Zapraszamy do lektury ciagu dalszego rozdziału szóstego Wildfire, w którym Rogan będzie miał wreszcie szansę wyjaśnić, co też zatrzymało go na tak długo, zaś reszta rodziny Baylorów nie omieszka udzielić kilku dobrych rad...;-)
Leżałam w swoim łóżku. Zmieniłam spodnie od dresu na majtki, kiedy tylko znalazłam się w swoim pokoju. Ale wciąż miałam na sobie t-shirt Rogana.
Kiedy sprzedaliśmy nasz poprzedni dom i przenieśliśmy się do magazynu, moi rodzice wybudowali mi ten loftowy zakątek, składający się z sypialni z łazienką. Dostęp do niego prowadził drewnianymi schodkami, których ostatni fragment mogłam wciągnąć na górę, co niesamowicie frustrowało moje siostry. W pokoju miałam nawet okno. To była przytulna przestrzeń, mój zakątek i kryjówka z dala od złego świata, moje ulubione miejsce, w którym mogłam się zaszyć zawsze, kiedy byłam zmęczona albo przygnębiona. Teraz zaś wydawało mi się puste. Moje łóżko zdawało się zbyt duże i kogoś mi w nim brakowało.
Jak to się stało, że tak szybko przywykłam do spania z Roganem? Na palcach jednej ręki mogłam policzyć noce, które spędziliśmy razem.
Nie starał się o dostęp do mojego profilu DNA. Nie byłam pewna, co o tym sądzić. Wszystko zależało od tego, dlaczego tego nie zrobił. Nie ubiegał się o te informacje, bo kochał mnie i nie miało dla niego znaczenia, czy jesteśmy genetycznie dopasowani, czy też dlatego, że nie myślał o niczym poważnym, jak na przykład o małżeństwie ze mną?
Czy chciałabym wyjść za Rogana?
Małżeństwo oznaczało wyłączność, a w świecie Pierwszych romanse na boku nie były niczym niezwykłym. Ba, stanowiły wręcz normę. Zrobiłabym prawie wszystko, by być z nim, ale dzielenie się nim z kimkolwiek nie wchodziło w rachubę.
Coś uderzyło w moje okno.
Może to był nietoperz.
Puk, puk, puk.
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Mały, szary kamyk uderzał w szybę.
Spojrzałam w dół. Rogan stał na chodniku przed magazynem.
![]() |
źródło:pixabay.com |
Cóż. Uderz w stół, a nożyce się odezwą.
Odciągnęłam zasuwkę i otworzyłam okno. Kamyk zawrócił i poszybował w kierunku ziemi.
-Próbuję spać.
-Powiedziałem, żebyś na mnie zaczekała.
-Czekałam. Przez godzinę. A potem musiałam pójść do domu.
-Jesteś na mnie zła.
Dzięki ci kapitanie oczywisty za ten przykład wyśmienitej dedukcji. -Dlaczego miałabym być zła na ciebie? Tylko dlatego, że tuż po tym jak się kochaliśmy, wyskoczyłeś z łóżka i pognałeś do swojej byłej narzeczonej i przepadłeś tam na dwie godziny?
-Jedną.
Sprawdziłam zegar na szafce nocnej. -Jedną godzinę i dwadzieścia dwie minuty.
-Miałem do czynienia z rozhisteryzowanym dzieckiem. Kiedy tam dotarłem, siostra też się obudziła i dołączyła do chóralnego płaczu. No i Rynda też ryczała.
-Ułożyłeś ich do snu?
Zazgrzytał zębami. -Sprawiłem, że się uspokoili.
-Świetnie. Zatem problem rozwiązany. Wracam do łóżka.
-Prosiłem cię, żebyś zaczekała, a ty tego nie zrobiłaś.
-A po co miałabym tam zostawać, Rogan? Nie było cię tam. A ja mam tutaj swoje własne łóżko.
-A co według ciebie miałem zrobić? Miałem wysłuchać jej lamentów i powiedzieć jej, żeby się odpieprzyła, bo wolę raczej zostać z tobą w łóżku?
-Zatem teraz to moja wina?
-Cóż, trochę tak. Poszedłem zrobić coś dobrego, a ty się za to wściekłaś na mnie. Przesadzasz nieco.
Serio?
-Nevada, jako głowa Domu od czasu do czasu będę musiał zerwać się z łóżka bez względu na wszystko i zająć się pewnymi rzeczami.
-Zajmowanie się twoją byłą narzeczoną jest w interesie twojego Domu?
-Znam ją, od kiedy byliśmy dziećmi.
-Mhm.
-W zasadzie traktuję ją jak rodzinę.
-A kim ja jestem dla ciebie?
Zdał sobie sprawę, gdzie się zagalopował.
-Kiedy do tego dojdzie, ja też zostanę głową Domu. Masz rację, że czasami wypadają różne rzeczy i musimy się zebrać i zająć się nimi. Ale nie zamierzam leżeć smutna w twoim łóżku, czekając aż uporasz się z ocieraniem łez innej kobiety. Musiałam zająć się żądaniem dostępu do naszych danych, no i jeszcze mam na głowie sprawę porwania.
-Jakiego dostępu? - warknął. -Kto?
-Na pewno nie ty. Nie pofatygowałeś się, żeby sprawdzić nasze genetyczne dopasowanie.
-Kto, Nevada?
-Myślisz, że jeżeli będziesz wystarczająco długo wydzierał się pod moim oknem, powiem ci? Nie jesteś aż tak przerażający, Rogan. Nawet jeżeli piana wystąpi ci na usta. A tak poza tym to kiepsko reaguję na zastraszanie.
-Kto to był?
Był jak pies, który się dorwał do kości. Nie odpuści, dopóki mu nie powiem. A tak w sumie nie o tę słowną przepychankę z nim mi chodziło. Przynajmniej nie w tym temacie. Dobra. -Dom Tremaine i Dom Shaferrów.
-Zgodziłaś się?
-Nie w przypadku Tremaine.
-Dałaś zgodę Shafferom?
-Tak.
Zamilkł na moment. Jego twarz zmieniła się w zimną maskę. -Masz rację. Zostaniesz wkrótce głową Domu. Możesz już zacząć planować swoją przyszłość.
Och, na miłość boską… -Poprosili o mój podstawowy profil, żeby wyeliminować możliwość pokrewieństwa pomiędzy naszymi rodzinami. Obawiali się, bym nie była jakimś nieślubnym dzieckiem Shafferów.
-Zwrócili się o to, by się upewnić, że nie będzie żadnych komplikacji w odniesieniu do genetycznego dopasowania -wyrzucił z wściekłością. -To pierwszy krok.
Wychyliłam się przez okno i delektowałam się każdym słowem. -Przesadzasz nieco.
Któreś drzwi otworzyły się i usłyszeliśmy Catalinę. -Mama mówi, że albo powinniście iść razem do łóżka, albo przestańcie się kłócić, bo jest już po północy i wszyscy tutaj próbują spać. Zdecydujcie się na coś!
Drzwi zamknęły się z trzaśnięciem.
-W porządku - wysyczałam. -Skończyliśmy rozmawiać. Jeszcze tylko jedno pytanie: twoim zdaniem jako eksperta w tej dziedzinie i głowy Domu- kiedy Rynda cię wezwała, czy to była sytuacja alarmowa? To było coś, co absolutnie nie mogło być rozwiązane bez twojej obecności? Czy też była to tylko kolejna sposobność do tego, by upewniła się, że jesteś emocjonalnie zaangażowany w opiekę nad nią i jej dziećmi? A jeżeli w istocie była to sytuacja kryzysowa, dlaczego nie poprosiła, bym udała się tam wraz z tobą?
Z hukiem zamknęłam okno. Wyrzuciłam to z siebie.
Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, po czym odwrócił się i przeciął ulicę w drodze do swojej kwatery.
Właśnie tak. Po prostu odejdź.
Rzuciłam się na łóżko. Coż, poszło nieźle.
Coś załomotało na zewnątrz.
Co znowu?
Wstałam i ponownie podeszłam do okna. Stał na środku ulicy. Wokół niego wirowały palety i olbrzymie opony, układając się w stos pod moim oknem.
Oniemiała, patrzyłam na to.
Stos rósł w niesamowitym tempie. Rogan budował rampę do mojego pokoju.
Otworzyłam okno. -Zupełnie ci odbiło?
Stał tam z zaciętą twarzą. -Nie.
-Marnujesz na to całą masę magii.
Wyraz jego twarzy powiedział mi, że nie dbał o to.
Zalew opon i palet urwał się, gdy do okna brakowało jeszcze kilku metrów. Rogan wykorzystał już wszystkie dostępne materiały budowlane.
Drzwi otworzyły się ponownie. -Mama mówi…-zaczęła moja siostra.
Metalowa drabinka, służąca jako droga ewakuacyjna w budynku naprzeciwko, oderwała się od ściany i przeleciawszy nad ulicą wylądowała na szczycie sterty. Kilka worków cementu spadło u jej podstawy, stabilizując ją.
Catalina trzasnęła drzwiami bez dodania choćby jednego słowa.
Wszedł na oponowo-paletową rampę, wspiął się po drabinie do mojego okna i wyciągnął w moją stronę rękę.
-Co ty wyprawiasz?
-Porywam cię z powrotem do swojego leża. Będziesz tej nocy spała w moim łóżku. I przez wszystkie kolejne noce też.
-Czyżby?
-Tak.
-A czy ja mam coś do powiedzenia w tej sprawie?
-Zawsze masz. A jeżeli teraz powiesz nie, odejdę.
Przybrał tę klasyczną pozę Pierwszego - jestem tajemniczy, nieprzenikniony i zdystansowany. Ale jego oczy zdradzały go. Ledwie nad sobą panował.
Mogliśmy albo współpracować i razem przejść przez ten nadchodzący sztorm, albo mogłam siedzieć dalej samotna w swoim pokoju i użalać się nad swoimi zranionymi uczuciami. Złapałam jego spodnie, wciągnęłam je na siebie, nogi wsunęłam w kapcie i złapałam jego wyciągniętą dłoń.
Mój telefon zadzwonił.
Telefony to zuoooo... mamuniaewy [też]
OdpowiedzUsuńNo wreszcie Nevada powiedziała co mysli o tej chorej sytuacji! Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDobrze mu wygarnęła. Teraz powinien wiedzieć na czym stoi. Czyżby Rynda dzwoniła? Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńJa tam uważam, że dobrze zrobiła. Co jak co, ale inna kobieta NIE BĘDZIE bruździła w jej związku z Roganem. I pokazała mu, co to znaczy wściekle zazdrosna kobieta :D Super :D Uwielbiam sprzeczki Nevady i Connora :D Zawsze są śmieszne :P
OdpowiedzUsuńDzięki za fragment, Pati
wygarnela mu co chciała, ale co z tego, on jest tylko facetem i tak zalapal z tej przemowy co 2 slowo Rynda pewnie teraz dzwoni do Nevady zeby tylko poprzeszkadzac
OdpowiedzUsuńOCH Nevada super ci poszło to mu zmyłaś głowę tak trzymaj dziewczyno:)
OdpowiedzUsuń🙅 wygarnęła🙅
OdpowiedzUsuńNevada wygarnęła Reganowi co ją gryzie. I słusznie. Następnym razem zastamówi się czy gnać do Rondy.
OdpowiedzUsuńI w końcu Nevada powiedziała Roganowi co jej chodzi po głowie. Może teraz najpierw R. zastanowi się zanim od razu pobiegnie do Ryndy
OdpowiedzUsuńRogan zapędzony w kozi róg robi się cudownie irracjonalny... Dzięki za kolejny cudowny fragment.
OdpowiedzUsuńJednookaKleopatra
Najgorsze w tym jest to, że faceci tego nie zauważają. A taki chwyt" jestem mała, słaba i sobie sama nie pooooorraadzęęę" parę chlipnięć i gotowe. Wrr. Dobrze zrobiła, że mu to wygarnęła, ale jest jeszcze kwestia, czy zrozumiał. Znowu muszę to napisać, postać Ryndy działa mi na nerwy. Nie cierpię takich " słodkich, bezbronnych maleństw" Tak naprawdę ma pewnie baba żelazny charakter a teraz walczy o Rogana.
OdpowiedzUsuńDzięki za tłumaczenie, było jak zawsze pierwsza klasa. Pozdrawiam, sylwia.
Brawa dla Nevady, już dawno powinna Roganowi zwrócić uwagę. W końcu Rynda jest matką, dorosłą osobą. Jak sobie nie radzi to powinna wynająć nianię. A nie za każdym razem zwracać się do Rogana. W końcu ruszyła do przodu ze swoim życiem. Wyszła za mąż, doczekała się dzieci. Więc czemu teraz chce aby Rogan utulał ją do snu. Robi wszystko żeby zepsuć relacje między Roganem a Nevadą. A Rogan jest za tępy aby to zrozumieć. Dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuń