Przejdź do głównej zawartości

White Hot Rozdział 6

Obudziłam się, bo usłyszałam czyjeś głosy. Otworzyłam oczy. Moja mama zniknęła. Wieża była pusta, a jedynymi źródłami światła były wąskie okna i otwarta klapa w podłodze. Sprawdziłam telefon. Spałam przez 40 minut i czułam się teraz nieco zdezorientowana. Nie chciało mi się wstawać. Chciałam leżeć na tym wygodnym materacu, czuć się dalej tak ciepło i przytulnie. I może pospać jeszcze trochę. 
Skrzypienie drabiny zwiastowało, że ktoś się wspinał na górę i robił to szybko. Usiadłam i nachyliłam się w kierunku otworu w podłodze, by zobaczyć, kto zmierzał na wieżę. W tej samej chwili Rogan skierował głowę do góry. Znaleźliśmy się twarzą w twarz. Olbrzymia ulga wypełniła jego oczy. 
Ja też cieszyłam się z jego widoku. 
-Jesteś ranna?- zapytał. Dzieliło nas tylko kilka cali. 
-To już drugi raz dzisiaj, kiedy pytasz się o to -nachyliłam się jeszcze bardziej. Byłam już stracona. -Serio powinieneś popracować nad tekstami na podryw. 
Rogan pokonał kilka stopni, tak że cały jego tors znalazł się nad poziomem podłogi. Jego twarz zbliżyła się do mojej. 
Jego usta parzyły. Oszołomienie snem wyparowało ze mnie w mgnieniu oka. Pachniał drewnem sandałowym, a mi kręciło się w głowie. Polizałam jego usta. Smakował tak dobrze. Ochrypły samczy dźwięk dobył się z jego krtani. Tak, warcz dla mnie. 
Jego ręka znalazła się na moim karku, zęby wbiły się w moją dolną wargę, aż zaparło mi dech w piersi. Żar rozgrzewał moją skórę od środka, wszystkie zmysły miałam wyostrzone. Czułam się taka pobudzona. Chciałam poczuć jego dłonie na sobie. Chciałam, by dotykał mnie swoimi gorącymi, szorstkimi palcami. Chciałam poczuć go w sobie. Otworzyłam usta, wciąż zszokowana tym, co się działo. A on skorzystał z zaproszenia. Jego język przejechał po moim, cofnął się i znów zaatakował -idealnie dostrojony do rytmu mojego oddechu, zaborczy i uwodzący, drażniąc i cofając się, udając że mogłabym mu uciec, by za moment zabrać, co uważał już za swoje. 
Aksamitny żar przebiegł po moim kręgosłupie, jakby płynny miód spłynął po moim karku w dół pleców. Cal po calu czułam jak rozpala każdy nerw po drodze, jak wprawia całe ciało w drżenie. Oh, mój Boże, jak dobrze mi z tym było. 
Dłoń Rogana ześlizgnęła się po mojej szyi i chwyciła pierś. Tak, tak, proszę. Wspiął się o kolejny stopień. I jeszcze jeden. 
Jeżeli wejdzie na górę, będziemy się kochać tu i teraz. 
Na materacu mojej matki.
Popchnęłam go. Przez ułamek sekundy stał, wymachując rękami, by złapać równowagę, a potem runął w dół z łomotem. 
Nachyliłam się nad włazem. Udało mu się chwycić drabinę mniej więcej w połowie jej wysokości. Spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. Jego twarz zdradzała zakłopotanie. 
-Co tam się dzieje? - mama zawołała z dołu. 
-Szalony Rogan spadł z drabiny - odpowiedziałam i na moment zacisnęłam mocno powieki, próbując dojść do siebie. 
-Potrzebuje pomocy?
Tak- bezgłośnie powiedział Rogan pokazując na mnie. 
Akurat, nie zamierzam udzielać tu żadnej seksualnej pomocy. -Nie, wszystko z nim dobrze. 
Rogan zaczął się wspinać po drabinie z zaciętą twarzą. 
-Właśnie schodzi - zawołałam. 
Ciężko westchnął, ruszył jednak w dół i stanął u podnóża drabiny. Świetnie. Jeżeli zacznę teraz schodzić, dostarczę mu darmowej rozrywki i możliwości nieskrępowanego gapienia się na mój tyłek. Może się jednak ruszy. 
Nie ruszył się. 
O tyle dobrze, że kiedy znalazłam się na dole, przybrał już ten tradycyjny jestem-Pierwszym-i-mogę-cię-zabić-małym-palcem wyraz twarzy. Pewnie dlatego, że moja mama i babcia kręciły się po okolicy. Leon też czaił się w pobliżu, wpatrując się w Rogana z całym ślepym uwielbieniem, na jakie mogło się zdobyć jego okrutne nastoletnie serce. Z jakiegoś dziwnego powodu Leon wielbił Rogana z pasją tysiąca gorejących słońc. 
Weszłam do pokoju telewizyjnego. Rogan trzymał się z tyłu. Jedna z jego podwładnych, czarnoskóra kobieta siedziała po turecku na podłodze z laptopem podłączonym do telewizora. Inny - atletycznie zbudowany mężczyzna po czterdziestce- siedział na kanapie nachylony do przodu, jakby lada moment spodziewał się, że będzie zmuszony do biegu. Obraz oblodzonego wiaduktu ukazał się na ekranie. Kamera umieszczona z przodu wozu trzęsła się i miotała od lewej do prawej. 
Mama i babcia Frida stanęły w drzwiach i obie miały identyczny wyraz twarzy: zacięty i ponury. 
-Troy powinien dostać podwyżkę - wymruczałam. 
-I dostanie -obiecał Rogan twardym głosem. - Dziękuję ci za uratowanie mu życia. 
-Ja nie…
-Już widziałem to nagranie - przerwał mi Rogan. -Uratowałaś go. Dziękuję za zajęcie się nim. 
Na nagraniu krzyczałam -Opuść okno!
Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak się wydzierałam. 
Palce kobiety przebiegły po klawiaturze laptopa i zobaczyliśmy teraz widok z tylnej kamery. Obraz wypełnił 4Runner z roztrzaskaną przednią szybą. 
-Czysty strzał- powiedziała mama. 
-Co?
-Przybliż - poprosiła mama. 
Nagranie cofnęło się o kilkanaście sekund i ruszyło do przodu w zwolnionym tempie, skupiając się na przodzie toyoty. Kule przebiły szkło i uderzyły w ciemny kształt na siedzeniu pasażera. Ten wzdrygnął się i zawisł bezwładnie na pasach. To dlatego nikt więcej nie wysiadł z 4Runnera i nie pomógł magowi od iluzji. Zabiłam pasażera. 
-To cholernie dobry strzał - dorzucił człowiek Rogana. 
Mama odwróciła się do babci Fridy
-Uaktywnia się pod wpływem zagrożenia?
-Prawdopodobnie- babcia Frida skrzywiła się. -Coż, przynajmniej Bernard odziedziczy coś po mnie. 
-Nie łapię- odezwałam się. 
-Zatrzymaj to- poleciła mama. Kobieta wcisnęła przycisk pauzy. 
-Ty i twoja mama dostałyście ten talent do strzelania po dziadku -wyjaśniła babcia. -Ty bardziej niż ona. Twój dziadek Leon był beznadziejny z karabinem snajperskim, ale kiedy znalazł pod ostrzałem, nagle udawało mu się wszystkich trafiać z zabójczą precyzją. W taki właśnie sposób działa magia. Penelope może leżeć sobie ze swoim karabinem i spokojnie czekać na cel, ale ty, żeby się rozkręcić, musisz mieć przed sobą ludzi strzelających do ciebie.
-Podwójna - rzucił Rogan i uśmiechnął się pod nosem. Wyglądał na nadzwyczaj z siebie zadowolonego, jak kot, który zakradł się do spiżarni i ukradł torbę kocimiętki. 
-Kontynuuj - odrzekła mama. 
Będę musiała zapytać się ich później, o co chodziło.
Nagranie ruszyło dalej. Uderzyliśmy w przeszkodę. Demon wysiadł z wozu i powiewając połami płaszcza zbliżał się do kamery. Uśmieszek wyższości wygiął jego usta, ukazując ostre zęby. Wow. Prawdziwa iluzja. Było kilka rodzajów magii iluzyjnej. „Kamuflażysta” mógł uczynić cię niewidzialnym, ale osiągał to przez wpływanie na umysły innych, co oznaczało, że wciąż byłeś widoczny na nagraniach. Prawdziwy „iluzjonista”, taki jak Augustine, nie tylko wpływał na zmysły innych, ale także faktycznie zmieniał fizyczny wygląd. Odbicia w lustrzanych powierzchniach czy zdjęcia pokazywały to, co mag chciał, żebyś dojrzał. 
Na telewizorze ukazał się teraz obraz z wewnętrznej kamery range rovera. Siedziałam sparaliżowana strachem na tylnej kanapie, oddychając szybko przez otwarte usta. Moje źrenice były tak duże, że oczy wyglądały na kompletnie czarne na tle bladej twarzy. Chciałam odwrócić się od tego widoku, ale zamiast tego wpatrywałam się w ekran, na którym przysmażałam maga. Odebrałam mu życie. I musiałam sama sobie z tym poradzić. 
Dzwonek przy drzwiach wejściowych zadźwięczał. 
-Otworzę! - odezwała się Arabella gdzieś z wnętrza domu. 
-Bug zakodował nagranie z punktu poboru opłat- powiedział Rogan. -Gliniarze dotarli do 4Runnera przed moimi ludźmi, ale nie masz się czym niepokoić. 
-Znajdą tam kule z mojej broni -odparłam nieprzekonana. 
-Zgadza się. Ale wysłałem tam już znakomitego adwokata, który wyjaśni, że ten samochód został użyty do ataku na jeden z moich pojazdów. Być może będziesz w pewnym momencie zmuszona do złożenia stosownego oświadczenia. 
-I to wszystko?
-Wojny Domów, reguły Domów - krótko skwitował Rogan. -Gliniarze nie są zainteresowani rozgrzebywanem takich spraw, dopóki jakaś postronna osoba nie ucierpi, a nawet wówczas nie zawsze im się chce. 
-A co z samym samochodem?
-Został skradziony tego ranka z parkingu jednego z biurowców. Suburban zresztą też, tyle że z innego parkingu. I oczywiście żadna z kamer nie zdołała uchwycić sprawców. Odcisków palców gościa z wozu też nie ma w żadnej bazie danych. 
-Tak więc nie mamy żadnych tropów. 
-Ano nie - spojrzenie Rogana stwardniało. Wpatrywał się w coś na mojej szyi. 
Wyciągnęłam telefon i odpaliłam kamerę. Czerwone ślady znaczyły okolice mojej krtani. Cztery po jednej stronie, jeden po drugiej. Souvenir od iluzyjnego maga. 
-Dlaczego strzeliłaś mu w plecy? - zapytał Leon, stojący gdzieś z lewej. -Nie lepiej byłoby w głowę?
-Ponieważ potrzebowaliśmy jego twarzy do identyfikacji - obróciłam się do Rogana. -Widziałam jednego z tych w SUV-ie. 
Oczy zajaśniały mu. 
-Warunki nie były zbyt dobre - kontynuowałam. -Padało. Ale jestem pewna, że to był lodowy mag. Wydaje mi się, że koło trzydziestki. Blondyn w garniturze. Niezbyt wiele, ale jeżeli Bug zbierze dostępne dane na temat lodowych magów, mogę je przejrzeć. Uśmiechał się do mnie. 
-Uśmiechał? - twarz Rogana pociemniała. -Zapamiętam to sobie. 
Moja wyobraźnie podsunęła mi obraz Rogana stojącego nad jasnowłosym magiem i ściskającego w dłoni jego wyrwane flaki. Miły widok. 
Na ekranie prowadziłam teraz samochód, jadąc do magazynu. Z pustymi oczami wyglądałam jak zombie. Przynajmniej byliśmy na właściwym tropie. Pokój w hotelu Sha Sha został zamrożony. Tylko lodowy Pierwszy mógł też oblodzić całą estakadę tak szybko i skutecznie. Coś co zrobiliśmy, przekonało morderców Nari do tego, że albo ja, albo Rogan stanowimy poważne zagrożenie. 
Troy coś powiedział. Ja odpowiedziałam z wzrokiem wbitym w lusterko wsteczne. Ponownie poczułam ten lodowaty strach, oblewający mnie w drodze do domu, kiedy spodziewałam się, że lada moment zostaniemy zepchnięci z drogi i zabici. Skrzyżowałem ręce na piersi, jakbym starała się oddzielić siebie w tej chwili, od tej mnie na ekranie. 
Ciepła dłoń dotknęła mnie. Silne palce Rogana zaplotły się wokół moich. Nie patrzył na mnie, jego wzrok wciąż był utkwiony w ekranie. Po prostu trzymał moją dłoń, przywołując mnie do rzeczywistości. Byłam tu i teraz. Przeżyłam. Dałam radę, a wyraz jego twarzy obiecywał, że już zawsze będzie stał pomiędzy mną, a czymkolwiek, co spróbowałoby zranić mnie w przyszłości. Mogłam wyrwać swoją rękę, ale nie zrobiłam tego. Trzymałam się go mocno. 
-Powinieneś zmienić opony na Akulę -odezwała się babcia Frida. -Widzisz jak samochodem zarzuca? Akula ma grubsze wypełnienie i nadmuchiwane wewnętrzne komory. 
-Rozważę tę radę.
-Tędy - usłyszałam głos mojej siostry. 
Odwróciłam się i przechyliłam, żeby zobaczyć, co się dzieje na korytarzu. Augustine Montgomery przemierzał właśnie hol i kierował się w naszą stronę. Moja matka nigdy nie zapomniała, że zagroził nam wypowiedzeniem kredytu, by zmusić mnie do poszukiwań Adama Pierce’a. Jeżeli go zobaczy, niewykluczone że będzie chciała go zamordować. 
-Zaraz wrócę - obwieściłam, wysunęłam dłoń z uścisku Rogana i wyszłam z pokoju, by zapobiec nadchodzącej katastrofie. 
Arabella posłała mi anielski uśmiech. 
-Dlaczego go wpuściłaś?- wysyczałam teatralnym szeptem. 
-Ponieważ jest taki przystojny.
Fakt. Augustine prezentował się dzisiaj wyjątkowo dobrze. Jego skóra wprost lśniła, szpakowate włosy były nienagannie ułożone. Jakość jego iluzji była godna podziwu. 
-Jest za stary dla ciebie. Nie możesz pozwalać ładować się do naszego domu każdemu, kogo uważasz za przystojnego. 
Oczy Augustina zwęziły się. Musiał zobaczyć za moimi plecami Rogana. 
-Co tutaj robisz?- zapytał bezpardonowo Rogan. 
-Co ty tutaj robisz? -odrzekł Augustine z wzrokiem wbitym w Rogana. 
-Ciii…- przerwałam tę walkę kogutów. -Do mojego biura, zanim ktoś nas zauważy. -Moja matka przestała odwiedzać biuro, kiedy oficjalnie przejęłam prowadzenie firmy. Nie miało to dla mnie znaczenia, ale ona uważała, że to jest teraz moja zawodowa domena. 
Zagnałam ich do środka i zatrzasnęłam za nami drzwi. 
-Panno Baylor….- Augustine poprawił okulary na nosie. 
Arabella cyknęła fotkę Montgomery’ego. 
-Przestań - oboje powiedzieliśmy to w tym samym czasie. 
-Augustine, nie mów mojej siostrze, co ma robić. Arabello, przestań. 
-Dlaczego w ogóle zadajesz się z nim? - Augustine wskazał palcem na Rogana. -Twoje ostatnie przygody niczego cię nie nauczyły?
Większość ludzi, w tym Pierwsi - zazwyczaj unikała bliskiego kontaktu z Roganem. Augustine zaś nie obawiał się konfrontacji. Razem z Roganem chodzili do jednego college’u i wszystko wskazywało na to, że  w czasach szkolnych byli przyjaciółmi. Ale teraz przeważnie warczeli tylko na siebie. Kiedy ostatnim razem spotkali się w moim biurze, prawie roznieśli je w pył, udowadniając sobie nawzajem, kto jest większym osłem. Jeżeli mieli zamiar to powtarzać, gorzko tego pożałują.
Leon wślizgnął się do biura niczym cień. Świetnie, jeszcze więcej świadków na wypadek, gdyby coś miało pójść nie tak. 
Augustine czekał na moją odpowiedź. 
-Współpracuję z panem Roganem, bo to jest w najlepszym interesie mojego klienta - tego, którego sam wysłałeś do mnie. Obaj zawarli profesjonalną umowę, do której muszę się zastosować -To brzmiało o wiele lepiej, niż: „ponieważ przy nim czuję się bezpieczna i za każdym razem, kiedy myślę o całowaniu się z nim, czuję przechodzący mnie dreszcz”. 
-Panie Montgomery, czy jest jakiś konkretny powód pana wizyty, czy przybył pan tylko po to, by krytykować mój dobór biznesowych wspólników?
-Doskonale wiesz, dlaczego tu jestem. Ostrzegałem cię, że to bardzo zły pomysł i miałem rację. 
Wzięłam głęboki oddech. -Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. 
Augustine zamrugał. -Nikt z was nie ogląda wiadomości?
Kliknęłam w klawiaturę, by wybudzić swój komputer. -Czego mam szukać?
-Amy Madrid, konferencja prasowa. 
Wyszukiwarka wyrzuciła mnóstwo linków. Kliknęłam na pierwszy z nich. Starsza kobieta trzymała siedmioletnią Amy w ramionach. Obie obejmował stojący obok mężczyzna. Amy wyglądała jak sarna złapana w światła reflektorów. 
