Przegląd wieści z bloga Ilony Andrews, czyli tym razem o bolącym gardle, finalizacji zakupu domu, trudach wyboru kolorów ścian, nietolerancji i polecanych książkach SF.
Nim przejdziemy do zapowiadanego w temacie omówienia nowości z bloga IA, zamierzamy pouprawiać nieco prywaty i w nawiązaniu do opublikowanego kilka dnie temu eksperymentalnego, gościnnego posta z tłumaczeniem "Tiger Eye" prosić Was o zwrócenie nam uwagi na kogoś zainteresowanego takim sposobem propagowania swoich przekładów lub też odwrotnie - o zachęcenie osób, podejmujących się różnych translatorskich projektów do kontaktu z nami. Czytając Wasze jednoznacznie pozytywne komentarze na temat rozszerzenia tematyki tego bloga, jesteśmy gotowi w każdej chwili udostępnić nasze łamy wszystkim, którym leży na sercu chęć przybliżania rodzimym czytelnikom ciekawych przykładów zagranicznej prozy. Licząc, iż uda nam się zaprezentować tu jeszcze niejedno interesujące tłumaczenie, raz jeszcze zachęcamy Was do pomocy w znalezieniu nowych przekładów.
A teraz pora już zajrzeć do internetowego kącika prowadzonego ostatnio głównie przez Ilonę. Niestety w minionym tygodniu niewiele było na blogu IA wieści na tematy najbardziej nas interesujące, czyli te tyczące się głównie postępów w pisaniu Magic Triumphs, Hugh czy też POV Rogana. Przede wszystkim miało to związek z wciąż wiszącą nad Gordonami zmianą miejsca zamieszkania. Szczęśliwie po tygodniach bojów, kredyt został udzielony, a transakcja kupna/sprzedaży zawarta. Rzecz jasna nie oznacza to końca zamieszania, czego wyraz dała Ilona, opisując przeboje z wyborem farb na ściany nowej posiadłości. Początkowo nasze ulubione piszące małżeństwo zdecydowało się na kolor określany w katalogach jako "czyste jeziorko", czyli przekładając z marketingowego na nasze taki zimny błękit. Niestety po wyschnięciu efekt przeszedł najgorsze oczekiwania i jak to określiła Ilona, czyste jeziorko zamieniło się w morze musztardy... Ostatecznie sypialnia Gordonów została wymalowana na granatowo, choć z nazewnictwem kolorów zawsze jest problem, więc wszystkich zainteresowanych odsyłamy do odpowiedniego wpisu na blogu IA
A teraz pora już zajrzeć do internetowego kącika prowadzonego ostatnio głównie przez Ilonę. Niestety w minionym tygodniu niewiele było na blogu IA wieści na tematy najbardziej nas interesujące, czyli te tyczące się głównie postępów w pisaniu Magic Triumphs, Hugh czy też POV Rogana. Przede wszystkim miało to związek z wciąż wiszącą nad Gordonami zmianą miejsca zamieszkania. Szczęśliwie po tygodniach bojów, kredyt został udzielony, a transakcja kupna/sprzedaży zawarta. Rzecz jasna nie oznacza to końca zamieszania, czego wyraz dała Ilona, opisując przeboje z wyborem farb na ściany nowej posiadłości. Początkowo nasze ulubione piszące małżeństwo zdecydowało się na kolor określany w katalogach jako "czyste jeziorko", czyli przekładając z marketingowego na nasze taki zimny błękit. Niestety po wyschnięciu efekt przeszedł najgorsze oczekiwania i jak to określiła Ilona, czyste jeziorko zamieniło się w morze musztardy... Ostatecznie sypialnia Gordonów została wymalowana na granatowo, choć z nazewnictwem kolorów zawsze jest problem, więc wszystkich zainteresowanych odsyłamy do odpowiedniego wpisu na blogu IA
Pechowo oprócz kupna/remontu/przeprowadzki Ilona zmaga się też ostatnio z alergią, która sprawia, iż wciąż ma podrażnione gardło. Najgorzej jest we wnętrzu domu, co znacząco utrudnia pracę z komputerem nad nową książką. Jak na razie żadne leki przepisane przez lekarzy nie pomagają i Ilona postanowiła uciec się do medycyny naturalnej i zakupiła propolis. Trzymamy kciuki, żeby ten środek pomógł i by zdrowie dopisywało Gordonom niezmiennie. Na zdrowie (czy też jak to sama Ilona dopisała ostatnio Na zdorovie!;-)
Z klimatów bliższych literaturze -IA zdradziła, iż jest wielką fanką powieści SF w stylu space opery. I będąc świeżo po lekturze powieści Jima C. Hinesa pt. "Terminal Alliance" nie tylko poleca tę pozycję, ale i udostępniła Jimowi (tzn. autorowi wpsomnianej książki) łamy swojego bloga. U nas zapewne na wydanie przyjdzie nieco poczekać, ale wszystkich fanów absurdalnego humoru (kojarzącego nam się nieco z Autostopem przez Galaktykę Douglasa Adamsa) zachęcamy do zapamiętania tego tytułu.
Tuż przed weekendem IA zamieściła jeszcze dosyć gorzki w swojej wymowie post na temat tożsamości i tolerancji. Obecnie Ilona nie przejmuje się zbytnio swoim akcentem (a słuchając jej można się przekonać, iż faktycznie jest on dosyć charakterystyczny;-), ponieważ uważa -swoją drogą słusznie, że to on po części definiuje to, kim jest. I podobne podejście starała się wpoić swoim córkom, z których żadna nie wygląda jak typowa Amerykanka i które dodatkowo nabrały trochę cech wymowy mamy. Kiedy były małe, rzecz jasna starały się bardziej upodobnić do rówieśniczek, ale gdy dorosły doceniają to, że są nietuzinkowe. I większość ludzi reaguje na tę ich odmienność pozytywnie.
