Przejdź do głównej zawartości

White Hot Rozdział 3

Większość Domów z Houston miała swoje posiadłości wewnątrz Pętli, długiej drogi okrążającej śródmieście wraz z jego bogatymi przyległościami, takimi jak River Oaks. Posiadanie adresu wewnątrz Pętli było takim samym statusem symbolu, jak jeżdżenie luksusowym wozem czy pływanie własnym jachtem. 
Tyle tylko że Rogan pochodził z rodziny, która od 4 pokoleń szczyciła się Pierwszymi i nie miał najmniejszego powodu, by starać się komukolwiek zaimponować. Zamiast więc, kierować się do centrum, wspięliśmy się na wzgórza otaczające miasto od północnego zachodu i opuściliśmy Houston. Wkrótce otoczyły nas stare teksańskie dęby, stoicko rozpościerające gałęzie w grudniowym deszczu. 
Mój telefon zadzwonił. Bern. 
-Tak?
-Cześć, w internecie wrze na temat jakiegoś zamieszania w Zgromadzeniu.
Cóż, szybko to wypłynęło. 
-Wiesz, o co chodzi?
-Forsberg nie żyje. I to nie ja go zabiłam. 
-Z tobą wszystko w porządku?
-Tak. 
-Widzę, że poruszasz się teraz na północny zachód.
Bern śledził mój telefon. -Zgadza się. 
-Gdzie jedziesz?
-Do domu Szalonego Rogana.
Milczenie. 
-Nie mów mamie - dodałam. 
Usta Rogana rozchyliły się na moment w krótkim uśmiechu. 
-Nie powiem -obiecał Bern. 
Rozłączyłam się. 
-Czy próbowałeś zamordować Forsberga?- zapytałam. 
-Gdybym próbował, zostałby już na tym piętrze, gdzie się spotkaliśmy. 
-Ale wyglądałeś, jakbyś miał zamiar go zabić. 
-Chciałem uzyskać od niego odpowiedzi na kilka pytań. Gdyby mi ich nie udzielił, wtedy prawdopodobnie rozważyłbym takie zakończenie naszego spotkania. 
Nie potrzebowałam swojej magii, by zrozumieć, co miał na myśli. -Byłbyś w stanie zajrzeć do raportu z autopsji?
Rogan rzucił mi krótkie spojrzenie. Co też sobie myślałam, wątpiąc we wspaniałego Szalonego Rogana?
-Jak on mógł dokonać skoku, będąc już martwym? -zapytałam. 
-Takie przemieszczanie się jest dwustopniowym procesem - odpowiedział Rogan. 
-To podobne do oddychania - wyjaśnił z tylnego siedzenia Cornelius. -Forsberg zaczerpnął magii, jakby brał wdech, potem pozwolił jej uwolnić się, co z kolei przypomina wydech. Jeżeli ktoś zabiłby go w chwili, gdy „wydychał”, skok odbyłby się mimowolnie. 
Naprawdę potrzebowałam dostępu do zasobów sieci Domu i możliwości zrozumienia wyższych talentów magicznych. Niestety nie byłam członkiem, ani nie było szans, bym kiedyś nim została. 
Podjechaliśmy pod bramę z ręcznie kutego żelaza, która otworzyła się, gdy tylko zbliżyliśmy się. Rogan ruszył przez długi, pełen zakrętów podjazd, prowadzący pomiędzy malowniczymi roślinami aż do dużego kolonialnego domu w stylu hiszpańskim, zbudowanego na szczycie niewielkiego wzniesienia. Budynek miał dwa piętra, grube rzeźbione ściany i dach z czerwonej dachówki. Na świat spoglądał łukowatymi oknami. Z prawej strony zwieńczony był dużą okrągłą wieżą, a po lewej rozpościerał się zadaszony taras. Czerwono-fioletowe kwiaty zwieszały się z koszy, zawieszonych na drewnianych poręczach i podcieniach werandy. Pośrodku ciężkie łukowate drzwi ze starego drewna z żelaznymi okuciami prowadziły do wnętrza. Wszystko to było niesamowicie urokliwe. Gdyby kiedykolwiek zamierzano kręcić nową wersję Zorro, znałam już miejsce idealnie nadające się do sfilmowania. Wręcz spodziewałam się lada moment ujrzeć człowieka w czarnej masce i pelerynie, walczącego na szpady na balkonie, po czym skaczącego wprost na smoliście czarnego andaluzyjskiego rumaka i galopującego obok nas przez podjazd. 
Zdałam sobie sprawę, że Rogan nachylił się do mnie. 
-Podoba ci się? - zapytał cicho.
Ludzie kłamali mi każdego dnia i to niejednokrotnie- z najlepszych albo i najgorszych pobudek- co z kolei sprawiło, że sama postanowiłam mijać się z prawdą tak rzadko, jak to tylko możliwe. -Tak.
Pełen zadowolenia uśmiech zagościł na jego twarzy. Oh, na miłość boską, zachowywał się tak, jakby własnymi rękami zbudował tę posiadłość… I jakie w ogóle miało znaczenie, czy mi się to podoba, czy nie. 
Poszliśmy za nim przez masywne drzwi do holu z chłodną, wapienną podłogą i solidnymi kolumnami. Po naszej prawej stronie zakręcone schody z ręcznie kutą balustradą, prowadziły na piętro. Po lewej rozciągał się obszerny salon z wysokim sufitem pociętym drewnianymi belkami i oświetlony trzema zabytkowymi żyrandolami, przywodzącymi na myśl starożytny zamek. Duże łukowate okna obramowane kamiennymi kolumnami wpuszczały do środka światło późnego poranka. Czerwono-białe orientalne kobierce zaścielały podłogę. Meble były stare i ciężkie.  Olbrzymie poduchy na kanapie pokrywał plusz. Potężny kominek zajmował znaczną część przeciwległej ściany. To pomieszczenie mogłoby się wydawać ponure i mroczne, ale zamiast tego emanowało lekkością, było pełne światła i wręcz zapraszało, by się w nim rozgościć. Wzdłuż ścian rozstawione były w dużych donicach rośliny, stanowiące jasne wyspy zieleni na kamiennym tle. 
Szalony Rogan był właścicielem domu moich marzeń. Życie nie było fair. Godziłam się na to. Gdybym pracowała naprawdę ciężko, pewnego dnia mogłabym kupić sobie własny dom, oczywiście nie tak duży ani tak gustownie urządzony, ale własny. 
Rogan ruszył w głąb domu, a my podążyliśmy za nim przez wewnętrzny taras, łączący salon z korytarzem. Rogan skręcił w prawo i znaleźliśmy się w kolejnej klatce schodowej, która doprowadziła nas do metalowych drzwi. Rogan otworzył je i przytrzymał, bym mogła przejść pierwsza. 
Weszłam do kwadratowego pomieszczenia. Ściany na lewo i na wprost mnie były wykonane z przyciemnianego szkła, przez które widać było taras i wewnętrzne patio. Dwie pozostałe ściany pokryte były ekranami i komputerami, obsługiwanymi przez dwóch ludzi w słuchawkach. 
-Zostawcie nas - rozkazał Rogan. 
Mężczyźni wstali i opuścili pokój bez słowa. Rogan zaprosił nas do sofy w kształcie litery U, otaczającej stolik kawowy. Usiedliśmy. 
-Bug! - zawołał Rogan. 
-W drodze - odpowiedział głos z ukrytego głośnika. 
Rogan spojrzał na Corneliusa. -Czy był pan blisko ze swoją żoną, panie Harrison?
Cornelius zawahał się. -Tak.
Co to za pytanie?
-Czy to była prawdziwa więź?
-Tak.
Rogan przeniósł wzrok na mnie. -Czy on mówi prawdę?
-Zdajesz sobie sprawę, że pracuję dla niego, a nie dla ciebie?
-Jeżeli kłamie, a pokażę mu to, co zamierzam, być może będę zmuszony zabić go.
