Zapraszamy na kolejny fragment rozdziału dwunastego, w którym Nevada udaje się na spotkanie z Augustinem...
Dwie godziny po zachodzie słońca centrum Houston wciąż tętniło życiem. Poszarpane chmury płynęły po ciemnoczerwonym niebie, co jakiś czas przesłaniając dużą, srebrną tarczę księżyca, jaśniejącą ponad wieżowcami. Wysokie budynki pełne były świateł, stanowiąc jawny dowód na to, że mnóstwo pracowników biurowych postanowiło spędzić ten wieczór przed ekranami komputerów. Miasto było jak wzburzony ocean, a wieżowce sprawiały wrażenie skał, wyłaniających się spośród fal. Pomiędzy nimi przelewał się niekończący się strumień pojazdów. Asymetryczny trójkąt budynku, będącego kwaterą główną MADM i składający się z dwudziestu pięciu pięter pokrytych kobaltowym szkłem, wyglądał jak rekin, gotowy by rozszarpać mnie swoimi ostrymi zębami.
Dwie godziny po zachodzie słońca centrum Houston wciąż tętniło życiem. Poszarpane chmury płynęły po ciemnoczerwonym niebie, co jakiś czas przesłaniając dużą, srebrną tarczę księżyca, jaśniejącą ponad wieżowcami. Wysokie budynki pełne były świateł, stanowiąc jawny dowód na to, że mnóstwo pracowników biurowych postanowiło spędzić ten wieczór przed ekranami komputerów. Miasto było jak wzburzony ocean, a wieżowce sprawiały wrażenie skał, wyłaniających się spośród fal. Pomiędzy nimi przelewał się niekończący się strumień pojazdów. Asymetryczny trójkąt budynku, będącego kwaterą główną MADM i składający się z dwudziestu pięciu pięter pokrytych kobaltowym szkłem, wyglądał jak rekin, gotowy by rozszarpać mnie swoimi ostrymi zębami.
![]() |
źródło:unsplash.com/autor Seb Zurcher |
-Jesteś pewna, że nie chcesz, bym poszła z tobą? -zapytała Melosa. Kiedy wyszłam z domu, zastałam ją, czekającą na mnie przy samochodzie. Nalegała, by pojechać ze mną, a biorąc pod uwagę w jakiej sytuacji się znalazłam, uznałam, że skorzystam choć częściowo z jej pomocy.
-Nie. Sama sobie poradzę.
-Okay -jej ton wyraźnie sugerował, że nie zgadza się ze mną, ale nie mogła nic na to poradzić.
Weszłam do znajomego ultranowoczesnego lobby i skierowałam się do wind. Na siedemnastym piętrze za nieskazitelnie błyszczącym biurkiem Liny nie było nikogo, jej torebki nie widziałam też na oparciu krzesła. Najwyraźniej sekretarka Augustina już wyszła. Pasowało mi to. Drogę do jego biura pamiętałam wystarczająco dobrze. Przeszłam przez otwartą przestrzeń, mając po swojej lewej nachylone niebieskie okna, a po prawej białe wewnętrzne ściany. Byłam w rogu rekiniej płetwy, w jaskini Augustina i na każdym kroku czułam, że Dom Montgomerych nie oszczędzał na wystroju. Jak dla mnie zawsze było tu nieco za sterylnie, zbyt czysto, brakowało mi osobistych dodatków. Ale widok zapierał dech w piersiach. W ciągu dnia przyciemniane szkło zabarwiało przestrzeń na lekko niebieski odcień, tworząc wrażenie pobytu na dnie płytkiego morza. Nocą zaś szkło gubiło się w ciemnościach, jakby w ogóle go nie było. Całe miasto rozpościerało się poniżej, bezkresne i lśniące.
Przede mną białe ściany zakręcały, szkło uciekało na bok, a pośrodku widać było Augustina, siedzącego przy biurku i czytającego coś na tablecie. Podeszłam do otwartych drzwi.
-Wejdź -zaprosił mnie skinieniem dłoni.
Weszłam do jego gabinetu i usiadłam. Nie przestawał czytać. Przypominał mi, kto tu rządzi.
Delikatnie wypuściłam swoją magię. Powoli zaczęła wypełniać pomieszczenie, rozrastając się w cienkich pędach, niczym korzenie jakiegoś gigantycznego drzewa. Powstrzymałam ją, ledwo pozwalając jej pełznąć do przodu. Nie mogłam się spieszyć.
Wreszcie Augustine podniósł głowę.
-Mam kilka pytań, odnoszących się do umowy -odezwałam się.
Zaskoczenie odbiło się w jego oczach, z wolna przeradzając się w spekulację. Dodawał dwa do dwóch. Bliskie przybycie Victorii Tremaine przeraziło mnie i byłam skłonna zgodzić się na jego warunki w zamian za ochronę Domu Montgomerych.
-Znakomicie. Zrobię, co w mojej mocy, by udzielić ci wszelkich wyjaśnień.
Wyciągnęłam wydruk umowy i kamerę. Brwi Augustina powędrowały w górę.
-Wolę mieć to na papierze. Łatwiej robi mi się tak notatki -powiedziałam. -I chciałabym nagrać naszą rozmowę, jeżeli nie masz nic przeciwko.
-Powinienem poczuć się urażony twoim brakiem zaufania, ale zamiast tego pochwalę twoją przezorność. Zaczynajmy.
Wcisnęłam przycisk nagrywania na kamerze. -Paragraf pierwszy „w interesie rangi Domu”. Mógłbyś mi wyjaśnić, co dokładnie masz na myśli przez rangę firmy? To dosyć niejasne dla mnie określenie.
-Ranga Domu to taki prawniczy koncept. Z jednej strony chodzi o stosunki, jakie utrzymuje Dom Montgomerych ze swoimi klientami. Wyrazem wartości firmy jest odnawianie już zawartych kontraktów i polecanie nowych klientów. Bardziej ogólnym aspektem rangi Domu jest nasza reputacja, nazwa i lokalizacja. Dom Montgomerych opiera się na poufności. Jesteśmy miejscowym Domem, który jest mocno związany z lokalną społecznością i ma udokumentowaną historię dobrosąsiedzkich stosunków. W naszym biznesie, zaufanie jest podstawą i jako poddana Domu Montgomerych, będziesz postępować zgodnie z naszymi wysokimi standardami….
Moja magia powoli posuwała się do przodu. Zadawałam pytanie, Augustine udzielał odpowiedzi. Każda wymiana zdań budowała model jego psychiki. Z każdą odpowiedzią zdobywałam kawałek wiedzy o nim, aż moja magia otoczyła go całkowicie. Był w mojej władzy.
-Paragraf piąty „finanse naznaczone”. Co to znaczy?
-Gdzie? -Augustine przewijał dokument na tablecie.
-Tutaj - podałam mu zadrukowaną kartkę i pozwoliłam magii zacisnąć się nieco mocniej. Im bardziej uda mi się go zdekoncentrować, tym lepiej.
Skupił się na wskazanym akapicie, jego usta poruszały się bezgłośnie. -To błąd pisarski. Powinno być „finanse przeznaczone” -Skrzywił się. -Wybacz.
-Nie ma sprawy -poprawiłam odpowiedni ustęp.
-Nienawidzę niechlujstwa. Uczulam wszystkich, że automatyczne sprawdzanie pisowni nie zastąpi nigdy ludzkiej uwagi. Im więcej oczu sprawdzi umowę, tym lepiej.
Spontanicznie dzielił się informacjami, których nie musiał ujawniać. Był gotowy, a ja nie mogłam tego ciagnąć w nieskończoność. Raz kozie śmierć.
-Jak zostanę wynagrodzona za moją służbę?
Augustine otworzył usta.
Szturchnęłam go lekko swoją magią.
-Bezpośrednim przelewem na twój rachunek bankowy.
-Z jakiego banku będzie pochodził ten przelew?
-First House.
-Możesz mi podać numer rachunku i numer identyfikacyjny banku?
To był hazard. Jeżeli będzie musiał to sprawdzić, może wyrwać się z moich mentalnych objęć. Ale Augustine był nadzwyczaj pedantyczny i przywiązywał dużą uwagę do szczegółów.
-Oczywiście -podyktował mi dwa ciągi liczb. Zapisałam je.
-Masz dostęp do bankowości on-line?
-Tak.
-Jaki jest twój login i hasło?
-JulienMont. LoT45B9!n.
-Kim jest Julien?
-To ja. Moje drugie imię. Nie cierpię go.
-Paragraf dwunasty, wers trzeci gwarantuje mi trzy tygodnie płatnego urlopu. Mogę wziąć wolne jednorazowo, czy musze podzielić urlop na kilka krótszych okresów?
-Cokolwiek wybierzesz.
Zaczęłam wycofywać swoją magię. Jeszcze dwa pytania i uwolniłam go całkowicie. Augustine marszczył swoje brwi. Musiał coś poczuć, ale nie był pewien, co to było.
-Zakładam, że to wyjaśnia już wszystko -powiedział na koniec. -Pozostało nam jedynie złożenie twojego podpisu.
Oparłam się wygodnie. -Nie podpiszę tej umowy, Augustinie.
Wbił we mnie wzrok. -To błąd. Czy Rogan złożył lepszą ofertę?
Potrząsnęłam głową. -Nie. To nie ma nic wspólnego z Roganem. Oboje wiemy, że to co mi zaproponowałeś jest nieproporcjonalnie małym wynagrodzeniem za moje zdolności w służbie twojego Domu. Rozumiem twój punkt widzenia. Posiadanie poddanego Pierwszego byłoby znakomitym nabytkiem dla Domu Montgomerych.
Jego oczy zwęziły się. -Sądzisz, że jesteś Pierwszą?
-Gdybyś uznał na potrzeby tej rozmowy, że jestem Pierwszą, zaoszczędziłoby to nam sporo czasu - może mnie posłucha. Może uda mi się przekonać go i nigdy nie będę zmuszona skonfrontować go z nagraniem z kamery.
Protekcjonalny uśmiech pojawił się na jego ustach.
