Przejdź do głównej zawartości

Wildfire Rozdział 10 cz. 3

Dzisiaj nie dość, że później, to i krócej, ale niestety zgodnie z zapowiedziami praktycznie cały dzień spędziliśmy w podróży i dopiero teraz znaleźliśmy chwilę, by na spokojnie siąść do komputera.
Mamy za to nadzieję, że nawet ten niedługi fragment spodoba się Wam, a jutro (niestety ciąg dalszy peregrynacji) postaramy się zbytnio nie spóźnić z publikacją ciągu dalszego rozmowy z Linusem Duncanem.

Sierżant Munoz zerkał na mnie. Krępy, ciemnowłosy mężczyzna, mniej więcej dwukrotnie ode mnie starszy wyglądał jak gliniarz, którym właśnie był. Doświadczeni policjanci roztaczali tą dziwną aurę głęboko zakorzenionego autorytetu połączonego ze znużeniem. Jakby widzieli już wszystko i spodziewali się jedynie najgorszego. Nic nie było w stanie ich zaskoczyć. Gdyby obcy wylądowali na parkingu i wycelowali w nas blastery, sierżant Munoz nawet nie mrugnąłby okiem. Po prostu kazałby im podnieść ręce i położyć się na ziemi, bez choćby cienia zdziwienia. 
Parking przed szpitalem nagle zapełnił się policjantami. Kierował nimi sierżant Munoz i najwyraźniej  nie podobało mu się to, co widział. 
-Znam cię. Hotel Longhorn, enerkinetyk, zdradzający swoją żonę.
-Zgadza się, sir. -To była rutynowa sprawa, przynajmniej dopóki zdradzana żona nie pojawiła się w hotelu, by skonfrontować się z mężem wbrew moim wyraźnym instrukcjom. Miałam wtedy mocne przeczucie, że gdy tylko mężowi uda się zapakować żonę do samochodu, nikt już więcej jej nie zobaczy. Tak więc wkroczyłam i zostałam miotnięta na ścianę, nim udało mi się potraktować go paralizatorem. 
-A teraz mamy to -wskazał osiem ciał równo ułożonych w rzędzie. Każde z nich miało jeden postrzał w dokładnie tym samym miejscu. -Coś takiego nazywamy zabójstwem T. Wiesz, co to znaczy?
-Tak. 
Jeżeli narysuje się pionowy prostokąt wokół nosa i poziomy u jego nasady, tak by jego końce sięgały środka źrenic, dostanie się obszar w kształcie litery T. Ludzie myślą, że strzał w głowę zawsze jest śmiertelny. A nie jest. Czasami kula rykoszetuje na kości, powodując uraz mózgu, ale nie zabijając. Czasami przebija czaszkę, powodując jedynie niewielkie uszkodzenia. Ale strzał w obszar T zawsze kończył się śmiercią. Pocisk, który trafia tutaj, niszczy móżdżek i trzon mózgu, odpowiedzialny za kontrolę wszystkich wegetatywnych procesów niezbędnych do życia, takich jak na przykład oddychanie. Śmierć była natychmiastowa. To był najpewniejszy i najbardziej litościwy sposób eliminowania wrogów. Ofiara nawet nie zdawała sobie sprawy, że umiera. Jej ostatnim wspomnieniem była wypalająca broń, a potem mózg eksplodował. 
Leon trafił wszystkich dokładnie w punkt pomiędzy ich oczami. Osiem strzałów, osiem natychmiastowych zgonów. 
Na sąsiedni parking wjechał Harley-Davidson. Motocyklistka w czarnej skórzanej kurtce i dżinsach zeskoczyła z siodełka i zdjęła z głowy kask, uwalniając aureolę czarnych, kręconych włosów. Po czym ruszyła w naszą stronę. Zbliżała się do nas murzynka o brązowej skórze, mająca jakieś trzydzieści pięć lat. Policjant z patrolu zagrodził jej drogę. Kobieta warknęła coś do niego i szła dalej. 
-Ustawiłaś ich w jednej linii? -sierżant Munoz dopytywał się. -To była egzekucja?
-Nie. To była samoobrona. Zostali postrzeleni, gdy biegli w naszą stronę z bronią w nas wycelowaną. 
Munoz spojrzał raz jeszcze na ciała i skierował wzrok ponownie na mnie. -Z jakiej odległości?
-Nie odpowiadaj na to pytanie! -rzuciła rozkazującym tonem kobieta w skórze. 
Munoz odwrócił się do niej. 
-Nie udzielaj żądnych odpowiedzi -wyciągnęła jakiś dokument i podstawiła go pod nos Munoza. -Nazywam się Sabrian Turner. Jestem adwokatem Domu Roganów i przyszłego Domu Baylorów. 
