Powoli wkraczamy w szczytowy moment przygotowań świątecznych, co sprawia, że coraz trudniej znaleźć chwilę na spokojne zanurzenie się w lekturze. Mimo wszystko mamy nadzieję, że kolejny fragment Wildfire dostarczy Wam w tym całym zamęcie chwili przyjemności i umożliwi oderwanie się od teraźniejszości, by na moment wyruszyć wraz z Nevadą i Bernem na poszukiwanie skarbu...
Jutro będziemy mieli dla Was pewną niespodziankę, a w czasie Świąt bierzemy sobie wolne. Co nie zmienia jednak faktu, że nieustannie zachęcamy Was do zaglądania na naszego bloga, bo a nuż nie wytrzymamy i we wtorek jednak coś opublikujemy?;-)
Pozdrawiamy!
W domu Ryndy panowała cisza. Kiedy Bern i ja wchodziliśmy do salonu, nasze kroki rozbrzmiewały głośno na wykafelkowanej podłodze. Houston uznało, że naprawdę potrzebujemy deszczu i światło przebijające się przez gęstą zasłonę chmur zdawało się rozmyte i przytłumione. Było duszno i parno.
Zaczęłam od spiżarki. Godzinę później skończyłam przeszukiwać całą kuchnię. Kawa okazała się być tylko kawą, ryż ryżem, a pojemnik na cukier zawierał tylko cukier. Żadnych ukrytych torebek z zapięciem strunowym. Potrząsałam wszystkimi puszkami. Żadna z nich nie zdradzała śladów otwierania. Żadnych ukrytych znaków na naczyniach. Nic nie było przyklejone do spodu szuflad albo wewnątrz szafek. Marnowaliśmy czas, którego tak nam brakowało, ale instynkt wciąż podpowiadał mi, że to, czego szukamy, znajduje się gdzieś tutaj.
-Nevada? -zawołał mnie Bern.
Poszłam do salonu. Stał nad rysunkami Kyle’a. Podeszłam bliżej i stanęłam obok niego.
-Co to jest? -zapytał.
-Rysunki Kyle’a. Olivia Charles oprawiła je wszystkie. Już je sprawdzałam. Brak śladów sympatycznego atramentu, nic ukrytego w ramach. A byłam przekonana, że coś tu znajdę.
Bern kucnął i sięgnął po pierwszy z góry obrazek. Kręta droga otoczona drzewami.
-Coś w nich jest -stwierdził. -Coś, co sprawia, że chce się w nie ciagle wpatrywać.
Bern przeniósł się na środek pokoju, gdzie było więcej światła, padającego przez duże okno wychodzące na tył domu.
-Podasz mi resztę? -poprosił.
Podniosłam stertę oprawionych obrazków i podałam mu kolejny: niewielkie morze ze zbyt dużym piratem na statku. Bern cofnął się o kilka kroków i ułożył rysunek poniżej i po lewej od pierwszego. -Następny.
Plac zabaw z uroczym potworem, trzymającym czerwony balon i wyglądającym zza krzaków został umieszczony na podłodze. Potem zakręt drogi z żółtym sportowym wozem, następnie chmury z białym, prawie przezroczystym latającym statkiem. I kolejna droga z rycerzem na koniu. Bern umieścił ją pomiędzy pierwszym obrazkiem i żółtym samochodem. Droga łączyła się.
Włosy na moim karku uniosły się.
Przejrzeliśmy wszystkie rysunki. Bern układał je niczym puzzle w prostokącie sześć na cztery. Skończyliśmy i cofnęliśmy się. Droga otaczała dom, który po części był zwykłą podmiejską posiadłością, po części zamkiem, a po części magiczną wieżą. Plac zabaw znajdował się po prawej, staw poniżej, góry na lewo, a w lewym dolnym rogu fragmenty czterech obrazków układały się w znak X koło sękatego drzewa.
-Mapa -wyszeptałam.
![]() |
źródło:unsplash.com |
-On nie jest niewypałem -powiedział Bern. -Kyle jest Magister Exemplaria. Magiem wzorów, tak jak ja.