-Spełnię twoje życzenie. Kontynuuj.
-Jutro Victoria Tremaine wejdzie do tego biura. Zmiażdży twój umysł jak skorupę orzecha. I nie będziesz w stanie uczynić nic, by temu zapobiec. Jeżeli zdecyduje się na bycie subtelną, pozostawi cię przy zdrowych zmysłach. Jeżeli nie spodoba się jej twój wygląd, krój twojego garnituru albo kolor ścian twojego gabinetu, zafunduje ci lobotomię.
Oczy Augustina zwęziły się ponownie. Zdjął okulary. -To zaprawdę urocze.
No cóż. Miało być miło i przyjemnie, a nie będzie.
-Starałem się być wielkoduszny, składając ci tę propozycję. Jak dotąd byłem nadzwyczaj cierpliwy -kontynuował. -Wskazałaś mi błędy w moich poczynaniach, więc pozwól, bym na koniec i ja udzielił ci rady. Spędziłaś trochę czasu z Roganem, pracowałaś nieco dla mojego Domu i wydaje ci się, że wiesz, jak się mają sprawy pomiędzy Domami, tak więc założyłaś, że wyjaśnisz mi to wszystko, tak jakby nasze role się odwróciły i to ja byłbym dyletantem i ignorantem.
Pięknie. I co jeszcze?
-Możesz być albo i nie Pierwszą. Twój talent i twoje umiejętności sprawiają, że jest to kwestia otwarta. Na razie jednak jesteś amatorką, która przecenia własne zdolności i znaczenie. Ja byłem Pierwszym całe swoje życie. Jestem głową znaczącego Domu z czterema żyjącymi Pierwszymi, prowadzę wielomilionowe, międzynarodowe przedsiębiorstwo i cieszę się nienaganną reputacją w naszej społeczności. Victoria Tremaine jest starą jędzą, której Dom chyli się ku upadkowi.
Uff, zdrowo pojechał. Od faktów udało mu się gładko przejść do totalnej przesady. Najwyraźniej udało mi się go naprawdę zirytować.
-Gdybym nie sądził, że jej wizyta dostarczy mi rozrywki, nie spotykałbym się z nią. Jeżeli zdecyduję się uczynić jej tę uprzejmość, będzie zważała na swoje maniery i nie uczyni absolutnie nic, co naruszyłoby moje bezpieczeństwo. W przeciwnym wypadku wyrzucę ją wprost na ulicę.
Odwróciłam kartkę, która leżała na stercie papierów z wydrukowaną umową i podsunęłam mu ją.
-Ten pomysł, że mogłaby tu wejść jak do siebie, a ja tak po prostu powiedziałbym jej wszystko, jest niedorzeczny. Twoja obecność w moim gabinecie też jest niedorzeczna. Mam już dość.
-Spójrz na to.
Augustin zerknął na mnie, póżniej na kartkę. Napisane moim schludnym charakterem widniały tam numery banku, rachunku oraz dane do logowania.
-Jak to zdobyłaś? -warknął.
-Powiedziałeś mi.
Augustine chwycił kamerę, przewinął nagranie i obejrzał na wbudowanym ekranie siebie, recytującego hasło dostępu do konta. Z jego twarzy odpłynęła cała krew. Znów wcisnął przycisk przewijania i obejrzał nagranie raz jeszcze.
Upuścił kamerę i miotnął nią w poprzek blatu. Nie miałam czasu, by zareagować. Jego dłonie chwyciły moje ramiona i szarpnęły mnie do góry. Furia rysowała się na jego twarzy. Jego wygląd zafalował, kiedy iluzja pod wpływem rozsadzającej go wściekłości zaczęła zanikać. -Co jeszcze?
-Nic więcej od ciebie nie wyciągnęłam. No poza twoim drugim imieniem, Julienie. Sprawdź nagranie. A teraz radziłabym ci puścić mnie. Mam zainstalowane shockery i uwierz mi, że naprawdę nie chcę ich na tobie użyć.
Puścił mnie.
O la la..... ja wielki potężny szef...... ty mała głupia myszko...... i ........bummmmmm :D:D:D:D:D
OdpowiedzUsuńNieźle Nevada daje czadu....
Duże gratulacje dla autorów za pomysły i przełożenie ich na tak świetny tekst...
Dziękuję za kolejny fantastyczny fragment
jakita
Dziekuje Bohaterka udowodniła swoja moc tylko pytanie jak to teraz wykorzysta aby ochronic siebie i rodzine b.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że niecierpliwie czekam na babusię. Może być ciekawe :-)
OdpowiedzUsuńNo to się nazywa PODSTĘP. Jak prawdziwa Pierwsza. I nawet nie zauważył. Tak się ucieszyłam, bo w sumie Augustine nawet jej nie doceniał a tu taka sytuacja. Nevada po prostu wyciągnęła asa z rękawa :D Co trochę mi przypomina Rogana, on też ma jakieś sztuczki w zanadrzu i nie zawaha się ich użyć :D Już się nie mogę doczekać, co będzie dalej :D Dzięki za fragment. Całuję, Pati
OdpowiedzUsuń