Przejdź do głównej zawartości

Wildfire Rozdział 5 cz.5

Zapraszamy na ostatni już fragment rozdziału piątego, w którym pojawia się pewna stara znajoma, wyjaśnia się los Edwarda i dowiadujemy się co nieco o Vincencie.
Przyjemnej lektury!

Ludzie Rogana przybyli cztery minuty przed pogotowiem ratunkowym i mieli ze sobą doktor Danielę Arias. Kiedy nas znaleźli, dociskałam zwiniętą marynarkę Corneliusa do rany Edwarda, dzieci nadal płakały mimo wysiłków ze strony Ryndy, by je uspokoić, a przyzwany kot wydawał z siebie demoniczne dźwięki, które według Corneliusa były jakimś rodzajem mruczenia. Zresztą kot też nie był najlepszym określeniem. W tym stworzeniu było coś kociego, coś przypominającego potężnego tygrysa, ale jego nos miał cztery nozdrza, a grzywa wokół karku poruszała się, jakby była niezależnym organem. Bestia spoglądała na mnie z takim zrozumieniem, czającym się w jej oczach, jakby była znacznie inteligentniejsza od jakichkolwiek ziemskich zwierząt. To było dziwne. Naprawdę dziwne i niepokojące. 
Ludzie Rogana ustabilizowali Edwarda, przenieśli nas wszystkich do pokoju na górze, gdzie nie było żadnych cuchnących trucheł potworów, pozostawili z nami na straży człowieka ze śrutówką Beretta, zabezpieczyli cały teren i zaczęli systematycznie przeczesywać dom i okolicę. Cornelius i jego nowy zwierzak zaoferowali swoją pomoc. 
Kiedy inni zajmowali się poszukiwaniem napastników, zadzwoniłam do domu, opowiedziałam Bernardowi, co się stało, a potem sprawdziłam w sieci, kim był Vincent Harcourt. Okazało się, iż był on jedynym synem i dziedzicem Domu Harcourtów, Pierwszym przyzywającym. Nigdy nie był skazany i miał czystą kartotekę policyjną. Wart był jakieś pięćdziesiąt milionów dolarów. Przyzywanie nie miało żadnego praktycznego zastosowania w normalnym świecie, ale najwyraźniej Harcourtom nie przeszkadzało to w pomnażaniu majątku. 
Rynda trzymała Edwarda za rękę, dopóki ratownicy medyczni nie odjechali z nim do szpitala. 
-Przeżyje - poinformowała nas Daniela. -Uszkodzenia nie były rozległe. Największym zagrożeniem pozostaje zakażenie. 
-Dziękuję - odezwałam się. 
Spojrzała na mnie krzywo. 
Doktor Arias i ja nie dogadywałyśmy się za dobrze. Próbowała mnie kiedyś ostrzec, że mój związek z Roganem to bardzo zły pomysł. A ja jej nie posłuchałam. I postraszyłam ją. Biorąc pod uwagę, że Daniela była o co najmniej dwadzieścia centymetrów wyższa ode mnie i zbudowana, jak kobieta, która jednym pociągnięciem za uzdę mogłaby zatrzymać konia w galopie -grożenie jej nie było najmądrzejszym posunięciem. Ale pragnęłam być z Roganem i nie mogłam sobie pozwolić na to, by ktoś dyktował mi, co mam robić. 
A co do samego Rogana, to wciąż nie dotarł na miejsce. Niepokój dręczył mnie coraz bardziej. 
-Czy część z pokrywającej cię krwi należy do ciebie? -zapytała Daniela. 
-Tak, trochę. 
-Tak więc masz otwartą ranę i jesteś pokryta wydzielinami istot z sekretnych sfer?
-Tak. 
-Zamierzałaś powiedzieć mi o tym?
-Tak. 
-Kiedy?
-Właśnie teraz - nabierałam właśnie pewności, że mogłaby mnie zabić bez większego wysiłku. 
-Jak to się stało, że nikt poza tobą nie ma na sobie krwi?
-Uhh…
Sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła ze środka gigantyczną butlę wody utlenionej czy innego odkażającego alkoholu. -Zobaczmy to. 
Podciągnęłam suknię. Trzy szramy przecinały moje lewe udo. -To tylko zadrapania. A i jeszcze ramię. 
Daniela westchnęła i wyciągnęła zafoliowaną strzykawkę i igłę. 
-Co to jest?
-Odtrutka. Stworzenia z innych sfer ukrywają truciznę w swoich pazurach. Boli?
-Nie. 
-A powinno -zerwała plastik ze strzykawki i igły, po czym wbiła się w fiolkę z antytoksyną. -Za mniej więcej dziesięć minut zacznie boleć, jeżeli jad zostanie zneutralizowany. 
Zabolało, jakby ktoś dźgnął mnie rozżarzonym do czerwoności pogrzebaczem. Moje udo zapulsowało. Ramię paliło. Odkażenie wszystkich moich ran i zabezpieczenie ich samoprzylepnymi opatrunkami zajęło jej piętnaście minut. Żadne z zadrapań nie okazało się zbyt głębokie, ale bolało to jak diabli. 
źródło:pixabay.com