Babcia przekazała Kyle’owi skarb. Ukrył go, a potem narysował mapę do niego, bo nie mógł się powstrzymać. A Olivia musiała o tym wiedzieć. A ja pomogłam w odebraniu mu jedynej osoby, która go rozumiała. -Jestem idiotką.
Bern spojrzał na mnie.
-Powinnam przesłuchać dzieci. A zgodziłam się, by zamiast mnie, zrobiła to Rynda, bo założyłam, że były zbyt przerażone po wizycie Vincenta. Pozwoliłam, by sprawa stała się dla mnie zbyt osobista, co mnie zaślepiło. -Dlatego nasz tata zawsze przestrzegał przed zbytnim angażowaniem się.
-Ale teraz to mamy -stwierdził Bern. -Możesz samobiczować się później. Morze to basen. Będziemy potrzebować szpadla. Musiał to zakopać. Pirackie skarby zawsze są zakopane.
Zrobiłam telefonem zdjęcie mapy. Potem znaleźliśmy dwa szpadle w ogrodowej szopie i ruszyliśmy na tyły posesji, gdzie gęsto rosły drzewa. Przedarliśmy się przez chaszcze na małą polanę.
Znów zaczął padać zimny deszcz. Badałam polanę. Po prawej rozciągały się konary dużego dębu. Po lewej były dwa pniaki i krzaki. Na ściółce nie było widać żadnych śladów kopania.
Gdybym była małym chłopcem, gdzie zakopałabym swój skarb?
Na pewno zaznaczył na swojej mapie to drzewo. Drzewo było ważne.
Okrążyłam pień dębu. Po północnej stronie na korze znalazłam małe, okrągłe znaki. Rzędy dwóch otworów w jednej linii. Wszystkie w mniej więcej równych odstępach.
-Co to jest?
-Wspinali się tutaj. To są dziury po gwoździach. Do pnia musiały być przybite stopnie z desek. Później ktoś je powyrywał.
Bern wziął rozbieg i skoczył. Udało mu się złapać jedną z gałęzi i podciągnął się.
-Znalazłeś cokolwiek?
-Dziuplę. Chwila.
Zeskoczył z brezentową torbą w dłoni. Położył ją na ziemi, a ja delikatnie ją otworzyłam. Plastikowa piracka skrzynia, jaką można dostać w większości sklepów z zabawkami. Tworzywo sztuczne imitowało stare, pociemniałe drewno. W miejscu, gdzie wieko stykało się z bokiem skrzyni, znajdowała się czaszka z dwoma plastikowymi mieczami przechodzącymi przez oczodoły. Mniejsze czaszki ozdabiały powierzchnię skrzyni.
Bern ostrożnie pociągnął za miecze i otworzył pokrywę. Wyciągałam przedmioty pojedynczo, delikatnie układając je na brezencie. Szwajcarski scyzoryk. Mały aksamitny woreczek z dziesięcioma złotymi dolarami, każdy z innym prezydentem. Trzy naboje. Żółty sportowy samochodzik. Latarka. I małe kartonowe pudełeczko na biżuterię, w jakim zazwyczaj przechowuje się naszyjniki.
Otworzyłam je ostrożnie. Pendrive leżał na aksamitnej wyściółce. Wewnątrz wieczka pewnym, kobiecym charakterem pisma była napisana wiadomość: „Sekret babci”.
Przycisnęłam do piersi pudełko. Czułam niezmierną ulgę.
Przedzierałam się przez houstońskie korki.
-Jest zakodowane -poinformował mnie Bern z palcami biegającymi po klawiaturze laptopa.
-Możesz to złamać?
-Będę potrzebował czasu. To nie jest jeden z powszechnie używanych algorytmów. Do zaszyfrowania tego pliku został użyty specjalnie napisany program i to dobry.
-Zadzwoń do Rogana.
Samochodowy komputer posłusznie wybrał numer.
-Tak? -odpowiedział.
-Mamy pendrive Olivii Charles. Możemy spełnić ich żądania.
-Co na nim jest?
-Jest zaszyfrowany. Wieziemy go do domu, ale Bern wgrywa go właśnie na nasz domowy serwer.
