W ramach prezentu pod choinkę Ilona i Gordon postanowili podzielić się z wszystkimi swoimi fanami pierwszym fragmentem z nienazwanej jeszcze czwartej części Inkeeper Chronicles. Z miejsca rzuciliśmy się na ten tekst i oto niniejszym mamy przyjemność zaprosić Was na wyprawę z Maud i Helen....
Gwiazdy umierały, zastępowane przez całkowitą ciemność.
Maud objęła się rękami. Pod palcami wyczuła znajomą zimną, delikatnie porowatą powierzchnię pancerza. To dodawało otuchy. Miała zamiar już nigdy więcej nie zakładać zbroi, ale ostatnio życie potraktowało wszystkie jej plany z delikatnością kija bejsbolowego.
Wyświetlacz rozciągający się od podłogi po sufit tylko symulował okno, podczas gdy kabina była umiejscowiona głęboko w trzewiach niszczyciela, ale nie zmieniało to faktu, że rozpościerająca się przed nią ciemność była taka sama- ciemna i bezkresna. Pustka, jak nazywały ją wampiry. Przestrzeń pomiędzy gwiazdami. Jej widok zawsze napełniał ją niepokojem.
Gwiazdy umierały, zastępowane przez całkowitą ciemność.
Maud objęła się rękami. Pod palcami wyczuła znajomą zimną, delikatnie porowatą powierzchnię pancerza. To dodawało otuchy. Miała zamiar już nigdy więcej nie zakładać zbroi, ale ostatnio życie potraktowało wszystkie jej plany z delikatnością kija bejsbolowego.
Wyświetlacz rozciągający się od podłogi po sufit tylko symulował okno, podczas gdy kabina była umiejscowiona głęboko w trzewiach niszczyciela, ale nie zmieniało to faktu, że rozpościerająca się przed nią ciemność była taka sama- ciemna i bezkresna. Pustka, jak nazywały ją wampiry. Przestrzeń pomiędzy gwiazdami. Jej widok zawsze napełniał ją niepokojem.
![]() |
źródło:ilona-andrews.com |
-Umarłyśmy, mamo?
Maud odwróciła się. Helen stała kilka stóp od niej, tuląc mocno do piersi miękkiego misia, którego Dina kupiła jej pod choinkę. Jej długie blond włosy były po spaniu nieco zmierzwione z prawej strony głowy. W tej chwili prawie mogła uchodzić za człowieka. Ale Maud przeżyła piekło Karhari, gdzie umiejętność wyczucia najmniejszego śladu ruchu, najdelikatniejszego szelestu oznaczała różnicę pomiędzy życiem i śmiercią. A mimo to Helen podkradła się do niej, szybka i cicha jak kot. Albo wampir.
-Nie. Nie umarłyśmy. Podróżujemy w hiperprzestrzeni. Dostanie się tam, gdzie musimy się udać za pomocą normalnego napędu zajęłoby nam zbyt wiele czasu, tak więc przemieszczamy się przez fałdy w strukturze przestrzeni, niczym igła przebijająca przez zmarszczony materiał. Chodź, pokażę ci coś.
Helen podeszła bezszelestnie. Maud wzięła ją na ręce - córka, nie wiedzieć kiedy, robiła się coraz większa - i podniosła do ekranu.
-To jest Pustka. Pamiętasz, co tatuś mówił ci o Pustce?
-Że tam idą dusze.
-Zgadza się. Kiedy wampir umiera, jego dusza musi przejść przez Pustkę, nim zostanie postanowione, czy uda się do Raju, czy na puste równiny Nicości.
Maud odwróciła się. Helen stała kilka stóp od niej, tuląc mocno do piersi miękkiego misia, którego Dina kupiła jej pod choinkę. Jej długie blond włosy były po spaniu nieco zmierzwione z prawej strony głowy. W tej chwili prawie mogła uchodzić za człowieka. Ale Maud przeżyła piekło Karhari, gdzie umiejętność wyczucia najmniejszego śladu ruchu, najdelikatniejszego szelestu oznaczała różnicę pomiędzy życiem i śmiercią. A mimo to Helen podkradła się do niej, szybka i cicha jak kot. Albo wampir.
-Nie. Nie umarłyśmy. Podróżujemy w hiperprzestrzeni. Dostanie się tam, gdzie musimy się udać za pomocą normalnego napędu zajęłoby nam zbyt wiele czasu, tak więc przemieszczamy się przez fałdy w strukturze przestrzeni, niczym igła przebijająca przez zmarszczony materiał. Chodź, pokażę ci coś.
Helen podeszła bezszelestnie. Maud wzięła ją na ręce - córka, nie wiedzieć kiedy, robiła się coraz większa - i podniosła do ekranu.
-To jest Pustka. Pamiętasz, co tatuś mówił ci o Pustce?
-Że tam idą dusze.
-Zgadza się. Kiedy wampir umiera, jego dusza musi przejść przez Pustkę, nim zostanie postanowione, czy uda się do Raju, czy na puste równiny Nicości.
-Nie podoba mi się - wyszeptała Helen i wcisnęła głowę w ramię Maud.
Maud prawie zamruczała. Te momenty, kiedy Helen wciąż zachowywała się jak małe dziecko, zdarzały się coraz rzadziej. Dorośnie i odejdzie, nim Maud się zorientuje, ale teraz nadal mogła trzymać ją mocno w ramionach i wdychać jej zapach. Helen była jej jeszcze przez jakiś czas.
-Nie bój się. Musisz popatrzeć, bo stracisz najlepszą część.
Helen odwróciła głowę. Stały tak razem, obie wpatrzone w ciemność Pustki.
Zaczęło się od małej iskierki, która zapłonęła w centrum ekranu. Lśniąca kropka światła pomknęła w kierunku statku kosmicznego, rozwijając się niczym błyszczący kwiat, wirujący wokół własnej osi i rozpościerający coraz szerzej swoje płatki, w których odbijał się cały majestat gwiazd.
Helen wpatrywała się w to szeroko otwartymi oczyma, a blask bijący z wyświetlacza igrał na jej twarzy.
Błyszczące uniwersum pochłonęło ich. Statek przebił się przez jasność i wyłonił się w zwykłej przestrzeni. Przed nimi znajdowała się piękna planeta, zielono-niebieski klejnot z turkusowym welonem atmosfery, okrążający ciepłą, żółtą gwiazdę. To nie była Ziemia, ale mogła uchodzić za jej piękniejszą siostrę. Wokół planety krążyły dwa księżyce, jeden duży i fioletowy bliżej powierzchni, a drugi zabarwiony na pomarańczowo był mniejszy i bardziej odległy. Zachody słońca musiały tu być spektakularne.
Maud prawie zamruczała. Te momenty, kiedy Helen wciąż zachowywała się jak małe dziecko, zdarzały się coraz rzadziej. Dorośnie i odejdzie, nim Maud się zorientuje, ale teraz nadal mogła trzymać ją mocno w ramionach i wdychać jej zapach. Helen była jej jeszcze przez jakiś czas.
-Nie bój się. Musisz popatrzeć, bo stracisz najlepszą część.
Helen odwróciła głowę. Stały tak razem, obie wpatrzone w ciemność Pustki.
Zaczęło się od małej iskierki, która zapłonęła w centrum ekranu. Lśniąca kropka światła pomknęła w kierunku statku kosmicznego, rozwijając się niczym błyszczący kwiat, wirujący wokół własnej osi i rozpościerający coraz szerzej swoje płatki, w których odbijał się cały majestat gwiazd.
Helen wpatrywała się w to szeroko otwartymi oczyma, a blask bijący z wyświetlacza igrał na jej twarzy.
Błyszczące uniwersum pochłonęło ich. Statek przebił się przez jasność i wyłonił się w zwykłej przestrzeni. Przed nimi znajdowała się piękna planeta, zielono-niebieski klejnot z turkusowym welonem atmosfery, okrążający ciepłą, żółtą gwiazdę. To nie była Ziemia, ale mogła uchodzić za jej piękniejszą siostrę. Wokół planety krążyły dwa księżyce, jeden duży i fioletowy bliżej powierzchni, a drugi zabarwiony na pomarańczowo był mniejszy i bardziej odległy. Zachody słońca musiały tu być spektakularne.
-Czy to planeta, na której mieszka Lord Arland?
-Tak, kwiatuszku - Maud postawiła Helen na podłodze. -Powinnaś się ubrać.
Helen czmychnęła, jak królik uwolniony z klatki.
Turkusowa planeta wpatrywała się w Maud z ekranu. Planeta macierzysta Domu Krahr.
To było szalone. Zupełnie wariackie.
Gdyby była rozsądna, gdyby opierała się tylko na logice, nigdy nie powinna się tu znaleźć. Nie powinna przybywać tu z Helen.
W walce Maud podejmowała decyzje w ułamku sekundy, ale w sytuacji takiej jak ta, w momencie, gdy dochodziło do monumentalnej zmiany w jej życiu, chciała mieć czas do namysłu, by rozważyć wszelkie za i przeciw. Kiedy po raz pierwszy oświadczył się jej wampir, podjęcie decyzji zajęło jej dwa lata.
Była córką oberżystów. Ostrożność miała we krwi.
Pomiędzy Ziemią a resztą kosmicznych potęg istniała starożytna umowa. Usytuowana na przecięciu szlaków, Ziemia służyła jako stacja przesiadkowa dla wielu podróżników podróżujących przez przestrzeń kosmiczną. Przybywali na nią w sekrecie i zatrzymywali się w wyspecjalizowanych zajazdach, wyposażonych tak, by sprostać oczekiwaniom różnorakich istot. W zamian planeta była uznawana za neutralny grunt. Żadna z międzygwiezdnych potęg nie mogła rościć sobie do niej praw, a istnienie obcych form inteligencji pozostawało tajemnicą dla całej ludzkiej populacji, z wyjątkiem nielicznych, wybranych oberżystów. To był pakt, który przetrwał całe stulecia.
Jej rodzice byli oberżystami, ekspertami w sprawach galaktycznych. W ten właśnie sposób wpadła na Melizarda. Wciąż pamiętała moment, w którym się spotkali. Zakończyła właśnie swoją sesję treningową. Weszła do kuchni spocona i zaczerwieniona, rozglądając się za czymś zimnym do picia i z mieczem w dłoni. A on tam był, młody wampirzy lord, stojący obok jej ojca, rozmawiającego z mamą. Wysoki, przystojny, imponujący w swojej czarnej zbroi, z grzywą orzechowych włosów i aroganckim uśmieszkiem, błąkającym się na ustach. Spojrzał na nią i ten uśmiech zamarł mu na twarzy. Stał tak i wpatrywał się w nią, jakby trafił go grom z jasnego nieba, podczas gdy Maud złapała szklankę wody i wyszła z kuchni.
Poprosił ją o rękę pod koniec tego tygodnia. Odmówiła mu.
Wampiry były drapieżną odmianą ludzi. Żyły w zhierarchizowanym społeczeństwie, którym rządziły arystokratyczne rody, związane ze sobą w Świętej Anokracji pod duchowym przywództwem Hierofanta i dowodzone przez Warlorda. Uwielbiali zbroje, podboje, bohaterskie eposy oraz zabijanie wszystkiego za pomocą broni i zębów. Wiedziała, że stanie się częścią tej społeczności będzie sporym wyzwaniem i dlatego też powiedziała nie i to nie raz ani nie dwa, aż wreszcie Melizard przekonał ją i powiedziała tak.
Tak i tyle przyszło jej z całej tej ostrożności. Wspomnienie głowy Melizarda na włóczni stanęło jej przed oczami. Zacisnęła na moment powieki i wyparła ten obraz z pamięci.
Tym razem wampir poprosił ją o rękę po zaledwie dwóch tygodniach znajomości. Powiedziała nie. Tak właśnie powinna postąpić. A potem złapała swoją córkę, wsiadła na pokład niszczyciela i pozwoliła zawieźć się na tę planetę.
Co ja sobie do diabła myślałam?
Problem stanowiło to, że nie myślała. Kierowała się uczuciami. Była matką; nie mogła pozwolić sobie na luksus robienia czegoś dlatego, że "to było właściwe". Ale i tak to zrobiła.
To było nierozważne.
Planeta na ekranie powiększała się.
Znacznie rozsądniejsze byłoby zapomnienie o tym wszystkim i zostanie w zajeździe jej siostry. Nauczenie się na powrót, jak być człowiekiem po tylu latach starań, by stać się doskonałym wampirem. Ale za każdym razem, kiedy spoglądała na Arlanda albo kiedy słyszała jego głos, czuła delikatne trzepotanie serca. A Maud nie sądziła, że ma jeszcze serce. Karhari przemienili je w twardy kamień. Potem wymówił jej imię...
Nie tego pragnęła. Rzucanie się na oślep w polityczne rozgrywki wampirów było ostatnią rzeczą, której wraz z Helen potrzebowały. Szczególnie, gdy dotyczyło to rozgrywek Domu Krahr. Melizard pochodził z Domu Ervan, mniejszego klanu o ugruntowanej reputacji, poważanego, ale nie mającego większych wpływów. Sama musiała wywalczyć sobie poszanowanie. Nie wystarczało być dobrą, musiała być wybitna, by cokolwiek osiągnąć. Zaś Dom Krahr był jednym z głównych Domów. Melizard oddałby rękę za posiadanie własnego statku, a Arland woził się nim w te i wewte, jakby nic go to nie kosztowało.
Zza krzywizny planety wysunął się okrąg. Nie miał tego zwykłego pooranego i usianego kraterami wyglądu satelity. Zmrużyła oczy i wpatrzyła się w niego.
Co do diabła...
Uszczypnęła się w rękę. Sfera wciąż tam była. Otaczały ją trzy przecinające się wzajemnie kręgi, każdy z nich składający się z metalowego rdzenia najeżonego kolcami. Z tej odległości wydawały się delikatne, prawie eteryczne. Dotknęła wyświetlacza, przybliżając obraz.
To nie były kolce. Działa.
Dom Krahr zbudował latającą stację bojową. Jej umysł nie był w stanie zaakceptować istnienia takiej siły ognia, zgromadzonej na tak małej przestrzeni.
Na wszechświat, ile to mogło kosztować? Arland ze względu na pomoc jej siostry wspomniał o tym, że jego Dom ma się całkiem dobrze, ale to przekraczało wszelkie wyobrażenia.
Nie mogła go poślubić. Przepaść pomiędzy nimi była zbyt duża.
Jednocześnie nie mogła pozwolić mu odejść.
A więc znaleźli się tutaj. Jej palce odnalazły na zbroi puste miejsce na herb rodowy. Stąd kontrolowało się wszystkie funkcje zbroi. Jednocześnie była to przepustka do Świętej Anokracji i pozwolenie na prowadzenie w jej granicach działalności jako wolny strzelec. W jej wypadku oznaczało to najemnika. Jeżeli sprawy przybiorą naprawdę zły obrót, zawsze będzie mogła chwycić Helen i wrócić do oberży Diny, powtarzała sobie.
-Mamo? -zapytała Helen -Już doleciałyśmy?
-Już prawie jesteśmy na miejscu, kwiatuszku.
Odwróciła się. Helen założyła na siebie strój, który kupiły w Baha-char na galaktycznym bazarze. Czarne leginsy i czarna tunika założona na czerwoną koszulę. Wyglądała jak pełnokrwisty wampir. Ale tak naprawdę była nim tylko w połowie. Inne wampiry zapewne nie pozwolą jej o tym zapomnieć. Przynajmniej dopóki nie pokona każdego z nich.
-Podejdź tutaj -Maud ukucnęła i poprawiła pas na wąskiej talii Helen. Sprawdziła opaskę na nadgarstku i przyczepiony do niej mały komputer. -Wszystko gotowe.
-Wszystko gotowe -powtórzyła Helen. -Mogę wziąć ze sobą misia?
-Weźmiemy ze sobą wszystkie nasze rzeczy.
Miały tak mało, że spakowanie się nie zajmie im zbyt dużo czasu. Pięć minut później Maud zarzuciła swoją torbę na ramię, po raz ostatni rzuciła okiem na kabinę i wyświetlacz, i złapała Helen za rękę. Drzwi otworzyły się, kiedy do nich podeszły i wyszły na zewnątrz.
-Już prawie jesteśmy na miejscu, kwiatuszku.
Odwróciła się. Helen założyła na siebie strój, który kupiły w Baha-char na galaktycznym bazarze. Czarne leginsy i czarna tunika założona na czerwoną koszulę. Wyglądała jak pełnokrwisty wampir. Ale tak naprawdę była nim tylko w połowie. Inne wampiry zapewne nie pozwolą jej o tym zapomnieć. Przynajmniej dopóki nie pokona każdego z nich.
-Podejdź tutaj -Maud ukucnęła i poprawiła pas na wąskiej talii Helen. Sprawdziła opaskę na nadgarstku i przyczepiony do niej mały komputer. -Wszystko gotowe.
-Wszystko gotowe -powtórzyła Helen. -Mogę wziąć ze sobą misia?
-Weźmiemy ze sobą wszystkie nasze rzeczy.
Miały tak mało, że spakowanie się nie zajmie im zbyt dużo czasu. Pięć minut później Maud zarzuciła swoją torbę na ramię, po raz ostatni rzuciła okiem na kabinę i wyświetlacz, i złapała Helen za rękę. Drzwi otworzyły się, kiedy do nich podeszły i wyszły na zewnątrz.
Barrzo dlugo kazali czekac, ale dobrze, ze wreszcie sie pojawila kolejna część! Serdecznie dziękuję za tłumaczenie, a czy jest jakas szansa na dalszy ciąg?
OdpowiedzUsuńWszystko w rękach (komputerach?) IA. Opisując swoją przeprowadzkę, Ilona wspomniała, że jeżeli tylko uda im się zorganizować swoje miejsca pracy, to nowy fragment pojawi się w piątek. Niestety przez ostatnie dni na blogu IA panowała głucha cisza, więc zakładamy, że nie wszystko poszło zgodnie z planem i na ciąg dalszy przyjdzie nam poczekać do przyszłego roku... Na szczęście to już całkiem blisko;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Dziękuję bardzo :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tłumaczenie. Z tego co czytałam o perypetiach ich przeprowadzki to jestem jakoś sceptycznie nastawiona do szybkiego dalszego ciągu, ale może im się uda. Pozdrawiam serdecznie i życzę SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, Meg
OdpowiedzUsuńBardzo wielkie dziękuję! mamuniaewy
OdpowiedzUsuńDziekuje i zycze szczesliwego Nowego Roku b.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za ten mały cud . Szczęśliwego Nowego Roku
OdpowiedzUsuńOgromne dzięki za ten fragment, jest się na co cieszyć. I wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Dużo zdrowia, weny i cierpliwości. Pozdrawiam serdecznie Barbara
OdpowiedzUsuń