Przejdź do głównej zawartości

Hugh Rozdział 1 cz. 2

Zapraszamy do lektury drugiej części rozdziału pierwszego Hugh. Na ciąg dalszy będziemy musieli poczekać jeszcze czas jakiś, ale liczymy, że efekt finalny będzie znakomity.
Mimo że u nas wieje potężnie i zanosi się, że lada moment sypnie śniegiem, życzymy przyjemnej niedzieli! Pozdrawiamy!

Pustka nie dawała mu spokoju, wielka, niezabliźniona rana w miejscu, gdzie zwykł być Roland. To bolało. Hugh przygryzł zęby i zmusił się do skupienia uwagi na głowie, leżącej na stole przed nim. 
-Kiedy? -zapytał. 
-Sześć dni temu -odpowiedział Stoyan. -Nie był z nami. Odszedł, kiedy ciebie wyrzucono. Zajął się nauczaniem w Chattanooga. Uczył francuskiego w liceum. Nie stanowił zagrożenia dla nikogo. A i tak go zabili. Przybyłem, by przekonać go do spotkania się z tobą. Spóźniłem się. 
Pulsowanie w jego głowie nie pozwalało mu jasno myślec. -Camilla?
Stoyan potrząsnął głową. Żona Rene nie zrobiła tego. Przeszyła go nowa fala bólu, wzmagając jeszcze wściekłość. 
-Caroline?
-Nie żyje -odrzekł Bale. 
-Purdue, Rockfort, Ivanova - wszyscy martwi -dodał Stoyan. -Zostaliśmy tylko my. 
Hugh wbił spojrzenie w czterech mężczyzn. Stoyan, ciemnowłosy i ciemnooki, po trzydziestce wyglądał na wycieńczonego, jak zużyty miecz. Felix, potężny facet z rudawymi włosami, odchylał głowę do tyłu, próbując powstrzymać krwawienie z nosa. Przegroda była wyraźnie skrzywiona w prawo. Z pewnością złamana. Naburmuszony Bale zaszył się w kącie. Mierzący nieco ponad metr siedemdziesiąt, wydawał się równie szeroki, co wysoki. Grubokościsty i umięśniony. Lamar opierał się o blat stołu po prawej. Wysoki, szczupły i czarny sprawiał wrażenie, jakby cały składał się z samych ścięgien i splotów mięśni. Pociągła twarz, włosy bardzo krótko ostrzyżone. Na nosie miał okulary w drucianych oprawkach. Zbliżał się już do pięćdziesiątych piątych urodzin i udawał, że jest starszy niż był faktycznie. 
Zastępca, skrytobójca, berserk i strateg. Tyle zostało z jego kohorty. 
-Tak to właśnie wygląda -podsumował Stoyan. 
-Landon Nez skreśla z listy Żelaznych Psów kolejne imiona -rzucił Lamar. -Nikt nie jest bezpieczny. Wszyscy jedziemy na jednym wózku. 
Żelazne Psy. Jego Żelazne Psy, elita prywatnej armii, którą stworzył dla Rolanda. Ta nazwa sprawiła, że coś go w środku skręciło. Pustka poszerzyła się.
Dowodził Żelaznymi Psami, a Landon Nez stał na czele Złotego Legionu, składającego się z nekromantów, którzy opanowali bezrozumne wampiry i kierowali nimi, niczym zdalnie sterowanymi samochodzikami. Żelazne Psy i Złoty Legion, prawa i lewa ręka Rolanda. Nienawidził Neza, a Nez nienawidził jego. I o to właśnie chodziło Rolandowi. Hugh ostatecznie znalazłby sposób na zabicie Neza, ale popełnił tragiczny błąd i Roland wygnał go. Teraz magiczna lina łącząca go z człowiekiem, który wyciągnął go z rynsztoka, zniknęła. Cel jego życia, jego nauczyciel, jego zastępczy ojciec, wszystko co wydawało mu się właściwe i prawdziwe w tym popieprzonym świecie przepadło. Życie straciło sens. 
-Jak źle jest? -zapytał. 
-Wliczając w to nas, zostało nie więcej niż trzystu ludzi -odrzekł Stoyan. 
Kilka miesięcy temu pozostawił sześć kohort Żelaznych Psów, w każdej po trzystu osiemdziesięciu ludzi. Przekuł ich w elitarną, zdyscyplinowaną, wyszkoloną siłę, w żołnierzy, dla zdobycia których każda głowa państwa dałaby sobie uciąć rękę. 