Spojrzałam na Corneliusa. -Czy mam twoją zgodę, by mu powiedzieć?
-Tak - odpowiedział. 
-Mówi prawdę.
Rogan podszedł do ściany, otworzył jeden z paneli i wrócił do nas ze szklanką i butelką Jacka Danielsa Postawił je przed Corneliusem. 
-Nie piję - rzekł Cornelius. -Chcę temu stawić czoła na trzeźwo. 
-Co się stanie, gdy znajdziesz mordercę twojej żony? - Rogan usiadł z mojej lewej strony. 
-Zwolnię pannę Baylor - powiedział Cornelius. 
-Ze względu na upartą niezdolność panny Baylor do kompromisów, kiedy rozchodzi się o przestrzeganie prawa?- zapytał Rogan.
-Wyraziła się nadzwyczaj jasno w kwestii niechęci do angażowania się w to, co nastąpi. 
Pomachałam im przed oczami ręką, na wypadek gdyby zapomnieli, że wciąż siedziałam tuż obok. 
-Jak bardzo jesteś zdecydowany, by tak się to zakończyło? - kontynuował Rogan.
-Przemyślałem to już wystarczająco wiele razy, by nie mieć wątpliwości. 
Rogan oparł się o kanapę, a w jego oczach widać było, jak kalkuluje. -Zamierzam podzielić się z tobą pewnymi tajnymi informacjami. Co będzie miało daleko idące konsekwencje. Jeżeli wolałbyś nie być w to uwikłany, powiedz mi o tym teraz. Życie moich ludzi będzie zależało od twojej dyskrecji, a jeżeli nadużyjesz mojego zaufania, będę zmuszony wyeliminować cię. 
-Zrozumiałem -odrzekł Cornelius. -Jednocześnie chcę, byś był świadomy tego, że jeżeli to ja odkryję, iż to ty w jakikolwiek sposób przyczyniłeś się do śmierci Nari, sam podejmę odpowiednie kroki. 
To nie był świat normalnych ludzi. A mimo to jakoś tkwiłam w tym po uszy. 
-Tak dla jasności, nie wyrażam zgody na bycie zabitą- wtrąciłam. 
Obaj spojrzeli na mnie. 
-Uściślam na wypadek, gdyby ktoś się później pytał.
Ostrożne pukanie przerwało ciszę i Bug wkroczył do pomieszczenia. Jedna z przyjaciółek mojej matki miała terriera krótkonogiego, wabiącego się Magnus. Ta rasa terrierów była hodowana do łapania szkodników na szkockich wzgórzach i wydawało się, że Magnus był fizycznie niezdolny do usiedzenia choć chwili w bezruchu. Skakał po całym podwórzu, biegał po ścieżkach, gonił zabawki, a kiedy ktoś puszczał bańki mydlane, zamieniał się w czarny futrzasty grom, który nie spoczął nim nie wykończył wszystkich baniek. Ruch był jego pracą, której w pełni się poświęcał. 
Bug był Magnusem w ludzkiej postaci. Zawsze poruszał się, pisał, mówił, śledził… Nawet kiedy siedział przez większość dnia, nie oznaczało to bezczynności. Nigdy nie widziałam, by nie miał celu, zawsze czymś się zajmował, miał do wykonania jakieś zadanie i odnosiłam wrażenie, że gdyby tylko na moment przestał pracować i od czasu do czasu zjadł normalną kanapkę, dałoby się odnaleźć te brakujące 15kg jego wychudzonego ciała. 
Bug był „swarmerem". Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych połączyły go z czymś wyciągniętym przez nich z tajemnych sfer. Nazywali to rojem z braku lepszego określenia. Rój nie miał fizycznej postaci. W jakiś sposób żył wewnątrz Buga, co pozwalało mu mieć nadzwyczaj podzielną uwagę i przetwarzać szybciej informacje. Rój  sprawił, że stał się znakomitym ekspertem od inwigilacji. Większość swarmerów umierało w ciągu dwóch lat od połączenia z rojem, ale Bug jakoś przetrwał i do niedawna egzystował w ukryciu, nienawidząc wszelkiej władzy, ze szczególnym uwzględnieniem wojska. Od czasu do czasu kupowałam jego usługi, płacąc Equzolem - lekiem pochodzącym z wojskowych laboratoriów, zaprojektowanym by utrzymywać swarmerów w równowadze psychicznej. Później Rogan wyciągnął go z jego kryjówki obietnicami nielimitowanego dostępu do Equzolu i zaawansowanego sprzętu komputerowego oraz czymkolwiek tam jeszcze, co też było częścią uzgodnionego przez nich diabelskiego paktu. 
Wpadnięcie w macki Rogana najwyraźniej służyło Bugowi. Jego skóra prawie pozbyła się ziemistego odcienia i mimo że jego oczy wciąż niezdrowo błyszczały nerwową energią, nie wzdrygał się już co chwila i nie odbijało mu już tak często jak wcześniej. 
Bug opadł na kanapę i umieścił przed sobą na stole laptop. -Cześć Nevada.
-Cześć. 
Pulchny pies, będący krzyżówką francuskiego buldoga z bliżej niesprecyzowaną rasą, wkroczył do pokoju i zaczął ocierać się pyskiem o moje nogi. 
-Hej, Napoleon - sięgnęłam dłonią w dól i poklepałam go po głowie. Pies Buga powędrował do Rogana i bezceremonialnie rozłożył się na jego stopach. Rogan bezwiednie złapał go za kark i usadowił na kanapie obok siebie. Francuski buldog westchnął zadowolony, pokręcił się chwilę, wciskając się głębiej między poduchy i zamknął oczy. 
-Jesienią panna Baylor i ja byliśmy zaangażowani w sprawę Adama Pierce’a. 
-Wiem, - odpowiedział Cornelius. -Wtedy właśnie się spotkaliśmy. 
Bug wyciągnął tablet ze swojej bluzy i zaczął przebiegać palcami po sprzęcie. Z bocznej ściany wysunął się ekran. 
-Adam Pierce nie działał sam - powiedział Rogan. -Ktoś naładował go niczym pistolet, wycelował i nacisnął spust. 
-Kto? -zapytał Cornelius. 
-Nie wiemy -odrzekł Bug. 
-Staliśmy się świadomi spisku wokół Adama Pierce’a, kiedy zorientowaliśmy się, że przemieszcza się po mieście w sposób dla nas niedostrzegalny - dorzuciłam. -Nie tylko miał do dyspozycji pojedynczego maga, który go krył, ale stał za nim cały zespół osłaniający. Wiemy, że był w to zaangażowany przynajmniej jeden z Pierwszych. 
Przypomniałam sobie, jak biegłam przez parking, na którym Rogan walczył z wirem metalu i rur, które próbowały go zgnieść. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, kto za tym stał. 
-Pierce wykorzystał do brudnej roboty pewnego nastolatka- wyjaśniał Rogan. -Nazywał się Gavin Waller. Jego matka jest moja kuzynką. Odkryłem, że była ona częścią intrygi, w którą uwikłany był Adam Pierce. 
To było dla mnie coś nowego. Zatem Rogana zdradził członek własnej rodziny. Czy go to obeszło? Czy miało to w ogóle  jakieś znaczenie dla niego? Nie wydawało się, by kiedykolwiek interesował się Kelly Waller czy jej synem, dopóki Adam Pierce nie uczynił Gavina częścią swojej zabójczej gry. 
-Ktokolwiek stał za Adamem, na pewno był to ktoś ustosunkowany i potężny. - kontynuował Rogan. -Na szczęście ten ktoś przeoczył słabe ogniwo w ich systemie obrony. 
Bug nacisnął kilka przycisków na klawiaturze laptopa. Ekran rozjarzył się, pokazując kobietę w obcisłej czarnej sukience, klęczącą na wysokim krześle. Jej zgięte w łokciach ręce opierały się o oparcie, a na palcu wskazującym lewej dłoni bujały się szpilki. Patrzyła wprost w kamerę swoimi jasno-szarymi oczami. Była mocno umalowana, a jej ufarbowane na truskawkowy blond włosy idealnie obramowywały twarz pozbawioną zupełnie wyrazu. Lekko przygryzała dolną wargę. 
-Harper Larvo- wyszeptałam. 
-Kim ona jest? - zapytał Cornelius. 
-Bywalcem -odpowiedziałam. -Była związana z ludźmi, stojącymi za Adamem Piercem. 
-Zleciłem jej obserwację, -powiedział Rogan. 
-Założyliśmy podsłuch w jej mieszkaniu, na wszystkich jej telefonach i w jej samochodzie- dodał Bug.
-Miesiąc temu Harper zaczęła romans z z Jaroslavem Fenleyem - wyjaśniał Rogan. 
Cornelius pochylił się w kierunku ekranu. Jaroslav pracował z Nari. Był jednym z trzech prawników zamordowanych wraz z nią.
-W ostatni piątek zarejestrowaliśmy to -Rogan skinął głową na Buga, który sięgnął do laptopa i wcisnął przycisk. 
-To się dzieje - usłyszeliśmy głos Harper. -Zamierzają to przekazać. Nie chcą, by dało się ich z tym powiązać, tak więc rozważają teraz kwestie bezpieczeństwa przed spotkaniem. 
-Potrzebujemy informacji o czasie i miejscu spotkania -zabrzmiał starszy damski głos. 
Mięsień w twarzy Rogana drgnął. 
-Jestem zmęczona. Mogę już z tym skończyć? On jest taki nudny, a do tego śmierdzi. 
-Czy muszę ci przypominać, dla kogo pracujesz?
-Dobra. Zadzwonię, kiedy będę miała te informacje. 
-Ta druga kobieta na taśmie to Kally Waller- powiedział Rogan. Jego niebieskie oczy były lodowato zimne. Jednak zdrada kuzynki obchodziła go. Gdybym była Kelly Waller, zrobiłabym wszystko, żeby uciec na inny kontynent. 
Bug skrzywił się. -Używała jednorazowego pre-paida. Gdyby nie miała przy sobie Sassy, nigdy nie udałoby się nam jej namierzyć. 
-Sassy? - zapytałam.
-Jej pudla - odpowiedział Bug. 
-Podrzuciliście pluskwę jej psu?
-Dokładnie rzecz biorąc wykorzystaliśmy obrożę. Nie jestem aż tak popaprany, by chipować zwierzę. Zresztą ona nawet nie powinna mieć psa. Traktuje go jak gówno. Nie zasługuje na Sassy - wyjaśnił oburzony Bug. -Mniejsza z tym. Przeczesaliśmy sieć i zwyczajowe miejsca, w których kretyni…
Szalony Rogan rzucił mu krótkie spojrzenie.
-…to znaczy ludzie, którzy nie mają bladego pojęcia co robić, mogą szukać prywatnej ochrony. Znaleźliśmy zlecenie Fenleya i podpisaliśmy umowę. 
-My?- zapytałam.
-Jestem właścicielem pewnej firmy ochroniarskiej - rzucił Rogan. 
Oczywiście.
-Fenley stwierdził, że spotykają się z drugą stroną, by wymienić pewne dane - kontynuował Rogan.
-W hotelu Sha Sha - domyślił się Cornelius. 
Rogan przytaknął. -Czas i miejsce spotkania nie były idealne, ale podjąłem ryzyko. Jeżeli moja kuzynka potrzebowała tych danych, ja pragnąłem ich tym bardziej. 
Podjął ryzyko i jego ludzie zginęli. Obwiniał się teraz o to. Nie uwidaczniało się to na jego twarzy, ale widziałam to przez moment w jego oczach, nim znów stały się lodowato błękitne. Kiedy ostatnio ze sobą rozmawialiśmy, byłam praktycznie pewna, że mam do czynienia z socjopatą. Wydawał się być niczym niewzruszony, jakby nic go nie obchodziło. A to go ruszyło. 
Bug nacisnął przycisk odtwarzania. Spięłam się instynktownie. 
Kobieta po trzydziestce ubrana w szare spodnie, czarną koszulę i niepasującą do reszty kamizelkę kuloodporną ukazała się na ekranie. Cienki pasek metalu i plastiku przyklejony do jej czoła zniknął pod ciemnymi włosami odgarniętymi z twarzy. Dotknęła go i obraz nieco się przesunął. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze. 
-Nie baw się tym - zabrzmiał głos Buga. 
-To mnie rozprasza -w jej głosie dało się wyczuć ślady akcentu z Luizjany.
-To najlepsze urządzenie na rynku- odpowiedział Bug. -A ty zepsułaś już dwa takie, Luanne. 
-One też mnie rozpraszały.
-Czy widzisz troskę w moich oczach?
Luanne była mocno zbudowana i wyglądała na silną, a sposób w jaki prezentowała się przed lustrem zdradzał też spore opanowanie. Spotykałam już ten typ ludzi wcześniej. Była zawodowym najemnikiem. Można było spojrzeć w jej oczy i nic tam nie dostrzec. Chwilę poźniej mogła strzelić komuś wprost w twarz, a kiedy kule latały wokół jej głowy, oczy nadal nic nie wyrażały. To jej nie ruszało, może ze względu na wyszkolenie i doświadczenie, a może taka już była. W codziennym życiu mogła wyglądać zupełnie normalnie. W supermarkecie nikt by się nie domyślił, że zarabia na życie zabijaniem ludzi. 
Za nią mężczyzna i kobieta w identycznych strojach sprawdzali swoją broń. 
-Co to za rodzaj kamizelek? - spytałam. Wyglądały jakby pod szarą tkaniną były zbudowane z sześciokątnych giętkich sekcji. Poszczególne segmenty przesuwały się, kiedy Luanne poruszała się. 
-To Scorpion V -odpowiedział Bug. -Najnowsze, najlepsze, tajne i zdecydowanie niedostępne dla cywilów, tak więc zapomnij, że je widziałaś albo będziemy zmuszeni wydłubać ci oczy. 
-Żadnego niepotrzebnego bohaterstwa, Luanne - zza kamery dobiegł głos Rogana. -Chcę się tylko dowiedzieć, czym handlują. Wchodzicie, utrzymujecie się przy życiu i wychodzicie. 
-Z całym szacunkiem majorze, to nie jest mój pierwszy występ -odparowała Luanne. 
-Major się przejmuje -powiedział młodszy mężczyzna o piegowatej twarzy, kładąc na kolanach broń. Heckler & Koch MP7. 
Spojrzałam na Rogana. Jego twarz nic nie wyrażała. 
-Major zawsze się martwi - dorzucił starszy mężczyzna. 
-Naszym zadaniem jest sprawić, by major nie musiał się już martwić, Watkins -Luanne obróciła się i obraz z kamery objął teraz grupę żołnierzy. -Czas by zarobić grubszą kasę.
Ekran podzielił się na cztery fragmenty, odpowiadające nagraniom z urządzeń każdego członka grupy. 
-Przewiń do przodu - odezwał się cicho Rogan. 
Nagranie przyspieszyło. Najemnicy rozdzielili się do 4 samochodów, podjechali po prawników, wsadzili ich do dwóch SUV-ów i różnymi drogami ruszyli do hotelu. Wideo zwolniło do normalnej prędkości odtwarzania. Obserwowaliśmy, jak żołnierze wysiadają i eskortują dwóch mężczyzn i dwie kobiety, wszystkich ubranych w kamizelki Scorpio do hotelu, gdzie kolejny najemnik przywitał ich przy drzwiach. Zespół Rogana musiał sprawdzić to miejsce już wcześniej. 
Kiedy prawnicy byli wprowadzani do hotelu, kamera uchwyciła twarz wyższej z kobiet. 
Cornelius wciągnął ze świstem powietrze. 
Miała około 28 lat, była Azjatką, prawdopodobnie pochodzenia koreańskiego o okrągłej twarzy i dużych, bystrych oczach, które wyglądały prawie jak oczy jej córki. Obawa malowała się na jej twarzy. Wyglądała na nagraniu na tak pełną życia. 
Oglądałam ostatni spacer skazańca, idącego na śmierć. 
Prawnicy i ochroniarze weszli do budynku. Czwórka z przodu, za nimi grupa bezpośrednio odpowiedzialna za bezpieczeństwo prawników w typowej formacji korytarzowej: jeden strażnik z przodu, drugi lekko z tyłu po lewej, dalej prawnicy, trzeci po prawej i wreszcie ostatni strażnik z tyłu dokładnie za plecami pierwszego. Z góry wyglądało to jak romb. Czterech pozostałych ochroniarzy podążało za nimi. Poruszali się szybko, zamiast windy korzystali ze schodów i chwilę później dotarli do apartamentu na drugim piętrze. Kolejny najemnik, kobieta tym razem- pilnowała drzwi wejściowych. 
-Jakaś ochrona na zewnątrz? - spytałam. 
-Dwóch ludzi - odpowiedział Rogan. -Jeden na budynku od strony północno-zachodniej, osłaniający wejście i drugi na dachu muzeum od północy, mający na oku okna apartamentu. 
Szczelna ochrona. Mieli zabezpieczone wejście i okna, tak więc gdyby ktoś czy coś stanowiące potencjalne zagrożenie próbowało dostać się do hotelu, ludzie Rogana mogli dowiedzieć się o tym natychmiast i zneutralizować niebezpieczeństwo.  Sama nigdy nie podjęłam się zlecenia na prywatną ochronę, ale w czasach kiedy żył jeszcze mój ojciec, rodzice nalegali, bym odbyła kurs ochroniarzy w ośrodku szkoleniowym w Wirginii. Z tego co pamiętałam, ludzie Rogana robili wszystko zgodnie z najlepszymi procedurami.
Prawnicy i ochroniarze wypełnili obszerny apartament. Ciemny stolik kawowy z prawie czarnego drewna wypolerowanego na wysoki połysk stał pośrodku pomieszczenia. Obok znajdowała się ciemnoszara sofa i dwa krzesła, jedno obite w kolorze królewskiego fioletu, drugie w biało-czarny deseń. Prawnicy usiedli. Ludzie Rogana rozproszyli się po pokoju, zajmując stanowiska przy ciemnoczerwonych zasłonach, drzwiach do łazienki i wzdłuż ścian, formując tzw. pole śmierci naprzeciw drzwi wejściowych. Czterech ludzi zostało przy prawnikach. 
Obrazy z czterech kamer pokazywały każdy kąt pokoju. Na dwóch z nich wyraźnie widać było zafrasowaną twarz Luanny. Wpatrywała się intensywnie w okno. Co też dostrzegła tam…?
Kondensacja. Cienka warstwa mgły pokryła szkło. 
-Bug -cicho odezwała się Luanna. -Jaka tu jest wilgotność?
-92 procent. 
-A jaka jest wilgotność u Cole’a na dachu?
-78%.
-Przerywamy akcję. - wyrzuciła z siebie Luanna. -Wyprowadźcie ich natychmiast na zewnątrz.
Pokój pokrył się lodem. W mgnieniu oka ściany, broń i meble zniknęły pod cienką warstwą lodu. 
-Odczytuję nagły spadek temperatury! -zawołał Bug. 
Wtedy wszystko stało się naraz. 
Niewysoka czarnoskóra najemniczka stojąca obok prawników zacisnęła nagle pięści i szarpnęła nimi w dół, jakby coś zrywała. Niski dźwięk przetoczył się po pokoju i powietrze wokół niej zajaśniało bladym błękitem. Egida, ludzka kuloodporna tarcza. 
źródło:pixabay.com
Trzech pozostałych ochroniarzy poderwało prawników i popchnęło ich w kierunku błękitnej sfery. 
Żołnierz przy drzwiach złapał za klamkę, odskoczył, jakby coś go oparzyło i kopnął w drzwi, które nawet nie drgnęły. Warstwa lodu pokrywała je już na grubość co najmniej cala. 
-Wywal dziurę!- rozkazała Luanna. 
Dwóch mężczyzn przy drzwiach przyjęło pozy magów z wzniesionymi ramionami i dłońmi ku górze, niczym koszykarze dzierżący po piłce w każdej ręce. Karmazynowe błyskawice zajaśniały wokół ich palców. Energokinetycy władający pierwotną magią energii. Wydawało się, że ściana lada moment eksploduje. 
Nagle twarz Luanny zobojętniała. Poderwała swój MP7 i strzeliła każdemu z energokinetyków w głowę. 
Po drugiej stronie pokoju murzyn w średnim wieku rzucił się w jej kierunku, strzelając. Kule uderzyły w Luanne, wstrząsając nią za każdym trafieniem. Obraz z jej kamery drżał w rytmie pocisków rozrywających jej ciało. Mała eksplozja rozbłysła tuż przed kamerą, pozostawiając po sobie krwawą mgiełkę. Kula trafiła Luannę w głowę. 
Obróciło nią, nieświadomą już roju pocisków. Powinna już nie żyć. Musiała być martwa, ale jej ciało wciąż się obracało, ciągnąc za sobą MP7, które wypluło z siebie cały magazynek wprost w błękitną sferę. Pociski zatrzymały się na osłonie, tworząc niewielkie zmarszczki na jej powierzchni, a następnie spadły na podłogę nie czyniąc nikomu krzywdy.  Murzyn, który strzelił do Luanny, też zaczął się obracać z podobną jej pozbawioną wyrazu twarzą i gdy tylko skierował wylot lufy w stronę tarczy, opróżnił cały magazynek swojego pistoletu. 
Co do diabła się działo?
Spojrzałam w oczy Rogana. Spodziewałam się dojrzeć tam złość i ból, ale to co dostrzegłam w ich głębi, sprawiło, że skuliłam się ze strachu. Wyzierała z nich ciemność, jakbym spoglądała na lód pokrywający bezdenną czarną otchłań. 
-Zróbcie mi drogę do wyjścia! -krzyknęła kobieta rozpościerająca osłonę. 
Żołnierze obok odpowiedzieli ogniem. Luanna przewróciła się, uderzając głową o posadzkę. 
Dwóch ochroniarzy, jeden przy drzwiach, drugi przy oknie obróciło się jednocześnie i wystrzeliło, ścinając strzegących tarczy, a następnie skierowali broń na osłonę. Egida zaczęła krzyczeć, kiedy kolejne uderzenia zaczęły rozrywać sferę. Krew popłynęła z jej nosa. Jej ręce trzęsły się z wysiłku. 
Twarze prawników widoczne zza osłony były przepełnione strachem i wykrzywione narastającą paniką i bezsilnością. 
Pierwsza kula przedarła się przez tarczę i trafiła młodego blondyna w krtań. Krew trysnęła na policzek Nari Harrison i w tym właśnie momencie kobieta uświadomiła sobie, że dzisiaj nie wróci do domu. 
Błękitna sfera rozmyła się, kiedy tarcza opadła. Egida osunęła się na kolana, krew ciekła z jej ust. Pociski runęły na bezbronnych prawników. Przez kilka chwil trafienia wstrząsały ich ciałami, utrzymywanymi w pionie przez nieprzerwany strumień kul penetrujących kamizelki i rozrywających ich organizmy. Po chwili wszyscy runęli. Nari upadła 4 stopy od kamery. Jej szeroko otwarte martwe oczy wpatrywały się w nas. 
Z piersi Corneliusa wyrwał się jęk. 
But zasłonił częściowo widok z kamery Luanny. Zabrzmiały dwa suche wystrzały, przypominające petardy. But przesunął się, kiedy żołnierz stanął nad Nari. Lufa zawisła nad jej głową. Dwie kule przeszyły jej skroń, znacząc twarz krwawą mgłą. Żołnierz przesuwał się od prawnika do prawnika, metodycznie wystrzeliwując pociski w ich głowy. Na koniec zatrzymał się obok jasnowłosej prawniczki. Krew przemoczyła jej blond włosy. Ochroniarz przykucnął, wyciągnął coś z jej dłoni i cofnął się. Zachrzęściło szkło. Najemnik zawrócił i wpakował leżącej kobiecie dwie kule w głowę. 
Kamera po lewej na górze obróciła się i zobaczyliśmy twarz młodego, piegowatego żołnierza. Jego oczy były pełne bólu i strachu. Powoli wyprostował środkowy palec i pokazał go do kamery. Wiadomość dla Rogana. Pieprz się!
Ochroniarz sięgnął ręką do boku. Jego dłoń trzęsła się, jakby zmagał się z tym ruchem. Jego usta drżały. Oczy, szeroko otwarte, wypełnione desperacją i przerażeniem, wpatrywały się wprost w nas. Żołnierz przyłożył wylot czarnej lufy swojego Smith&Wessona do skroni i pociągnął za spust. 
Kamera uderzyła o podłogę. 
Oddychanie sprawiało ból. Chciałam krzyczeć i płakać, zrobić coś, by wyrzucić to, co właśnie widziałam, ze swojej głowy, ale to wciąż we mnie tkwiło, bolesne i gorące, a ja siedziałam jak sparaliżowana. Spojrzałam raz jeszcze na Rogana i zobaczyłam wszystko na raz: jego beznamiętną twarz, dłonie zaciśnięte w pięści i oczy, ciemne, wściekłe i ponure. 
-Mogę na chwilę zostać sam? - zapytał łamiącym się głosem Cornelius.
Rogan i ja wstaliśmy jednocześnie. 

Rogan poprowadził mnie przez pokój na balkon. Wygodne krzesła i komfortowa kanapa z niebieskimi poduszkami otaczały stolik kawowy. Usiadłam.
Rogan ściągnął kaftan. Czarne spodnie i koszula ściśle przylegały do jego ciała, uwypuklając płaski, twardy brzuch, rozbudowaną klatkę i szerokie ramiona. W normalnych warunkach gapiłabym się na niego bez skrępowania. Teraz byłam zbyt otępiała. 
Przerażająca pierwotna siła, która tak przestraszyła Forsberga znikła. Zamiast niej z Rogana emanował smutek zmieszany ze zdecydowaniem. Jego magia kłębiła się wokół niego niczym ranny wilk z obnażonymi kłami gotowy do zemsty. 
-Piwa? - zapytał z oczami wciąż przepełnionymi mrokiem. 
-Nie dam rady. 
Podszedł do lodówki wbudowanej w kamienną ścianę i przyniósł mi butelkę wody. 
-Dziękuję.
Wzięłam butelkę i wpatrywałam się w nią, próbując pozbyć się z umysłu widoku krwi, martwych oczu Nari Harrison i zdesperowanego młodego żołnierza. W pomieszczeniu obok Cornelius zmagał się teraz z obrazem śmierci swojej żony. Przyciemniane szyby nie pozwalały z zewnątrz dostrzec wnętrza. Bug prawdopodobnie monitorował Corneliusa przez swój tablet. Wcześniej swarmer opuścił pokój wraz z nami, ale wątpiłam, by Rogan zostawił Corneliusa zupełnie bez nadzoru. 
-Czy Cornelius może nas usłyszeć? - zapytałam. 
-Nie. Może nas widzieć, ale zakładam, że ma teraz inne rzeczy na głowie. 
-Dlaczego zapytałeś go, czy był blisko ze swoją żoną?
-Pretium talent - odpowiedział Rogan.
Cena talentu? -Nie rozumiem.
-Animalni magowie wiążą się ze zwierzętami w bardzo młodym wieku, czasami kiedy są jeszcze małymi dziećmi. Są zbyt młodzi, by kontrolować swoją magię i często dostrajają się bezwiednie do psów, kotów, dzikich ptaków, wiewiórek, czy jakiegokolwiek innego zwierzęcia, którego mogą dosięgnąć swoim talentem. Ta moc ma wpływ na rozwój ich zdolności poznawczych i ich relacje z ludźmi. Niektórzy z nich nigdy nie uczą się mówić. Większość jest pozbawiona empatii i nie odczuwa żadnych więzi z innymi ludźmi poza własnymi rodzicami. Tyle tylko, że jeżeli rodzice są również animalnymi magami, sami nie odczuwają potrzeby bliższych związków z potomstwem. To coś, czym z oczywistych względów nie chwalą się na lewo i prawo. Pełnoprawny związek pomiędzy dwoma dorosłymi rzadko się zdarza u animalnych magów. 
-Ale Cornelius kochał swoją żonę.
Rogan przytaknął. Smutek na moment zmiękczył stężałe w napięciu rysy jego twarzy. -Tak. W jakiś sposób dotarła do niego. Dała mu coś, czego nie oczekiwał od życia, a teraz jest martwa. Cornelius zapewne zdaje sobie sprawę, że już nigdy nie doświadczy niczego podobnego. 
To wyjaśniało wiele i jednocześnie sprawiało, że cała ta sprawa była jeszcze bardziej tragiczna. 
Siedzieliśmy w ciszy. Mój wewnętrzny system samoobrony zadziałał i przepełniała mnie teraz wściekłość, będąca reakcją na szok i oglądaną przed chwilą brutalność. Chciałam komuś przyłożyć. Oparłam łokcie na kolanach i zatopiłam twarz w dłoniach, starając się zachować spokój. Nie wracaj do tego, co widziałaś. Skup się na pracy. Na tym, co możesz teraz z tym zrobić. 
-Myślisz, że jakiś lodowy mag był za to odpowiedzialny? -zapytałam. 
-Tak. Biorąc pod uwagę, jak szybko spadła tam temperatura, to musiał być co najmniej Wybitny, a najprawdopodobniej Pierwszy. - odrzekł wypranym z emocji głosem Rogan. -I egocissor (telepata/telekinetyk)
-Manipulator?
Przytaknął ponownie z lodową obojętnością. - Zdecydowanie jeden z Pierwszych. 
Manipulatorzy byli niebezpieczni jak jasna cholera. Mogli narzucać swoją wolę innym, a ich ofiary zazwyczaj były świadome tego, co robią. Luanne musiała zdawać sobie sprawę z tego, że strzela do własnych ludzi. I nic nie mogła na to poradzić. Piegowaty żołnierz zabił swoich kumpli i był wobec tego zupełnie bezsilny. 
A Rogan obserwował to wszystko. Znając go, przeglądał te nagrania fragment po fragmencie, badając je szczegółowo, szukając momentu, kiedy wszystko zaczęło iść źle, próbując znaleźć najmniejszą nawet wskazówkę, czy i kto zdradził. Ile razy oglądał, jak jego ludzie giną? Przyjrzałam się jego twarzy i znałam odpowiedź - zbyt wiele razy. Ktoś zmusił jego ludzi do zabicia się nawzajem, a na koniec przesłał mu specjalnego „fucka”. Sprawił, że sprawa stała się osobista. Chciał, żeby winił się za to i czuł się bezsilny. Na miejscu Rogana wpadłabym w furię. Nie znałam tych ochroniarzy. Nie byli moimi przyjaciółmi ani pracownikami, ale po obejrzeniu nagrania, nie mogłam przejść obok tego obojętnie. A on siedział naprzeciw mnie, chłodny i opanowany. 
Oficer, zdałam sobie sprawę. Zachowywał się jak kompetentny wojskowy, którego oddział poniósł straty - metodycznie analizował sytuację, szukając nowych zagrożeń i rozważając strategie działania. Rogan nie załamywał się pod presją. Będzie tak działał, póki nie dorwie każdej osoby odpowiedzialnej za śmierć jego ludzi. 
-Sprzęt Buga zarejestrował, że serce Luanne przestało bić 3 sekundy po tym, jak Rook postrzelił ją- powiedział Rogan. -Od strony stricte medycznej była trupem i tylko Pierwszy manipulator mógł utrzymać ją na nogach przez kolejne pełne 10 sekund. Mag lodowy i telekinetyk takiego kalibru oznaczają, że stoją za tym dwa Domy. 
A więc spisek i przymierze tego samego typu, jakie stało za Adamem Piercem. Rogan miał rację. Coś dużego się działo, a my dostrzegaliśmy jedynie zarysy nadchodzącej burzy. 
-Ilu magów lodowych, dysponujących takimi umiejętnościami, jest w Houston?- zapytałam. 
-16, ostrożnie szacując. 22 wliczając tych, co do których są wątpliwości. 4 Domy. 
Zbyt wielu. -A manipulatorów?
-3 Domy, ale to nam nic nie da. Wspomniałem, że animalni magowie nie lubią się za bardzo chwalić ubocznymi efektami swoich talentów.
-Manipulatorzy mogą nie chcieć się przyznawać do bycia telekinetykami?
Rogan potaknął. -Oficjalnie wszyscy zaliczają się do telepatów. Niewielu przyznaje się do dysponowania specjalnymi psionicznymi mocami. 
Psionicy posiadali umiejętność, by czasowo przeciążać umysły innych. Pierwszy psionik mógł wytworzyć mentalne pole, wewnątrz którego każdy mógł oślepnąć, paść na ziemię, wijąc się z bólu albo uciekać bez opamiętania w panice. 
-A co z tym roztrzaskanym szkłem pod koniec nagrania?
-Wyrzucił coś przez okno. Bug sądzi, że to mógł być pendrive. Cokolwiek to było, chwilę później podjechał samochód i jeden z pasażerów podniósł to z chodnika. Ze względu na spory ruch, mój snajper nie miał czystego strzału. 
Znów zapadła cisza. Nagranie wciąż odtwarzało się w mojej głowie, dotykając i poruszając mnie tak, jak działo się to tylko, gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo mojej rodziny. Byłam wściekła i chciałam zabić ludzi odpowiedzialnych za tę zbrodnię. Chciałam ich mordować i patrzeć jak umierają. Bo tego wymagała sprawiedliwość. Bo tak byłoby uczciwie. 
Napotkałam spojrzenie Rogana. -Masz jakieś tropy?
-A ty? -zapytał Rogan. -Wyciągnęłaś coś z Forsberga?
-Tak. 
-Zamierzasz mi powiedzieć?
-Nie. 
Wpatrywał się w mnie. 
-Nie jesteś moim klientem -powiedziałam mu. -Nie pracuję dla ciebie i nie zamierzam dzielić się z tobą poufnymi informacjami, przynajmniej dopóki mój klient nie poleci mi tego. A nawet wówczas, będę miała opory. Wciąż próbuję rozgryźć, co się stało z jego żoną. -Jej śmierć wciąż odtwarzała się przed moimi oczami w niekończącej się pętli. 
Oparł się o kanapę i mierzył mnie badawczym spojrzeniem. Coś się zmieniło w sposobie, w jaki siedział, w linii jego ramion, i w jego oczach. Na pozór wciąż rozmawialiśmy o pracy. 
-Co?
-Tęskniłem za tobą - powiedział, a jego usta rozchyliły się w powolnym, leniwym uśmiechu. Lód w jego czach zaczął topnieć. -A ty tęskniłaś za mną, Nevada?
Powiedział moje imię. -Nie.
-Nawet odrobinę?
-Nie. Nigdy nawet nie pomyślałam o tobie -Nawet jeżeli postanowiłam nie kłamać, nie znaczyło to, że nie potrafiłam. 
Rogan szeroko się uśmiechnął i wszystkie moje myśli pomknęły w złym kierunku. Kiedy się tak uśmiechał, był niemożliwie przystojny. 
-Przestań- warknęłam. 
-Przestać co?
-Przestań uśmiechać się tak do mnie. 
Wyszczerzył się jeszcze bardziej. 
-Dlaczego w ogóle się w to zaangażowałeś? Chciałeś ukarać swoją kuzynkę?
-Tak. 
Skłamał. Posłałam mu kose spojrzenie. -Spróbuj kłamać lepiej. 
-Nieźle, panno Baylor. To była częściowa prawda, a ty to wyczułaś. Trenowałaś?
-To nie twój interes -Nie tylko trenowałam. Aktywnie pracowałam nad tym, by rozwinąć swoje umiejętności. Studiowałam książki. Zagłębiałam się w wiedzę o tajemnych kręgach i eksperymentowałam z moją magią. I podobało mi się to. Używanie magii było jak rozciąganie zbolałych mięśni. Czułam się z tym dobrze. 
-Mmm, złośliwie. 
-Nie odpowiadasz na moje pytania. Dlaczego ja miałabym odpowiadać na twoje?
Spojrzał na mnie badawczo zmrużonymi oczami, jakby zastanawiał się, czy jestem smaczną przekąską. Miałam w głowie wizję potężnego smoka z oczami pełnymi magii wbitymi we mnie, okrążającego mnie powoli i rozważającego, czy powinien już przegryźć mnie na pół. 
-Smoki - Rogan strzelił palcami. 
O, cholera!
-Zastanawiam się dlaczego przywodzę ci na myśl smoki. -Pochylił się nieco. Jego oczy błyszczały i na powrót przypominały błękitne niebo -Myślisz, że jestem smokiem. 
-Nie bądź śmieszny -poczułam jak się rumienię. Szlag by to. 
Jego uśmiech zmienił się z rozbawionego w nadzwyczaj zmysłowy. Prawie podskoczyłam na krześle. 
-Wielki, przerażający smok. 
-Cierpisz na manię wielkości. 
-Czy mam swoje leże? Porwałem cię tam z twojego zamku?
Spojrzałam mu prosto w oczy, starając się jednocześnie przemawiać tak lodowatym tonem, na jaki tylko mogłam się zdobyć. -Masz dosyć dziwne fantazje Rogan. Możesz potrzebować profesjonalnej pomocy. 
-Zgłaszasz się na ochotnika?
-Nie. Poza tym smoki porywają dziewice, więc się nie kwalifikuję. -I po co mówiłam mu, że nie jestem dziewicą? Po cholerę w ogóle wdawałam się w tę dyskusję?
-Nie ma znaczenia, czy jestem tym pierwszym. Liczy się tylko to, że będę ostatnim. 
-Nie będziesz ani pierwszym, ani ostatnim, ani nikim pomiędzy. Nawet za milion lat. 
Roześmiał się. 
-Rogan -rzuciłam przez zaciśnięte zęby. -Spieszy mi się. Mój klient jest w pokoju obok i opłakuje swoją żonę. Przestań ze mną flirtować. 
-Przestać? Ja nawet nie zacząłem. 
Wycelowałam butelką w niego. 
-Co to ma znaczyć? - zapytał. 
-To znaczy, że jeżeli nie przestaniesz, zaraz rozbiję te butelkę na twojej głowie i opuszczę ten budynek z moim klientem. 
-Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz. 
Drzwi otworzyły się i na balkonie pojawił się Cornelius z pobladłą twarzą i przekrwionymi oczami. Całe moje samolubne zażenowanie ulotniło się. 
Zmysłowy uśmiech Rogana też zniknął i znów patrzyłam na Pierwszego -opanowanego, twardego i szukającego zemsty. 
Oh. Zrobił to celowo. Zirytował mnie i oderwał moje myśli od strasznych obrazów śmierci odgrywanych na okrągło w mojej głowie. Znów mogłam myśleć klarownie. 
Cornelius usiadł na krześle i spojrzał na Rogana. -Co proponujesz?
-Masz znakomitego śledczego. -powiedział Rogan. -Panna Baylor jest kompetentna, a do tego trzyma się niewzruszenie wysokich standardów zawodowych. 
Czekałam na „ale”.
-Ale jej firma jest mała. Brakuje jej zasobów i dojść. Rzeczy, których mam pod dostatkiem. 
Czyżby próbował nakłonić Corneliusa do zwolnienia mnie?
-Z drugiej strony - sam potrzebuję usług panny Baylor -kontynuował Rogan. -Ma ona bowiem pewną zdolność, dzięki której poszukiwania zabójców moich ludzi mogą znacznie przyspieszyć. 
-Ponieważ jest „tropicielką prawdy” -wtrącił się Cornelius. 
Wstrzymałam oddech. 
-Nie jestem głupcem - powiedział cicho Cornelius. 
-Mamy wspólny cel - dodał Rogan. -Proponuję połączyć nasze siły. 
-Potrzebuję kilku minut z panną Baylor. 
-Oczywiście- Rogan podniósł się i opuścił balkon. 
Cornelius zaczekał, aż zamkną się za nim drzwi, -Zdaję sobie sprawę z tego, że to dosyć niekomfortowe pytanie, ale muszę je zadać. Jakie są twoje relacje z Szalonym Roganem?
-Współpracowaliśmy w ujęciu Adama Pierce’a.
-To wiem. Miałem na myśli co was łączy na gruncie uczuciowym. 
Zasłużył na szczerą odpowiedź. 
-Historia stara jak świat- starałam się, by mój głos zabrzmiał nonszalancko. -Miliarder Pierwszy spotyka ładną dziewczynę dysponującą odrobiną magii. Pierwszy składa dziewczynie propozycję, a dziewczyna każe mu spadać. 
A potem miliarder składa jej gorące obietnice i dramatyczne deklaracje, które skłaniają ją do rozważenia, czy nie jest dla niego jedynie przyjemnym urozmaiceniem nudy, co jednak stoi w sprzeczności z tym, że chwilę później Pierwszy znika na dwa miesiące.
-Czy praca z nim będzie dla ciebie stanowiła jakiś problem?- zapytał Cornelius.
Jego żona nie żyła, Rogan zaproponował mu idealny układ, a Cornelius troszczył się o moje samopoczucie. Nie wiem, czy na jego miejscu zdobyłabym się na podobną empatię. 
-To bardzo miłe z twojej strony, że bierzesz pod uwagę moje odczucia. 
-Jesteśmy zespołem. Narażam cię na spore ryzyko dla rozwiązania tej sprawy i dlatego chcę znać twoją opinię. 
-Jestem zawodowcem i on też. Jesteśmy w stanie odłożyć na bok nasze osobiste animozje. Cokolwiek miałabym czuć do niego, jest teraz zupełnie nieistotne. 
-Myślisz, że powinienem się zgodzić na jego propozycję?
-Rogan jest zimnokrwistym skurczybykiem, ale ma rację. Potrzebujemy ludzi, kasy i broni. A on to ma. My nie. I mimo tej całej otaczającej go arogancji, dotrzymuje słowa. 
-Skąd wiesz?
-Oszczędził Adama Pierce’a. Potrzebowałam go żywego i Rogan powstrzymał się od zabicia go, choć wiele go to kosztowało. 
Myszołów zaskrzeczał. Talon przeleciał nad nami i martwa mysz upadła na stół. Ptak zawrócił i wylądował na ramieniu Corneliusa. Mag animalny podniósł rękę i z troskliwością malującą się na twarzy, zmierzwił delikatnie pióra ptaka. 
Myszołów przyniósł jedzenie swojemu panu. Nawet Talon wyczuwał smutek emanujący z Corneliusa. 
-Myśl o Roganie jak o smoku - poradziłam mu. -Potężnym, starożytnym, samolubnym smoku, który mógłby pożreć cię w ułamku sekundy, ale też takim, który ma swój honor. Jeżeli zawrzesz z nim umowę, upewnij się, że za wczasu uzgodniłeś wszystkie kwestie i uzyskałeś jego zgodę. 
Cornelius podniósł martwą mysz i podał ją Talonowi. -Dziękuję. Nie jestem głodny. Zjedz sam. 
Talon przez chwilę oceniał mysz swoimi okrągłymi, bursztynowymi oczami, po czym chwycił ją z ręki Corneliusa i odleciał na pobliskie drzewo. Cornelius wstał, podszedł do szyby i zastukał w nią. Rogan dołączył do nas po chwili. 
Cornelius usiadł. -Rozważyliśmy twoją propozycję i mamy pewne warunki. W sumie to jeden. 
-Zamieniam się w słuch- odpowiedział Rogan. 
-Rozumiem, że stoją za tym siły o wiele większe, niż wszystko z czym miałem do tej pory do czynienia. I nie interesuje mnie to. Chcę dorwać jedynie ludzi, którzy zabili moją żonę. Być może nadejdzie chwila, w której te osoby będą miały dla ciebie nadzwyczajną wartość ze względu na posiadane przez nich informacje. Będziesz chciał zachować ich przy życiu jako źródła informacji lub jako zakładników. Musisz zrozumieć, że nie dbam o to. 
Głos Corneliusa przeszedł w cichy, wściekły pomruk. Ból malujący się na jego twarzy sprawiał, że wyglądał wręcz nieludzko. 
-Nieważne jak istotne będą te osoby dla ciebie, oddasz ich w moje ręce. Moją ceną jest życie mordercy Nari. Ja i tylko ja zajmę się nim. 
Rogan zamyślił się głęboko. Cornelius czekał. Wreszcie Rogan wyciągnął dłoń. -Zgoda. 
Cornelius uścisnął jego dłoń. 
-Sformalizujemy teraz umowę?- zapytał Rogan.
-Tak. -odpowiedział Corbnelius. 
Rogan wybrał numer na swoim telefonie. -Przynieś mi czysty blankiet umowy, proszę. 
-Czy ty naprawdę zamierzasz spisać umowę, w której zrzekasz się prawa do zabicia morderców Nari na rzecz Corneliusa?
Obaj spojrzeli na mnie. -Tak -powiedzieli jednocześnie. 
Po prostu się w nich wpatrywałam. 
-Jest członkiem Domu. - wyjaśnił Rogan. -Dlaczego miałbym go traktować nierównoprawnie?
Nie pochodziliśmy nawet z tej samej planety. 
Do pokoju weszła kobieta z formularzem umowy. Mężczyźni pochylili się nad nim. Na twarzy Corneliusa uwidaczniała się jednocześnie udręka i gniew. On i Matilda zasłużyli na to, by wiedzieć co spotkało Nari, a Matilda zasłużyła na to, by jej ojciec wrócił do niej do domu. Dałam swoje słowo i byłam zobligowana, by mu pomóc. A gdybym teraz odeszła, Cornelius mógł z miejsca rzucić się na głęboką wodę, mając za jedyne towarzystwo żarłacza  zwanego Szalonym Roganem. 
-Potrzebuję zespołu do zabezpieczenia mojego domu - powiedziałam. 
Rogan sięgnął po telefon, wysłał do kogoś krótką wiadomość i spojrzał na mnie. -Załatwione.
-Czy twój zespół nie czekał przypadkiem całkiem blisko mojego domu?
-Tak. 
Wyciągnęłam swój własny telefon i zadzwoniłam do domu. 
-Ta! - zaszczebiotała do telefonu moja najmłodsza siostra. Arabella miała 15 lat, ale przechodziła przez ten dziwny okres nastolatkowości, kiedy zachowywała się, jakby miała 8. 
-Mama jest w domu?
-Ta.
-Znajdź ją i powiedz jej, że zespół Rogana zajmie się pilnowaniem domu. Poproś ją, żeby do nich nie strzelała. 
-Okay! Nevada?
-Co? - jeżeli zapyta mnie o Rogana, przysięgam, że….
-Możesz po drodze kupić jakieś sushi na kolację?
-Tak. 
-Tylko bez tego paskudnego sosu majonezowego!
-Bez majonezu.
-A powiesz Szalonemu Roganowi, że powinien się z tobą o…
Rozłączyłam się i odwróciłam do Corneliusa. -Co byś powiedział na przeniesienie się do mojego domu na czas tego śledztwa?
Cornelius zamrugał. 
-Jeżeli będziemy drążyć ten temat, szybko stanie się to niebezpieczne i skomplikowane -tłumaczyłam. -Ludzie za tym stojący nie będą mieli skrupułów, by posunąć się do nieczystych zagrań takich jak porwanie i torturowanie dziecka. A nasz magazyn ma znakomity system zabezpieczeń,  dodatkowo jest teraz chroniony przez ludzi Rogana. Jeżeli napastnicy w jakiś sposób przejdą przez tych najemników, będą musieli stawić czoła mojej matce, która jest eks-snajperem, mojej babci, która buduje czołgi i czterem nastolatkom, które nie znają strachu przed śmiercią i które zostały odpowiednio wcześnie nauczone jak strzelać. Ty i Matilda będziecie z nami bezpieczni. 
-Ale my mamy zwierzęta -powiedział Cornelius. 
-Mamy tam całkiem sporo przestrzeni, a do waszej dyspozycji będzie gościnny apartament zbudowany w rogu magazynu. Moje siostry będą zachwycone, mogąc zaopiekować się Matildą. 
-Ona ma rację -wtrącił się Rogan. -Ale jeżeli tylko wolisz, czuj się zaproszony także i do tego domu. 
Cornelius znów zamrugał. Pozostawienie córki w domu człowieka, który -kiedy był niezadowolony- zrównywał z ziemią całe miasta, nie było najrozważniejszym posunięciem. 
-Dziękuję, ale byłoby niegrzecznie, gdybym odrzucił zaproszenie Nevady. 
-Oczywiście - zgodził się Rogan i mrugnął do mnie. 
Jak nic manipulował też Corneliusem. Zapowiadała się niezła współpraca. 
-To jaki mamy teraz plan? - zapytał Cornelius.
Obaj zawiesili wzrok na mnie. Racja. To niby ja prowadziłam to śledztwo, więc oczekiwali ode mnie inicjatywy. 
-Czy Bug dowiedział się, z kim mieli się spotkać prawnicy?
-Nie -odpowiedział Rogan. 
Zwróciłam się do Corneliusa. -A ty masz może jakiś pomysł, z kim i dlaczego Nari miała się spotkać?
-Nie.
-Czy ktoś rozmawiał z rodzinami pozostałych prawników?
-Nie- ponownie odezwał się Rogan. 
Wstałam. -Zatem tam zaczniemy. 
-Idę z tobą -wyrwał się Cornelius. 
-Nie tym razem - powstrzymałam go łagodnym głosem. 
-Dlaczego?
-Ponieważ twoja żona i ich małżonkowie znali się. W twojej obecności mogą więc reagować emocjonalnie, a my potrzebujemy informacji. Obiecuję, że przekażę ci wszystko, czego tylko się dowiem. A poza tym masz teraz na głowie przeprowadzkę. 
-Zaraz zorganizuję eskortę -Rogan złapał za swój telefon. 
-Dzięki, ale poradzę sobie - powiedziałam. 
-Nie tobie. Jemu. -Rogan wysłał kolejną wiadomość. -A z tobą jadę sam. Zgodziłem się na partnerstwo. Będę współuczestniczył w tym dochodzeniu albo nici z umowy. 
Zapewniłam Corneliusa, że mogę współpracować z Roganem. I nie miałam teraz żadnego sensownego pretekstu, by się z tego wykręcić. 
-Bardzo dobrze. Ale mam pewne warunki. Musisz obiecać, że nie zabijesz nikogo, kogo będę zamierzała przesłuchać, ani nie będziesz nikogo zastraszał, chyba że sama cię o to poproszę. A już szczególnie proszę, byś nie dusił nikogo jego własnym ubraniem. 
Oczy Corneliusa zrobiły się okrągłe. 
-Dobra. Coś jeszcze? - burknął Rogan. 
-Tak. Proszę przebierz się, żebyś nie afiszował się tak bardzo z byciem Pierwszym. Nie chcę, żeby ktokolwiek rozpoznawał cię. Bardzo ciężko jest nakłonić ludzi do zwierzeń, kiedy zdają sobie sprawę, że na ich progu pojawiła się właśnie Plaga Meksyku.
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Okładka plus garść wieści na temat Iron and Magic

Od dawna nie zaglądaliśmy na blog Ilony Andrews, czas więc najwyższy nadrobić zaległości. A okazja ku temu jest przednia, gdyż nie dalej jak wczoraj, Ilona ujawniła wygląd okładki Iron and Magic. Przy okazji zdradziła, że jest to pierwsza część trylogii (sic!), rozpoczynająca cykl Iron Covenant. Cieszymy się, iż plany naszego ulubionego pisarskiego duetu są nadzwyczaj ambitne i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach nie powinniśmy narzekać na brak pozycji spod szyldu IA. Tradycyjnie pozostaje tylko wykazywać się cierpliwością i liczyć, że weny twórczej, czasu i zdrowia Andrewsom nie zabraknie. Po kilku godzinach dowiedzieliśmy się jeszcze, że możemy również liczyć na klasyczne wydanie papierowe oraz audiobook, a każdy z tomów Iron Covenant będzie opowiadał do pewnego stopnia zamkniętą historię, tak więc podobnie jak to było w przypadku KD, nie musimy obawiać się irytujących cliffhangerów. Iron and Magic ma się skupiać na postaci Hugh, podczas gdy tom drugi będzie główni...

Podgryzamy gryzonia, czyli o chomikowaniu przekładów w jednym miejscu;-)

Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią zaczęliśmy dzisiaj wrzucać na WP zebrane w jednym pliku nasze dotychczasowe nieoficjalne tłumaczenia. Jeżeli występowałyby jakiekolwiek problemy z dostępem, prosimy o wyrozumiałość i powiadomienie nas o zaistniałych problemach. Poszczególne posty zostały zabezpieczone dotychczasowymi hasłami używanymi na gryzoniu. Zdajemy sobie sprawę, iż stanowi to dodatkowe utrudnienie, ale ze ze względów -powiedzmy - formalnych, zmuszeni jesteśmy do zastosowania takiego rozwiązania. Pomiędzy popularyzacją czytelnictwa, czy też przybliżaniem rodzimemu czytelnikowi obcojęzycznej literatury, a nieuprawnionym rozpowszechnianiem i upublicznianiem dzieł chronionych prawami autorskimi - istnieje bardzo wąska granica. Dlatego też zmuszeni jesteśmy do ograniczenia dostępu do naszych przekładów do grona naszych znajomych, do których optymistycznie zaliczamy całą społeczność skupioną wokół SO. Stąd również liczymy na Wasze zrozumienie i uszanowanie naszej prośby o...

WUB Rozdział 1 cz. 3

Jeszcze przed wylotem mamy dla Was kolejny fragment WUB. Na następny odcinek przyjdzie poczekać nieco dłużej, gdyż najbliższa doba upłynie nam w podróży. A co się będzie działo dalej, przekonamy się dopiero na miejscu... Na razie zaś przyjemnej lektury! Pozdrawiamy i do przeczytania z drugiej strony globu;-) Spoglądał na nią teraz ze swojego miejsca po drugiej stronie kręgu z okrutną frajdą, malującą się w jego oczach. -Myślałem o tobie ostatniej nocy -wycedził, ignorując fakt, bycia w pełni ignorowanym przez nią. -Jak dobrze wiesz, myślenie o innych pozwala nam zapomnieć o własnych problemach. Myślę o tobie bardzo często -jego niespokojne, żółtawe oczy błyszczały. -Teraz… czy kiedykolwiek brałaś pod uwagę, że może chcesz, by Kopciuszek wspiął się na tę dynie i ukradł ci faceta? Może to był twój sposób na wyrwanie się. Scarlett wbiła w niego spojrzenie, ale nie odpowiedziała na tę idiotyczną teorie. Jakakolwiek reakcja tylko by go zachęciła. Marrok żerował na słabych, tak wi...