Potem zaczęła czyścić moje ręce i nogi. Kiedy w końcu dała mi spokój, czułam się jak oskrobana jedną z tych zielonych, szorstkich ściereczek, służących do czyszczenia przypalonych garnków. Moja skóra była czysta. Z suknią sprawa miała się zupełnie inaczej. Nie było szans, by odsłonić ramiona bez ściągnięcia jej. Zdecydowałyśmy więc, by  ją rozciąć. To bolało prawie równie mocno jak antytoksyna. 
-Gotowe - powiedziała wreszcie Daniela. 
-Dziękuję. 
Znów spojrzała na mnie z ukosa. 
Podniosłam się i podeszłam do miejsca, gdzie siedziała Rynda z dziećmi. Maluchy tuliły się do niej. Kyle w końcu zasnął. Rynda nakryła go kocem. Jessica też już przysypiała, ziewała co chwilę, a oczy jej się zamykały. 
Siadłam naprzeciw nich na jednym z podnóżków, starając się przy tym nie krzywić z bólu. Rynda spojrzała na mnie. Wyglądała jakby przeszła piekło w tę i z powrotem. 
-Opowiedz mi, co się stało - poprosiłam ją. 
-Teraz?
-Tak, proszę. 
-Przygotowywaliśmy się do pójścia spać. Poszłam do łazienki, a kiedy tam byłam, przybiegła Jessica i powiedziała mi, że Kyle uciekł. Zaczęłyśmy go szukać. Wtedy przyjechał Edward. 
Jej głos się załamał. Zaczęła pociągać nosem. 
-Chciał przeprosić. Czuł się źle, dlatego że sądził, iż Brian po prostu uciekł na kilka dni i ukrył się. Pomógł mi szukać Kyle’a. Znaleźliśmy go w gabinecie Briana. Odmówił powrotu do łóżka, bo chciał tam czekać, póki tata nie wróci. Usłyszałam strzały z broni palnej na dole i zaryglowałam drzwi. Wtedy jedno z tych stworzeń weszło przez okno. Edward złapał krzesło i uderzył nim. Krzesło rozpadło się na kawałki, a potwór rzucił się na Edwarda, który padł na podłogę. Potem przyszedł Vincent. 
Prawda. -Kim jest Vincent? - już to wiedziałam, ale nie szkodziło skonfrontować to z jej informacjami. 
-Vincent Harcourt z Domu Harcourtów. Chodziliśmy razem do szkoły. Już wtedy lubił znęcać się nad słabszymi, a później wyrósł na podłego sukinsyna. 
-To brzydkie słowo -zauważyła Jessica sennym głosikiem. 
Rynda pocałowała ją we włosy. -To bardzo zły człowiek. 
-Czego chciał?
-Pliku. Chciał jednego z plików mojej matki. Powiedziałam mu, że nie mam żadnych  jej plików. Jej majątek jest wciąż w rękach prawników, zajmujących się sprawami spadkowymi. Nawet nie mam dostępu do jej domu. Nie uwierzył mi. Powiedział, że jest  pewien, iż mam ten plik.  
-Masz jakieś podejrzenia, o co mu chodziło?
Potrząsnęła głową. -Nie. On kazał jednemu z tych stworzeń kłapać zębami o centymetry od twarzy moich dzieci. Oddałabym mu wszystko. 
-Czy twoja matka prowadziła jakieś interesy z Harcourtami?
-Nie wiem! -odpowiedziała podniesionym głosem. -Nie mam pojęcia, w co była zamieszana moja matka. Każdy zakłada, że byłam tego świadoma, a ja nie mam o niczym pojęcia! Nic mi nie zdradzała. Nie prosiła o żadne rady. A teraz czy możesz zostawić mnie samą? Choć na kilka minut na miłość boską!
Prawda. 
-Uratowała ci życie - odezwała się znad mojego ramienia Daniela. -Stara się znaleźć twojego męża. Może przestałabyś się nad sobą użalać i choć na kilka minut spróbowałabyś współpracować?
Rynda otworzyła usta. I nic nie powiedziała. 
Mogłabym teraz przytulić Danielę. Pewnie złamałaby mnie na pół, ale i tak zasłużyła na to. 
-Myślałam, że wszyscy zginiemy -odezwała się cicho Rynda. -Czy to właśnie chciałaś usłyszeć?
-Co się stało na koniec?
-Zaczęłam emanować uczuciami. Poczuł wszystko to, do czego mnie wcześniej zmusił. Cały mój strach. Moją desperację. Nie robię tego zbyt często. Narzucanie innym swoich emocji jest bardzo brutalną metodą. Ale nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym wymyślić, żeby mu przeszkodzić. 
-Dziękuję ci. 
Wstałam. 
Strażnik przy drzwiach wyprostował się. Rogan wszedł do środka. 
Rynda przebiegła obok mnie i zarzuciła mu ramiona na kark. 
Na miłość boską, serio?
-To było straszne - żaliła się Rynda. 
-Musisz się spakować - odrzekł Rogan, delikatnie gładząc jej plecy. -Zabieram ciebie i dzieci z tego domu. 
-Okay -zgodziła się. 
Nie powiedział nic więcej. Jeszcze przez dłuższą chwilę obejmowała go, po czym ręce jej opadły i odsunęła się od niego. 
Rogan zwrócił się do mnie. Spojrzał na moje tenisówki, moją podartą i poplamioną krwią suknię, opatrunki na mojej nodze, a potem znalazłam się w jego ramionach. 


Komentarze

  1. No, ostatni wers stwarza nadzieję... mamuniaewy

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz bardziej nie cierpię Ryndy. Jak śmiała znowu rzucać się na Rogana, co za małpa. Za to brawa dla lekarki. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. "delikatnie gładząc jej plecy" ??? Serio??? ehhhhrrrrrrrrrrrrrrr, Irytująca Rynda, pozdrawiam kaska12354

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziekuje Rogan i Rynda mnie wkurzaja b.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rynda zaczyna być irytująca. Robi łaskę Nevadzie, która ja uratowała, a rzuca się na szyję Rogana?

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że z Edward wyzdrowieje. A Rynda zamiast dziękować Nevadzie, jeszcze marudzi, wkurza mnie jak nie wiem co. Rogan też się jakoś nie popisał. Co prawda jestem zaskoczona , że przy paranoi Rogana Nevada nie miała ochroniarzy. Za to Cornelius się wykazał. Ciekawe gdzie Rynda się wprowadzi- do domu Rogana? Frustrujące. Dziękuję bardzo za tłumaczenia, pozdrawiam Barbara

    OdpowiedzUsuń
  7. Przed chwilą jeszcze chciała zostać sama, ledwie raczyła odpowiadać na pytania i nadle bum! Zerwała się do lotu w objęcia faceta - do tego w obecności jego dziewczyny... Widzę, że jesteśmy zgodne co do Ryndy... podła jędza. Cornelius za to okazuje się być coraz fajniejszy. Ciekawe gdzie umieści swojego nowego prawie-zwierzęcego kumpla :- ))
    DziŁkuję za tłumaczenie i pozdrawiam serdecznie, sylwia :- )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za literówki, jakoś często mi się ostatnio przytrafiają.

      Usuń
  8. No nie.... Rynda wyraźnie próbuje odzyskać Rogana, a ten idiota w to brnie. Raz tuli jedną, raz drugą. Może tak obie naraz? Albo może zamieszkają wszyscy razem i stworzą rodzinę celem opiekowania się Ryndą i jej dziećmi? Bo ona taka delikatna!

    OdpowiedzUsuń
  9. no to mis się podoba masz Rogan wielki plus::)

    OdpowiedzUsuń
  10. Serio?! Małpa jedna, niech spiernicza gdzie pieprz rośnie... A Rogana to chyba pogrzało... Przyjaźń, nie przyjaźń, powinien ją odepchnąć a nie po pleckach głaskać. Oj mój drogi, grabisz sobie, grabisz. Mam nadzieję, że pokajasz się i postanowisz się poprawić bo w tej chwili nie jestem twoją największą fanką.... I mam szczerą nadzieję, że nie będzie z nią mieszkał w jednym dom, bo wtedy to już będzie szczyt i moim zdaniem Nevada powinna go pogonić... Ogólnie bardzo dziękuje za kolejny fragment i z niecierpliwością czekam na dalsze części :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Neal Shusterman "Kosodom" - fragment

Tym razem mamy dla Was fragment drugiego tomu cyklu "Żniwa śmierci". W świecie wykreowanym przez Neala Shustermana nie ma miejsca na głód, wojny, choroby i cierpienia. Ludzkość uporała się już z tym wszystkim. Pokonała nawet śmierć. W tej chwili żywot człowieka mogą zakończyć jedynie kosiarze – do nich należy kontrolowanie wielkości populacji. Citra i Rowan zostają praktykantami w profesji kosiarza – choć żadne z nich nie wykazuje ku temu chęci. Nastolatkowie muszą opanować sztukę odbierania życia, wiedząc że przy tym ryzykują własnym. Citra i Rowan zrozumieją, że za idealny świat trzeba zapłacić wysoką cenę.  Takie było zawiązanie akcji w "Kosiarzach". A co będzie nas czekać w "Kosodomie"? Citra i Rowan znajdują się po dwóch stronach barykady – nie mogą się porozumieć co do moralności Kosodomu. Rowan na własną rękę poddaje go próbie ognia. Zaraz po Zimowym Konklawe porzuca organizację i zwraca się przeciw zepsutym kosiarzom – nie tylko ...

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynu...

WUB Rozdział 10 cz. 1

Na blogu IA nadal ani śladu nowego fragmentu SotB, zatem zgodnie z przedpołudniową zapowiedzią mamy dzisiaj coś dla fanów twórczości Cassandry Gannon, a dokładniej rzecz biorąc dla wszystkich kibicujących ucieczce Scarlett i Marroka. Przed kilkoma dnia zostawiliśmy bohaterów pod strażą w stołówce WUB, a dzisiaj przenosimy się o kilka pięter w dół... Na ciąg dalszy zaprosimy Was jutro, a tymczasem udanego weekendu! Rozdział 10 Marrok zaczyna wykazywać objawy seksualnego zainteresowania Scarlett. To kolejny dowód jego masochistycznych skłonności.  Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae. Podziemia były jeszcze bardziej wilgotne i zapleśniałe niż cała reszta WUB. To była najstarsza część tej placówki i idealnie oddawała całą grozę słowa lochy. Kamienne ściany, grube drzwi, żadnych okien. To było miejsce, z którego nigdy nikt nie uciekł i w którym nikt nie chciał się znaleźć. Poza Scarlett. Znalazła się dokładnie tam, gdzie chciała być. Mniej więcej. Został...