Ostatnio jedna z naszych czytelniczek przypomniała nam o roganowym POV z Burn for Me. Obiecaliśmy, że przy pierwszej nadarzającej się okazji, postaramy się przełożyć i ten fragment, opisujący pierwsze spotkanie Nevady i Rogana, widziane oczami Rzeźnika z Meridy. Mamy teraz czas sprawiania sobie radości i spełniania życzeń, postanowiliśmy więc nie czekać dłużej, lecz z miejsca pod choinkę sprezentować Wam pierwszą część tego tekstu.
Mamy nadzieję, że powrót do wydarzeń z samego początku Hidden Legacy sprawi Wam przyjemność i pozwoli miło spędzić kilka przedwigilijnych chwil.
A wykorzystując okazję, chcielibyśmy podziękować Wam wszystkim za to, że nas odwiedzacie, za wszystkie komentarze, uwagi, sugestie, po prostu za to, że z nami jesteście!
I życzyć Wam wspaniałych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia!
To był piękny dzień. Słońce grzało mocno, niebo było niebieskie, a mi nie sprawiłoby nic większej przyjemności, niż wzięcie sobie wolnego popołudnia i zaczajenie się gdzieś w samochodzie w oczekiwaniu na pojawienie się pewnego zbuntowanego Pierwszego. Adam Pierce ganiał po całym Houston wzniecając pożary i zabijając ludzi. Nie wiedziałem dlaczego i normalnie nie obchodziłoby mnie to, ale zadarł z moją rodziną, dzięki czemu zasłużył sobie na moja niepodzielną uwagę. Nie żebym był jakoś szczególnie blisko reszty rodziny, ale kiedy twoja kuzynka przybywa do ciebie płacząc i u kresu rozpaczy, bo jej nastoletni syn ukrywa się gdzieś zamieszany w morderstwo, nie możesz powiedzieć nie. To znaczy, możesz, ale wtedy potwierdzasz, że jesteś zimnym draniem, za jakiego wszyscy cię mają. Może i taki właśnie byłem, ale ona była moją ulubioną kuzynką, a myśl o tym, że ten krzykliwy pozer Pierce wykorzystał jej chłopaka do pomocy w dokonaniu wszystkich tych łajdactw naprawdę mnie wkurwiała.
Mamy nadzieję, że powrót do wydarzeń z samego początku Hidden Legacy sprawi Wam przyjemność i pozwoli miło spędzić kilka przedwigilijnych chwil.
A wykorzystując okazję, chcielibyśmy podziękować Wam wszystkim za to, że nas odwiedzacie, za wszystkie komentarze, uwagi, sugestie, po prostu za to, że z nami jesteście!
I życzyć Wam wspaniałych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia!
To był piękny dzień. Słońce grzało mocno, niebo było niebieskie, a mi nie sprawiłoby nic większej przyjemności, niż wzięcie sobie wolnego popołudnia i zaczajenie się gdzieś w samochodzie w oczekiwaniu na pojawienie się pewnego zbuntowanego Pierwszego. Adam Pierce ganiał po całym Houston wzniecając pożary i zabijając ludzi. Nie wiedziałem dlaczego i normalnie nie obchodziłoby mnie to, ale zadarł z moją rodziną, dzięki czemu zasłużył sobie na moja niepodzielną uwagę. Nie żebym był jakoś szczególnie blisko reszty rodziny, ale kiedy twoja kuzynka przybywa do ciebie płacząc i u kresu rozpaczy, bo jej nastoletni syn ukrywa się gdzieś zamieszany w morderstwo, nie możesz powiedzieć nie. To znaczy, możesz, ale wtedy potwierdzasz, że jesteś zimnym draniem, za jakiego wszyscy cię mają. Może i taki właśnie byłem, ale ona była moją ulubioną kuzynką, a myśl o tym, że ten krzykliwy pozer Pierce wykorzystał jej chłopaka do pomocy w dokonaniu wszystkich tych łajdactw naprawdę mnie wkurwiała.
Znałem takich gości jak Adam przez całe swoje życie. Urodzonych w bogatych rodzinach, z odpowiednią prezencją, posyłanych do najlepszych szkół, dostających najlepsze zabawki i posiadających wszystko poza poczuciem obowiązku. Żadnej odpowiedzialności. Zajmujących się jedynie wydawaniem kasy i miłym spędzaniem czasu. Zazwyczaj okazywali się nieszkodliwymi dupkami, którzy koniec końców ustatkowywali się i wychowywali kolejną generację bezużytecznych dupków. Większość z nich nie wysadzała w powietrze banków i nie podpalała gliniarzy po służbie. O co więc chodziło Piercowi? Nie potrzebował pieniędzy. Wiedziałem, że jego mamuśka nadal dawała mu kieszonkowe na boku. Czy jemu po prostu sprawiało to przyjemność? Ale skąd ten nagły zwrot od drobnych aktów wandalizmu do morderstwa? Mimo bycia nadzwyczaj potężnym magiem ognia, Adam wydawał się dotychczas w pełni usatysfakcjonowany zabawianiem się niewielkimi psotami w stylu podpaleń czy bójek w barach i sprawianiem innych kłopotów, z których bez problemu wyciągała go rodzina. Tym razem było inaczej. Zabił człowieka, gliniarza. Zrobił to bez wyraźnego powodu, mieszając w to jednocześnie moją rodzinę.
Pytaniem pozostawało -dlaczego? Dlaczego przeistoczył się z pociągającego niegrzecznego chłopaka w najbardziej poszukiwanego przestępcę w Houston? Czy ktoś nim manipulował, sprawiając, że dopuścił się tego wszystkiego do spółki z Gavinem? Kiedy go odnajdę, będę miał do niego kilka pytań, nim wyrwę mu język i wsadzę mu go w dupę. Myśl o tym rozciągnęła mi usta w uśmiechu.
Ale najpierw musiałem go znaleźć, a jak na razie łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. To powinno być proste. A tymczasem ten gość był pieprzonym duchem. Żaden z moich kontaktów nie był w stanie podrzucić mi niczego przydatnego poza jednym tropem, prowadzącym do warsztatu motocyklowego, gdzie Adam miał raz w miesiącu odbierać kasę od swojej mamuśki. Dzisiaj był właśnie ten dzień, tak więc ustawiłem się na pobliskim parkingu i czekałem na niego. Tyle że tym razem poczuł, że robi się wokół niego zbyt gorąco i nie pojawił się. Zobaczyłem za to kogoś innego. Młodą kobietę w biurowym stroju, która wyglądała na taką, która nie ma najmniejszego powodu być w miejscu takim jak to. Rozejrzała się uważnie przed wejściem do środka. Nie była policjantką, ale...
Kim jesteś piękna? Dowiedzmy się.
Strzeliłem jej szybkie zdjęcie z profilu, a kiedy zniknęła w środku sfotografowałem też jej tablicę rejestracyjną. Po chwili wiedziałem już, że nazywa się Nevada Baylor i jest głównym śledczym i współwłaścicielką Agencji Detektywistycznej Baylorów. Nic mi to nie powiedziało, chociaż raport finansowy wskazywał, że firma była zadłużona w MADM.
Montgomery wprawdzie nie miał ich na własność, ale trzymał ich na krótkiej smyczy, co potwierdziłem, kiedy tylko wyszła z warsztatu i pojechała wprost do MADM. Zaparkowałem dwa rzędy za nią i obserwowałem, jak opuszcza samochód i maszeruje w kierunku absurdalnego budynku Augustine'a. Bez wątpienia miała się spotkać z Montgomerym. Przespacerowałem się obok jej samochodu, przyczepiłem lokalizator i wróciłem do swojego wozu. Nikt z ochrony nie pojawił się, by zapytać, co robię na parkingu Augustine'a. Rozczarowujące.
Siedziałem w samochodzie i wpatrywałem się w biurowiec. A więc Naleśniku, dlaczego wmieszałeś się w to wszystko?
Wtedy to do mnie dotarło. Dom Pierców wynajął Montgomery'ego do pomocy Adamowi.
Koszt musiał być spory. Adam był w tym momencie wrogiem publicznym numer jeden. Każdy gliniarz w Houston chciał go dorwać.
Ale kasa to kasa. Dodatkowo Naleśnik mógł coś na nich znaleźć, no i Dom Pierców mógł być dłużny Domowi Montgomerych przysługę. Czy mamuśka nalegała, by zajęli się też przekazywaniem zaskórniaków Adamowi? Ukrywanie się przed wszystkimi siłami porządkowymi w Houston było problemem, ale nie można było dopuścić do tego, by synek został pozbawiony środków do życia.
Augustine, którego znałem, nigdy nie ubrudziłby sobie rąk tak plugawymi interesami. Jeżeli okaże się, że pomaga mordercy policjanta... chyba że zmusił kogoś innego do wykonania brudnej roboty, kogoś kto był od niego zależny i kogo mógł się łatwo wyprzeć, jeżeli okazałoby się to konieczne. Kogoś takiego jak ta ładna, młoda dziewczyna. Musiała wiedzieć, że pomaganie okrytemu złą sławą uciekinierowi może oznaczać utratę licencji detektywistycznej i zrujnowanie rodzinnej firmy. Czy Augustine zmusił ją do tego, czy sama chciała pomóc? Najprawdopodobniej to drugie. Atrakcyjni Pierwsi zawsze fascynowali pewien typ ludzi. Może image niegrzecznego chłopca miał z tym coś do czynienia, może bycie poszukiwanym sprawiło, że stał się dla niej jeszcze bardziej pociągający.
Po części miałem ochotę wparować do biurowca i zapytać się Augustine'a, co do diabła stało się z tym młodym idealistą, który chciał zmieniać świat i który nie zamierzał mieszać się do polityki Domów? Przypuszczałem, że po latach stał się kopią własnego ojca.
Dziewczyna wybiegła z budynku i sprintem rzuciła się w kierunku samochodu. Teraz zaczynało się robić interesująco. Dokąd tym razem? Musiała odebrać pieniądze z warsztatu i przywieźć je Augustinowi, który z kolei zadzwonił do Pierce'a i potwierdził wypłatę. A więc zmierzała, by spotkać się z Adamem. Włączyłem silnik.
Nareszcie.
Wszystko miało okazać się bardzo proste. Śledzić dziewczynę, znaleźć Adama, owinąć go ciasno rolką tego sympatycznego wojskowego ognioodpornego materiału (idealny prezent dla psychotycznego maga ogniowego), zabrać go do domu i spędzić razem trochę czasu. A potem, kiedy powie mi już, jak znaleźć Gavina, podrzucić to, co z niego zostanie, na jakiś posterunek policji.
Prowadziła jak wariatka i musiałem robić, co w mojej mocy, żeby trzymać się za nią i pozostać niezauważonym. Pluskwa, którą podrzuciłem do jej samochodu, mogła pozwolić mi odnaleźć ją gdziekolwiek w Houston, ale gdyby została okryta albo gdyby dziewczyna mnie zauważyła, z miejsca stałaby się znacznie ostrożniejsza. A ja potrzebowałem, żeby doprowadziła mnie bez problemów do Pierce'a.
Ruch zgęstniał na tyle, że samochody ledwo się poruszały. Sznur wozów stojących zderzak w zderzak, blokował całą autostradę. Nagle samochód przede mną gość w kasku i pomarańczowej kamizelce wyszedł z bocznej drogi oznaczonej symbolami robót drogowych i podniósł znak stopu. Duża wywrotka zaryczała i z wolna zaczęła wytaczać się na autostradę.
Wziąłem głęboki wdech i zacząłem liczyć ciężarówki wyjeżdżające z bocznej drogi. Jedna, druga, trzecia, czwarta, piata... noż do kurwy nędzy! Na miłość boską, miałem ochotę zmieść je na bok, jak zabawkowe samochodziki albo zgnieść je niczym puste puszki coli. Większość ludzi miała od czasu do czasu podobne pragnienia. Różnica polegała na tym, że ja to mogłem naprawdę zrobić. Mógłbym, ale nie zrobiłbym. To byli po prostu ludzie, cywile, wykonujący swoją robotę i nie zamierzałem ich krzywdzić. Nie, do czegoś takiego zdolny był ktoś taki jak Adam. Co zgodnie z moimi zasadami oznaczało, że ja z kolei mogłem skrzywdzić jego. Na wiele wspaniałych sposobów. Rozmyślałem nad nimi, czekając na przejazd tego niekończącego się strumienia ciężarówek. Wreszcie, po tym jak połamałem mu kości, ale przed przejściem do chemicznych i elektrycznych oparzeń, mogłem ruszyć dalej. Oczywiście w tym momencie dziewczyna wyprzedzała mnie o dobre dziesięć czy piętnaście minut.
Lokalizator mrugał na moim wyświetlaczu, przemieszczając się na północ. Gdzie też do diabła jechała?
Pięć minut później skręciła do Ogrodu Botanicznego Mercer. Lokalizator zatrzymał się. Szlag by to!
Piętnaście minut później gnałem obok jej samochodu zaparkowanego przed Arboretum Mercer z rulonem materiału pod pachą. To miało sens. Publiczne miejsce, a jednocześnie znajdujące się na uboczu i zaciszne. Ścieżki prowadziły przez botaniczne ogrody, rozgałęziając się w tuzinie miejsc, okolica usiana była pawilonami, fontannami i placykami. Musieli być gdzieś na tej ścieżce. Przynajmniej ja bym tak zrobił. Na placykach i skwerach znajdowało się zbyt wiele osób. On był ścigany, a ona prawdopodobnie była nim zauroczona, więc powinno zależeć im na choćby odrobinie prywatności. Dokąd zabrałbym piękną dziewczynę, która przyniosła mi pieniądze?
Ogród bambusowy. Z jednej strony łatwo było się w nim ukryć, a z drugiej był całkiem malowniczy. Przyspieszyłem.
Miałem do niego dziesięć jardów, kiedy doszedł mnie dźwięk odpalanego silnika motocyklowego. Zdecydowanie dobiegał z parku. To musiał być on. Kto jeszcze byłby takim debilem, by wjechać w takie miejsce motorem? A teraz odjeżdżał, a na jego maszynie nie znajdowała się żadna poręczna pluskwa. Nie mogłem go zatrzymać, jeżeli go nie widziałem, a na piechotę nie miałem szans dogonić go, nim wydostanie się z ogrodu i pogna do miasta.
Ten dzień robił się z minuty na minutę coraz lepszy. Adamie, kiedy cię znajdę, a na pewno to zrobię, dorzucę w gratisie jedno czy dwa złamania kości łódeczkowatej. Nawet kiedy wszystko się ponownie zrośnie, jego kariera motocyklisty przeminie, bo ciężko jest jeździć na motorze, kiedy nadgarstki bolą jak jasna cholera.
Nie wszystko było stracone. Adam się wyrwał, ale dziewczyna wciąż powinna tam być. Przyniosła mu pieniądze i zapewne chciałaby wiedzieć, jak spotkać go ponownie. Ryk motoru dobiegał z lewej. Prawdopodobnie przechodziła właśnie przez skwer. Przyspieszyłem jeszcze bardziej.
Minutę później wpadłem na plac. Blondynka na ławce przy fontannie. Tak, to ona. Nevada Baylor. Hej, dziewczyno, musimy porozmawiać. Zwolniłem. Nie przestrasz jej, pamiętaj, by podejść spokojnie, jakby przypadkowo. Jesteś po prostu miłym gościem, który dostrzegł ładną dziewczynę i chce do niej zagadać. A co tam tkwi pod moja pachą? Och, to nie żadna ognioodporna technologicznie zaawansowana tkanina. To tylko zrolowany gigantyczny owoc, chcesz spróbować? Nie obawiaj się, jestem zupełnie nieszkodliwy. Nie jestem zainteresowany tobą albo faktem, że pomagasz mordercy, który spalił żywcem człowieka i wykorzystał przy tym dzieciaka mojej kuzynki. Ta śmierć mogła na zawsze ciążyć na sumieniu Gavina. Adam tym się nie przejmował, ale szesnastoletni chłopak musiałby się z tym zmagać przez resztę swojego życia.
Rozejrzała się.
Może mnie nie zauważyła.
![]() |
źródło:unsplash.com |
Ogród bambusowy. Z jednej strony łatwo było się w nim ukryć, a z drugiej był całkiem malowniczy. Przyspieszyłem.
Miałem do niego dziesięć jardów, kiedy doszedł mnie dźwięk odpalanego silnika motocyklowego. Zdecydowanie dobiegał z parku. To musiał być on. Kto jeszcze byłby takim debilem, by wjechać w takie miejsce motorem? A teraz odjeżdżał, a na jego maszynie nie znajdowała się żadna poręczna pluskwa. Nie mogłem go zatrzymać, jeżeli go nie widziałem, a na piechotę nie miałem szans dogonić go, nim wydostanie się z ogrodu i pogna do miasta.