Przy okazji jednak Ilona wspominała swoje pierwsze lata w Stanach, a dokładnie rzecz biorąc pobyt w Północnej Georgii, gdzie uczyła się języka, a następnie swoje doświadczenia z Karoliny Północnej i obszaru Appalachów, które to okazują się wyjątkowo nietolerancyjne i nieprzychylne dla "obcych". To miejsca, gdzie -nadal wg Ilony -ludzie często zaczynają rozmowę od pytania, czyim się jest krewnym i kończą ją stwierdzeniem, że "nie jesteś stąd, więc powinieneś się wynosić". Okazało się, że Ilona i Gordon mieli tez spore problemy przy próbie zawarcia małżeństwa, gdyż żaden kościół w hrabstwie Jackson nie uważał, iż może tak z miejsca zaufać nieznajomym. Przekonanie duchownych, że są "wystarczający dobrzy", zajęło im rok. Łącznie spędzili w NC pięć lat i jak to Ilona określiła na koniec swojego wpisu - kiedy w końcu było to możliwe, wyniosła się stamtąd w try miga.
Nasze dotychczasowe doświadczenia podróżnicze są generalnie bardzo pozytywne, ale przed odwiedzeniem niektórych stanów będziemy się chyba w przyszłości mocno zastanawiać...;-/
Na koniec z nieco innej beczki, bowiem wracamy na moment do wspomnianej przez nas jakiś czas temu akcji Czytaj PL. Warunkiem uczestnictwa w niej było zeskanowanie kodu QR z odpowiedniego plakatu. Jeżeli jednak nie mieliśmy do niego dostępu, obecnie pojawiła się możliwość ściągnięcia ich Z internetu i dodatkowo wzięcia udziału w konkursie, w którym można wygrać czytnik. Po szczegóły odsyłamy do tej strony.
Tuż przed weekendem IA zamieściła jeszcze dosyć gorzki w swojej wymowie post na temat tożsamości i tolerancji. Obecnie Ilona nie przejmuje się zbytnio swoim akcentem (a słuchając jej można się przekonać, iż faktycznie jest on dosyć charakterystyczny;-), ponieważ uważa -swoją drogą słusznie, że to on po części definiuje to, kim jest. I podobne podejście starała się wpoić swoim córkom, z których żadna nie wygląda jak typowa Amerykanka i które dodatkowo nabrały trochę cech wymowy mamy. Kiedy były małe, rzecz jasna starały się bardziej upodobnić do rówieśniczek, ale gdy dorosły doceniają to, że są nietuzinkowe. I większość ludzi reaguje na tę ich odmienność pozytywnie.
Przy okazji jednak Ilona wspominała swoje pierwsze lata w Stanach, a dokładnie rzecz biorąc pobyt w Północnej Georgii, gdzie uczyła się języka, a następnie swoje doświadczenia z Karoliny Północnej i obszaru Appalachów, które to okazują się wyjątkowo nietolerancyjne i nieprzychylne dla "obcych". To miejsca, gdzie -nadal wg Ilony -ludzie często zaczynają rozmowę od pytania, czyim się jest krewnym i kończą ją stwierdzeniem, że "nie jesteś stąd, więc powinieneś się wynosić". Okazało się, że Ilona i Gordon mieli tez spore problemy przy próbie zawarcia małżeństwa, gdyż żaden kościół w hrabstwie Jackson nie uważał, iż może tak z miejsca zaufać nieznajomym. Przekonanie duchownych, że są "wystarczający dobrzy", zajęło im rok. Łącznie spędzili w NC pięć lat i jak to Ilona określiła na koniec swojego wpisu - kiedy w końcu było to możliwe, wyniosła się stamtąd w try miga.
Nasze dotychczasowe doświadczenia podróżnicze są generalnie bardzo pozytywne, ale przed odwiedzeniem niektórych stanów będziemy się chyba w przyszłości mocno zastanawiać...;-/
Na koniec z nieco innej beczki, bowiem wracamy na moment do wspomnianej przez nas jakiś czas temu akcji Czytaj PL. Warunkiem uczestnictwa w niej było zeskanowanie kodu QR z odpowiedniego plakatu. Jeżeli jednak nie mieliśmy do niego dostępu, obecnie pojawiła się możliwość ściągnięcia ich Z internetu i dodatkowo wzięcia udziału w konkursie, w którym można wygrać czytnik. Po szczegóły odsyłamy do tej strony.
Pozdrawiamy!
P.S. Wszystkich przeglądających bloga w poszukiwaniu haseł do gryzonia informujemy, iż misja zakończyła się sukcesem i z rozdziałem szóstym oraz kolejnymi będzie się można zapoznać wpisując nazwę pszczelego środka dobrego ponoć na wszystko (tradycyjnie z dużej litery;-)
P.S. Wszystkich przeglądających bloga w poszukiwaniu haseł do gryzonia informujemy, iż misja zakończyła się sukcesem i z rozdziałem szóstym oraz kolejnymi będzie się można zapoznać wpisując nazwę pszczelego środka dobrego ponoć na wszystko (tradycyjnie z dużej litery;-)
Komentarze
Prześlij komentarz