-Jest jeszcze trochę rozproszonych -dodał Stoyan. -Niektórzy się ukrywają, niektórzy włóczą się bez celu. Landon posłał za nimi patrole krwiopijców. Polują na nas. 
Co do diabła się stało, od kiedy odszedł? -Dlaczego?
-Przez ciebie! -warknął z kąta Bale. 
Hugh spojrzał na Lamara. 
-Roland odkrył pewien nieprzyjemny fakt -wyjaśnił Lamar. -Nie oddaliśmy się pod jego rozkazy. To ty jesteś naszym dowódcą. Perceptorem. Zaczęliśmy być postrzegani jako niegodni zaufania. 
Idioci. -Złożyliście przysięgę. 
-Przysięga działa w dwie strony. Pokażcie mu wasze ręce - polecił Lamar.
Stoyan podwinął rękawy. Jego przedramiona znaczyły poszarpane blizny. -Kazał mi najechać wieś i powywieszać wszystkich cywilów, by przesłać wiadomość -mówił Stoyan. -Powiedziałem mu, że jestem żołnierzem, a nie rzeźnikiem. Ukrzyżował wielu z nas. Trzydziestu dwóch ludzi. Obserwowałem przez trzy dni, jak umierają. Umarłbym wraz z nimi. 
-Co cię uratowało? -zapytał Hugh.
-Daniels mnie uratowała. Zdjęła mnie z krzyża i pozwoliła mi odejść. 
To imię cięło jak nóż. Musiało się to uwidocznić na jego twarzy, bo Stoyan cofnął się o krok. 
Wyrzucił to imię ze swojego umysłu i skupił się na bieżących problemach. Stoyan mógł odmówić rozkazu wymordowania cywilów. Nie tym zajmowały się kohorty. Mroczna odnoga Żelaznych Psów, która starłaby wioskę z powierzchni ziemi bez zadawania zbędnych pytań, już nie istniała. I Roland był tego boleśnie świadom. Ten rozkaz był testem lojalności, który Stoyan oblał. Roland nie żądał po prostu lojalności, jemu chodziło o całkowite oddanie. Kiedy nie otrzymał go, musiał podjąć decyzję o zniszczeniu całej jednostki. 
Co za marnotrawstwo, pomyślał. Poświecił lata na stworzenie Żelaznych Psów, a Roland odrzucił ich jak śmieci. 
Podobnie jak wyrzucił jego. Nie, nie wyrzucił. Odciął mnie, odciął swoją prawą rękę. 
Nowa, heretycka myśl zaświtała w jego głowie i nie dawała się stłamsić. 
Szukał śladów magii, która pozwoliłaby mu przegnać niepewność, ale znalazł tylko pustkę. Która pochłaniała go od środka, zagłębiając swoje kły w jego duszy. Niewidoczna więź łączyła ich nawet kiedy magia zanikała i technologia brała górę. Zawsze tam była. Był związany z Rolandem, od kiedy podzielił się z nim swoją krwią. A teraz to wszystko znikło. 
Pustka wypełniała jego kości, heretycka myśl rozpalała jego mózg, a on nie znał sposobu, by zapanować nad tym. Opanowała go nagła potrzeba by krzyczeć i rozbić coś. 
Czterech mężczyzn wpatrywało się w niego. Znał każdego z nich od lat. Sam ich wybrał, szkolił ich, walczył ramię w ramię z nimi, a teraz czegoś od niego chcieli. I nie zamierzali zostawić go samego, dopóki nie spełni ich oczekiwań. 
-Jeżeli czegoś nie zrobimy, za rok o tej porze wszyscy będziemy martwi -powiedział Felix. 
-Co chcecie robić? -znał odpowiedź, ale i tak się zapytał. 
-Chcemy, żebyś nami dowodził, żebyś nas poprowadził -odpowiedział Stoyan. -Psy znają cię. Ufają ci. Jeżeli dowiedzą się, że żyjesz, znajdą cię. Możemy zebrać wszystkich maruderów i przeciwstawić się Nezowi. 
-Nie wiesz, o co prosisz - zachowywanie przytomności umysłu z tą zżerającą go pustką, doprowadzało go do szaleństwa. 
-Nie proszę -Stoyan stanął przed nim. -Ufam ci. Podążę wszędzie za tobą. Nie za Rolandem. Roland nic mi nie obiecywał, a ty tak. Przekonałeś mnie do tej idei, bycia częścią czegoś lepszego. Bycie Żelaznym Psem to coś więcej niż praca. Jak powiedziałeś, to braterstwo. 