Uśmiechnęłam się. 
-Przewiń do mniej więcej dziewiątej minuty. 
Zrobiłam to. 
-…ostatecznie odnaleziona…-mówił jakiś dziennikarz. -To była „Zielona Pani”- opowiadała matka Amy -Tak mi powiedziano. Zmusiła go do powiedzenia, gdzie była nasza córka. Kochamy cię. Dziękujemy ci, dziękujemy za uratowanie naszej córki. Nigdy tego nie zapomnimy. Eres una santa (jesteś święta). 
Głos ucichł. Mężczyzna w garniturze położył swoją dłoń na mikrofonie i ogłosił -To wszystko na dzisiaj. 
-Ty? -zapytał zrezygnowanym tonem Rogan. 
-Mogła umrzeć. 
Rogan zwrócił się do Augustina. -A ty pomogłeś jej w tym? Ile martini pochłonąłeś, nim wydało ci się to dobrym pomysłem?
Augustine zareagował ze złością - Próbowałem przemówić jej do rozsądku. Najpierw chciała po prostu wparować na posterunek policji. Pomogłem jej zrobić to tak anonimowo i sekretnie, jak to tylko możliwe. 
Rogan skrzyżował ramiona na piersi. -Ktoś powiedział tej kobiecie, co się stało. To wideo ma już dwa miliony odtworzeń. Teraz jest cholerną miejską legendą. Jeżeli to jest twoja definicja sekretności, powinieneś odwiedzić psychiatrę. 
-Jej twarz i całe ciało były zasłonięte. Zresztą nie przyszedłem tu, by być obrażanym. -Odwrócił się do mnie. -Przyszedłem, żeby ostrzec cię, tak jak robiłem to wcześniej. Ten akt będzie miał swoje konsekwencje, które ciężko jest na tym etapie przewidzieć. Przygotuj się na to. 
Jasne, pozwól mi z miejsca rzucić się do roboty -Jeżeli nie wiem, czego się spodziewać, jak mogę się na to przygotować?
-To już twoja sprawa, by coś wymyślić. -Augustine odwrócił się gotów do wyjścia. 
-Czekaj - odezwał się głęboko zamyślony Rogan. -Chciałbym ci coś pokazać. 
Augustin wykrzywił się. -Ma to przynajmniej jakiś związek z pracą?
-Tak. Nevada, czy możemy zajrzeć do garażu?
-Za mną. Cicho, proszę. Nie chcę niepokoić mojej matki - otworzyłam drzwi i sprawdziłam korytarz. Czysto. 
-Dlaczego twoja matka miałaby się poczuć zaniepokojona moją obecnością? -zapytał Augustine.
-Zastanów się- odrzekłam. -Może na coś wpadniesz. 
Przecięliśmy korytarz i znaleźliśmy się w warsztacie. 
-Czy ma to jakiś związek z tym powtarzanym tu i ówdzie nonsensem jakobym był jakąś okropną osobą?
Rogan szybkim krokiem przemierzał garaż, kierując się do range rovera zaparkowanego pośrodku pomieszczenia i pilnowanego przez Latynoskę. 
Augustine rzucił okiem na czołg i mobilny miotacz płomieni. -Czym dokładnie zajmuje się twoja babcia?
-Lubi dłubać w starym sprzęcie - odpowiedziałam.
Augustine otworzył usta, żeby dodać coś jeszcze, ale dostrzegł właśnie porozbijanego range rovera i zamilkł na dobre. 
Rogan podszedł do noszy nakrytych ciemnobrązowym brezentem, zapewne pożyczonym z zasobów babci Fridy i skinął na kobietę. -Dziękuję Tiana. Zrób sobie teraz przerwę. 
-Tak jest majorze - Tiana szybkim krokiem wymaszerowała na zewnątrz. 
Rogan odciągnął brezent, odsłaniając twarz maga. -Znasz tego dupka?
Leon i Arabella wdrapali się na najbliższy pojazd wojskowy, skąd mieli lepszy widok. 
Twarz Augustina zmarszczyła się. -Tak. Znam tego dupka. Z kim tym razem zadarł?
-Ze mną - powiedziałam. 
-Czy wyglądał mniej więcej tak? - Augustine zdjął okulary. Jego ciało zaczęło się rozmywać. Rozrósł się do wysokości jakiś 8 stóp. Potężne skórzaste skrzydła rozwinęły się z jego ramion. Muskuły uwypukliły się na nogach, przypominających teraz pniaki sporych drzew. Ciało pokryło się łuskami. Kopyta uformowały się wokół stóp. Na dłoniach wyrosły ostre jak brzytwa pazury. Przerażająca twarz łypała na mnie krwisto-czerwonymi oczami, z których na policzki skapywał żywy ogień. Grzywa jasnych skłębionych płomieni opadała na jego ramiona i plecy. 
-Ja pierdzielę! - Leon prawie spadł z wozu. 
Arabella zaśmiała się. Rzuciłam jej ostrzegawcze spojrzenie. Nawet się nie waż. Ostatnie czego potrzebowaliśmy, to jej popisywanie się. 
Demon rozłożył swoje monstrualne ramiona. Czułam żar gorejącego na nim ognia. Dało się nawet wyczuć bijący od niego smród. Jak to w ogóle było możliwe? Iluzje innych gości wydawały się prawdziwe. Tutaj czułam wszystkimi zmysłami, że są prawdziwe. Ciężko przełknęłam ślinę. 
-Tak, wyglądał podobnie. Tyle że był o stopę niższy i nie było żadnych płomieni. Miał za to kaptur. 
-Dyletant - skomentował demon głosem Augustina. -Żywy ogień wymaga pewnej koncentracji. 
Demon gwałtownie zapadł się w sobie, przekształcając się na powrót w mężczyznę. Augustine założył okulary. -Philip McRaven. Znany także jako Azazel, gównie ze względu na nakłanianie wszystkich, z którymi pracował, do nazywania go tym właśnie pretensjonalnym mianem. Kosztował mnie kiedyś kupę kasy. 
-Jak? - zapytałam. 
-Był Wybitnym, spokrewnionym z Mc Ravenami z San Antonio. Wydalili go ze swojej rodziny 12 lat temu za różne wykroczenia i kiedy go spotkałem, pracował jako wolny agent. Przedstawił się jako przyzwoity tropiciel. W tym czasie nasza firma rozwijała się gwałtownie i szukaliśmy nowych pracowników, a ja dodatkowo pomyślałem sobie, że dobry mag iluzyjny zawsze do czegoś nam się przyda, szczególnie jeśli posiada dodatkowy talent. Oprócz tworzenia iluzji, był także Przeciętnym psionikiem wyższej klasy. 
To wyjaśniało mój atak paniki. 
-Zleciłem mu doprowadzenie klienta, który wżenił się w jeden z Domów, a po sześciu miesiącach zwiał.
-Ze srebrem rodowym za pazuchą?- spytałam.
-Nic tak prozaicznego. Zdecydował się na ucieczkę California Spyderem. 
-Dobry gust - zauważył Rogan. 
Spojrzałam na niego. 
-To ferrari z 1961. Wyprodukowano tylko 53 takie wozy- wyjaśnił Rogan. 
-Ostatni egzemplarz, który pojawił się na rynku, został sprzedany za 7 milionów - dodał bez emocji Augustine. -Facet był hazardzistą, który często pojawiał się w Vegas. Względnie łatwa robota. McRaven miał go znaleźć i zawiadomić miejscowy zespół, tak byśmy mogli bez kłopotów dostarczyć kochasia i skradziony samochód do jego zrozpaczonej żony. McRaven odnalazł zbiega, zmienił się w demona i zadławił gościa na śmierć. Na domiar złego złodziej, umierając w skradzionym samochodzie, opróżnił jeszcze trzewia. 
-Jakiż bezmyślny uczynek- twarz Rogana była perfekcyjnie opanowana. 
-Tak, jak śmiał zniszczyć taką tapicerkę - wymamrotałam. 
Nasz sarkazm jakoś nie dotarł do Augustina. -Jest nadzwyczaj trudno wywabić plamy z ludzkich wydzielin, kiedy wsiąkną na dobre we włókna. Prawie zabiłem wtedy McRavena. Kiedy zapytałem go, dlaczego zrobił to, co zrobił, miałem szansę zapoznać się z klinicznym przykładem psychozy. Według niego zabił uciekiniera, bo lubił to i cytując: ‚by zobaczyć jak światło gaśnie w ich oczach, kiedy moczą się z przerażenia’. 
-Urocze - rzuciłam. Wszelkie śladowe wyrzuty sumienia wywołane zabiciem maga ostatecznie wyparowały ze mnie. 
-Poważnie rozważałem, czy nie zadbać o to, by gość zniknął na stałe - dodał Augustine. 
-I dlaczego się na to nie zdecydowałeś?- zapytałam. 
