Przejdź do głównej zawartości

Wildfire Rozdział 7 cz.1

Dzisiaj wracamy z nowym fragmentem Wildfire, w którym kolejny dzień zaczyna się spokojnie, by nie powiedzieć leniwie, ale na horyzoncie majaczy już widmo konfrontacji z Harcourtami. A więc czas się budzić...
Przyjemnej lektury!


-Obudź się - Rogan wyszeptał w moje ucho. 
Gwałtownie otworzyłam oczy i zamachałam rękami, starając się siąść. Zamrugałam. Rogan obserwował mnie z wyraźnie rozbawiony. Był już na nogach, ubrany w czarne spodnie i luźny t-shirt. Poranne światło przebijało się przez okna. Zaspałam. 
Ranek. Harcourt. Resztki mojego snu uleciały w mgnieniu oka. Z miejsca poczułam się w pełni rozbudzona. 
-Arabella podrzuciła to dla ciebie - położył dużą torbę na łóżku. 
Otworzyłam zamek błyskawiczny i zajrzałam do środka. Desert Eagle i cztery magazynki, bielizna, swetry, dżinsy, skarpetki… Przezroczysta torebka z zapięciem strunowym z moją szczoteczką do zębów, dezodorantem i zestawem do makijażu. Prezerwatywy o smaku gumy do żucia. Zapłaci mi za to. 
źródło:unsplash.com
-Masz dziwny wyraz twarzy - zauważył. 
-Zastanawiam się, czy to oznacza, że zostałam wykopana z własnego domu. -Biorąc pod uwagę scysję, jaką miałam z mamą ostatniej nocy, nie byłabym zaskoczona. 
-To byłby ciekawy rozwój sytuacji - skrzyżował ręce na piersi. -I oznaczałby, że nie masz, gdzie pójść. 
-To nie jest zabawne. 
-Ależ jest. Idealny temat na nową komedię romantyczną. Odrzucona przez własną rodzinę, wpada w ręce obsesyjnego, paranoicznego miliardera….
Rzuciłam w niego poduszką. Zatrzymała się o centymetry od jego twarzy. Odsunął ją na bok palcami, nachylił się i pocałował mnie. Poduszka wylądowała z powrotem na łóżku. 
-Jestem twoją jedyną nadzieją. Przyznaj to. Twoją jedyną szansą, by wyjść na swoje, przejąć rodzinny interes i przy okazji załatwić też demoniczną babcię. 
-Ja już prowadzę nasz rodzinny biznes. I nie chcę załatwić Victorii. Po prostu chcę, żeby zostawiła nas w spokoju - wstałam z łóżka i zdałam sobie sprawę, że Rogan nie miał na stopach butów. Kawałek kredy leżał na stole. Kiedy ostatnio był tak ubrany i miał przy sobie kredę, przeprowadzał rytuał, mający na celu odnowienie zasobów jego magii. -Klucz?
Skinął głową. -Będę potrzebował sporo mocy. Dokumenty związane z Casusem z Werony zostały podpisane przez biuro prokuratora okręgowego dziś rano. 
Casus z Werony oznaczał, że Stan Teksas potwierdza istnienie konfliktu pomiędzy Domami i umywa ręce. Co z kolei pozwalało Roganowi między innymi przeprowadzić legalny atak na Harcourtów w imieniu Ryndy. 
-Podpisane, czyli zaakceptowali wniosek?
-Dowiemy się w ciągu najbliższej godziny. 
-Nie udasz się tam osobiście? -Lenora Jordan prokurator okręgowa hrabstwa Harris nie należała do ulubienic Rogana. Sądził, że jest niebezpieczna i dlatego też preferował bezpośrednie spotkania z nią. 
-Powiedziałem ci, że będę z tobą. 
Fakt. Jeżeli obiecał, że nie ruszy się nigdzie beze mnie, to tak będzie. Proste. 
-A poza tym, gdybym udał się tam osobiście, Lenora nie omieszkałaby wyjaśnić mi, za jaką głupotę uważa pomaganie córce Olivii Charles. A żywię wrodzoną niechęć do bycia pouczanym. Wysłałem tam zatem zespół prawników. Sam mam zaś inne rzeczy do załatwienia. 
-A nie myślisz, że Dom Harcourtów mógłby się z nami spotkać, podobnie jak Dom Rio?
-Dom Rio to wynalazcy i botanicy. Rodzina Harcourtów to wojownicy. Będą zakładać, że są w stanie wygrać taką potyczkę. I nawet gdybym pojawił się u ich drzwi z tysięczną armią i tak by się nie poddali, lecz chcieliby walczyć. Nie mogą sobie pozwolić na okazanie słabości.  
Tak, nie mogli pozwolić sobie na okazanie słabości, a Rogan nie mógł pozwolić sobie na poniechanie odwetu po ataku Vincenta. Ja natomiast nie mogłam ryzykować, że Vincent zrealizuje swoje groźby i uderzy w moją matkę, moje siostry czy moich kuzynów. Ponieważ nikt z nas nie mógł sobie na to pozwolić, wszyscy byliśmy skazani na wojnę. Ludzie zostaną skrzywdzeni. Niektórzy zginą. Gdyby ktoś był w stanie odłożyć na bok swoją dumę, nic z tego nie byłoby konieczne. 
-Jak dobrze znasz Vincenta? -zapytałam. 
-Wystarczająco. Był dwa lata niżej w szkole średniej. Miał wtedy reputację osiłka, lubiącego zastraszać słabszych i okazywał skłonność do okrucieństwa. 
-Nie przemawia do mnie za bardzo kolejność poszczególnych zdarzeń. Porywacze Briana zadzwonili, chcąc negocjować. Powiedzieliśmy im, że chcemy z nimi współpracować w celu jak najszybszego oswobodzenia Briana. Zazwyczaj negocjacje nie prowadzą do natychmiastowej eskalacji. A zamiast dalszych rozmów pojawił się Vincent i zajął się wszystkim z subtelnością drwala. 
-Vincent jest niecierpliwy -odrzekł na to Rogan. -Jak powiedziałem wcześniej, on nie słynie z umiejętności planowania i zamiłowania do czekania. Rynda wywołała w nim frustrację, tak więc zdecydował się zastosować zwykłe dla niego narzędzia nacisku. 
-Ale dlaczego nie wziął jej dzieci na zakładników od samego początku? Brian i Rynda oddaliby mu wszystko, czego by tylko zażądał. Żadne z nich nie jest Pierwszym wojownikiem. Po co porywać Briana? Dla mnie to nie ma sensu i nie wygląda na robotę Vincenta. 
-Ponieważ to nie on za tym stał. Ktoś, kto trzyma go na krótkiej smyczy, użył go do tej konkretnej operacji -niebezpieczne błyski zapłonęły w oczach Rogana. -A ostatniej nocy zerwał się z uwięzi. 
-Kto ma wystarczającą moc, by kontrolować kogoś takiego jak Vincent Harcourt?
-Tego właśnie musimy się dowiedzieć. 
Rogan przechylił głowę, mocno się nad czymś zastanawiając. 
-Tak?
-Dom Harcourtów stosuje jedną strategię bitewną: przyzywają hordę potworów z tajemnych sfer i rzucają je na swoich przeciwników. Walka z nimi będzie krwawa i chaotyczna. 
-Nie zmieniłam zdania. Vincent groził mojej rodzinie. 
-A pozwolisz mi przynajmniej nałożyć na ciebie kamizelkę kuloodporną?
-Tak -spojrzałam na kredę w jego dłoni. -Masz jeszcze jeden kawałek?
Uśmiechnął się. Kreda przeleciała przez pomieszczenie i zawisła przede mną. -Co dostanę, jeżeli dam ci ten kawałek?
-Kolację. Ty i ja dzisiaj wieczorem -zasłużyłam na miłą kolację, którą sam mi obiecał. Mogłabym ubrać się w coś ładnego i postarać się zrobić dobry makijaż. A dodatkowo - z czego właśnie zdałam sobie sprawę - byłam przeraźliwie głodna. Nic nie jadłam od wczorajszego lunchu. Będę musiała sprawdzić, czy Rogan zgromadził jakieś zapasy w kuchni na dole. 
-Zgoda. 
Pocałowałam go i chwyciłam kredę. 

Komentarze

  1. Miłe to było. mamuniaewy

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co wyjdzie z planów Nevady? Kolacja?

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę mocno zdziwiona jeżeli uda im się ta kolacja. No i faktycznie muszą szykować się na wojnę. Bardzo dziękuję za przetłumaczenie nowego fragmentu. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna kolacja nie wypaliła to druga musi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też wątpię w te kolację. Pożyjemy, zobaczymy. :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. cisz przed burz:)dziękuję za następny kawałek:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oficjalnie Vincent wpisany na czarną listę jako kolejny do usunięcia. Zobaczymy kto go sprzątnie. I ta kolacja, kiedy w końcu uda im się jakaś bezproblemowa randka. Wielkie dzięki za przekład. Pozdrawiam Barbara

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Neal Shusterman "Kosodom" - fragment

Tym razem mamy dla Was fragment drugiego tomu cyklu "Żniwa śmierci". W świecie wykreowanym przez Neala Shustermana nie ma miejsca na głód, wojny, choroby i cierpienia. Ludzkość uporała się już z tym wszystkim. Pokonała nawet śmierć. W tej chwili żywot człowieka mogą zakończyć jedynie kosiarze – do nich należy kontrolowanie wielkości populacji. Citra i Rowan zostają praktykantami w profesji kosiarza – choć żadne z nich nie wykazuje ku temu chęci. Nastolatkowie muszą opanować sztukę odbierania życia, wiedząc że przy tym ryzykują własnym. Citra i Rowan zrozumieją, że za idealny świat trzeba zapłacić wysoką cenę.  Takie było zawiązanie akcji w "Kosiarzach". A co będzie nas czekać w "Kosodomie"? Citra i Rowan znajdują się po dwóch stronach barykady – nie mogą się porozumieć co do moralności Kosodomu. Rowan na własną rękę poddaje go próbie ognia. Zaraz po Zimowym Konklawe porzuca organizację i zwraca się przeciw zepsutym kosiarzom – nie tylko ...

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynu...

WUB Rozdział 10 cz. 1

Na blogu IA nadal ani śladu nowego fragmentu SotB, zatem zgodnie z przedpołudniową zapowiedzią mamy dzisiaj coś dla fanów twórczości Cassandry Gannon, a dokładniej rzecz biorąc dla wszystkich kibicujących ucieczce Scarlett i Marroka. Przed kilkoma dnia zostawiliśmy bohaterów pod strażą w stołówce WUB, a dzisiaj przenosimy się o kilka pięter w dół... Na ciąg dalszy zaprosimy Was jutro, a tymczasem udanego weekendu! Rozdział 10 Marrok zaczyna wykazywać objawy seksualnego zainteresowania Scarlett. To kolejny dowód jego masochistycznych skłonności.  Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae. Podziemia były jeszcze bardziej wilgotne i zapleśniałe niż cała reszta WUB. To była najstarsza część tej placówki i idealnie oddawała całą grozę słowa lochy. Kamienne ściany, grube drzwi, żadnych okien. To było miejsce, z którego nigdy nikt nie uciekł i w którym nikt nie chciał się znaleźć. Poza Scarlett. Znalazła się dokładnie tam, gdzie chciała być. Mniej więcej. Został...