Po wczorajszej przerwie na wywiad i wieści okołoblogowe dzisiaj wracamy do White Hot i zapraszamy na kolejny fragment rozdziału 12-go.
Przyjemnej lektury!
Ktoś stał przy moich kręgach. Wolno otworzyłam oczy. Moje ciało pokryte było potem. Wewnątrz kręgów czułam się jak w saunie. Matilda kucnęła przy wyrysowanej kredą na betonie linii. Obok niej siedziała cała menażeria. Kot i szop po jednej stronie, Królik po drugiej.
Nikt się nie odezwał. Po prostu patrzyłyśmy na siebie.
Matilda poklepała Królika. Podniósł się i odbiegł, stukając pazurami po twardej podłodze. Po chwili powrócił, niosąc niewielki różowy śpiwór. Matilda rozciągnęła go, wsunęła się do środka i ułożyła się wygodnie na boku, wbijając we mnie swoje wielkie brązowe oczy. Zwierzęta ułożyły się obok niej, kot i szop przy stopach, a wielki doberman przy jej boku. Wyciągnęła jedną rękę w kierunku kręgu, blisko, ale nie dotykając kredowej linii i obserwowała mnie.
Przez długą chwilę trwałyśmy tak, aż jej oczy zamknęły się i zasnęła.
Kiedy ponownie uchyliłam powieki, do pomieszczenia wchodził Cornelius. Za nim podążała niska kobieta w szpilkach. Jej włosy miały dokładnie ten sam odcień blondu, co jego. Błyszcząca ciemnoszara suknia z łódkowatym dekoltem opinała jej szczupłą figurę. Wprawnie zrobiony makijaż podkreślał jej jasnobrązowe oczy i ostre łuki brwi. Dwie czarne pantery kroczyły za nią z gracją.
Musiałam ładować swoją moc tak długo, że zaczęłam mieć halucynacje.
-Tutaj jest - odezwał się cicho Cornelius, wskazując na Matildę.
Pantery obrzuciły mnie spojrzeniem swoich złotych oczu. Spięłam się w oczekiwaniu na nieuchronne starcie pomiędzy Królikiem, a panterami. Nic takiego się nie wydarzyło. Trzy bestie ignorowały się wzajemnie.
Podniosłam się i spróbowałam stanąć na nogach. Zdrętwiałe mięśnie przeszyły igiełki bólu.
-Proszę, nie wstawaj ze względu na mnie - powiedziała siostra Corneliusa.
Cornelius znalazł metalowe krzesło i przyniósł je siostrze. -Proszę.
Ostrożnie podciągnęła suknię i siadła. Pantery ułożyły się u jej stóp.
-Tak dla pewności, wszyscy widzimy pantery? -zapytałam cicho.
-Są prawdziwe - odrzekła kobieta. -Ich głównym zadaniem jest robienie wrażenia. Zanim przyjechałam tutaj, miałam spotkanie biznesowe i chciałam przypomnieć moim rozmówcom, że jestem Pierwszą. Nie mogłam zostawić ich w samochodzie. Stają się nieco nieznośne bez nadzoru i pozostawianie ich sam na sam ze skórzaną tapicerką nie jest najlepszym pomysłem. Jeżeli naprawdę potrzebujesz ochrony, psy są lepsze. Szczególnie te średniej wielkości, nie nazbyt masywne. Atletycznej budowy, tak by mogły zwalić z nóg przeciwnika, ale jednocześnie takie, które potrafią skakać i szybko atakować. Dobermany, owczarki belgijskie, rottweilery…
Pogładziła łeb pantery po swojej lewej. Potężna bestia, niczym przerośnięty kot domowy oparła łeb o jej rękę. -Psy zginą bez wahania, broniąc swoich właścicieli. Koty muszą zostać przekonane, że warto się angażować.
Spojrzała na Królika. -Mój brat zawsze był najbardziej pragmatyczny z całej naszej trójki.
Cornelius uśmiechnął się. -Mam, oprócz siebie samego, jeszcze kogoś do ochrony, Diano.
Przeniosła spojrzenie na Matildę. Cień przemknął po jej twarzy. Wyglądało, jakby poczuła się nieswojo. -Dlaczego ona tu leży?
-Nari była empatyczką - jego głos pełen był smutku, grożącego przerodzeniem się w rozpacz.
-Nie wiedziałam - powiedziała Diana.
-Jej magia była słaba. Nigdy nie myślała nawet o zarejestrowaniu swoich umiejętności. Mimo to korzystała z nich. Kiedy miała jakąś rozprawę, czy też uczestniczyła w wyborze przysięgłych, też spędzała tak noc w kręgu. Matilda tęskni za nią, za spaniem u boku mamy, która tak się przygotowywała do pracy.
Spojrzałam na rękę Matildy wyciągniętą w kierunku kręgu. Taka drobna. Jej matka odeszła na zawsze, tak więc przyszła tu spać, bo to było coś jej dobrze znanego i choć na kilka sekund, kiedy była na granicy jawy i snu, mogła wyobrazić sobie, że byłam jej mamą, żywą i czekającą na nią w kręgu. Coś chwyciło mnie za serce i pozbawiło oddechu.
Diana przesunęła się na siedzeniu. -No cóż. Wracając do sprawy, która mnie tu sprowadziła, to chcę ci powiedzieć, że nie tak postępujemy, Cornell. Rogan, Howling, Montgomery - to są duże nazwiska. Harrison do nich nie należy. Prosisz mnie o usankcjonowanie czegoś, co może wszystkich nas narazić na niebezpieczeństwo. To nie przywróci ci żony. Ona była…
-Niewiele warta- dopowiedział Cornelius.
-Nie powiedziałam tego.
-Ale to miałaś na myśli.
-Była zwykłym człowiekiem - powiedziała cicho Diana. -Nigdy nie zrozumiałam, co w niej widziałeś. To jest…
Matilda siadła i spojrzała na mnie zamglonymi oczami.
Och, nie. Nie płacz dziecinko.
Jej dolna warga drżała. Obróciła się, by spojrzeć na ojca i ciocię. Diana zamrugała, nagle cofając się. Matilda podniosła się, podeszła i wdrapała się na kolana Diany. Pierwsza z Domu Harrisonów siedziała w całkowitym bezruchu. Jej bratanica objęła ją, wtuliła się w nią i złożyła głowę na piersi cioci.
Diana ciężko przełknęła i sama objęła rękami małą dziewczynkę, zapobiegając jej ześlizgnięciu się z kolan. -O co chodzi?
-Twoja bratanica jest smutna -wyjaśnił Cornelius. -Wyczuwa twoja magię i jest to znajome odczucie. Wie, że jesteś z rodziny i że jesteś kobietą. I tęskni za matką. Pragnie pocieszenia, Diano.
Matilda cicho westchnęła. Jej ciało się rozluźniło.
-To jest prawie jak …wiązanie się ze zwierzęciem.
-To coś więcej -odrzekł Cornelius. -Kiedy zwierzę wiąże się z nami, jego oczekiwania są proste. Bądź z nim, a uzyskasz w zamian oddanie. Z dzieckiem to nieskończenie bardziej skomplikowane, ale i cudowne, bo miłość nie wynika z zaspokajania potrzeb. To nie jest umowa. Czasami, jeżeli ma się szczęście, jest się kochanym i ten ktoś, kto cię kocha nie oczekuje niczego w zamian. Ona ufa ci, Diano, a nawet cię nie zna.
Diana wbiła wzrok w Corneliusa. -Dlaczego my tak nie mamy?
-Mamy. Pamiętasz syrop truskawkowy?
Jęknęła i zamknęła mocno oczy. -To była moja ulubiona koszula. Kochałam tę koszulę.
-Ale nie powiedziałaś matce, że to ja zrobiłem.
-Miałeś wtedy dosyć na głowie. Musiałeś spędzać całe dnie z tym małym potworem Piercem…-Diana westchnęła. -Sądzę, że masz rację. Dorośliśmy.
-I teraz jesteśmy rodziną tylko na papierze.
Wzdrygnęła się. -Świadomość tego jest zaskakująco bolesna.
Zegar na ścianie wskazywał za kwadrans siódma. Musiałam zacząć się zbierać. Przeciągnęłam się powoli. Nawet tego nie zauważyli.
-Kiedy ostatnio widziałaś Blake’a? -zapytał Cornelius.
-Osobiście? -Diana zmarszczyła brwi. -Zazwyczaj wymieniamy się e-mailami. Jakieś sześć miesięcy? Nie, chwila, rok. Wpadłam na niego na tej obrzydliwej kolacji w NCBA. W grudniu zeszłego roku.
Wzięłam szczotkę i zaczęłam ścierać kredę z podłogi.
-Ja nie widziałem go już od dwóch lat -powiedział Cornelius.
-Mieszka pół godziny jazdy od nas - rzekła Diana.
-Wiem.
Diana zgięła szyję, by spojrzeć na bratanicę. -Czy ona śpi?
-Tak -odpowiedział Cornelius.
Ruszyłam w kierunku drzwi.
-Opowiedz mi jeszcze raz -odezwała się za mną Diana. -O twojej żonie.
Przyjemnej lektury!
Ktoś stał przy moich kręgach. Wolno otworzyłam oczy. Moje ciało pokryte było potem. Wewnątrz kręgów czułam się jak w saunie. Matilda kucnęła przy wyrysowanej kredą na betonie linii. Obok niej siedziała cała menażeria. Kot i szop po jednej stronie, Królik po drugiej.
Nikt się nie odezwał. Po prostu patrzyłyśmy na siebie.
Matilda poklepała Królika. Podniósł się i odbiegł, stukając pazurami po twardej podłodze. Po chwili powrócił, niosąc niewielki różowy śpiwór. Matilda rozciągnęła go, wsunęła się do środka i ułożyła się wygodnie na boku, wbijając we mnie swoje wielkie brązowe oczy. Zwierzęta ułożyły się obok niej, kot i szop przy stopach, a wielki doberman przy jej boku. Wyciągnęła jedną rękę w kierunku kręgu, blisko, ale nie dotykając kredowej linii i obserwowała mnie.
Przez długą chwilę trwałyśmy tak, aż jej oczy zamknęły się i zasnęła.
Kiedy ponownie uchyliłam powieki, do pomieszczenia wchodził Cornelius. Za nim podążała niska kobieta w szpilkach. Jej włosy miały dokładnie ten sam odcień blondu, co jego. Błyszcząca ciemnoszara suknia z łódkowatym dekoltem opinała jej szczupłą figurę. Wprawnie zrobiony makijaż podkreślał jej jasnobrązowe oczy i ostre łuki brwi. Dwie czarne pantery kroczyły za nią z gracją.
Musiałam ładować swoją moc tak długo, że zaczęłam mieć halucynacje.
-Tutaj jest - odezwał się cicho Cornelius, wskazując na Matildę.
Pantery obrzuciły mnie spojrzeniem swoich złotych oczu. Spięłam się w oczekiwaniu na nieuchronne starcie pomiędzy Królikiem, a panterami. Nic takiego się nie wydarzyło. Trzy bestie ignorowały się wzajemnie.
Podniosłam się i spróbowałam stanąć na nogach. Zdrętwiałe mięśnie przeszyły igiełki bólu.
-Proszę, nie wstawaj ze względu na mnie - powiedziała siostra Corneliusa.
Cornelius znalazł metalowe krzesło i przyniósł je siostrze. -Proszę.
Ostrożnie podciągnęła suknię i siadła. Pantery ułożyły się u jej stóp.
-Tak dla pewności, wszyscy widzimy pantery? -zapytałam cicho.
![]() |
źródło:Geodavephotography.com |
Pogładziła łeb pantery po swojej lewej. Potężna bestia, niczym przerośnięty kot domowy oparła łeb o jej rękę. -Psy zginą bez wahania, broniąc swoich właścicieli. Koty muszą zostać przekonane, że warto się angażować.
Spojrzała na Królika. -Mój brat zawsze był najbardziej pragmatyczny z całej naszej trójki.
Cornelius uśmiechnął się. -Mam, oprócz siebie samego, jeszcze kogoś do ochrony, Diano.
Przeniosła spojrzenie na Matildę. Cień przemknął po jej twarzy. Wyglądało, jakby poczuła się nieswojo. -Dlaczego ona tu leży?
-Nari była empatyczką - jego głos pełen był smutku, grożącego przerodzeniem się w rozpacz.
-Nie wiedziałam - powiedziała Diana.
-Jej magia była słaba. Nigdy nie myślała nawet o zarejestrowaniu swoich umiejętności. Mimo to korzystała z nich. Kiedy miała jakąś rozprawę, czy też uczestniczyła w wyborze przysięgłych, też spędzała tak noc w kręgu. Matilda tęskni za nią, za spaniem u boku mamy, która tak się przygotowywała do pracy.
Spojrzałam na rękę Matildy wyciągniętą w kierunku kręgu. Taka drobna. Jej matka odeszła na zawsze, tak więc przyszła tu spać, bo to było coś jej dobrze znanego i choć na kilka sekund, kiedy była na granicy jawy i snu, mogła wyobrazić sobie, że byłam jej mamą, żywą i czekającą na nią w kręgu. Coś chwyciło mnie za serce i pozbawiło oddechu.
Diana przesunęła się na siedzeniu. -No cóż. Wracając do sprawy, która mnie tu sprowadziła, to chcę ci powiedzieć, że nie tak postępujemy, Cornell. Rogan, Howling, Montgomery - to są duże nazwiska. Harrison do nich nie należy. Prosisz mnie o usankcjonowanie czegoś, co może wszystkich nas narazić na niebezpieczeństwo. To nie przywróci ci żony. Ona była…
-Niewiele warta- dopowiedział Cornelius.
-Nie powiedziałam tego.
-Ale to miałaś na myśli.
-Była zwykłym człowiekiem - powiedziała cicho Diana. -Nigdy nie zrozumiałam, co w niej widziałeś. To jest…
Matilda siadła i spojrzała na mnie zamglonymi oczami.
Och, nie. Nie płacz dziecinko.
Jej dolna warga drżała. Obróciła się, by spojrzeć na ojca i ciocię. Diana zamrugała, nagle cofając się. Matilda podniosła się, podeszła i wdrapała się na kolana Diany. Pierwsza z Domu Harrisonów siedziała w całkowitym bezruchu. Jej bratanica objęła ją, wtuliła się w nią i złożyła głowę na piersi cioci.
Diana ciężko przełknęła i sama objęła rękami małą dziewczynkę, zapobiegając jej ześlizgnięciu się z kolan. -O co chodzi?
-Twoja bratanica jest smutna -wyjaśnił Cornelius. -Wyczuwa twoja magię i jest to znajome odczucie. Wie, że jesteś z rodziny i że jesteś kobietą. I tęskni za matką. Pragnie pocieszenia, Diano.
Matilda cicho westchnęła. Jej ciało się rozluźniło.
-To jest prawie jak …wiązanie się ze zwierzęciem.
-To coś więcej -odrzekł Cornelius. -Kiedy zwierzę wiąże się z nami, jego oczekiwania są proste. Bądź z nim, a uzyskasz w zamian oddanie. Z dzieckiem to nieskończenie bardziej skomplikowane, ale i cudowne, bo miłość nie wynika z zaspokajania potrzeb. To nie jest umowa. Czasami, jeżeli ma się szczęście, jest się kochanym i ten ktoś, kto cię kocha nie oczekuje niczego w zamian. Ona ufa ci, Diano, a nawet cię nie zna.
Diana wbiła wzrok w Corneliusa. -Dlaczego my tak nie mamy?
-Mamy. Pamiętasz syrop truskawkowy?
Jęknęła i zamknęła mocno oczy. -To była moja ulubiona koszula. Kochałam tę koszulę.
-Ale nie powiedziałaś matce, że to ja zrobiłem.
-Miałeś wtedy dosyć na głowie. Musiałeś spędzać całe dnie z tym małym potworem Piercem…-Diana westchnęła. -Sądzę, że masz rację. Dorośliśmy.
-I teraz jesteśmy rodziną tylko na papierze.
Wzdrygnęła się. -Świadomość tego jest zaskakująco bolesna.
Zegar na ścianie wskazywał za kwadrans siódma. Musiałam zacząć się zbierać. Przeciągnęłam się powoli. Nawet tego nie zauważyli.
-Kiedy ostatnio widziałaś Blake’a? -zapytał Cornelius.
-Osobiście? -Diana zmarszczyła brwi. -Zazwyczaj wymieniamy się e-mailami. Jakieś sześć miesięcy? Nie, chwila, rok. Wpadłam na niego na tej obrzydliwej kolacji w NCBA. W grudniu zeszłego roku.
Wzięłam szczotkę i zaczęłam ścierać kredę z podłogi.
-Ja nie widziałem go już od dwóch lat -powiedział Cornelius.
-Mieszka pół godziny jazdy od nas - rzekła Diana.
-Wiem.
Diana zgięła szyję, by spojrzeć na bratanicę. -Czy ona śpi?
-Tak -odpowiedział Cornelius.
Ruszyłam w kierunku drzwi.
-Opowiedz mi jeszcze raz -odezwała się za mną Diana. -O twojej żonie.
Ha :) jestem pierwsza :) Wiecie nie myślałam, że pierwsze spotkanie siostry Corneliusa z Matildą takie będzie. było takie wzruszające. i to jak zachowała się Matilda, poszukując czegoś znajomego w otoczeniu które ją otacza, całkiem innym od momentu kiedy jej mama umarła. Biedne dziecko. Super, dziękuje za kolejny fragment :) Całuję, Pati
OdpowiedzUsuńDziekuje taki spokojny fragment,rodzinny co jak zwykle sugeruje cisze przed burza b.
OdpowiedzUsuń