-Po pierwsze- był moim pracownikiem. Kiedy sprawdzaliśmy go przed zatrudnieniem, natrafiliśmy na wiele sygnałów ostrzegawczych, tak więc to była przede wszystkim moja wina, że wynająłem psychopatę. Po drugie - jego matka przyjechała specjalnie z San Antonio, by się ze mną spotkać. McRavenowie może nie są z pierwszej ligi, ale wciąż mają czterech Wybitnych w rodzinie i teraz to oni są mi winni przysługę. -Augustine przez moment wpatrywał się badawczo w Rogana. -Jak się w to wpakowaliście? I w co tak w ogóle się wplątaliście?
-Powiedziałbym ci, ale wtedy musiałbym cię zabić - odrzekł Rogan.
Nikt się nie zaśmiał. 
-Następnym razem, kiedy będziesz żartował, mrugnij -poradziłam Roganowi. -Przynajmniej ludzie będą wiedzieli, kiedy się śmiać. 
-Ja nie żartuję. 
-Faktycznie, mówił całkiem serio -Augustine poprawił okulary na nosie. -Tyle tylko, że jakoś nie drżę z obawy. Pozwólcie, że wyjaśnię wam to w szczegółach. Jestem właścicielem największej agencji detektywistycznej w Houston. Zdobywanie informacji jest  dokładnie tym, czym się zajmuję na codzień. Jestem teraz na tyle zaintrygowany, by odciągnąć moje zasoby od innych, dochodowych przedsięwzięć i przyjrzeć się temu dokładniej. Założę wam obojgu taką obserwację, że nie będziecie w stanie swobodnie oddychać. Założę podsłuchy w waszych biurach i samochodach, włamię się do waszych komputerów i wyślę waszym śladem ludzi, którzy potrafią zmieniać swoją fizjonomię w ułamku sekundy. Możecie poświęcić olbrzymią ilość dostępnych wam środków na walkę ze mną albo możecie po prostu powiedzieć mi, bo w końcu i tak wszystkiego się dowiem. Mogę wam zaszkodzić albo mogę być waszym sprzymierzeńcem. Wasz wybór. Na co się nie zdecydujecie, moje będzie na górze. 
Rogan rozważał słowa Augustina. 
Augustine czekał. 
-Wiesz, jak zostali zabici ludzie Forsberga?
Augistine spoglądał na Rogana przez szkła swoich okularów. -Zdajesz sobie sprawę z tego, że to ja zarekomendowałem Nevadę Harrisonowi?
-Miałem na myśli, czy naprawdę wiesz, co tam się stało?
-Nie, ale zamieniam się już w słuch. 
Westchnęłam i ruszyłam do blatu, gdzie stał ekspres do kawy babci Fridy. Zapowiadało się na długą rozmowę i by ją przetrwać potrzebowałam kawy. 


Podczas gdy Rogan wyjaśniał sytuację przenieśliśmy się do mojego biura, które zapewniało większą dyskrecję. Przegoniłam Leona i Arabellę, a później odszukałam mamę i babcię, i powiedziałam im, że przedyskutowałam z Roganem kilka kwestii na wypadek, gdyby ktoś wciąż mnie szukał. Dochodziła ósma wieczorem. Piłam drugi kubek kawy i wciąż czułam się senna. 
Augustine zdjął okulary i masował nasadę nosa. Nowoczesny miejski anioł, dobrze ubrany i z aktówką pełną śmiercionośnej broni. 
-Tak więc mamy do czynienia ze spiskiem, w który prawdopodobnie jest zaangażowanych kilka głównych Domów. Jaki jest cel tej konspiracji?
-Próbują zdestabilizować obecny układ sił w Houston - odpowiedział Rogan. 
-Tak, ale do czego dokładnie dążą? -Augustine nachmurzył się. -Poświęcają na to znaczne środki i zasoby. Do głowy przychodzi mi tylko garść powodów, które motywowałyby tych ludzi do ryzykowania tak wielu aktywów. 
-Władza, chciwość albo zemsta - powiedziałam. 
Augustine przytaknął. -Dokładnie. Powiedzmy, że Adamowi udałoby się i centrym miasta leżałoby teraz w ruinie. Giełda załamałaby się. Teoretycznie ktoś mógłby na takim krachu zarobić, ale lokalna ekonomia potrzebowałaby lat, by się z tego podnieść. A długoterminowe perspektywy na prowadzenie biznesu i tak są słabe. 
-To miałoby sens, gdyby zaangażowane w to były jakieś radykalne ugrupowania, występujące przeciwko władzy Domów -dodał Rogan. -Ale to wszystko pochodzi od samej elity Domów. Wiesz, co to znaczy. Koniec końców wszystko wybuchnie. 
-A kiedy tak się stanie, wszyscy będą się musieli opowiedzieć po którejś ze stron -Augustine znów ciężko westchnął. -Nie podoba mi się to. Nie lubię nie wiedzieć, co do jasnej cholery się dzieje. Po prawdzie poświęciłem całe swoje życie, żeby wiedzieć, co się dzieje przez cały czas. 
Będąc poza zasięgiem wzroku Augustina, Rogan wywrócił oczami. 
Augustine skrzywił się. -Dość już mam tych wszystkich dziwnych spraw. Nie zależy mi na żadnej ekscytacji, chcę nudy. Nuda jest dobra dla biznesu. 
To jest nas dwoje. 
Augustine spojrzał na mnie. -Rozumiem zaangażowanie Rogana. Ale co z tobą? Zdajesz sobie sprawę z zagrożenia związanego z całym tym bałaganem?
-Tak. 
-Zatem dlaczego?
-Jestem tu, by pomóc Corneliusowi. Ale przede wszystkim ze względu na Nari Harrison. 
Augustine podniósł brwi. 
-Kiedy wspominamy o zmarłych, zazwyczaj robimy odniesienia do tych, których pozostawili - wyjaśniłam. -Mówimy: była żoną i matką, albo -pozostawił po sobie dwoje dzieci i trójkę wnucząt. Jakby zmarli sami sobą nie przedstawiali żadnej wartości, dopóki nie połączymy ich z kimś żywym i wciąż ich opłakującym. Współczuję ogromnie Corneliusowi i Matildzie. Ale czuję się jeszcze gorzej, gdy myślę o Nari. Spodziewała się, że przed nią długie życie. Miała marzenia, które już nigdy się nie ziszczą. Nie zobaczy, jak dorasta Matilda. Nie zestarzeje się u boku Corneliusa. Już niczego więcej nie doświadczy, bo jakiś skurwysyn postanowił ją zabić. Ktoś powinien się tym zająć. Walczyć w jej imieniu i upewnić się, że jej morderca już nigdy nie odbierze nikomu życia i że zapłaci za to co zrobił. Gdybym zginęła, chciałabym, żeby ktoś się tym przejął. Ja jestem kimś takim dla niej. 
Niska postać pojawiła się w korytarzu i ruszyła w naszym kierunku. Zamilkłam. 
Matilda zatrzymała się w drzwiach mojego biura. Niosła ogromnego himalajskiego kocura i małą plastikową torbę. Kot zdawał się nadzwyczaj zadowolony z noszenia go na rękach niczym wypchanego pluszowego misia. 
Matilda spojrzała na naszą trójkę, podeszła do Rogana i podała mu kota. 
-Muszę przemyć mu oczy - jej głos był taki uroczy. -Jego łzy są brązowe przez jego zmiażdżony nos. Ma jakąś infekcję. Ale nie lubi tego i będzie się wyrywał. 
Rogan zapatrzył się na dziewczynkę całkowicie zaskoczony. Nigdy nie widziałam go tak zmieszanego. Wyglądało to całkiem zabawnie. 
-Przytrzymasz go?
Rogan zamrugał, wyciągnął ręce i delikatnie wziął kota z ramion Matildy. Futrzak zamruczał jak buldożer. 
Matilda otworzyła swoją plastikową torebkę z zapięciem strunowym i wyjęła ze środka waciki i małą butelkę. Na jej twarzy malowała się pełna koncentracja. Namoczyła bawełniany wacik i sięgnęła do kota. Ten próbował się obrócić, ale Rogan trzymał go mocno. 
-Nie ruszaj się. Bądź dobrym kotkiem -Matilda wystawiła koniuszek języka i ostrożnie przetarła lewe oko zwierzaka. 
To było takie dziwne. Rogan -duży, przerażający facet, emanujący brutalnością i  kierujący się lodowatą logiką- delikatnie trzymał puszystego kota małej dziewczynki. Powinnam zrobić zdjęcie, ale nie chciałam niszczyć tej chwili. Chciałam za to zapamiętać ten moment taki, jakim był - poważna Matilda i zszokowany Rogan o łagodnym spojrzeniu. 
Matilda skończyła. Podałam jej plastikowy kosz na śmieci. Wyrzuciła do niego zużyte waciki, spakowała buteleczkę i wzięła z rąk Rogana swojego kota. Pogłaskała go po futrze. -Już dobrze. Nie było tak źle. A teraz będzie ci lepiej.
Kot zamruczał. 
Catalina przybiegła zziajana i z paniką na twarzy -A tutaj jesteś -wyrzuciła z ulgą. -Poszłam na chwilę do łazienki, a ty zniknęłaś. Chodź, upieczemy jakieś ciasteczka. 
Matilda chwyciła jej dłoń. 
-Dziękuję! - powiedziała do Rogana. 
-Ależ proszę - odpowiedział z galanterią giermka świeżo pasowanego na rycerza. 
Augustine uśmiechał się szeroko. 
Rogan spojrzał na mnie - Dlaczego ja? A nie ty?
-Cornelius jest typem ojca spędzającego cały swój czas w domu -odpowiedziałam. -Ona postrzega mężczyzn jako dobrych opiekunów. Pewnie zazwyczaj to on trzyma kota, ale teraz nie było go pod ręką. 
Rogan rozparł się na siedzeniu. 
-Jest strasznie, kiedy przypomina mu się, że jest człowiekiem -Augustine nie zamierzał przepuścić takiej okazji. -Nie wie, jak się wtedy zachować. Po prostu pomyśl, Connor, że pewnego dnia możesz zostać ojcem. 
Rogan spojrzał na niego wzrokiem kogoś, komu spuszczono właśnie kubeł zimnej wody na głowę. 
Czas i na moją zemstę. -Wątpię. Nigdy się nie ożeni. Pozostanie samotny w swoim domu i coraz bardziej będzie się pogrążał w cynizmie i zgorzknieniu. 
-Za jedyną rozrywkę mając stosy forsy i najnowsze gadżety -dodał Augustine. -Jak archetyp melancholijnego superbohatera. 
Augustine miał poczucie humoru. Któż by się spodziewał? -Może powinniśmy zainwestować w jeden z tych reflektorów do wyświetlania na nocnym niebie symbolu Rogana?
Rogan sięgnął do swojego portfela, wyciągnął dwa jednodolarowe banknoty i pchnął jeden w moim kierunku, a drugi w stronę Augustina. -Nie cierpię, kiedy komedianci głodują. A wracając do naszej sprawy -naszym jedynym tropem jest Gabriel Baranovsky, który według dupkowatego męża był kochankiem Eleny. Zamierzasz pomóc mi z Baranovskim, Augustine?
-Nie planowałem brać w tym udziału -odpowiedział Augustine. -Ale w obecnej sytuacji mogę się zaangażować. Chcę w to wejść. Nie ze względu na jakieś altruistyczne motywy, ale dlatego, że kiedy to wszystko w końcu wyjdzie na światło dzienne, to będzie jak trzęsienie ziemi. Zatrzęsie polityką Domów nie tylko w Houston, ale podejrzewam, że w całym kraju. A ja nie mogę sobie pozwolić na to, by nie być na to przygotowanym.
-Brać udział w czym?- zapytałam. 
-Ile wiesz o Baranovskim? -rzucił w odpowiedzi Augustine. 
-Nic - stwierdziłam. -NIe miałam jeszcze czasu, by go sprawdzić. Byłam zbyt zajęta próbami pozostania przy życiu. 
-Gabriel Baranovski jest onejromantą -powiedział Rogan. 
Onejromanci przepowiadali przyszłość ze snów. Od zarania dziejów ludzie starali się przewidywać rzeczy, które miały nadejść, wszelkimi dostępnymi środkami. Od rzucania kośćmi po badanie sera. Wykorzystywanie marzeń sennych było jedną z bardziej  popularnych metod. 
-Jest bardzo precyzyjny w krótkoterminowych przepowiedniach- kontynuował Rogan. -Dokładnie rzecz ujmując, śni o notowaniach giełdowych. 
-Śni w nocy, handluje w dzień -dorzucił Augustine. -Zarobił swój pierwszy miliard jeszcze przed trzydziestką. 
-Jego pierwszy miliard?
-Jest wart więcej niż nas dwóch razem wziętych -wyjaśnił Rogan. -Zatrzymał się na trzech miliardach, bo dalsze pomnażanie majątku znudziło go. 
-Żona? - zapytałam. 
-Nigdy się nie ożenił. 
-Ale jest Pierwszym - zauważyłam. To było nadzwyczaj dziwne. Znalezienie właściwej osoby, by dorobić się utalentowanego potomstwa determinowało poczynania wszystkich Pierwszych. W naszym świecie magia oznaczała władzę, a Pierwsi obawiali się utraty władzy ponad wszystko. -Jeżeli nie ma żony, to nie ma dziedzica, co oznacza, że jego rodzina przestanie być Domem. 
Rodzina musiała mieć co najmniej dwóch żyjących Pierwszych w trzech generacjach, by być uważana za Dom i by mieć miejsce w Zgromadzeniu. 
-Ma to gdzieś- powiedział Rogan. -Zgromadzenie nigdy go nie interesowało, a i z innymi Domami nie utrzymuje kontaktu. 
-Prawie jak ktoś, kogo dobrze znamy - zauważył Augustine. -Plotkuje się jednak, że jest jakieś dziecko z nieprawego łoża. Ale nikt go nigdy nie widział. 
-To co on robi z całą tą forsą?
-Cokolwiek tylko chce- Rogan wzruszył ramionami. 
-Baranovsky jest kolekcjonerem - wyjaśnił Augustine. -Zbiera rzadkie samochody,  wina, biżuterię i sztukę. 
-I nietuzinkowe kobiety - wtrącił Rogan. -On prawdopodobnie był jedynym kochankiem Eleny, ale z kolei dla niego ona była tylko jedną z wielu. Pod tym względem jest kompulsywny. Nic nie może i nie chce poradzić na to, że kiedy tylko widzi coś niezwykłego i unikalnego, z miejsca chce to mieć. To czego zaś pragnie najbardziej to obraz Caravaggia z 1594 roku Wróżenie z ręki. 
-Caravaggio był buntownikiem -wyjaśniał dalej Augustine. -W latach 90-tych piętnastego wieku większość włoskich artystów tworzyła w stylu manierycznym - przedstawiając upozowanych, sztucznie ustawionych ludzi z nienaturalnie długimi kończynami. Caravaggio malował rzeczy, jakimi były. Jego prace ukazują zwykłych ludzi. I jak na tamte czasy w sposób hiper-realistyczny. A sam Caravaggio wkrótce stał się nadzwyczaj wpływowy. 
By Coyau - Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org
To miało sens. -Baranovsky identyfikuje się z Caravaggio - stwierdziłam. -Obaj odrzucili skostniałe status quo i robili to, co uważali za prawdziwe i ważne. 
-Dokładnie- zgodził się Rogan. 
„Wróżenie z ręki” było pierwszą pracą Caravaggia w nowym stylu - kontynuował Augustine. -Było genezą wszystkiego, co później stworzył. Obraz występuje w dwóch wersjach, a Baranovsky już nabył jedną z nich od Francuzów za niebotyczną górę pieniędzy. 
-Ale wciąż nie ma wersji z 1594 roku - założyłam. -I to go dobija. Musi ją zdobyć. 
-Powinnaś pracować ze mną - stwierdził Augustine. 
-Pośrednio już dla ciebie pracuję. 
-Rekapitulując -przerwał nam Rogan - Muzeum Sztuk Pięknych w Houston jest właścicielem Wróżenia z ręki. Baranovsky próbował wszystkiego, by odkupić obraz, ale muzeum odmówiło. Kiedy MSP wchodziło w posiadanie dzieła, jego darczyńca zastrzegł, że obraz nie może być nigdy ani sprzedany, ani wydzierżawiony za opłatą. Mimo to muzeum zależy na pieniądzach Baranovskiego. 
-Tak więc pozwalają mu wystawiać ten obraz. -dokończył Augustine. -W zamian, jako że nie mogą przyjąć pieniędzy, raz do roku Baranovsky organizuje dobroczynną galę. Najtańsze bilety wstępu kosztują dwieście tysięcy od rodziny. 
Zakrztusiłam się kawą. 
-Baranovsky nie będzie chciał ze mną rozmawiać - powiedział Augustine. -Nie jestem tak błyskotliwy jak inni Pierwsi. A poza tym należę do tych, którym odpowiada  obecne status quo. Może zechce zamienić kilka słów z Roganem, skoro ten uchodzi za najbardziej niebezpiecznego człowieka w Houston. 
-Czy to już oficjalny tytuł? - zapytałam. 
-Nie- odburknął Rogan. -To stwierdzenie faktu. 
Nie mogłam się powstrzymać. -To takie odświeżające, spotkać równie skromnego Pierwszego. 
-Jakkolwiek -wtrącił się Augustine - nawet jeżeli Baranovsky porozmawia z Roganem, niekoniecznie przyniesie nam to cokolwiek dobrego. Dobrze wiemy, że Rogan jest równie subtelny w przesłuchaniach co hiszpański inkwizytor. 
-Potrafię być subtelny - w rzeczy samej udało mu się wyglądać na obrażonego. 
-Zapytaj się jej - Augustine spojrzał na mnie. -Sądzisz, że w jaki sposób Rogan spróbuje wyciągnąć jakieś informacje od Baranovskiego?
Powiedziałam pierwszą rzecz, jaka wpadła mi do głowy -Ściskając go za gardło, będzie trzymał go za barierką jakiegoś położonego naprawdę wysoko balkonu. 
-O tym właśnie mówię. 
-Trzymanie ludzi za gardło jest całkiem skuteczną metodą i szybko przynosi spodziewane rezultaty - rzeczowym tonem bronił się Rogan. 
Augustine potrząsnął głową. -Dwoje z nas w tym pokoju jest prywatnymi detektywami, którzy zawodowo zajmują się pozyskiwaniem informacji od ludzi. Ty nie jesteś jednym z tej dwójki. Potrzebujemy lepszej przynęty. 
Obaj spojrzeli na mnie. 
-Dlaczego sądzicie, że w ogóle byłby zainteresowany? -zapytałam. 
-Bo tym razem pojawi się Rogan -wyjaśnił Augustine. -Nigdy się nie pokazuje na imprezach, a tym razem pokaże się i będzie zwracał nadzwyczajną uwagę na ciebie. Ty zaś będziesz w moim towarzystwie. Jesteś piękna i nikomu nieznana, a mimo to będziesz przyciągała uwagę dwóch Pierwszych. Baranovsky będzie chciał się przekonać, co jest w tobie takiego specjalnego. 
-Kiedy?
-W piątek. 
-Będę potrzebować odpowiedniego stroju -powiedziałam. -I pieniędzy. 
Rogan pochylił się nieco, a w jego oczach pojawiło się ostrzeżenie. -W tej chwili tylko dwóch Pierwszych wie o tobie. Jeżeli pojawisz się na tej gali, to się zmieni. 
Augustine zmrużył oczy. Uważnie obserwował Rogana. -Chcesz dostać się do Baranovskiego. To jest najlepszy i najskuteczniejszy sposób, by tego dokonać. 
Rogan zignorował go. -Nevada, wiem, że nie ujawniasz się ze swoim talentem. Po tej imprezie nie będzie już możliwości powrotu do stanu obecnego. 
Albo autentycznie się o mnie martwił, co byłoby naprawdę wzruszające, albo miał jakieś ukryte powody, by nadal ukrywać fakt mojego istnienia i bez przeszkód samodzielnie korzystać z moich umiejętności. Żałowałam, iż nie wiedziałam, co jest prawdą. 
-Nie bądź taki melodramatyczny -dociął mu Augustine. -Jak długo nie stanie na środku sali i nie ogłosi wszem i wobec, że jest „tropicielką prawdy”, nikt nie musi wiedzieć, że w ogóle dysponuje jakimś magicznym talentem. 
-Będą konsekwencje takiego publicznego pojawienia się -upierał się przy swoim Rogan. -Po wszystkim będzie bardzo ciężko zniknąć w mroku. W najgorszym wypadku ludzie zdadzą sobie sprawę z tego, co potrafisz. W najlepszym - zostaniesz zapamiętana jako kobieta na usługach Augustina albo moich. Wiem, jak ważna jest dla ciebie reputacja. Przemyśl to. 
Czekałam, aż obaj przestaną dyskutować. 
-Augustine, pojawisz się tam z ramienia swojej firmy?
-Oczywiście. Bilety zostaną wykupione za pośrednictwem MADM. Charytatywne datki umożliwiają odliczenia podatkowe. 
-Zatem będę tam jako twoja podwładna. -Spojrzałam na Rogana. -Jeżeli on przedstawi mnie jako pracownicę MADM, usprawiedliwi to moją obecność na gali. Ludzie waszego rodzaju nie poświęcają zbyt wiele uwagi najemnej sile roboczej. Będzie to wyglądać, jakbym była jedną ze śledczych na usługach firmy detektywistycznej, a ty będziesz próbował dobrać mi się do majtek, głównie po to, by zirytować Augustina. Jeżeli będziecie się zachowywać tak, jak się zachowujecie za każdym razem, kiedy widzę was obu naraz, nikt nie nabierze żadnych podejrzeń. 
-Co masz na myśli, mówiąc o naszym zachowaniu?
-Widzieliście kiedyś taką rybkę - bojownika?- zapytałam. 
-Oczywiście. 
-Coż… kiedy ty i Rogan wchodzicie sobie w pole widzenia, zachowujecie się jak dwa samce bojowników. Rozkładacie jak najszerzej się da swoje płetwy i okrążacie się, próbując zastraszyć się nawzajem. Po prostu róbcie tak dalej, a każdy będzie miał pewność, że chodzi o wasze wewnętrzne porachunki, ja zaś jestem jedynie przypadkową ofiarą. Wszystko będzie dobrze. 
-Czuję się urażony takim porównaniem - obruszył się Augustine. 
-Przeceniasz nieco Augustina - powiedział Rogan. -Jego płetwy nie robią na mnie żadnego wrażenia. 
Był wstanie rzucać takie komentarze całkowicie automatycznie. Wzrok miał zaś nieobecny. Prawdopodobnie wciąż zastanawiał się nad galą i wnioski, do których dochodził, nie podobały mu się. 
-Nadal potrzebuję stroju. 
-Zajmę się tym - odparł Rogan.
-Nie -odpowiedziałam stanowczo. -Dasz mi pieniądze, a sukienkę kupię sobie sama. Dodatkowo zapewne Cornelius także będzie chciał brać w tym udział. I on również będzie potrzebował finansowego wsparcia. 
-Tym też się zajmę - zgodził się Rogan. 
-Zatem postanowione- powiedział Augustine. -Tylko dlaczego mam to niepokojące przeczucie, że to nie skończy się dobrze?
-Nigdy nie lękaj się awantur, lecz szukaj niebezpiecznych przygód - rzucił cytatem Rogan. Wciąż nie wyglądał na entuzjastę naszego planu. 
-Skąd to jest?-zapytałam. 
-Z Trzech Muszkieterów -Augustine potrząsnął głową. -Rogan, wszystko co z tobą związane, jest niebezpieczne. A teraz robi się już późno, a ja mam wciąż trochę spraw do załatwienia. Możesz mieć tego swojego melancholijnego Atosa na wyłączność, milady. Ja pozwolę sobie was opuścić. 
Wyszedł z biura. Rzut oka na monitor potwierdził, że opuścił magazyn, wsiadł do swojego samochodu i odjechał. 
Badawczy blask igrał w oczach Rogana -Zawsze bardziej lubiłem Milady od Konstancji. 
-Nie jestem Milady czy Konstancją - odparowałam, podnosząc się z fotela. -Jestem kapitanem de Treville. Jestem głosem rozsądku, który próbuje powstrzymać was dwóch od popełniania czynów karalnych bez jakiegokolwiek poważania dla prawa i życia innych. 
Uśmiechnął się. Potężny i gorący miks namiętności i pożądania rozpalił jego oczy. To powinno przegnać ciemność, która na dobre zagościła w jego wzroku, ale nic takiego się nie stało. Spoglądał na mnie smok przyczajony w jaskini, zmęczony, wymizerowany i śmiertelnie niebezpieczny. A jednocześnie jakby gotowy, by rzucić wszystko w diabły z mojego powodu. To sprawiało, że miałam ochotę sunąć dłońmi po jego twardych, silnych ramionach. Mogłabym zarzucić nogi na niego, przygwoździć go do krzesła i sprawić, by zapomniał o wszystkim. Pozwolić mu sprawić, bym i ja zapomniała o wszystkim, choćby na kilka minut. Mógłby pachnieć drewnem sandałowym. Jego skóra mogłaby rozpalać się pod moim językiem. Mógłby chwycić mnie mocno, a siła jego rąk i delikatność jego palców mogłyby przenieść mnie do miejsca, gdzie istniała tylko czysta rozkosz. 
Niektórzy mężczyźni uwodzili słowami, inni prezentami. Connor Rogan uwodził samym wyglądem. Smutne było to, że nawet nie musiał próbować. Po prostu patrzył na mnie, a ja marzyłam o tym, byśmy byli teraz nadzy. 
I jeżeli zaraz nie przestanę fantazjować, lada moment będzie w stanie odczytać obrazy spowijające mój umysł.
-Idź do domu, Rogan. 
-Przestałaś nazywać mnie Szalonym jakiś czas temu -zauważył. 
-Nazywam cię Szalonym głównie po to, by przypominać samej sobie, z kim mam do czynienia -oparłam się o blat biurka. 
-I z kimże to masz do czynienia?
-Prawdopodobnie z psychopatycznym seryjnym mordercą, któremu nie można ufać.
Żadnej reakcji. 
-A teraz nazywasz mnie Rogan. Co starasz się przez to powiedzieć?
-Że jesteś śmiertelny. 
-Planujesz mnie zabić? -rozbawienie zajaśniało w jego oczach. 
-Nie wcześniej, nim staniesz się bezpośrednim zagrożeniem - puściłam mu oko. 
Zaśmiał się cicho. Było już z nim lepiej. 
-Idziesz do domu?
-Nie - zdecydowanie zaprzeczył. 
Westchnęłam.
-Chodzi o tę akcję na wiadukcie?
-Tak. 
-Poradziłam sobie już z tym. 
-Wiem -powiedział cicho. -Troy przeżył tylko dzięki temu, że byłaś z nim w samochodzie. 
Gdyby nie było mnie w tym samochodzie, Troy w ogóle nie wziąłby udziału w zasadzce, ale wyglądało na to, że to nie najlepszy czas na spieranie się o to. -Dlaczego zatem chcesz zostać?
-Ponieważ Cornelius, Matilda i ty jesteście teraz tutaj, pod jednym dachem. Coś takiego nazywamy środowiskiem pełnym potencjalnych celów. 
-Źli goście mogliby rozwiązać większość swoich problemów jednym dobrze wymierzonym strzałem - dodałam.
Przytaknął. -Moja obecność może temu zapobiec. A jeżeli nawet nie, to i tak jestem dobry w radzeniu sobie z atakami. 
-Pamiętam. 
Mogłam się z nim spierać, ale w sumie nie miało to sensu. Nie skrzywdziłby mnie, ani nikogo z mojej rodziny, a sama czułam się lepiej, kiedy Rogan był tutaj. Byłam odpowiedzialna za bezpieczeństwo mojej rodziny, a także Corneliusa i Matildy. I potrzebowałam wszelkich środków, by im to zapewnić. Musiałam jedynie poradzić sobie z niezaprzeczalnym faktem, że kiedy będę kładła się do swojego łóżka tej nocy, on będzie gdzieś w pobliżu. Pewnie będzie spał na dmuchanym materacu, skoro Cornelius i Matilda zajęli pokój gościnny. 
-Bug nie będzie za tobą tęsknił?
-Bug nigdy nie jest zbyt daleko - Rogan wskazał na swój telefon. 
-Będę musiała przekonać do tego moją mamę. 
-Przedyskutowałem z nią już tę kwestię, kiedy spałaś - spokojnie stwierdził Rogan. - Sądzi, że to rozsądne rozwiązanie. 
Wow. Moja matka była tak zatroskana o nasze bezpieczeństwo, że zaprosiła Szalonego Rogana na noc do swojego domu. To mnie nieco zaskoczyło. 
-Może to jednak nie jest taki dobry pomysł. Nie wiem, czy będę w stanie zasnąć, wiedząc, że grasujesz po moim domu. 
Wstał z poważną, surową miną. -Będziesz. Zaśniesz szybko i będziesz spać twardo aż do rana, a potem wstaniesz i zjesz śniadanie ze swoją rodziną, właśnie dlatego, że będę „grasował” po twoim domu tej nocy. I jeżeli ktokolwiek spróbuje zakłócić twój sen, przyrzekam, że wybiję mu to z głowy. 
To była najbardziej romantyczna rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałam. I co ważniejsze, on naprawdę tak myślał i gdyby zaszła taka potrzeba, wywiązałby się w pełni z tej obietnicy. 
Zmusiłam się do otwarcia ust -Okay. Do zobaczenia rano.

Ledwo zdążyłam zamknąć drzwi swojego pokoju, kiedy ktoś zapukał. 
-Otwarte.
Drzwi uchyliły się i do środka wślizgnął się Leon. Mój najmłodszy kuzyn wciąż był w fazie wychudzonego, pryszczatego nastolatka. Szczupły, ciemnowłosy i o oliwkowej skórze przypominał mi elfa z najnowszego bestselera fantasy Droga do Eldremar. Bez problemu mogłam wyobrazić go sobie skaczącego z jakiegoś drzewa z dwoma zakrzywionymi nożami w dłoniach i w niebieskich barwach wojennych na twarzy. Kiedy był młodszy, myśleliśmy, że gdy dorośnie, będzie naprawdę wysoki i dobrze zbudowany. Zatrzymał się jednak na 178 centymetrach i jak na razie nie zapowiadało się, by miał coś przybrać na masie. 
-Jeżeli chodzi ci o szalonego Ragana…
Podniósł swój laptop, otworzył i obrócił ekranem w moją stronę. Na ciemnym tle symulującym głęboką przestrzeń wykwitała przepiękna mgławica, utkana z luminescencyjnych i delikatnych jedwabnych nici, z których każda mieniła się inną barwą. Achhh. Model obrazujący teorię Smirnoffa. Pamiętam, jak robiłam coś podobnego w szkole średniej. Teoria magii była podstawą nauki i nie była wcale prosta. 
źródło:unsplash.com/NASA
-Nie potrafię tego zrobić -powiedział Leon. 
Po takim dniu odrabianie zadań domowych było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę. -Leonie, naprawdę powinieneś samodzielnie odrabiać swoje lekcje. 
-Wiem -przeciągnął ręką po włosach. -Próbowałem. Naprawdę próbowałem i kicha. 
Leon zazwyczaj działał tylko w dwóch trybach: sarkastycznym albo pełnej ekscytacji. Ten nowy, smutny Leon był dla mnie zagadką. 
Westchnęłam i siadłam na moim rozkładanym fotelu. Taki sprzęt był koniecznością ze względu na moją nieujarzmioną tendencję do zabierania pracy do łóżka. Mój ostatni laptop zakończył swój żywot po twardym spotkaniu z podłogą, kiedy zasnęłam, a komputer zsunął się z pościeli. Od tego momentu łóżko służyło tylko i wyłącznie do oglądania telewizji, czytania, spania i borykania się z frustrującymi myślami o pewnym telekinetyku. Pracą zajmowałam się na fotelu. Był nadzwyczaj wygodny, co nie zmieniało jednak faktu, że czułam się w nim jak starsza pani.  
Wpatrzyłam się w mgławicę na ekranie laptopa. -Powiedz mi coś o tym. 
-To jest komputerowy model tzw. „teorii gumki recepturki” Smirnoffa - wycedził monotonnym głosem. 
-Twój entuzjazm jest powalający. Co mówi ta teoria?
-Mówi, że kontinuum czasoprzestrzenne działa pod wpływem wielu różnych czynników. Wpływ tych czynników jest zbyt duży, by jakiekolwiek małe zmiany mogły odmienić stan kontinuum. Stwierdza też, że nasza rzeczywistość jest jak plątanina gumek recepturek. Jeżeli wyciągnie się jedną z nich, stan kłębka nie jest w znaczącym stopniu zmieniony. Tak więc gdyby ktoś cofnął się w czasie i na przykład zastrzelił Aleksieja I, druga wojna światowa i tak miałaby miejsce. Tyle że wówczas Polskę mogłaby najechać w 1940 imperialna Rosja. Obozy koncentracyjne i holokaust też by się wydarzyły. Teoria „gumek recepturek” jest całkowitym przeciwieństwem teorii łańcucha zdarzeń, która mówi, że wydarzenia bezpośrednio wpływają na siebie, zatem jeżeli ktoś cofnie się w czasie i zabije komara, wszyscy obudzimy się ze skrzelami czy czymś podobnym. 
W sumie nieźle. -A twoim zadaniem jest?
-Udowodnić lub obalić teorię „gumek recepturek” w odniesieniu do odkrycia serum Ozyrysa. -Leon obrazowo zasymulował wymioty i wskazał na model na ekranie. -Okay, wiem, że to powinno się zmienić. Nie ma opcji, żeby się nie zmieniło. Jeżeli miałaby miejsce jakaś potężna plaga, świat przecież by się zmienił, prawda? Magia jest jak plaga. Wywiera wpływ na wszystko, tak więc po jej zaistnieniu, sprawy nie mogły pozostać takie same. To zbyt potężny czynnik. Ale nie mogę tego udowodnić. Powiedzmy, że wszystko co lśni na niebiesko, jest magią, ok? Próbowałem wyciągnąć wszystkie nici tego koloru, by zasymulować niemagiczny model i nic. Spójrz, to stan w 10 lat po usunięciu magii. 
Leon wcisnął kilka przycisków na klawiaturze. Obraz podzielił się na dwie części. Po lewej stronie oryginalna mgławica świeciła wszystkimi kolorami tęczy. Po prawej formowała się nowa mgławica bez choćby śladu niebieskich nici. Jej kształt pozostał jednak identyczny. 
-Załapałeś to na 90% Leon -powiedziałam mu. -Pamiętaj to kontinuum czaso-przestrzenne. 
-Wiem o tym - burknął. 
-O czym zatem zapomniałeś?
-Nie mam pojęcia. Nevada, po prostu pomóż mi, proszę.
Wpisałam kilka nowych parametrów. -Zapomniałeś uwzględnić czas. 
Na ekranie licznik czasu ruszył do przodu. Mgławica po lewej pozostała niezmienna, ale ta po prawej rozciągnęła się, obróciła i przybrała nowy dziwny kształt. Licznik klikał miarowo. 100 lat. 200 lat. 500. Zatrzymał się przy tysiącu. Leon wpatrywał się w całkowicie odmienną konstelację nici. 