-Rodzina, gdzie każdy z nas działa na rzecz czegoś większego -dorzucił Lamar. 
-Jeżeli padniesz na polu bitwy, reszta cię osłoni -odezwał się Bale. 
-A teraz, niech Bóg ma nas w swojej opiece, padamy -dokończył Stoyan. 
Kurwa mać. 
-Wiesz, dlaczego wciąż jeszcze żyjesz? -zapytał Lamar. -Każdego dnia, każdego tygodnia jest nas coraz mniej, ale ty nadal oddychasz. Jeżeli nam udało się cię odnaleźć, Nez też może to zrobić. Założę się, że dokładnie wie, gdzie jesteś. 
-Żyję, bo on chce, żebym zginął ostatni -rzekł Hugh. -Chce, żebym wiedział o wszystkim. -Nez pragnął, żeby oglądał, jak jego nekromanci niszczą wszystko, co zbudował, a kiedy już nic nie zostanie, wyciśnie z niego ostatnią kroplę krwi. 
Lamar uśmiechnął się. 
-Czym dysponujemy? -zapytał Hugh. 
-Trzystu dwóch ludzi, wliczając w to nas -oznajmił Stoyan. 
-Broń?
-Cokolwiek tylko każdy z nas ma przy sobie -odpowiedział Bale. 
-Zapasy?
-Żadnych -tym razem Lamar udzielił odpowiedzi. -Zaczynamy głodować. 
-Baza?
Felix potrząsnął głową. 
Świetnie. Znajdujemy się na dnie, ale zawsze mogło być gorzej. Ci z Psów, którzy przetrwali, byli zapewne najbystrzejszymi albo najsilniejszymi. Miał do dyspozycji trzystu wyszkolonych zabójców. 
Głowa Rene spoglądała na Hugh ze stołu. Przyjrzał się jej uważnie, zapamiętując każdy detal i wrzucając go w pustkę. Stare czasy przeminęły. Będzie musiał wypełnić tę bezdenną dziurę gniewem albo ta pustka doprowadzi go do szaleństwa. W sumie nie robiło to wielkiej różnicy. 
Hugh podszedł do drzwi i otworzył je na oścież. Owionęło go świeże powietrze. Przed nim rozpościerało się małe, brzydkie miasteczko, nieco tylko więcej niż główna ulica z kilkoma budynkami wzdłuż wiejskiej drogi, która w oddali znikała wśród pól. Słońce powoli zbliżało się do horyzontu, cienie wydłużały się, a uliczne lampy rozjarzyły się elektrycznym światłem. Pamiętał dokuczliwy upał, ale teraz powietrze było zbyt chłodne jak na lato. 
-Jesień czy wiosna? -zapytał. 
-Wrzesień -poinformował go Lamar. 
-Co to za miasto?
-Connerville w Tennessee - wyjaśnił Stoyan.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał był Beaufort w Południowej Karolinie.
-Gdzie jest Nez?
-W Charlotte -odpowiedział Lamar. -Ustanowił tam stałą bazę. 
Wystarczająco daleko, by trzymać się z dala od Atlanty i otaczających terenów. One należały teraz do Daniels. Ale nie nazbyt daleko na wypadek, gdyby Roland pogniewał się ze swoją drogocenną córką.
Musiał zająć się nimi, poprowadzić ich i znaleźć im bazę, w której będą mogli przetrwać. A przede wszystkim musiał przekonać Neza, że atakowanie go teraz nie leżało w jego interesie. Jeżeli uda mu się utrzymać przy życiu Psy przez zimę, na wiosnę będzie mógł wybrać swojego następcę i przekazać mu dowództwo. A wtedy zrobi to, co robią odcięte kończyny. Uschnie i zgnije. 
Magia przetoczyła się po ziemi. Hugh nie mógł jej dostrzec, ale wyczuł ogarniającą go ekscytującą gorączkę, która przegnała precz ból głowy. Elektryczne lampy zamigotały, by po chwili rozjarzyć się na całego feerią niebieskiego światła.
źródło:pixabay.com
Podniósł dłoń do góry i pozwolił magii płynąć. Jasnoniebieski blask spowił jego palce. Felix stęknął, kiedy jego przegroda nosowa wracała do pierwotnego kształtu. 
Hugh podniósł głowę Rene. Pogrzebie go tej nocy. 
-Znajdź mi jakieś ubranie. I zadzwoń do Neza. Powiedz mu, że chcę z nim rozmawiać. 

Komentarze

  1. Dziekuje Hugh bedzie swietnym bohaterem juz teraz czuje do niego nic sympatii mimo ze poprzednio źle mu zyczylam b.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A da się lubić, przejął dużo charyzmy od ojca Kate. mamuniaewy

      Usuń
  2. Też go lubię i jak widać magia go nie opuściła. Ciekawi mnie czy dalej będzie mógł tak leczyć jak w przypadku doktora D. czy Ascanio. Bardzo dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Neal Shusterman "Kosodom" - fragment

Tym razem mamy dla Was fragment drugiego tomu cyklu "Żniwa śmierci". W świecie wykreowanym przez Neala Shustermana nie ma miejsca na głód, wojny, choroby i cierpienia. Ludzkość uporała się już z tym wszystkim. Pokonała nawet śmierć. W tej chwili żywot człowieka mogą zakończyć jedynie kosiarze – do nich należy kontrolowanie wielkości populacji. Citra i Rowan zostają praktykantami w profesji kosiarza – choć żadne z nich nie wykazuje ku temu chęci. Nastolatkowie muszą opanować sztukę odbierania życia, wiedząc że przy tym ryzykują własnym. Citra i Rowan zrozumieją, że za idealny świat trzeba zapłacić wysoką cenę.  Takie było zawiązanie akcji w "Kosiarzach". A co będzie nas czekać w "Kosodomie"? Citra i Rowan znajdują się po dwóch stronach barykady – nie mogą się porozumieć co do moralności Kosodomu. Rowan na własną rękę poddaje go próbie ognia. Zaraz po Zimowym Konklawe porzuca organizację i zwraca się przeciw zepsutym kosiarzom – nie tylko ...

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynu...

WUB Rozdział 10 cz. 1

Na blogu IA nadal ani śladu nowego fragmentu SotB, zatem zgodnie z przedpołudniową zapowiedzią mamy dzisiaj coś dla fanów twórczości Cassandry Gannon, a dokładniej rzecz biorąc dla wszystkich kibicujących ucieczce Scarlett i Marroka. Przed kilkoma dnia zostawiliśmy bohaterów pod strażą w stołówce WUB, a dzisiaj przenosimy się o kilka pięter w dół... Na ciąg dalszy zaprosimy Was jutro, a tymczasem udanego weekendu! Rozdział 10 Marrok zaczyna wykazywać objawy seksualnego zainteresowania Scarlett. To kolejny dowód jego masochistycznych skłonności.  Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae. Podziemia były jeszcze bardziej wilgotne i zapleśniałe niż cała reszta WUB. To była najstarsza część tej placówki i idealnie oddawała całą grozę słowa lochy. Kamienne ściany, grube drzwi, żadnych okien. To było miejsce, z którego nigdy nikt nie uciekł i w którym nikt nie chciał się znaleźć. Poza Scarlett. Znalazła się dokładnie tam, gdzie chciała być. Mniej więcej. Został...