Zapraszamy na kolejny fragment Wildfire, w którym czas rozmów, negocjacji i zakulisowych podchodów skończył się. Ruszamy na wojnę...
-Nevada? - głos Rogana wyrwał mnie z objęć magii, otulającej mnie wewnątrz kręgu.
Otworzyłam oczy. Kucał przy mnie. Miał na sobie mundur bojowy, ale zamiast tradycyjnego kamuflującego wzoru ten był czarno-szary. Czarna kamizelka kuloodporna zasłaniała jego pierś. Jakiś skomplikowany system komunikacji okrążał jego szyję, przypominając nieco obrożę z wystającą odnogą mikrofonu, sięgającą ust. Jakiś mężczyzna w wieku mojej matki stał za nim. Wyglądał na Japończyka i miał szerokie bary, ale sam w sobie nie był specjalnie masywny. Szpakowaty, choć włosy miał tak krótko przycięte, że wyglądał na prawie łysego, krótka broda i wąsy, przeszywające spojrzenie ciemnych oczu. Ubrany był w zwykły polowy mundur i sprawiał wrażenie, jakby większą część swojego życia spędził w takiej czy innej formacji militarnej.
-Mamy przyznany Casus z Werony -poinformował mnie Rogan. -Jesteś gotowa?
Magia przepływała przeze mnie, było jej dużo i była silna. Czułam się dzięki niej bardziej skupiona. Mogłabym tak siedzieć w kręgu, czując jej narastającą moc, jeszcze przez kilka godzin, ale na razie musiało mi wystarczyć to, co miałam. Podniosłam się.
Bug trzymał w ramionach stos ubrań dla mnie: skarpetki, buty, taki sam mundur, jaki miał na sobie Rogan, tyle że zamiast odcieni czerni, mój miał wzór oparty na szarościach i beżach. Wariant miejski. A na koniec jeszcze hełm.
-Ruszamy na wojnę?
-To będzie tak bardzo przypominało wojnę, jak to tylko możliwe w ramach udzielonych nam pełnomocnictw -odrzekł Rogan.
-Mam swoje własne ciuchy.
-Jeżeli założysz na siebie to -wskazał na mundur w rękach Buga - nie będziesz się wyróżniać na tle reszty moich ludzi, a co za tym idzie będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś weźmie cię na cel.
Spojrzałam na jego czarny mundur. -Tobie jakoś nie zależy na zlaniu się z tłumem.
-Zgadza się. Chodzi o to, by skupili swoją uwagę na mnie. Będę miał ze sobą osobistą egidę.
Mogłam dalej stać tutaj i wykłócać się o kolor munduru albo przebrać się i przestać wstrzymywać wszystkich. Sięgnęłam po stos ubrań. Starszy mężczyzna przyglądał mi się uważnie.
Rogan podał mi mój telefon. -Twoja matka dzwoniła w międzyczasie kilka razy.
-Powiedziała, czego chce?
-Nie, ale brzmiała, jakby to było coś pilnego.
Świetnie. Wzięłam telefon i ruszyłam do biura Rogana, żeby się przebrać i zadzwonić do mamy.
Odebrała po pierwszym sygnale. -Co się dzieje?
-Rogan zamierza zaatakować Dom Harcourtów.
-Ma dwa zmodyfikowane opancerzone transportery przed swoją kwaterą. Obserwuję właśnie, jak jego ludzie ładują do środka wystarczającą ilość broni, by rozpocząć kolejną wojnę.
-Taki jest plan. Harcourtowie są przyzywającymi. Będziemy mieli do czynienia z całą masą stworzeń nie z tej ziemi.
-Jedziesz z nim?
Przygotowałam się na sprzeczkę. -Tak.
-Jadę z tobą.
-Mamo?
-Słyszałaś mnie.
Rozłączyła się.
Skończyłam się ubierać, dopasowałam kamizelkę kuloodporną, założyłam hełm i wyszłam na zewnątrz.
-Moja matka dołączy do nas.
Rogan nawet nie mrugnął. -Cieszę się, że będzie z nami.
Poszliśmy na parter. Grupa ludzi Rogana z pełnym wyposażeniem bojowym czekała na nas przy dwóch transporterach. Niektórzy z nich mieli na sobie podobne mojemu mundury z miejskim kamuflażem, inni zaś moro w starym stylu. Miałam wrażenie, że zakładali na siebie to, w czym czuli się wygodnie i z czym mieli wcześniej do czynienia.
Trzeci pojazd - potężna ciężarówka wsparcia taktycznego, stała zaparkowana z boku. Ładunek na naczepie ukryty był pod zielonym brezentem.
Rivera pojawił się obok mnie i wręczył mi karabin.
-Ruger AC 556. Trzy tryby prowadzenia ognia: półautomatyczny, seria trzech pocisków i w pełni automatyczny. Major sądził, że ci się spodoba.
Wzięłam broń i sprawdziłam ją bezwiednie wyćwiczonymi ruchami.
Moja matka wyszła z magazynu, niosąc jej lekką pięćdziesiątkę - karabin snajperski Barret M82. Leon podskakiwał obok niej jak nadgorliwy szczeniak.
-Jedzie ze mną -powiedziała -potrzebuję obserwatora.
-Dziękuję, że dołączyła pani do nas -odezwał się Rogan.
Pamiętałam, żeby pozbierać szczękę z podłogi i bez słowa wsiadłam do transportera. Jazda w nim była równie komfortowa, jak przejażdżka w czołgu. Przypominała siedzenie na worku ziemniaków, który podskakiwał i przemieszczał się na każdym, najmniejszym nawet wyboju w drodze. W transporterze były zamocowane dwa rzędy siedzeń wzdłuż burt. Zajęłam miejsce obok Rogana z przodu wozu. Moja matka i Leon siedzieli naprzeciw nas. Starszy Japończyk siedział po mojej drugiej stronie i obserwował Leona i mamę. Resztę przestrzeni wypełniły umundurowane postaci w hełmach. Wnętrze wypełniał szum rozmów prowadzonych przez żołnierzy. Fragmenty tych rozmów docierały do mnie, przerywane co i rusz wybuchami śmiechu.
![]() |
źródło:pixabay.com |
Starszy mężczyzna obok mnie dotknął swojego zestawu komunikacyjnego i powiedział głębokim, stonowanym głosem -Dobra ludzie.
System łączności w moim hełmie uaktywnił się i usłyszałam go w słuchawkach. Wszystkie rozmowy ucięły się momentalnie.
-To jest dla nowych i tych, którzy nie uważali na odprawie. Dom Harcourtów zajmuje ufortyfikowany ośrodek. Ma on kształt litery U, z wystającymi oboma skrzydłami. Wejście jest ulokowane pomiędzy nimi. Jest tylko jedna droga wejścia, przez drzwi frontowe, a następnie korytarzem, prowadzącym pomiędzy skrzydłami. To jest ich strefa śmierci. Kiedy wejdziemy, strzelcy z oby skrzydeł otworzą ogień. Brama zostanie otwarta i Harcourtowie uwolnią MSP.
MSP oznaczało magicznie stworzone potwory. Moja pamięć podsunęła mi obraz nietoperzo-małpy gotowej, by zatopić swoje kły w mojej twarzy. Po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz. Wyprostowałam się na swoim siedzeniu.
-Snajperzy, w tym pani Baylor i jej obserwator, wysiądą, zanim ruszymy do ataku i zajmą pozycje w budynku A i F Apartamentowców Magnolia. Ich głównym zadaniem będzie wyeliminowanie strzelców w obu skrzydłach siedziby Harcourtów. Po przybyciu na miejsce, transportery utworzą barykadę. Wy zajmiecie pozycje za nimi. Za wami major będzie działał w kręgu. Melosa będzie osłaniać majora. Tom i Li Min zapewnią ochronę od góry. Dom Harcourtów polega na taktyce błyskawicznych starć. Będą wysyłać jedną po drugiej fale przyzwanych stworzeń, starając się przełamać naszą obronę. Musimy utrzymać nasze pozycje, dopóki major nie skończy roboty w kręgu i nie zainstaluje młynka.
Czym do jasnej cholery był młynek?
-Bez względu na to jakie koszmarne stwory wylezą z ich budynku, macie utrzymać linię. Czy to jasne?
Chór głosów rozbrzmiał momentalnie. -Tak jest, sierżancie.
-Major i panna Baylor są VIP-ami. Macie ich utrzymać przy życiu. Zrozumiano?
-Tak jest, sierżancie.
Sierżant oparł się wygodnie o burtę wozu i spojrzał na mnie. -Nazywam się Heart. Trzymaj się blisko mnie, panno Baylor.
Skinęłam głową.
Transporter przedzierał się przez kolejne ulice. Chwile przechodziły w minuty. Rogan wyciągnął rękę i chwycił moja dłoń. Nic nie powiedział. Po prostu trzymał moją dłoń w swojej.
-Co to jest młynek? -zapytałam cicho.
-Zaklęcie Domu Roganów.
Zaklęcia Domów miały niesamowitą moc, ale wymagały długich przygotowań i wyjątkowo skomplikowanych kręgów.
Leon szczerzył się sam do siebie.
-Nie zrób niczego głupiego -powiedziałam mu.
-Spoko wodza - zatarł ręce. Jego uśmiech był iście diabelski.
-Po wszystkim będziemy musieli porozmawiać - rzuciłam okiem na moją matkę, upewniając się, że wie, o czym mówię.
-Czy Heart to twoje prawdziwe nazwisko? -Leon zwrócił się do sierżanta.
-Wybrałem je.
-Dlaczego?
-Bo jestem taki uczuciowy -odpowiedział.
Leon postanowił zamknąć się.
Brałam udział w wymianie ognia wcześniej, ale to oczekiwanie na rozpoczęcie bitwy było czymś zupełnie innym. Przepełniała mnie adrenalina. Chęć podskoczenia, krzyknięcia, zrobienia czegoś- była trudna do powstrzymania. Mój karabin zdawał się być zbyt ciężki. Tymczasem moja matka nadal siedziała w pełni zrelaksowana, by nie powiedzieć -szczęśliwa. Sierżant Heart też sprawiał wrażenie, jakby nie mógł doczekać się walki. Rogan po mojej prawej uśmiechał się delikatnie do własnych myśli. Przynajmniej Leon odpuścił sobie entuzjastyczne okazywanie radości.
Mój kuzyn wiercił się na swoim miejscu. -Dlaczego nie poślemy im rakiety i nie zniszczymy całego budynku? To byłoby znacznie szybsze i łatwiejsze.
-Ponieważ Casus z Werony obliguje nas do unikania strat w ludziach - wyjaśnił Rogan. -Kiedy wysadzasz w powietrze cały budynek, spadające odłamki i same materiały wybuchowe nie rozróżniają pomiędzy walczącymi, a postronnymi cywilami.
-A co by się stało, gdybyśmy mimo wszystko poszli na całość? -dopytywał się dalej Leon.
-Twoja siostra i ja zostalibyśmy zmuszeni do stawienia się przed Zgromadzeniem i wyjaśnienia naszych poczynań. W zależności od odpowiedzi, których byśmy udzielili, dostalibyśmy karę finansową, trafilibyśmy do więzienia albo zostalibyśmy skazani na śmierć.
-Ale ty jesteś Szalonym Roganem. Pierwszym.
-Nawet Pierwszych dotyczą zasady - wtrąciłam się. Wciąż je poznawałam i jak na razie żadna z nich mnie nie uszczęśliwiła.
-Sprawdzić broń - zawołał sierżant Heart.
Sprawdziłam swój karabin. Miałam załadowany magazynek na trzydzieści nabojów i trzy zapasowe łódki w kieszeni munduru. Mój hełm też wydał mi się zbyt ciężki. Poczułam pot, zbierający się na linii włosów.
Heart nachylił się do mnie. -Nie przejmuj się. Będzie dobrze. Obserwuj mnie, patrz, co robią inni, słuchaj rozkazów, a przetrwasz bez problemu.
Wyciągnęłam swój telefon i wysłałam wiadomość grupową do moich sióstr, Berna i babci Fridy. Kocham was bardzo.
Tylko tyle. Było sporo innych rzeczy do powiedzenia, ale na razie tyle musiało wystarczyć. Wyłączyłam telefon i odłożyłam go na bok.
Transporter zatrzymał się. Moja matka podniosła się i skinęła na Leona. Odpiął swój pas i ruszył w kierunku bocznego włazu. Miałam to straszne przeczucie, że już nigdy go nie zobaczę.
Moja matka obrzuciła sierżanta swoim spojrzeniem strzelca wyborowego- zimnym i obojętnym. -Zadbaj, żeby moja córka przeżyła.
-Zajmę się nią -odpowiedział.
-Kocham cię -powiedziałam mamie. -I przepraszam.
-Też cię kocham. Nie zapomnij o oddychaniu.
Moja matka wyskoczyła z wozu, właz się zamknął i znów byliśmy w drodze.
Telefon Rogana zadzwonił. Odebrał i przełączył rozmowę na głośnik.
-Liam, co za przyjemność słyszeć cię.
-Tak, jak powiedziałem, nie wiemy, gdzie jest Vincent. Tak więc sugeruję, żebyś zawrócił swoje transportery i wrócił tam, skąd przyjechałeś.
-Wolę zapytać o to twojego ojca osobiście.
-Tak się nie stanie.
-Będę nalegał.
-Nie, nie będziesz. Mamy tu czterech Pierwszych. Czy życie twoich żołnierzy nic dla ciebie nie znaczy? Im się wydaje, że wejdą tu i skopią nasze tyłki. Obaj wiemy, że tak nie będzie. Jeżeli zależy ci na nich, odwołaj ich i każ im wracać do domu.
-Twoja troska o moich ludzi jest naprawdę wzruszająca. Jeżeli chcesz uniknąć rozlewu krwi, otwórz bramę wjazdową i porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.
-Nie. Nie dostaniesz się do środka. Nie będziesz z nikim rozmawiał. Nie pojawiaj się tutaj z tym swoim mięsem armatnim i nie groź nam. Nikt tu nie jest przestraszony twoim przybyciem, Rogan. Jeżeli będziesz nadal obstawał przy tym bzdurnym pomyśle, zetrzemy cię z powierzchni tej planety.
-To poważna obietnica - Rogan uśmiechnął się.
-Jak sobie chcesz. To będzie twój pogrzeb.
Liam rozłączył się.
Rogan wsadził telefon do wewnętrznej kieszeni i ścisnął moją dłoń. -Trzymaj się.
Wóz gwałtownie skręcił, a mój żołądek szarpnął się w bok. Tył transportera opadł, zmieniając się w rampę. Rogan już był w ruchu, znikając pomiędzy postaciami, wysypującymi się z transportera. W moim polu widzenia pojawił się sierżant Heart i warknął na mnie. -Za mną! Ruchy!
Złapałam mojego Rugera i wyskoczyłam z transportera.
No to się robi gorąco... Już się nie mogę doczekać, by się dowiedzieć jaką magią włada Leon. Jest chyba najbardziej tajemniczy z niech wszystkich :D
OdpowiedzUsuńDzięki za fragment,
Pati
Zaczęło się, jestem ciekawa, co będzie z Leonem...? mamuniaewy
OdpowiedzUsuńDziekuje to powolne tempo akcji mnie dobija mam nadzieje ze w nastepnym fragmencie zobacze ten mlynek b.
OdpowiedzUsuńNareszcie Leon wchodzi do akcji. Jestem przekonana, że ma mocne atuty. I chyba drobna literówka: zamiast "poważana" lepiej byłoby " poważna" obietnica.
OdpowiedzUsuńZgadza się. Poprawione. Dziękujemy za czujność;-)
UsuńMnie natomiast spodobał się sierżant Serduszko. Co do Leona to wiemy, że potrafi przewidywać, czyli dobrze że matka Nevady wzięła go ze sobą. Moim zdaniem on po prostu będzie jej wskazywał kolejne cele, a jak będzie zobaczymy. Pięknie dziękuję za kolejne tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Leon nie zostanie zabity. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdo boju Nevada odwagi dziękuję:)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje ,że w tej rozgrywce w końcu wyjdzie na jaw jaką magię posiada Leon. I wydaje mi się że będzie on bardzo potrzebny. Fajnie, że jedzie mama Nevady, nigdy nie wiadomo kiedy dobry snajper się przyda. Też mnie ciekawi jaką magię ma sierżant Heart, i co to za młynek. Wielkie dzięki za tłumaczenie. Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana do tego "młynka"... Nie bardzo oddaje grozę słowa :) Może np. żniwiarka...?
OdpowiedzUsuńZgadzamy się, że po angielsku brzmi to lepiej, bo "grinder" ma to fajne warczące "r". A w rodzimym języku? Żniwiarka nas nie przekonała, choć jesteśmy otwarci na dyskusję. A skoro młynek jest za "miękki", to może kruszarka?
UsuńNieee... kruszarka to kruszy... Siekacz?
OdpowiedzUsuńZbyt "stomatologiczne";-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdrabniacz? Rozcieracz? ;)
OdpowiedzUsuń