Przekładana od dawna kolacja ma wreszcie szansę dojść do skutku. Rogan zrehabilitował się nieco, zrobiło się romantycznie, a czy cały wieczór upłynie w miłej atmosferze? O tym przekonacie się, czytając poniższy fragment, choć z góry uprzedzamy, że na nim "randka" Nevady się nie skończy...
Flanders’ Steakhouse mieścił się na szczycie dwudziestopiętrowego budynku przy Louisiana Street, na południowy zachód od dzielnicy teatralnej. Z jego wnętrza roztaczał się fantastyczny widok na okolicę. Okna ciągnące się od samej podłogi po sufit zapewniały możliwość podziwiania nocnego nieba, poniżej którego rozpościerało się Houston, jarzące się ciepłą żółcią i pomarańczem, kontrastującymi z ciemnością. Drogi szybkiego ruchu otaczały wieżowiec, niczym kanały wypełnione światłami samochodów, zdających się z tej perspektywy zawieszonymi w powietrzu. Podłoga lokalu, sufit i ściany pokryte były kojącymi brązami, a delikatne żyrandole wykute z żelaza, na którego spiralnych splotach wspierały się stożki białego szkła, ocieplały całe wnętrze. Byłam w życiu na kilku biznesowych kolacjach i wiedziałam, że większość houstońskich restauracji oferuje podobny standard nastawiony na kadrę kierowniczą. Różnica polegała na tym, że jedne z nich oferowały rustykalne, teksańskie klimaty z czaszkami bydła rasy longhorn i krowimi skórami na ścianach, drugie zaś starały się udawać kluby dżentelmenów z dostępem ograniczonym jedynie dla członków. To było coś innego.
Nagle dotarło do mnie. Naprawdę byliśmy na randce. Naszej pierwszej, prawdziwej randce.
Nienagannie ubrany szef sali poprowadził nas przez restaurację, pełną dostojnych gości. Niektórzy z nich musieli być członkami Domów, ponieważ kiedy ich mijaliśmy, na widok Rogana zastygali w bezruchu. Mnie też obdarzono kilkoma długimi, taksującymi spojrzeniami, niektóre z nich wyrażały zaskoczenie i zmieszanie, inne czystą ciekawość -te głównie pochodziły od kobiet. Kobiety wpatrywały się w Rogana wszędzie, gdzie się pojawił, a ja zazwyczaj byłam obrzucana szybkim spojrzeniem, mającym na celu ustalić, co było we mnie takiego specjalnego, iż znalazłam się u jego boku. Przywykłam do tego. Takie drobiazgi nie będą w stanie zepsuć mi randki.
Dotarliśmy do usytuowanego w ustronnym miejscu stolika nakrytego czekoladowym obrusem. Rogan odsunął dla mnie krzesło. I nie zrobił tego z wykorzystaniem swoich mocy. Żadnych telekinetycznych sztuczek. Tego wieczoru byliśmy tam tylko ja i Connor.
Usiadłam. Rogan zajął miejsce po drugiej stronie stolika, plecami do ściany, w miejscu, z którego mógł swobodnie obserwować całą restaurację i odpowiednio wcześnie zareagować na nadchodzące niebezpieczeństwo.
Przy naszym stoliku pojawiła się jakby za sprawą magii kelnerka. Menu znalazło się przed nami.
-Wino? -zapytał mnie Rogan.
Dlaczego nie. -Tak.
-Jakie lubisz?
Lubiłam Asti Spumante. Było słodkie, musujące i kosztowało pięć dolców za butelkę. -Czerwone. Nie nazbyt wytrawne -miałam nadzieję, że nie robię z siebie kompletnej idiotki.
Rogan zamówił wino z karty. Kelnerka ukłoniła się, jakby jakiś król przyznał jej właśnie rycerstwo, i bezszelestnie ulotniła się.
Uśmiechnęłam się szeroko do Rogana znad karty dań.
Odwzajemnił mi się podobnym uśmiechem. Zauważyłam, że rozluźnił się nieco.
Spojrzałam w menu. A niech mnie.
-Umieram z głodu. Nie miałam nic w ustach, od kiedy zwinęłam tego ranka z twojej kuchni ciastko z jabłkiem.
-Nie zwinęłaś. Wszystkie moje ciastka należą do ciebie.
Wpatrywałam się w przystawki. Ravioli na pieczonych grzybach Portobello. Carpaccio z polędwicy. Mrożony koktajl z krewetek.
-Coś nie tak? -zapytał się z troską malującą się w jego oczach.
-Próbuję zdecydować się na coś, co nie wiąże się z niebezpieczeństwem oblania się przy pierwszym kęsie.
Zaśmiał się dyskretnie. -Nigdy jeszcze nie widziałem, żebyś cokolwiek na siebie wylała.
-I tu się mylisz. Kiedy próbowaliśmy się dostać do wieżowca przy Sam Houston i wspinaliśmy się po śmietnikach, zostałam cała zbryzgana zjełczałym spaghetti.
I po co w takiej chwili wspominałam o zepsutym spaghetti. Westchnęłam.
-To się nie liczy. Stanęłaś na worku pełnym tej brei.
Bardziej przeczołgałam się po nim, ale nie był to najlepszy czas na zwracanie uwagi na takie niuanse.
Kelnerka pojawiła się ponownie, tym razem z butelką czerwonego wina. Otworzyła ją z pełnym namaszczeniem i rozlała do dwóch kieliszków. Wiązał się z tym jakiś ceremoniał, tyle pamiętałam z filmów. Trzymało się kieliszek w określony sposób, kołysząc winem w środku, wąchało się je i coś tam jeszcze. Podniosłam swój kieliszek i wzięłam niewielki łyk. Na języku poczułam odświeżający smak.
-Pyszne -stwierdziłam.
Rogan skinął na kelnerkę. Rozpromieniła się i odeszła na bok. Przy nas zaś zjawił się kolejny kelner. Koszyk pieczywa został ustawiony na naszym stoliku. W środku znajdowało się kilka kromek chrupiącego, wyjętego wprost z pieca chleba. Małe podgrzewane spodki wypełnione dwoma rodzajami oliwy z oliwek znalazły się obok. Zapach świeżego pieczywa sprawił, że poczułam, jak w ustach zbiera mi się ślina.
-Przystawki? -zapytała kelnerka.
Doznałam całkowitego paraliżu decyzyjnego. -Twój wybór.
-Carpaccio - odrzekł Rogan.
Zamówiłam carpaccio, kiedy pierwszy raz jedliśmy razem w Takarze, podczas próby przekonania mnie, bym pracowała dla niego. Pamiętał to.
Kelnerka skinęła głową i zostaliśmy sami.
Napiłam się wina. Napięcie, które towarzyszyło mi przez większą cześć dnia, z wolna zaczęło ustępować.
Wyciągnął rękę i nakrył moją dłoń swoją, splatając razem nasze palce.
![]() |
| źródło:pixabay.com |
-Hej - odezwałam się do niego.
-Hej - uśmiechnął się do mnie i Szalony Rogan gdzieś zniknął. Wpatrywał się we mnie Connor. W tej chwili oprócz nas mogło nie być nikogo na Ziemi.
-Dziękuję. Potrzebowałam tego po takim dniu.
-To ja ci dziękuję, że zgodziłaś się przyjść tu ze mną. Nie zawsze musimy mieć do czynienia z krwawą jatką. Możemy mieć też to.
-Podoba mi się to.
-Cieszę się.
Dostaliśmy carpaccio. Na danie główne zamówiłam podwójnego kotleta schabowego, a Rogan zdecydował się na stek z antrykotu.
Carpaccio smakowało bosko. Jedliśmy je z chrupiącym chlebem skropionym oliwą.
-Byłeś tego wieczoru w śmiertelnym niebezpieczeństwie -poinformowałam Rogana.
-Czyżby?
-Cała moja rodzina czekała na twoje pojawienie się w kuchni. Gdybyś mnie wystawił, miałbyś z nimi wszystkimi do czynienia.
Szeroko się uśmiechnął. -Twoja rodzina mnie lubi. Mógłbym oczarować ich na tyle, by darowali mi życie.
-Nie jestem taka pewna. Wydawali się całkiem zdeterminowani.
Nachylił się ku mnie. -Ale ja potrafię być naprawdę czarujący.
O, tak. Faktycznie mógł być. Nie trudno być tak czarującym, kiedy się jest tak diabelnie przystojnym.
Nagle restauracja zafalowała przede mną. Światło się zmieniło, stając się bardziej stonowane i złote. Byłam w łóżku z Roganem i żadne z nas nie miało na sobie choć skrawka ubrania. Jego duże dłonie podążały w górę moich ud…
Wyzwoliłam się z tej projekcji i zobaczyłam wpatrzonego w siebie Rogana.
-Uważaj -ostrzegłam go i oblizałam z warg resztkę wina. Jego wzrok wbił się w mój język. -Możesz przypadkiem wzniecić ogień i za chwilę spłonie ten obrus.
Sprawiał wrażenie kogoś o krok od podjęcia decyzji o zerwaniu się na równe nogi i wyciągnięciu mnie z restauracji, by uprawiać ze mną niesamowity seks w samochodzie. A ja wcale bym się nie opierała.
Projekcja znikła, niczym zdmuchnięty płomień świecy.
W oczach Rogana pojawił się znów lód. Podniósł swój kieliszek i wyprostował się na widok mężczyzny zbliżającego się do naszego stolika. Wysoki i szeroki w ramionach, miał na sobie szyty na miarę garnitur. Jego skóra była ciemnobrązowa, włosy przycięte bardzo krótko, a brodę zdobiła precyzyjnie wymodelowana hiszpańska bródka. Spotkałam go tylko raz, ale zapamiętałam wrażenie, jakie na mnie zrobił. Chodziło o jego oczy. Kiedy się w nie spoglądało, wiedziało się, że ma się do czynienia z niebezpiecznie inteligentnym człowiekiem.
-Roganie.
-Latimerze -przywitał się Rogan. -Krzesło?
Michael Latimer przytaknął. Krzesło samodzielnie przesunęło się od najbliższego pustego stolika i zatrzymało przy nas. Latimer usiadł.
-Harcourtowie zwrócili się dzisiaj do mnie. Zaproponowali strategiczny sojusz na bardzo dobrych warunkach. Czy powinienem się obawiać ciebie, Roganie?
Prawda.
-Moje interesy z nimi zostały już zakończone -odpowiedział Rogan. -Poza Vincentem.
-Masz jakieś plany względem niego?
-Tak.
-Czy sprowadzają się one do sprawienia, by już więcej nie oddychał?
-Tak.
Latimer odchylił się do tyłu. Krzesło zaskrzypiało cicho, kiedy naparł na oparcie. -Poddali się. Nie sądzą, że są w stanie ochronić Vincenta.
-Zgadza się. Wiedzą, że będą słabsi i bardziej narażeni na działania innych, kiedy stracą swoją najlepszą broń -potwierdził Rogan.
Latimer wzniósł swoje brwi i zamyślił się.
-Dobrze wiedzieć. Miłego wieczoru.
Wstał i spojrzał na mnie. -Moja propozycja nadal jest w mocy. Zawsze i wszędzie.
-Dziękuję.
Michael Latimer odszedł.
Rogan zwrócił się do mnie. -Jaka propozycja?
-Kiedy Augustine zabrał mnie na galę Baranovskiego, Latimer dostrzegł siniaki na mojej szyi i uznał, że jestem ofiarą przemocy domowej. Jego ciocia zajęła Augustina, podczas gdy on zaproponował, że wyprowadzi mnie z przyjęcia, zabierze mnie do lekarza i zapewni mi bezpieczne miejsce, w którym będę mogła zostać.
Rogan przechylił się na bok, by spojrzeć za Latimerem. -Michael Latimer?
-Mhm. Nie kłamał.
-Interesujące -odrzekł Rogan.

Dziękuję za kolejny fragment :)
OdpowiedzUsuńSłodkie. Ja chcę więcej!!! mamuniaewy
OdpowiedzUsuńJak na razie randka udana. Tylko po co pojawił się Latimer i o co mu chodzi? Bardzo dziękuję za piękne tłumaczenie. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu, Meg
OdpowiedzUsuńwreszcie trochę spokoju i przyjemności dla Nevady i Rogana trochę normalności w zawariowanym życiu:)
OdpowiedzUsuńCałkowicie inne od zwyczajnych momentów, które Nevada i Connor mają dla siebie. I to jest genialne. Dzięki za fragment, Pati
OdpowiedzUsuńW końcu! Pierwsza randka Nevady i Rogana:) Dziękuję
OdpowiedzUsuńWreszcie bohaterka książki, która cieszy się prezentem, dobrze się czuje w eleganckim lokalu, wie co jest w menu i nie robi z siebie Kopciuszka.
OdpowiedzUsuńUpragniona randka nareszcie doszła do skutku. Czekałam na to. Rogan stanął na wysokości zadania, choć myślałam że przyjdzie z goździkami, a nie z biżuterią. Pamięta co Nevada lubi, słodko. Ale znowu ktoś im przeszkadza. Wielkie dzięki za Wasze świetne tłumaczenie. Pozdrawiam serdecznie Barbara
OdpowiedzUsuńCo tu mówić...człowiek się uzależnia 😉
OdpowiedzUsuń