-Mamy tu do czynienia z wielokrotnym zabójstwem. Twoja klientka musi odpowiedzieć na moje pytania. 
-Prosisz o informacje, które zgodnie z Ustawą o Ochronie Domów są poufne. I robisz to na środku parkingu, gdzie nie możesz zagwarantować, iż nie zostaną podsłuchane. Moja klientka nie jest zobowiązana do ujawnienia ani zakresu, ani natury jej magii albo magii członków jej rodziny, dopóki nie zapewnisz odpowiednich warunków. 
         Munoz zacisnął zęby. -Twoja klientka nie jest członkiem Domu. 
-Moja klientka została zarejestrowana, jako osoba uprawniona do poddania się próbom. Dopóki te nie zakończą się niepowodzeniem, znajduje się pod ochroną Domu i wszystkie należne mu prawa rozciągają się na nią. 
-Przepraszam -wtrąciłam się. 
-Zgodnie z tym samym Aktem, twoja klientka powinna okazać wolę do pełnej współpracy w sprawach, w których narażone zostało bezpieczeństwo publiczne. 
-O jakim publicznym bezpieczeństwie tu mowa? Ci ludzie zostali wynajęci przez Dom Madero. To jest wojna Domów. 
-Przepraszam - powiedziałam głośniej. 
-To już ja osądzę, czy to wojna Domów. 
Sabrian skrzyżowała ramiona na piersi. -Czyżby?
-Hej! -warknęłam. 
Oboje spojrzeli na mnie. 
-Nad nami jest kamera monitoringu -poinformowałam ich. -Jestem pewna, że wszystko zostało zarejestrowane. 
-Dojdziemy do tego - obiecał Munoz i ponownie zwrócił się do Sabrian. -Może zatem zabiorę twoją klientkę w nieco bardziej ustronne miejsce?
Oczy Sabrian zwęziły się. -Moja klientka udzieli odpowiedzi na twoje pytania, kiedy uzna to za stosowne. 
-Powinniście sięgnąć po szpady i rozstrzygnąć to - przerwałam im. 
-Och, nie sądzę, żeby to było konieczne, nieprawdaż? -Linus Duncan włączył się do rozmowy. 
Munoz przesunął się o krok, a zza niego wyłonił się Linus Duncan w nieskazitelnym czarnym garniturze. Długi, niebieski szalik zwieszał się z jego ramion. Uśmiechał się, ukazując równe, białe zęby, wyróżniające się na tle jego czarnej brody przetykanej nitkami siwizny. -Przede wszystkim nie mamy wątpliwości, że Dom Madero był w to zamieszany, a dobrze wiemy, co to oznacza. Wybaczcie mi teraz. 
Wsunął się pomiędzy Sabrian i Munoza, i wyciągnął w moją stronę rękę. Chwyciłam ją i podniosłam się z krawężnika. -Panna Baylor jest mi winna kawę. Na wypadek, gdybyśmy byli potrzebni, będziemy w szpitalnej kafeterii. 
-Tak jest, sir -potwierdził służbiście sierżant Munoz. 
Kawiarnia była mała i przytulna. Umeblowana w kojących odcieniach brązu i beżu. I tylko w jednej trzeciej zapełniona. Linus i ja ustawiliśmy się w krótkiej kolejce. On zamówił espresso, a ja zdecydowałam się na ziołową herbatę. Moje dłonie wciąż lekko drżały, co było spóźnionym efektem nadmiaru adrenaliny i stresu. 
Wzięliśmy numerki naszych zamówień i zajęliśmy miejsca przy stojącym na uboczu stoliku przy oknie. Mieliśmy stąd wspaniały widok na pandemonium, panujące na parkingu. Przynajmniej Leon był bezpieczny. Poważnie wątpiłam, by ktokolwiek mógł ominąć Kurta, by przesłuchiwać teraz Leona. 
-Nie miałam zamiaru zakłócać panu dnia -odezwałam się pierwsza. 
Linus mrugnął do mnie. -Proszę. Zaproszenie na kawę z interesującą, młodą kobietą jest w moim wieku rzadkością. Jak mógłbym nie skorzystać z takiej okazji?
Uśmiechnęłam się. Coś w Linusie sprawiało, że uspokajałam się. Wiedziało się, że jest szczery i cokolwiek powie, nie okaże się kłamstwem. 
Barista przyniósł nam napoje i zostawił nas samych. 
Linus pociągnął łyk smoliście czarnej kawy z małej, białej filiżanki i przekrzywiał głowę z boku na bok, rozmyślając nad czymś. Musiał uznać, że espresso było wystarczająco dobre, bo wziął kolejny łyk. 

