posunięcie, ale brakowało mi innych opcji. Wybrałam jego numer.
-Tak -odpowiedział.
-Potrzebuję twojej rady -rzuciłam do słuchawki. -Jestem przed twoją kwaterą. Mogę wejść?
-Tak.
Weszłam do środka, mijając po drodze milknących na mój widok żołnierzy i wspięłam się po schodach. Rogan już na mnie czekał. Badawczym spojrzeniem obrzucił moje ubranie.
-Jeżeli to możliwe, nie chcę, żeby Bug nas słyszał.
-To jest możliwe.
Rogan poprowadził mnie do drzwi w przeciwległej ścianie i przytrzymał je dla mnie. Weszłam do małego biura. Biurko, kilka krzeseł i regał wypełniony folderami i instrukcjami. Rogan zamknął drzwi i usiadł na rogu biurka.
Przełknęłam ślinę. Wszystko we mnie buntowało się przeciwko podzieleniu się tymi informacjami, ale nie miałam wyboru. Już wiedział, że jestem Pierwszą. Powiedział, że nie ma zamiaru walczyć przeciwko mnie.
-Victoria Tremaine jest moją babcią.
Pięć słów zaległo jak cegły pomiędzy nami.
Zmarszczył brwi. -Spodziewałem się raczej Domu Shafferów. Tremainowie to niespodzianka.
-Przybywa, by zobaczyć się z Augustinem jutro. Jeżeli dowie się, że istnieję, zniszczy całą moją rodzinę. Moja matka zabije Augustina, chyba że sama najpierw wyczyszczę mu pamięć.
-Kłopotliwa sytuacja -odrzekł nonszalancko z miną gracza, zastanawiającego się nad kolejnym ruchem w wyjątkowo skomplikowanej partii szachów. -Chcesz, żebym cię uratował?
To była kusząca propozycja. Bardzo kusząca. -Nie. Chcę rady.
Duma zabłysła w jego oczach. -Stajesz się smokiem.
-Nie mam wyjścia. Muszę coś z tym zrobić. Nawet, jeżeli moja matka da z siebie wszystko, wątpię, żeby udało się jej zastrzelić Augustina.
-Zgadzam się. Zatem dobrze -odchylił się do tyłu. -Victoria Tremaine jest ogólnie znienawidzona. Przeraża ludzi i zdaje sobie z tego sprawę. Podróżuje zawsze z egidą, specjalistą od kamuflażu i telepatyczną osłoną. Jej ciało i umysł są perfekcyjnie zabezpieczone przez cały czas. Gdyby ktoś ją zaatakował, kamuflażysta sprawi, że zniknie w ułamku sekundy. Jest nadzwyczaj trudnym celem. Nie uda ci się zdjąć jej. Twoja matka wie o tym i dlatego też skupiła się na Augustinie.
Przytaknęłam. Tyle sama wykombinowałam.
-Spośród wszystkich członków Domów uznaję Augustina za kogoś najbliższego pojęciu ‚przyjaciel’. Ma on znacznie młodszą siostrę i brata. Jego ojciec nie żyje i to on się nimi opiekuje. Nie myl jego zawodowego zainteresowania tobą z przyjaźnią czy koleżeństwem. Jeżeli choć na moment uzna, że stanowisz zagrożenie dla jego rodzeństwa, nieważne jak błahe, zabije cię z zimną krwią. Z punktu widzenia Pierwszego nie jesteś mu nic winna.
-Rogan, nie mogę wymazać mu pamięci.
-Nie możesz, czy nie chcesz?
Westchnęłam. -Nie jestem pewna.
-Ależ jesteś -jego spojrzenie przeszywało mnie bezlitośnie.
-Mogę - potrafiłabym złamać Augustina. Kiedy przesłuchiwałam tego najemnika, czy też wcześniej, kiedy trenowałam na siostrach, zbliżałam się do granicy, której przekroczenie oznaczało całkowite złamanie czyjejś woli. Wiedziałam doskonale, gdzie ona jest. I z całych sił starałam się nigdy nie znaleźć się za nią.
-Augustine ma silną wolę. Jeżeli zaatakuję jego umysł i pozwolę mu się zorientować, co się dzieje, Augustine zacznie walczyć, co może doprowadzić do tego, że sam się okaleczy. To może zająć sporo czasu, może nawet godzinę, tak więc to nie jest coś w stylu szybkiego ataku zza węgła, ale i tak po wszystkim jego psychika będzie w rozsypce. Wiem, że potrafię to zrobić. Ale nie zrobię.
-Ale wciąż masz jeszcze rodzinę do uratowania.
-Zgadza się.
-Właśnie czegoś takiego chciałem uniknąć, kiedy zniechęcałem cię do pojawienia się na gali Baranovskiego -odezwał się Rogan. -Jak by nie było, stało się. Wcześniej niż ty czy ja chcielibyśmy. Myślałem, że będziemy mieć więcej czasu. Pytaniem teraz nie jest, co powinnaś zrobić, lecz z czym możesz dalej żyć?
-Czy Augustine dobrowolnie otworzyłby umysł przed Victorią Tremaine?
-Prędzej by umarł - odrzekł bez wahania Rogan. -Augustine ma obsesję na punkcie prywatności. Człowiek, który nigdy nie pokazał światu swojego prawdziwego oblicza, nigdy nie pozwoliłby dobrowolnie wtargnąć komuś do jego wewnętrznego sanktuarium.
-A czy byłby skłonny rozważyć propozycję bycia chronionym?
-Przez ciebie? Najpierw musiałabyś go przekonać, że jest całkowicie bezbronny wobec poszukującego prawdy. A to by wymagało nie lada ostrożności. Jeżeli twoja demonstracja okazałaby się zbyt osobista, obróciłby się przeciwko tobie. Powinnaś poszukać czegoś, co jest tajne, ale pozbawione bagażu emocjonalnego. Nie może poczuć, że jego prywatność została naruszona, a najgłębsze sekrety wyciągnięte na światło dzienne.
Zapowiadał się wyjątkowo delikatny taniec i nawet, gdyby udało mi się osiągnąć to, czego chciałam, nie byłam wcale pewna, czy byłam do czegoś takiego zdolna.
-Co planujesz zrobić?
-Mam zamiar wykorzystać lekcję, której udzielił mi Adam Pierce - potrząsnęłam głową. Jeżeli zawiodę, moje życie się zawali, a Augustine skończy jako śliniąca się istota, nie mająca pojęcia kim i gdzie jest. Zero presji…
-Powiedzmy, że ten problem mamy już z głowy -kontynuował Rogan. -Co wtedy? Victoria Tremaine nie podda się. Nie wróci ot tak do domu z pustymi rękami. Będzie kontynuowała swój pościg. To jest tylko krótkoterminowe rozwiązanie potężnego kryzysu, który dopiero co majaczy na horyzoncie.
Zaschło mi w ustach. -Zdaję sobie z tego sprawę.
-Jaka zatem jest twoja dalekosiężna strategia?
-Nie mam żadnej strategii.
Skrzywił się. -Czy twoja najbliższa rodzina ma w swoich szeregach więcej niż jednego żyjącego Pierwszego?
Pytał się o moje siostry. -Tak.
-Czy ten inny mag też jest poszukującą prawdy?
-Nie.
Zaskoczenie odbiło się w jego oczach. -Ale jesteś pewna, że kwalifikuje się jako Pierwsza?
-Tak.
![]() |
źródło:unsplash.com;autor Ariel Lustre |
Dom Baylorów. Mogłabym wrzucić siebie i moje siostry do basenu pełnego żarłaczy ludojadów.
-To najlepszy sposób postępowania w obecnej sytuacji -mięśnie zadrgały na jego twarzy, by po chwili rozluźnić się, jakby siłą woli chciał zmusić się do zachowania neutralności. -Prosiłaś mnie o radę. Oto ona -stań na czele własnego Domu.
