Przed nami finał rozdziału ósmego Wildfire. Zaskakująco jest on całkiem... nie, nie będziemy nic zdradzać. Zapraszamy do lektury i mamy nadzieję, iż przysporzy Wam ona tyle samo przyjemności, co nam.
Wysiadłam z samochodu i wpisałam kod przy drzwiach wejściowych.
Mama i babcia Frida wciąż siedziały w kuchni, kłócąc się o coś cichymi głosami. W momencie kiedy weszłam, ich dysputa urwała się.
Zdjęłam łańcuszek i położyłam diament na stole.
-Oooo, niezła błyskotka -babcia Frida spoglądała na klejnot. -Co to jest?
-To jest szesnaście milionów dolarów.
Siadłam ciężko na krześle. Moja matka i babcia wpatrywały się we mnie bez słowa.
-Szesnaście milionów dolarów? -mama wreszcie odzyskała głos.
-To zielono-niebieski diament. Sa tylko trzy takie na świecie. Próbowałam mu go zwrócić, ale odmówił jego przyjęcia. Zatrzymamy go na jakiś czas. Możemy umieścić go w jakimś bezpiecznym miejscu, tak bym mogła oddać go przy pierwszej sposobności?
-Czy on się oświadczył, a ty się nie zgodziłaś? -zapytała się babcia Frida.
-Nie. Nie oświadczył się. To prezent pod choinkę. To była miła kolacja. -To nie była wina Rogana, że Sturm zrujnował jej zakończenie.
Moja matka pocierała skronie. -Gdzie możemy coś takiego schować? Nie mamy żadnego sejfu.
-Mogę wsadzić to do zamykanego pudła na zapasową amunicję, a ty będziesz trzymała je w swojej sypialni -zaproponowała babcia Frida.
-Zróbmy tak. I proszę, nie mówcie o niczym moim siostrom.- Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, było strzelanie sobie selfie z Łzą Egejczyków przez moje siostry.
Wstałam i podeszłam do lodówki. Zobaczmy, jajka, bita śmietana, masło… Mieliśmy gdzieś jeszcze czekoladowe wiórki.
-Co ty robisz? - zapytała mama.
-Czekoladowy mus.
-Teraz? -zdziwiła się babcia Frida.
-Tak.
Trzydzieści minut później, kiedy zamknięty diament tkwił już pod moim łóżkiem, chwyciłam mój ulubiony T-shirt do spania z kosza ze świeżym praniem i spakowałam go wraz z laptopem i zestawem do makijażu do brezentowej torby. Wzięłam w obie ręce blachę do pieczenia z sześcioma kubkami wypełnionymi musem oraz małym pojemnikiem ze świeżą bitą śmietaną i pomaszerowałam do kwatery Rogana.
Bug wciąż tkwił na swoim stanowisku pracy. Jego twarz rozjaśniła się, kiedy mnie zobaczył. -Hej!
-Hej. Jakieś wieści?
-Żadnych więcej telefonów. Cisza. Co jest w tej blaszce?
-Mus czekoladowy.
-Dlaczego?
-Bo Rogan go lubi. Dobranoc.
-Dobranoc.
Weszłam po schodach i stanęłam przed drzwiami do sypialni Rogana. Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Siedział przy biurku z twarzą oświetloną blaskiem, bijącym z ekranu komputera. Miał na sobie spodnie od dresu i biały T-shirt. Gołe stopy. To był Rogan w trybie spoczynkowym -rozluźniony, zmęczony i niezaprzeczalnie pociągający.
Odwrócił się i zobaczył mnie. Na jego twarzy uwidoczniło się zdziwienie. Nie sądził, że przyjdę do niego dzisiaj. Myślał, że jestem na niego wściekła. Głupi, głupi Rogan.
Podeszłam do małej lodówki w rogu pomieszczenia, którą -jak odkryłam ostatniej nocy- służyła mu do schładzania napojów i wsadziłam do środka blaszkę. Było ciasno, ale udało się. Ruszyłam teraz do szafy z prawej, zdjęłam buty, ściągnęłam pończochy, zrzuciłam sukienkę i odpięłam biustonosz. Nareszcie. Nie było nic tak dobrego, jak zdjęcie biustonosza po ciężkim dniu. Wciągnęłam na siebie mój nocny T-shirt, podeszłam do umywalki i zmyłam z siebie barwy wojenne. Pozbycie się makijażu zajęło mi chwilę. Dobrze było czuć chłodną podłogę pod stopami, nieuwięzionymi dłużej w tych może i eleganckich, ale i strasznie niewygodnych szpilkach.
Wreszcie z umytą twarzą i wyszczotkowanymi zębami, złapałam laptop i wskoczyłam do łóżka Rogana. Położyłam się na brzuchu z nogami w kierunku zagłówka. Przez ostatnie półtora tygodnia zaniedbywałam sprawdzanie swojej poczty. A mojej skrzynce odbiorczej były rzeczy, których nie mogłam ignorować, takie jak rachunki i faktury.
Jakąś minutę później Rogan przeciął pomieszczenie, otworzył lodówkę i zajrzał do środka.
Cisza wydłużała się.
Skupiłam się na e-mailach. Zazwyczaj po takim okresie miałabym przynajmniej jedną czy dwie nowe sprawy, ale nic nie znalazłam. Houston zamarło w oczekiwaniu na to, czy przejdziemy próby, czy też nie. Jeżeli nam się nie uda, konsekwencje dla naszej agencji mogły być poważne i nie byłam pewna, czy damy radę się z tego podnieść. Jeszcze większa presja, jakby brakowało mi napięcia i emocji w moim życiu.
E-mail od Berna. Rano mogę mieć coś dla ciebie. Cóż, pożyjemy, zobaczymy.
E-mail od Rivery. Dziwne. Dobry wieczór, panno Baylor. Prosiłaś szpital, by poinformowano cię, kiedy Edward Sherwood obudzi się. Jest już w pełni świadomy. Eskortowałem Ryndę Sherwood w drodze do niego tego wieczoru. Dom Sherwoodów ma nowego szefa ochrony i Edward Sherwood jest obecnie chroniony 24 godziny na dobę.
Dom Sherwoodów ponownie próbował odgrodzić mnie od siebie. Co za idioci. Odpisałam Riverze krótkie podziękowania.
Rogan siadł na łóżku obok mnie z laptopem na skrzyżowanych nogach. W ręce trzymał jeden z kubków z musem, na który nałożył łyżeczkę bitej śmietany.
![]() |
źródło:pixabay.com |
-Jeszcze się nie ścięło -powiedziałam mu.
-Mniejsza z tym.
Na ekranie jego laptopa widniała żółta kartka papieru pokryta w całości starannym pismem.
-Co czytasz? -zapytałam się.
-Notatki mojego ojca -odpowiedział, wsadzając do ust łyżkę musu. -Miał zapiski, dotyczące każdego potencjalnego zagrożenia. Te dane odnoszą się do Sturma. Mówiłaś, że nie potrafisz gotować.
-Nie potrafię. Nie mam na to czasu, ale to nie oznacza, że nie wiem, jak coś przyrządzić.
Skinęłam głową, przesuwając się bliżej niego, tak że teraz dotykaliśmy się i wróciłam do przeglądania e-maili. Jego palce błądziły po moich plecach. Robił to nie odrywając wzroku od laptopa. Jakby upewniał się, że jestem blisko niego.
-Nie potrafię. Nie mam na to czasu, ale to nie oznacza, że nie wiem, jak coś przyrządzić.
Skinęłam głową, przesuwając się bliżej niego, tak że teraz dotykaliśmy się i wróciłam do przeglądania e-maili. Jego palce błądziły po moich plecach. Robił to nie odrywając wzroku od laptopa. Jakby upewniał się, że jestem blisko niego.
Zdałam sobie sprawę, że o czymś takim właśnie marzyłam. Byśmy mogli wracać każdej nocy do domu, do siebie.
Nie zawsze musiały być tylko krew, porwania i wystawne kolacje. Mogło być też coś takiego. Coś tak dobrego.
Dziekuje slodkie jak mus akurat trafilam bo powtarzalam poprzednia czesc sluchajac uwaznie co powiedzial S. b.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ten mus wart był tej "łzy" i chyba Rogan myśli podobnie. Bardzo dziękuję za te słodkości. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńMeg ma świętą racje! mamuniaewy
OdpowiedzUsuńŚwietne posunięcie ze strony Nevady
OdpowiedzUsuńDziekuje, Nevadzie udalo sie zaskoczyć Rogana,dobry ruch i prawidłowy skoro ona czuje sie z nim jak w prawdziwym zwiazku.L
OdpowiedzUsuńoooch-mniam,mniam-mam chęć na mus[do zdobycia]-tylko gdzie znalezć takiego Rogana ;]
OdpowiedzUsuńbetti_domino
A jednak wieczór był udany.
OdpowiedzUsuńNie będę oryginalna i też powiem ochhhhhhhh :D:D:D:D:D bo to pierwsze co się nasuwa po przeczytaniu tej części - brakuje jeszcze buzi buzi ;).
OdpowiedzUsuńAle znając życie już od rana będzie urwanie głowy - dosłownie :)
Dziękuję i pozdrawiam
Słodki rozdział:) Nevada się postarała. Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNevadzie j i Roganowi należą się takie chwile normalności :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny chyba pominęłyście fragment po zdaniu "Mówiłaś, że nie potrafisz gotować. " ;) A tak w ogóle dzięki za tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńZgadza się. Sami nie wiemy, jakim cudem wypadło nam jedno zdanie... Dziękujemy za czujność;-) Fragment został już uzupełniony.
UsuńCiekawe, jak długo ta idylla potrwa? Rynda oczywiście znowu knuje....
OdpowiedzUsuń