Komentarze

  1. Dziękuję za kolejną część. mamuniaewy

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno dzień Nevady nie jest nudny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję ,Nevada ma godne pozazdroszczenia pomysły,myślę ,ze dobrze zrobiła zwracając się z prośba do Linusa:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziekuje ,jak widacnawet podczas wojen domów policja robi swojeL

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem bardzo ciekawa rozmowy Nevady z Linusem. Dziękuję i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani adwokat bardzo zadziorna, chyba to nie było jej pierwsze starcie Munozem, a Linus pojawił się w samą porę. Bardzo dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za kolejną część tłumaczenia :) Super robota dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Neal Shusterman "Kosodom" - fragment

Tym razem mamy dla Was fragment drugiego tomu cyklu "Żniwa śmierci". W świecie wykreowanym przez Neala Shustermana nie ma miejsca na głód, wojny, choroby i cierpienia. Ludzkość uporała się już z tym wszystkim. Pokonała nawet śmierć. W tej chwili żywot człowieka mogą zakończyć jedynie kosiarze – do nich należy kontrolowanie wielkości populacji. Citra i Rowan zostają praktykantami w profesji kosiarza – choć żadne z nich nie wykazuje ku temu chęci. Nastolatkowie muszą opanować sztukę odbierania życia, wiedząc że przy tym ryzykują własnym. Citra i Rowan zrozumieją, że za idealny świat trzeba zapłacić wysoką cenę.  Takie było zawiązanie akcji w "Kosiarzach". A co będzie nas czekać w "Kosodomie"? Citra i Rowan znajdują się po dwóch stronach barykady – nie mogą się porozumieć co do moralności Kosodomu. Rowan na własną rękę poddaje go próbie ognia. Zaraz po Zimowym Konklawe porzuca organizację i zwraca się przeciw zepsutym kosiarzom – nie tylko ...

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynu...

WUB Rozdział 10 cz. 1

Na blogu IA nadal ani śladu nowego fragmentu SotB, zatem zgodnie z przedpołudniową zapowiedzią mamy dzisiaj coś dla fanów twórczości Cassandry Gannon, a dokładniej rzecz biorąc dla wszystkich kibicujących ucieczce Scarlett i Marroka. Przed kilkoma dnia zostawiliśmy bohaterów pod strażą w stołówce WUB, a dzisiaj przenosimy się o kilka pięter w dół... Na ciąg dalszy zaprosimy Was jutro, a tymczasem udanego weekendu! Rozdział 10 Marrok zaczyna wykazywać objawy seksualnego zainteresowania Scarlett. To kolejny dowód jego masochistycznych skłonności.  Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae. Podziemia były jeszcze bardziej wilgotne i zapleśniałe niż cała reszta WUB. To była najstarsza część tej placówki i idealnie oddawała całą grozę słowa lochy. Kamienne ściany, grube drzwi, żadnych okien. To było miejsce, z którego nigdy nikt nie uciekł i w którym nikt nie chciał się znaleźć. Poza Scarlett. Znalazła się dokładnie tam, gdzie chciała być. Mniej więcej. Został...