Ten dzień robił się z minuty na minutę coraz lepszy. Adamie, kiedy cię znajdę, a na pewno to zrobię, dorzucę w gratisie jedno czy dwa złamania kości łódeczkowatej. Nawet kiedy wszystko się ponownie zrośnie, jego kariera motocyklisty przeminie, bo ciężko jest jeździć na motorze, kiedy nadgarstki bolą jak jasna cholera.
Nie wszystko było stracone. Adam się wyrwał, ale dziewczyna wciąż powinna tam być. Przyniosła mu pieniądze i zapewne chciałaby wiedzieć, jak spotkać go ponownie. Ryk motoru dobiegał z lewej. Prawdopodobnie przechodziła właśnie przez skwer. Przyspieszyłem jeszcze bardziej.
Minutę później wpadłem na plac. Blondynka na ławce przy fontannie. Tak, to ona. Nevada Baylor. Hej, dziewczyno, musimy porozmawiać. Zwolniłem. Nie przestrasz jej, pamiętaj, by podejść spokojnie, jakby przypadkowo. Jesteś po prostu miłym gościem, który dostrzegł ładną dziewczynę i chce do niej zagadać. A co tam tkwi pod moja pachą? Och, to nie żadna ognioodporna technologicznie zaawansowana tkanina. To tylko zrolowany gigantyczny owoc, chcesz spróbować? Nie obawiaj się, jestem zupełnie nieszkodliwy. Nie jestem zainteresowany tobą albo faktem, że pomagasz mordercy, który spalił żywcem człowieka i wykorzystał przy tym dzieciaka mojej kuzynki. Ta śmierć mogła na zawsze ciążyć na sumieniu Gavina. Adam tym się nie przejmował, ale szesnastoletni chłopak musiałby się z tym zmagać przez resztę swojego życia.
Rozejrzała się.
Może mnie nie zauważyła.
Cholera. Dostrzegła mnie. Nie uciekaj, proszę, nie uciekaj. Niech to szlag.
Ruszyłem za nią biegiem. Gnała przez park, jakby się paliło.
Krzyczenie 'nie chcę cię skrzywdzić, tylko dorwać cię i uśpić, żebym mógł zabrać cię do swojego tajnego lochu tortur i przesłuchać' - raczej by nie pomogło. Kluczyła po ścieżkach, kierując się w stronę wyjścia z ogrodu. Całkiem dla mnie dogodnie. Mniej ludzi wokół.
Była całkiem szybka, ale wiedziałem, że dogonię ją, zanim dotrze do kiosku z upominkami przy wejściu do parku. Cała sztuka łapania kogoś w materiał polegała na tym, by nie udusić go przy okazji. Zebrałem swoją magię, dostosowując ją do czekającego mnie zadania. Owinąć ją materiałem, podnieść ją i wynieść. Czysto i szybko.
Odwróciła się błyskawicznie.
I teraz miała broń w ręce. Naprawdę nie lubię, kiedy ludzie celują do mnie z broni.
Skupiła na mnie wzrok i zawołała. -Stój albo strzelam.
Spojrzałem w jej oczy. Nie, nie zastrzeliłaby mnie. Nadal szedłem. Nawet gdyby spróbowała, to byli już inni, którzy strzelali do mnie wcześniej i nigdy nie skończyło się to dla nich dobrze.
-Pomocy -krzyknęła, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
Ruszyłem za nią biegiem. Gnała przez park, jakby się paliło.
Krzyczenie 'nie chcę cię skrzywdzić, tylko dorwać cię i uśpić, żebym mógł zabrać cię do swojego tajnego lochu tortur i przesłuchać' - raczej by nie pomogło. Kluczyła po ścieżkach, kierując się w stronę wyjścia z ogrodu. Całkiem dla mnie dogodnie. Mniej ludzi wokół.
Była całkiem szybka, ale wiedziałem, że dogonię ją, zanim dotrze do kiosku z upominkami przy wejściu do parku. Cała sztuka łapania kogoś w materiał polegała na tym, by nie udusić go przy okazji. Zebrałem swoją magię, dostosowując ją do czekającego mnie zadania. Owinąć ją materiałem, podnieść ją i wynieść. Czysto i szybko.
Odwróciła się błyskawicznie.
I teraz miała broń w ręce. Naprawdę nie lubię, kiedy ludzie celują do mnie z broni.
Skupiła na mnie wzrok i zawołała. -Stój albo strzelam.
Spojrzałem w jej oczy. Nie, nie zastrzeliłaby mnie. Nadal szedłem. Nawet gdyby spróbowała, to byli już inni, którzy strzelali do mnie wcześniej i nigdy nie skończyło się to dla nich dobrze.
-Pomocy -krzyknęła, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
Nie, nikt ci nie pomoże. W tym miejscu nie było żywej duszy, która mogłaby cię teraz uratować. Na to było już za późno. Od momentu, kiedy wyciągnęła broń, minęła minuta. Nikt nie chciałby się mieszać, szczególnie że z pistoletem w dłoni nie była już nieznajomą, z którą można by się identyfikować i sympatyzować, ale realnym zagrożeniem.
Wystrzeliła, kierując lufę nie we mnie, ale wysoko w powietrze. Powinna jednak wykorzystać swoją szansę. Użyłem swojej magii, by posłać koc przeciwpożarowy w jej kierunku i owinąć ją nim sprawnie i ciasno. Złapałem ją, zanim upadła na ziemię i wyciągnąłem środek usypiający.
I proszę, już prawie po wszystkim. Szybki zastrzyk i zaśniesz na długo. Podniosłem ją i skierowałem się w stronę wyjścia.
-Hej -jakiś kretyn w kowbojskim kapeluszu wydarł się na mnie i ruszył ku nam. Duży błąd.
Wystrzeliła, kierując lufę nie we mnie, ale wysoko w powietrze. Powinna jednak wykorzystać swoją szansę. Użyłem swojej magii, by posłać koc przeciwpożarowy w jej kierunku i owinąć ją nim sprawnie i ciasno. Złapałem ją, zanim upadła na ziemię i wyciągnąłem środek usypiający.
I proszę, już prawie po wszystkim. Szybki zastrzyk i zaśniesz na długo. Podniosłem ją i skierowałem się w stronę wyjścia.
-Hej -jakiś kretyn w kowbojskim kapeluszu wydarł się na mnie i ruszył ku nam. Duży błąd.
-Nie radziłbym -odezwałem się do niego. Wbiłem w niego spojrzenie pełne obietnicy, że jeżeli zrobi jeszcze jeden krok, to będzie on jego ostatnim. Najwyraźniej uwierzył mi, bo zamarł momentalnie. Co za szczęściarz.
Kobieta poruszyła się i spróbowała coś powiedzieć. Przesunąłem ją w swoich ramionach, by widzieć jej twarz. Jej oczy były szeroko otwarte, pełne strachu i dezorientacji. Wtedy to do niej dotarło.
-Sz...sza...szalony.
Dokładnie. Miło być rozpoznawanym.
-Szalony Rogan -dokończyłem za nią. To dobrze, że wiesz, kim jestem. To sprawi, że to co teraz nastąpi, będzie dla nas obojga prostsze. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
Kobieta poruszyła się i spróbowała coś powiedzieć. Przesunąłem ją w swoich ramionach, by widzieć jej twarz. Jej oczy były szeroko otwarte, pełne strachu i dezorientacji. Wtedy to do niej dotarło.
-Sz...sza...szalony.
Dokładnie. Miło być rozpoznawanym.
-Szalony Rogan -dokończyłem za nią. To dobrze, że wiesz, kim jestem. To sprawi, że to co teraz nastąpi, będzie dla nas obojga prostsze. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
Dziękuję i życzę Wesołych Świąt! Zdrowych, wesołych i szczęśliwych, pełnych jedZenia mandarynek i czekolady, śmiechu i komedii! mamuniaewy
OdpowiedzUsuńTe fragmenty z perspektywy Rogana są genialne. Zawsze czekam na takie małe osłodzenie :D Dzięki wielkie. Wesołych Świąt, Pati
OdpowiedzUsuńZawsze byłam ciekawa pierwszego spotkania Rogana Z Nevadą z jego punktu widzenia i teraz już wiem. Pięknie dziękuję za tłumaczenie i życzę Radosnych, Pogodnych świąt Bożego Narodzenia, Meg
OdpowiedzUsuńDziękuję za tłumaczenie! Zdrowych, wesołych, spokojnych Świąt! Pozdrawiam, kaska12354
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Bożego Narodzenia! Oby przyniosły tak pożądany odpoczynek i ukojenie. I wenę oczywiście 😏
OdpowiedzUsuńDziękuję za fragment :)
OdpowiedzUsuń