Szkoda, że teraz nie mieliśmy na to czasu. To mogłoby rozwiązać problem z Augustinem. Nie, będę musiała przemyśleć to na spokojnie. Założenie własnego Domu to ostatnia deska ratunku. Naprawdę ostatnia.
-Jeszcze jedna sprawa. Kiedy Dom Baylorów zostanie oficjalnie zarejestrowany, to …cokolwiek to jest pomiędzy tobą i mną, będzie musiało się skończyć.
Cokolwiek to jest? Odchyliłam się na siedzeniu, zakładając nogę na nogę. -Dlaczego?
-Jako głowa nowopowstałego Domu, twoim pierwszym zadaniem będzie zapewnienie przyszłości twojej rodzinie. Będziesz musiała nawiązać znajomości i zabezpieczyć alianse, by po tym trzyletnim okresie ochrony, być dobrze przygotowaną do odparcia wszelkich możliwych ataków. Najlepszym sposobem na scementowanie sojuszu będzie małżeństwo. To zapewni ci ochronę i spokojną przyszłość twojemu Domowi. Są firmy, które sprawdzą twoje DNA i zasugerują odpowiednich kandydatów, gwarantujących, że wasze dzieci zostaną Pierwszymi, czy to z talentem do poszukiwania prawdy, czy też może z jakąś zdolnością uzupełniającą - jak na przykład manipulowaniem, które pozwoliłoby skompensować twój brak magii bojowej. Twoja i moja magia pochodzą zaś z całkowicie odmiennych obszarów. Mimo wysiłków mojego ojca, jest oczywiste, że nasza linia krwi nie łączy się dobrze z magami dysponującymi umiejętnościami kontroli umysłów. Gdybyśmy się zdecydowali na dzieci, prawdopodobnie nie zostałyby Pierwszymi.
Aha. A zatem o to mu chodziło. -Mhm.
Głos Rogana był teraz przerażająco opanowany. -Wydaje ci się teraz, że nie dbasz o to. Ale kiedyś będziesz. Pomyśl o swoich dzieciach i konieczności wyjaśnienia im, że nie są tak utalentowane, bo nie zadbałaś o właściwe dopasowanie genetyczne. To będzie miało znaczenie, Nevada.
-Skoro tak mówisz. W tej chwili bardziej mnie obchodzi Augustine.
-Nie martw się. Dasz radę. Wszystko się dobrze ułoży.
Powiedział to z niezachwianą pewnością. A Rogan nie był typem człowieka, który pozostawiał coś przypadkowi. To co usłyszałam, zamiast dodać mi pewności, spowodowało, że poczułam niepokój. Mogłam właśnie zrobić coś wyjątkowo głupiego.
-Rogan, chcę mieć absolutną pewność. Przyszłam tu tylko po radę. Nie podejmuj żadnych działań w moim imieniu.
Uśmiechnął się do mnie. Cienka skorupka cywilizowanego człowieka pękła i zobaczyłam smoka w jego pełnej, dzikiej chwale. Z obnażonym zębami i zimnym wzrokiem. Zabije Augustina, jeżeli mi się nie uda.
-Nie rób tego -ostrzegłam go. -Jest twoim przyjacielem. A nie masz ich za wielu.
Wciąż się uśmiechał. A ja nie mogłam go powstrzymać. Nie miałam takiej mocy, by zapobiec tej zapowiedzi mordu w jego oczach.
-Przyrzekłeś.
-Nie.
Niech to jasna cholera. Powinnam zmusić go do złożenia obietnicy, zanim cokolwiek powiedziałam. -Nigdy więcej nie odezwę się do ciebie.
-To byłoby straszne -odrzekł.
-Nie chcę tego. Nie chcę śmierci Augustina. A ty znowu robisz to samo, co wcześniej. Znów wydaje ci się, że wiesz lepiej, co jest dobre dla mnie. I jeszcze się przy tym upierasz, wbrew moim pragnieniom.
-My Pierwsi już tak mamy, często zachowujemy się jak palanty.
-Też jestem Pierwszą.
-Tak, ale ja jestem Szalonym Roganem.
Ze wszystkich idiotycznych, kretyńsko upartych, głupich rzeczy…
-Jeżeli coś się przydarzy Augustinowi, ty nie poniesiesz żadnej odpowiedzialności za to -dodał.
-Ale ty tak.
-Wiem, kim jestem.
-Connor…
-Rogan -poprawił mnie. -Szalony Rogan.
Mężczyzna, który opowiedział mi historię swojej ucieczki z domu, kiedy miał 16 lat i ten Pierwszy tu i teraz -nie mogli być tą samą osobą. -Przerażasz mnie.
-Dobrze -powiedział. -W końcu łapiesz. Tak właśnie wygląda świat, do którego zamierzasz wstąpić. To miejsce, które potrzebuje ludzi takich jak ja, zdolnych do robienia złych rzeczy, po to by ci, których kochają, mogli przetrwać.
Chyba się przesłyszałam…
Kochałam Connora Rogana. A on kochał mnie.
Wstałam i ruszyłam w jego stronę. Krok, Kolejny krok. Jeszcze jeden i byłam w jego przestrzeni osobistej, stojąc o wiele za blisko. Wznosił się nade mną. Dzielił nas zaledwie cal. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam zimną determinację i nic więcej. Całą resztę trzymał ukrytą.
Pragnął mnie tak bardzo, że gotów był zabić przyjaciela, by mnie uratować. A jednocześnie powiedział mi, że jestem Pierwszą. Poradził, żebym założyła własny Dom, z pełną świadomością, że tym samym niszczy w zarodku wszelką nadzieję na jakikolwiek związek między nami, bo wierzył, że tak będzie dla mnie najlepiej. Bycie Pierwszym determinowało jego życie i spodziewał się, że stanie się jedną z nich, zmieni też wszystko w moim życiu.
-Gdybyś miał dziecko, kogoś takiego jak Matilda i to dziecko nie byłoby Pierwszym mimo całej zgodności genetycznej, czy nadal byś je kochał?
-Oczywiście.
-Ochraniałbyś ją i opiekował się nią? Uczyłbyś ją i robił, co w twojej mocy, by zapewnić jej szczęśliwe życie?
-Tak.
-Dobrze wiedzieć.
Jego oczy zwęziły się. -Co to ma znaczyć?
-To znaczy, że nie zabijesz Augustina, Rogan. I pozwolisz mi, bym sama zajęła się tym.
Jego magia zawirowała niczym dziki tajfun zdolny przerazić każdego. Okrążyła nas i spotkała się z zimną ścianą mojej mocy. Jego szczęki zacisnęły się. Właśnie tak. Nie ulegam pod twoim naciskiem.
Moc przepełniała jego głos. Smok spoglądał na mnie wzrokiem pełnym ognia i spalonej ziemi. -A dlaczegóż to miałbym na to przystać?
-Ponieważ zabicie przyjaciela zraniłoby cię, a tego bym nie chciała.
Jego magia zagotowała się z wściekłości, ale moja oparła się. Wytrzymałam jego spojrzenie.
-Uszanuj moje życzenia, Rogan. A ja uszanuję twoje.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie prosto przez strumień jego magii, rwący osnowę rzeczywistości wokół nas.
Wszystko do kitu, ale jedno chociaż zrozumiała, że Rogan ją kocha i jest gotów zabić dla niej nawet przyjaciela. Ciekawi mnie jaką opcję ona wybierze, czy ogłosi się Pierwszą czy wyczyści pamięć A. Bardzo dziękuję za nowy fragment tłumaczenia. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńczasami sytuacja powoduje ze zaczynamy orientować sie w swoich uczuciach Dziekuje za kolejny rozdzial
OdpowiedzUsuńIch dziecko będzie wyjątkowo utalentowane, pamiętajcie moje słowa :-)
OdpowiedzUsuńDziekuje czuje ze jest jeszcze jedno wyjscie moze talenty jej siostr w tym pomoga bo przeciez mimo wszystko u autorki milosc zawsze zwycieza chociaz ma bardzo ciezka droge do pokonania
OdpowiedzUsuń