-Dobrze. Świetnie.
-Okay, do szybkiego -zawahałam się na moment. Dlaczego nie? -Kocham cię.
Przez chwilę panowała cisza. -Też cię kocham.
Rozłączyłam się i szeroko uśmiechnęłam. Plaga Meksyku właśnie powiedział, że mnie kocha. Nigdy nie nudziło mi się słuchanie tego.
-Co się stanie, kiedy cała ta sprawa zakończy się? -zapytał Bern.
-Co masz na myśli?
-Co będzie z tobą i Roganem, kiedy nie będzie groziło nam już żadne niebezpieczeństwo?
-Wtedy przystąpimy do prób.
-Unikasz odpowiedzi.
-A jakie dokładnie jest to pytanie, Bern?
-Kiedy ten kryzys będzie już zakończony, co będzie z tobą i Roganem? Przeprowadzisz się do niego? Będziesz dojeżdżać do pracy? Zamierzasz wyjść za niego? Czy chcesz w ogóle wyjść za niego?
Cóż, to było niespodziewane. -Zadawałeś się zbyt długo z babcią Fridą. Obawiasz się, że mogłabym wykorzystać charakter Rogana i żyć z nim na kocią łapę?
-Nie, martwię się tym, że nie masz żadnego planu. Nie myślisz o żadnej z tych rzeczy, a musisz się nad tym zastanowić. Nie dla nas, ale dla samej siebie. Czego w sumie chcesz?
Ta część była łatwa. Chciałam się budzić każdego poranka obok Rogana. Czasami mógłby być Connorem, czasami Szalonym Roganem i to mi pasowało. Kochałam go całego.
-Nie wiem, jak to się rozwinie. Na razie żyję z dnia na dzień.
-My sobie poradzimy -kontynuował Bern. -Nie musisz martwić się o nas.
-O co ci chodzi?
-Sprawdziłem nasze finanse. Mamy wystarczające oszczędności, by przeżyć jakieś dziesięć miesięcy. Może rok, jeżeli się postaramy. Bez żadnych nowych spraw.
-Wiem o tym.
-Nie musisz zatem martwić się o pieniądze. Możemy poczekać też z zabezpieczaniem Domu. Nie rzucaj się na coś tylko dlatego, że sądzisz, iż rodzina będzie tego potrzebować, gdy tylko zostaniemy Domem.
Dziękuję ci, Garenie Shafferze. -To nie o to w tym chodzi. Kocham go, Bern. Naprawdę.
-Tego się obawiam -powiedział cicho. -Nie chcę, żeby ktoś cię zranił.
-Dzięki, ale Rogan mnie nie zrani.
-Nie było cię tam, kiedy oglądaliśmy twoje spotkanie z Garenem. Jego twarz była jak maska. Zimna. Stał tam, z tym bezosobowym wyrazem twarzy i wyginał metal, jakby to była plastelina.
-Nie powstrzymał mnie przed pójściem na tę kolację. Nigdy mnie o to nie poprosił. Kiedy Garen wszedł do mojego biura, nie przypuścił szturmu i nie próbował wyrzucić go przez okno. Powstrzymał się przed tym wszystkim dla mojego dobra, bo tak jak mocno pragnie zamknąć mnie w złotej skrzyni i uprowadzić do swojego leża, tak dobrze wie, że nie zgodzę się na to. Próbuje upewnić się, że dostrzegam wszystkie możliwości, jakie leżą przed nami, jako nowo powstałym Domem. Kiedy szliśmy do niego po tym, jak obserwował mnie i Garena, raz jeszcze powiedział mi, że z genetycznego punktu widzenia, Garen byłby lepszym wyborem.
-Czy naprawdę Garen jest lepszy?
-Nie. Ponieważ nie kocham go. Nawet gdyby miłość nie miała tu nic do rzeczy, wybrałabym Rogana. Kiedy byliśmy nadzy i zamarzaliśmy w cysternie z Davidem Howlingiem, Rogan poświęcił się dla mnie. Spodziewał się, że wtedy umrze. Gdyby Garen znalazł się w podobnej sytuacji, jestem pewna, że potrafiłby racjonalnie wyjaśnić, dlaczego lepiej byłoby, by to on przeżył i na koniec zostawiłby mnie tam.
-Po prostu bądź ostrożna, Nevada.
Na to było już za późno. Tkwiłam w tym po uszy. -Będę.
Telefon zadzwonił. Nieznany numer. Odebrałam połączenie. -Dodzwoniłeś się do Nevady Baylor.
-Chciałaś porozmawiać - usłyszałam pełen ogłady damski głos. -Spotkam się z tobą w Takarze za piętnaście minut. Jeżeli się nie pojawisz, będę wiedziała, na czym stoimy.
Rozmowa zakończyła się.
-Czy to…? -Bern zamrugał.
-To była Victoria Tremaine -kiedy Linus Duncan coś obiecywał, dotrzymywał słowa. Wybrała Takarę, miejsce, w którym często jadałam. To był taki mały docinek. Widzisz, wiem, gdzie jadasz i co lubisz zamawiać. Wiem wszystko o twoim życiu.
Zacisnęłam zęby i zjechałam z obwodnicy.
-Nie chcesz chyba… - zaprotestował Bern.
-Próbowała dwa razy i jej się nie udało. Chce porozmawiać, tak więc pogadam z nią.
-To nie jest mądre.
-Jeżeli nie porozmawiamy, będzie nadal próbować, a nie możemy sobie na to teraz pozwolić. Dziewczyny i Leon muszą w końcu wrócić do szkoły. Musimy wieść normalne życie. Status naszego Domu będzie nas ochraniał, ale ona jest zdeterminowana. A ja nie chcę, żeby dłużej wtrącała się w nasze interesy i utrudniała nam życie.
-Skąd wiesz, że to spotkanie będzie bezpieczne?
-Bo zaaranżował je Linus Duncan. Chcesz, żebym cię podrzuciła?
-Nie - Bern wyciągnął swój telefon.
-Co robisz?
-Piszę do Buga. Chcę poinformować go, gdzie jedziemy. Chcę, żeby miał oko na tę restaurację i by załatwił nam jakieś wsparcie.
Dziekuje dzisiaj spokojnie ale wcale nie znaczy ze mniej interesujaco Bohaterka wziela przez przypadek wlasciwa osobe na przeszukanie i to byl strzal w dziesiatke a teraz bede cierpliwie czekala na spotkanie z babunia b.
OdpowiedzUsuńHa, jednak za pierwszym razem miałam rację. Skarb babci odnaleziony i do tego Kyle posiada magię. Dwie dobre rzeczy. Teraz będzie gorzej, ciekawi mnie jak wypadnie rozmowa z Wiktorią. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńDziekuje a hednak to Bern a nie Rogan rozwiazał zagadke,ta ich rozmowa tez byla wymowna zalezy im na jej szczesciu,ciekawa jestem jej kofrontacji z jej babką.L
OdpowiedzUsuńNiesamowite, i nikt nie wiedział jakie zdolności ma Kyle. Wow, naprawdę. O proszę, jednak Babcia zadzwoniła? No, no, no, jestem ciekawa jak przebiegnie ta rozmowa :D Dzięki za fragment, Pati
OdpowiedzUsuńKolejny raz przeczucie nie zawiodło Nevady. Ojciec spisał Kyle na straty a on dysponował takim talentem. Kolejna sprawa, która źle o nim świadczy jako ojcu. Talent Kyle dostrzegła babka, a nie ojciec, któremu tak zależało aby się w końcu ujawnił.
OdpowiedzUsuńNevada wreszcie się zdeklarowała z im chce być w życiu szkoda tylko ze otworzyła sie przed Bernem a nie Roganem:)[przed nami ciekawe spotkanie z babcia :)
OdpowiedzUsuńZdrowych Spokojnych Świąt::)
No to teraz naprawdę emocje rosną. W sumie przez cały czas najbardziej czekam na spotkanie Nevady z babusią. Możemy mieć sporą niespodziankę... :-)
OdpowiedzUsuńSpotkanie z babcią ... nie mogę się doczekać. Zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na to spotkanie. Dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń