Przejdź do głównej zawartości

Wildfire Rozdział 5 cz.4

Nie trzymamy Was już dłużej w niepewności, lecz z miejsca zapraszamy do zapięcia pasów i wskoczenia wraz z Nevadą do pokoju pełnego....


Ktoś wcisnął pauzę w odtwarzaniu rzeczywistości. Zobaczyłam całe pomieszczenie w jednym, krystalicznie czystym rozbłysku świadomości. Po mojej lewej stał ciemnowłosy mężczyzna w ciemnym ubraniu z rękami skrzyżowanymi na piersi. Przyzywający Pierwszy, Vincent. 
Stworzenie czekało obok niego. Niebieskie z delikatnym czarnym nalotem i jaśniejszymi błękitnymi rozetami rysującymi się na sierści. Miało przynajmniej osiemdziesiąt centymetrów w barkach i ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, gruby kark okolony gęstą grzywą, niski, szeroki pysk z zębami jak sztylety i wielkie łapy, tak duże jak moje dłonie. Przypominało mi tygrysa. 
Dwie nietoperzo-małpy kucały za Vincentem, jedna obok jego stóp, a druga na stole. Po prawej, pięć metrów dalej, trzecia bat-małpa siedziała nad ciałem Edwarda. 
Edward leżał na plecach na niebieskim dywanie. W jego brzuchu ziała duża rana. Bestia grzebała w niej swoimi pazurami. Oczy Edwarda były szeroko otwarte i przepełnione bólem. 
Rynda stała za Edwardem i otaczała ramionami dwójkę dzieci. Jej twarz przypominała woskową maskę. 
Jeżeli zabiję Vincenta, być może uda mi się naprawić wszystko, co było niewłaściwe w tym obrazie. 
-Uciekaj! -wrzasnęłam i wystrzeliłam. 
Rzeczywistość ruszyła z normalną prędkością wraz z odgłosem palby. Nietoperzo-małpa u stóp Vincenta rzuciła się do góry wprost na kule przeznaczone dla przyzywającego maga. Zabrakło mi ułamka sekundy, by go dostać. 
Wpakowałam trzy kule w bat-małpę. Jej głowa podskakiwała przy każdym postrzale, ale wciąż trzymała się na nogach. 
Cztery.
Pięć. 
Rynda nie drgnęła. Tkwiła wciąż w tym samym miejscu, jak sarna schwytana w światła reflektorów. Niech to jasna cholera. 
Stworzenie przy Edwardzie przeskoczyło nad ciałem i zaatakowało mnie. Odwróciłam się i posłałam sześć pocisków w jego czaszkę. Bestia padła. 
Okręciłam się znów w stronę Vincenta. Pierwsza nietoperzo-małpa leżała rozciągnięta na podłodze. Martwa. Ostatnia z nich zajęła jej miejsce, osłaniając maga. 
Został mi tylko jeden nabój. Umieściłam go w lewym dolnym oczodole bat-małpy. Wyrzuciłam magazynek, wyciągnęłam stary…
źródło:pixabay.com
Nie radziłbym -odezwał się Vincent. 
Kocia bestia warknęła. Dziwny dźwięk, w połowie jakby nieźle wkurzonego tygrysa, a w połowie niski odgłos lwa morskiego. Niebieska grzywa długa na piętnaście centymetrów, zjeżyła się wokół jego karku, lśniąc na zgrubiałych końcach włosów jasnym błękitem. Jego ogromna paszcza rozwarła się, a długie kły znalazły się o cal od twarzy córki Ryndy. 
-To było zabawne- odezwał się Vincent. -Rzuć ten magazynek. 
Rozluźniłam palce i pozwoliłam, by magazynek wypadł z mojej dłoni. 
-Odłóż pistolet. 
Przykucnęłam i położyłam broń na podłodze. 
-Kopnij go. 
Popchnęłam stopą swojego Desert Eagle’a. Pistolet przesunął się po podłodze na lewo ode mnie. Gdybym rzuciła się na posadzkę, miałam szansę chwycić go ponownie. A gdybym znalazła się wystarczająco blisko Vincenta, mogłam go porazić. 
Ostatnia nietoperzo-małpa, będąca do tej pory organiczną tarczą maga, przysiadła na swoich łapach przed Vincentem. 
Był mniej więcej w wieku Rogana, przystojny, z kasztanowymi włosami, kwadratową szczęką, ciemnymi oczami i idealnie dobraną długością zarostu na policzkach, w których rysowały się dołeczki - po prostu pokolenia dobrze dobranych genów. 
Gdybym się teraz na niego rzuciła, jego bat-małpa rozszarpałaby mnie na strzępy. 
Vincent przewrócił oczami. -Nie wierzę, że muszę to powiedzieć. Hej ty tam, dziarska męska sekretarko! Rzuć tę patelnię. 
Patelnia zadźwięczała na podłodze za mną. 
Vincent uśmiechnął się. 
Ten leniwy, pewny siebie uśmieszek powiedział mi wszystko. Żadne z nas nie miało stad wyjść żywe. Zamierzał zabić mnie i Corneliusa, a potem skończyć z Edwardem, Ryndą i dziećmi. Vincent był jednym z tych ludzi, którzy czerpią przyjemność ze sprawowania kontroli nad innymi, a nie było większej władzy nad innym człowiekiem, niż odebranie mu życia. Mógł się z nami bawić, niczym kot z rannym ptakiem, a potem zabije nas. 
-Następnym razem, kiedy ktoś ci powie, żebyś uciekała, powinnaś zastosować się do tej rady -zwrócił się do Ryndy. 
Powinnam być przerażona, ale zamiast tego byłam po prostu wściekła. -To wymaga sporo odwagi, żeby tak terroryzować dwójkę małych dzieci.
Spojrzał na mnie. -Kolejna idiotka z moralnymi skrupułami. Co za dzień. Chciałabyś się zgłosić na ochotnika?
-Tak -miałam tylko jedna szansę. Popchnęłam swoją magię w jego kierunku i chwyciłam go nią.
Zaskoczenie uwidoczniło się na twarzy Vincenta. Chciał się poruszyć, ale nie mógł. Jego umysł wił się w uścisku mojej woli. Jasna cholera, był naprawdę silny. 
Zadrżałam, starając się utrzymać go, próbując nie pozwolić na wyrwanie się jego umysłu. To było jak zmaganie się z wężem strażackim pod ciśnieniem. On był Pierwszym i jego moc była niewiarygodna. Walka z nim pochłaniała całą siłę mojej woli. Nie byłam w stanie nawet się ruszyć. 
Musiałam zadać pytania. Jeżeli tego nie zrobię, pokona mnie. Pytania mogły zmusić go do zatajenia prawdy, co kosztowałoby go nieco energii. 
Głos, który się wydobył z moich ust, był głęboki i przepojony magią. Jak się nazywasz?
Do diabła. Mogłam zapytać się o coś przydatnego. 
Jego twarz trzęsła się z wysiłku, kiedy próbował się wyzwolić. 
Dwa przyzwane stworzenia wpatrywały się w niego zmieszane, nie wiedząc co się dzieje. 
Mój uścisk rozluźniał się. Wymykał mi się. 
Teraz Cornelius. Teraz. Zrób coś. Rynda, uciekaj. Ratuj się. No, dawajcie. 
Wyszczerzył zęby. Pozwalał swoim bestiom pożywiać się ludźmi. Zamierzał zamordować dzieci Ryndy, które nie miały z tym nic wspólnego. Zagotowałam się ze złości i to dodało mi sił. Moja wola zaczęła miażdżyć opór Vincenta. 
Pierwotny, ochrypły jęk wyrwał się z jego gardła. -Vincent Harcourt. 
Ból eksplodował u podstawy mojej szyi i rozszedł się w dół ciężką falą, niczym ciekły ołów ogarniając całe ciało. Moje zęby zaszczękały o siebie. Poczułam jak moje kończyny robią się coraz cięższe, jakby każda kość ważyła tonę. Traciłam kontrolę nad ciałem. Ból był nie do zniesienia. Ktoś wziął tarkę do sera i przeciągnął nią po moim kręgosłupie.
-Czego chcesz od Ryndy? 
Świat zafalował przed moimi oczami. Ciemność rozlała się po bokach mojego pola widzenia, grożąc, iż lada moment powiększy się i pochłonie mnie. Nie mogłam teraz zemdleć. Musiałam wytrzymać. Musiałam być świadoma. 
Krople potu pojawiły się na czole Vincenta. Całym jego ciałem wstrząsały drgawki. Jego umysł otwierał się przede mną powoli, a w jego głębi wyczuwałam solidną zaporę zaklęcia. Miałam z czymś takim do czynienia już wcześniej, ale wtedy zajmowałam się tworzeniem iluzji takiej ochrony. To zaś była prawdziwe - pułapka nasączona magią. 
-Jej…
Moja magia naparła na zaklęcie i została odrzucona. Było w tym zaklęciu coś znajomego. Było stworzone przez poszukującego prawdy. 
-…matka…
Mój uścisk ześlizgnął się. Cierpienie zalało mój mózg, a ja aż cofnęłam się pod jego wpływem. 
-Ty pieprzona suko - wycharczał Vincent. 
Bat-małpa zaatakowała mnie, robiąc potężny zamach łapą. Szarpnęłam się do tyłu, ale jej pazury przeorały mi udo. 
Coś przypominającego dużego kota drapieżnika i poruszającego się niewiarygodnie szybko, skoczyło przede mną i odrzuciło na bok nietoperzo-małpę, która przeleciała kilka kroków i upadła na mój pistolet. Spróbowała się poderwać, ale koci potwór uderzył ponownie. Potężna łapa wzniosła się, zalśniły pazury i mniejsze stworzenie zostało rozdarte jednym pociągnięciem. Gęsta czerwona posoka zalała podłogę. 
-Co do kurwy nędzy? -warknął Vincent.
-Więź została zadzierzgnięta - dobiegł nas głos Corneliusa, obcy i nieziemski. 
-A żebyś kurwa wiedział. On jest mój!
Magia wystrzeliła z Vincenta i pochwyciła kota. 
Rzuciłam się w lewo, starając się zepchnąć truchło bat-małpy z pistoletu. Ciężkie ciało nie chciało nawet drgnąć. Moje dłonie ślizgały się we krwi. 
Cornelius i Vincent stali przed sobą twarzą w twarz, koci stwór przyczaił się obok zwierzęcego maga. Magia wirowała wokół dwóch mężczyzn. Nie widziałam jej, ale czułam ją. 
Udało mi się przepchnąć nogami ciało bestii na bok, chwyciłam mojego Desert Eagle’a i przetoczyłam się na bok, rozglądając się za magazynkiem. 
Cornelius otworzył usta i zaczął śpiewać. Nie dało się odróżnić żadnych słów, nie tyle była to pieśń, ile wycie kota. 
Vincent zagarnął dłońmi powietrze. Magia, otaczająca dotychczas Corneliusa, cofnęła się, sypiąc wokół iskrami. Nad podłogą pojawił się wąski pióropusz dymu. Po chwili zaczęły rozświetlać go od środka błyskawice. Vincent próbował otworzyć kolejny portal. 
Wcisnęłam magazynek do pistoletu. Mam cię, ty draniu. 
Rynda krzyczała. Strumień jej mocy wzniósł się i runął na Vincenta. 
Strzeliłam. Broń wypaliła dwukrotnie. 
Szarpnął się na ułamek sekundy przed tym, nim nacisnęłam spust. Na jego twarzy odmalowała się panika i wypadł przez okno w deszczu szklanych odłamków. 
Nie. 
Poderwałam się na równe nogi i podbiegłam do okna. Pode mną rozpościerało się dobrze oświetlone podwórko z basenem, którego tafla pozostawała niezmącona. Mój pierwszy strzał zranił go w ramię. Drugi chybił. Celowałam w jego głowę. Gdyby Rynda nie zrobiła tego czegoś, co zrobiła… Nie miało to już znaczenia. Vincent uciekł. 
Rynda osunęła się na kolana przy ciele Edwarda. Dzieci płakały. Edward podniósł lekko głowę i próbował coś powiedzieć. 
Rynda chwyciła jego dłoń. -Nic nie mów. Wszystko będzie dobrze. 
Niebieski kot ocierał swoją głowę o rękę Corneliusa. 
Vincent zwiał. Miałam ochotę rzucić pistoletem w ścianę. Nie zrobiłam tego, ale naprawdę chciałam. Zamiast tego, sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam pod 112. 

Komentarze

  1. Ufff... mało mi! mamuniaewy

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje 1;1 jeden pomocnik pomogl drugi niestety zaszkodzil i dzieki temu mag zwial ale chyba bohaterka juz ma sygnature magii i bedzie mogła trafic dalej juz sobie wyobrazam wscieklosc Rogana na zosie - samosie ale z drugiej strony ciekawe czym byl tak bardzo zajety ze przesunał spotkanie to pytanie mnie meczy od wczoraj b.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzuć tą patelnie XD No poprostu nie mogę :D Tekst roku :D Jadę autobusem i siemjemsie jak głupia, a ludzie dziwnie na mnie patrzą :D Fajny zwierzaczek należy teraz do drużyny Nevady, tez chce takiego ! Głupia Rynda.... Dałaby Nevadzie wolną rękę i byłoby po kłopocie... I gdzie kurde jest Rogan i jego ludzie.... I coś myśle ze babcia siedzi w tym wszystkim głębiej niż nam wszystkim się wydaje ;) Dziękuje bardzo za fragment i czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim momencie przerwać? To jest naprawdę niehumanitarne! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem też Victoria w tym siedzi i być może zajęta jest teraz Roganem, bo czemu jeszcze go nie ma. Ale tyle razy się myliłam, że teraz nie wiem co o tym myśleć. To samo Rynda, czemu dopiero teraz się obudziła, to wyglądało tak jakby chciała pomóc mu uciec. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie same wrażenia. A jeszcze Nevadzie blokada wydawała się znajoma, babcia sama wskakuje na listę podejrzanych. Irena

      Usuń
  6. Dziękuję baaardzo za tłumaczenie - chociaż zgadzam się z przedmówczynią, w takim momencie przerywać?!! Pozdrawiam Asia

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę wygląda na to, że wredna babcia siedzi w tym po sam czubek jej arystokratycznego nosa. A Ryndy coraz bardziej nie lubię. Czepia się Nevady, że zabiła jej matkę a sama co? Jak inni giną to jest ok. Mam wrażenie, że Rynda od początku wiedziała co wyprawia jej mamusia, każdy empata by wiedział...
    Dziękuję za tłumaczenie, pozdrawiam, sylwia :- ))

    OdpowiedzUsuń
  8. Spisek zatacza coraz większe koła, coraz więcej domów okazuje się zamieszanych. Poszukujący prawdy- ciekawe czy faktycznie to babcia. I o co chodzi Ryndzie, zamiast pomagać przeszkadza.
    Chciałabym aby udało się uratować Edwarda, szkoda mi go. Choć wydaje mi się, że Rynda go wykorzystuje, tak samo jak Rogana. Jest empatką więc mniej więcej wyczuwa ich nastrój i potrafi ich odpowiednio podejść. Choć może to tylko moje wrażenie bo jej nie lubię. Ciekawe czy Corneliusowi uda utrzymać się połączenie z niebieskim kotkiem. A Vincent to kolejny do usunięcia. Każdy kto grozi dzieciom jest na mojej czarnej liście. Czekam z utęsknieniem na dzień w którym Rogan dostanie w swoje ręce kuzynkę. Piękne dzięki za tłumaczenie. Pozdrawiam serdecznie Barbara

    OdpowiedzUsuń
  9. och gdyby na pomocna Rynda udało by się

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Neal Shusterman "Kosodom" - fragment

Tym razem mamy dla Was fragment drugiego tomu cyklu "Żniwa śmierci". W świecie wykreowanym przez Neala Shustermana nie ma miejsca na głód, wojny, choroby i cierpienia. Ludzkość uporała się już z tym wszystkim. Pokonała nawet śmierć. W tej chwili żywot człowieka mogą zakończyć jedynie kosiarze – do nich należy kontrolowanie wielkości populacji. Citra i Rowan zostają praktykantami w profesji kosiarza – choć żadne z nich nie wykazuje ku temu chęci. Nastolatkowie muszą opanować sztukę odbierania życia, wiedząc że przy tym ryzykują własnym. Citra i Rowan zrozumieją, że za idealny świat trzeba zapłacić wysoką cenę.  Takie było zawiązanie akcji w "Kosiarzach". A co będzie nas czekać w "Kosodomie"? Citra i Rowan znajdują się po dwóch stronach barykady – nie mogą się porozumieć co do moralności Kosodomu. Rowan na własną rękę poddaje go próbie ognia. Zaraz po Zimowym Konklawe porzuca organizację i zwraca się przeciw zepsutym kosiarzom – nie tylko ...

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynu...

WUB Rozdział 10 cz. 1

Na blogu IA nadal ani śladu nowego fragmentu SotB, zatem zgodnie z przedpołudniową zapowiedzią mamy dzisiaj coś dla fanów twórczości Cassandry Gannon, a dokładniej rzecz biorąc dla wszystkich kibicujących ucieczce Scarlett i Marroka. Przed kilkoma dnia zostawiliśmy bohaterów pod strażą w stołówce WUB, a dzisiaj przenosimy się o kilka pięter w dół... Na ciąg dalszy zaprosimy Was jutro, a tymczasem udanego weekendu! Rozdział 10 Marrok zaczyna wykazywać objawy seksualnego zainteresowania Scarlett. To kolejny dowód jego masochistycznych skłonności.  Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae. Podziemia były jeszcze bardziej wilgotne i zapleśniałe niż cała reszta WUB. To była najstarsza część tej placówki i idealnie oddawała całą grozę słowa lochy. Kamienne ściany, grube drzwi, żadnych okien. To było miejsce, z którego nigdy nikt nie uciekł i w którym nikt nie chciał się znaleźć. Poza Scarlett. Znalazła się dokładnie tam, gdzie chciała być. Mniej więcej. Został...