-Nie przeprowadziłeś symulacji w wystarczająco długim okresie - wyjaśniłam mu. -To jak dwie rozdzielające się drogi. Na początku są blisko siebie i biegną prawie w tym samym kierunku, ale im dalej nimi pojedziesz, tym bardziej będą od siebie oddalone. Podobnie z magią. W początkowym okresie nie zmieniła zbyt wiele. Ale z każdym kolejnym pokoleniem zmieniała nasz świat coraz bardziej i bardziej. Pomyśl o tym. Bez magii nie mielibyśmy teraz Domów czy Pierwszych. Pewne rzeczy być może nie zmieniłyby się, ponieważ niektóre sploty pozostałyby względnie nienaruszone przez jakiś czas. Ale inne z kolei byłyby całkowicie odmienne. Ostatecznie taka zmiana wpłynęłaby jednak na wszystkie sploty i im dalej w czasie oddalalibyśmy się od punktu zerowego, tym bardziej nasz świat różniłby się. 
Usiadł na łóżku. -Jak długo zajęło ci ogarnięcie tego?
-Trzy dni. Byłam sfrustrowana i próbowałam różnych rzeczy po kolei, zanim nie zrozumiałam, jak to wszystko działa. 
-Dwa tygodnie - powiedział. -Siedziałem nad tym dwa tygodnie. Wiesz może, jak szybko poradził sobie Bern?
-Nie mam pojęcia. 
-Cztery minuty. Sprawdziłem szkolny rejestr. Jak na razie nikt nie pobił jego rekordu. 
Westchnęłam. -Leonie, Bernard jest Magister Exemplaria. On rozpoznaje wzorce. Kody i kryptografia przemawiają do niego tak, jak czołgi do babci. Zapewne domyślenie się, o co w tym chodzi, zajęło mu 30 sekund, a pozostałe trzy i pół minuty spędził próbując znaleźć alternatywne rozwiązania, ot tak dla zabawy. 
-Nie potrafię tego- Leon zapadł się w sobie. -Próbowałem robić to co Bern i po prostu nie potrafię. Jestem ofiarą losu, a nie magiem. 
Nie przechodźmy tego ponownie. -Nie jesteś żadną ofiarą losu. 
-Nie mam żadnej magii. 
Z magią nigdy tak naprawdę nie wiadomo było, czego się spodziewać. Co robiła Catalina i ja, w jakimś stopniu należało do tego samego rodzaju, ale magia Arabelli nie leżała nawet blisko naszej. Każdy w naszej rodzinie dysponował jakąś magią, poza moim tatą, ale Leon nie był z nim bezpośrednio spokrewniony. Jego mama była siostrą mojej mamy. Wszystko wskazywało na to, że Leon też będzie dysponował jakimś magicznym talentem. Tyle tylko, że w jego przypadku magia nie spieszyła się z zademonstrowaniem swojej obecności. 
-Twój talent w końcu się ujawni - pocieszyłam go. 
-Kiedy Nevada? Na początku słyszałem, że kiedy skończę siedem czy osiem lat, potem kiedy zacznę dojrzewać. Cóż, włosy wyrosły mi już tu i ówdzie. Tylko gdzie do cholery jest ta magia?
Westchnęłam. -Nie potrafię udzielić ci na to odpowiedzi, Leonie. 
-Życie jest do dupy- złapał swój laptop. -Dzięki za pomoc. 
-Nie ma za co.
-A co do Szalonego Rogana…
-Wynocha!
-Ale…
-Wynoś się stąd Leon!
Wyszedł z pokoju. Biedny dzieciak. Leon tak bardzo chciał się czymś wyróżniać. Nie był ani duży, ani silny jak jego brat. Nie miał talentu magicznego Berna. Nie był też wybitnym uczniem- znów jak Bern, który dodatkowo był jeszcze gwiazdą zapasów w szkole średniej i sporo ludzi przychodziło oglądać go podczas zawodów. Leon za był biegaczem. A tym nie interesował się nikt, poza innymi biegaczami na bieżni. Niektórzy ludzie na jego miejscu zaczęliby nienawidzić starszego brata, ale Leon kochał Berna ze szczenięcym wręcz oddaniem. Kiedy Bernowi udawało się coś osiągnąć, Leona rozsadzała wprost duma. 
Kiedy był mały, zwykłam mu czytać książeczki dla dzieci. Jedna z nich opowiadała o szczeniaku zagubionym w lesie. W książeczce były ilustracje złotego psiaka pośród ciemnych drzew. Zarówno Leon, jak i Arabella nieodmiennie krzyczeli ze strachu, kiedy dochodziłam do tego momentu. Poza tym całym sarkazmem, Leon wciąż był tym samym małym, wrażliwym chłopczykiem z dużymi oczami. Miałam nadzieję, że jego magia wkrótce się objawi. 

Komentarze

  1. padlo haslo ze Baranowski ma syna z nieprawego łoża - moze to ktorys z kuzynow Newady

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe spostrzeżenie. W sumie Baranovsky dysponował talentem prekognicji, a Leon również odznacza się umiejętnością do przewidywania (choć bardziej z zakresu balistyki niż finansów;-). Wciąż otwartym pytaniem pozostaje, na ile Penelope była zorientowana w sprawach siostry.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okładka plus garść wieści na temat Iron and Magic

Od dawna nie zaglądaliśmy na blog Ilony Andrews, czas więc najwyższy nadrobić zaległości. A okazja ku temu jest przednia, gdyż nie dalej jak wczoraj, Ilona ujawniła wygląd okładki Iron and Magic. Przy okazji zdradziła, że jest to pierwsza część trylogii (sic!), rozpoczynająca cykl Iron Covenant. Cieszymy się, iż plany naszego ulubionego pisarskiego duetu są nadzwyczaj ambitne i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach nie powinniśmy narzekać na brak pozycji spod szyldu IA. Tradycyjnie pozostaje tylko wykazywać się cierpliwością i liczyć, że weny twórczej, czasu i zdrowia Andrewsom nie zabraknie. Po kilku godzinach dowiedzieliśmy się jeszcze, że możemy również liczyć na klasyczne wydanie papierowe oraz audiobook, a każdy z tomów Iron Covenant będzie opowiadał do pewnego stopnia zamkniętą historię, tak więc podobnie jak to było w przypadku KD, nie musimy obawiać się irytujących cliffhangerów. Iron and Magic ma się skupiać na postaci Hugh, podczas gdy tom drugi będzie główni...

Podgryzamy gryzonia, czyli o chomikowaniu przekładów w jednym miejscu;-)

Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią zaczęliśmy dzisiaj wrzucać na WP zebrane w jednym pliku nasze dotychczasowe nieoficjalne tłumaczenia. Jeżeli występowałyby jakiekolwiek problemy z dostępem, prosimy o wyrozumiałość i powiadomienie nas o zaistniałych problemach. Poszczególne posty zostały zabezpieczone dotychczasowymi hasłami używanymi na gryzoniu. Zdajemy sobie sprawę, iż stanowi to dodatkowe utrudnienie, ale ze ze względów -powiedzmy - formalnych, zmuszeni jesteśmy do zastosowania takiego rozwiązania. Pomiędzy popularyzacją czytelnictwa, czy też przybliżaniem rodzimemu czytelnikowi obcojęzycznej literatury, a nieuprawnionym rozpowszechnianiem i upublicznianiem dzieł chronionych prawami autorskimi - istnieje bardzo wąska granica. Dlatego też zmuszeni jesteśmy do ograniczenia dostępu do naszych przekładów do grona naszych znajomych, do których optymistycznie zaliczamy całą społeczność skupioną wokół SO. Stąd również liczymy na Wasze zrozumienie i uszanowanie naszej prośby o...

WUB Rozdział 1 cz. 3

Jeszcze przed wylotem mamy dla Was kolejny fragment WUB. Na następny odcinek przyjdzie poczekać nieco dłużej, gdyż najbliższa doba upłynie nam w podróży. A co się będzie działo dalej, przekonamy się dopiero na miejscu... Na razie zaś przyjemnej lektury! Pozdrawiamy i do przeczytania z drugiej strony globu;-) Spoglądał na nią teraz ze swojego miejsca po drugiej stronie kręgu z okrutną frajdą, malującą się w jego oczach. -Myślałem o tobie ostatniej nocy -wycedził, ignorując fakt, bycia w pełni ignorowanym przez nią. -Jak dobrze wiesz, myślenie o innych pozwala nam zapomnieć o własnych problemach. Myślę o tobie bardzo często -jego niespokojne, żółtawe oczy błyszczały. -Teraz… czy kiedykolwiek brałaś pod uwagę, że może chcesz, by Kopciuszek wspiął się na tę dynie i ukradł ci faceta? Może to był twój sposób na wyrwanie się. Scarlett wbiła w niego spojrzenie, ale nie odpowiedziała na tę idiotyczną teorie. Jakakolwiek reakcja tylko by go zachęciła. Marrok żerował na słabych, tak wi...