Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu rozdziału dziewiątego Wildfire, w którym dowiemy się czegoś nowego na temat talentu, jakim dysponuje Leon. W pewnych okolicznościach jego zdolności mogą być nieocenione, a na co dzień...
Najlepszą obroną jest atak. -A gdzie ty dzisiaj będziesz?
-Udam się do Domu Ade-Afefe w Austin -odpowiedział.
Aha. Teraz jego paranoja nabierała sensu. Będzie poza miastem, więc, gdyby coś się stało, nie mógłby z miejsca rzucić wszystkiego i momentalnie znaleźć się przy mnie, mordując po drodze wszystkich w zasięgu wzroku. -Co to za Dom?
-To są magowie pogodowi -wyjaśnił Rogan. -Bardzo wpływowy Dom. Robiliśmy z nimi interesy już wcześniej. Zamierzam poprosić ich o pomoc. Wiem, kto przydałby się nam najbardziej, ale wątpię byśmy ją dostali. Niemniej zadowolę się każdym, kogo nam dadzą. Jeżeli w ogóle zdecydują się nas wspomóc. Powinienem wrócić przed porą kolacji.
Pierwsi nigdy nie robili niczego za darmo. -Ile to cię będzie kosztować?
Na moment znużenie opanowało jego twarz, po czym zniknęło tak szybko, że gdybym nie wpatrywała się w niego, nie zauważyłabym tego grymasu. -Tu nie chodzi o koszta. Będę musiał wyjaśnić im w szczegółach, z czym mamy do czynienia. I muszę to uczynić osobiście.
To oznaczało poinformowanie ich o spisku i konsekwencjach wybrania jednej ze stron konfliktu. To była jedna z tych nieodwracalnych decyzji. Gdy raz się dokonało wyboru, było się albo z Cezarem, albo przeciw niemu. W obu przypadkach decyzja miała zostać zapamiętana. Cóż to powiedział wczoraj Sturm? Człowiek często zakłada, że dobrze postępuje, by nagle znaleźć się po złej stronie historii. Historia była pisana przez zwycięzców. Przekonanie Domu Ade-Afefe mogło wymagać sporo zachodu.
-Chcesz, żebym pojechała tam razem z tobą? -zapytałam.
-Nie.
Tak, przy głębszym zastanowieniu, pojawianie się na delikatnych negocjacjach z wnuczką Tremaine, raczej nie było oznaką dobrej woli. Sygnalizowało oczekiwanie, iż dojdzie do kłamliwych zapewnień. Moja obecność już na wstępie podważała wszelkie zaufanie.
-Okay -zgodziłam się. -Daj mi znać, jeżeli mogłabym jakoś pomóc.
Jego ramię wciąż mnie obejmowało i nie sprawiał wrażenia, jakby zamierzał mnie puścić. Jego czy wypełnione były mocą, inteligencją, kalkulacjami i obawami.
-Fullerton na mnie czeka -przypomniałam mu cicho.
-Zaczekaj -Rogan sięgnął po swój laptop. -Chcę ci coś pokazać.
Mogłam powiedzieć, że słyszałam od niego ten tekst już wcześniej, ale Bug, Rivera i Heart byli tuż obok.
Rogan otworzył klapę swojego komputera i kliknął ikonkę pliku. Obraz mojej matki wypełnił ekran. Leżała na podłodze jakiegoś pomieszczenia z bronią wycelowaną w idealnie okrągły otwór w oknie. Leon leżał obok niej. W oddali rysował się zarys budynku Harcourtów.
-Trzy alfa, na trzeciej, dziesięć mils* -odezwał się Leon.
Gra w sektory. Pamiętałam, jak grałam w nią w kuchni, kiedy byłam dzieckiem. Dzieliło się swoją strefę obserwacji na sektory oddzielone punktami odniesienia. Od drzwi do stołu, sektor pierwszy. Od lewej krawędzi stołu do środka, sektor drugi. Od środka do prawej krawędzi, sektor trzeci… A potem zajmowało się głębokością pola widzenia. Od stołu do wyspy kuchennej, sektor alfa. Od wyspy do lodówki, sektor bravo. Wtedy mama podawała namiary, a my identyfikowaliśmy, co tam było. Sól po lewej stronie stołu stawała się dwa alfa, na dziewiątej. Kiedy każde z nas dorastało, mama zabierała nas na strzelnicę i gra stawała się nieco bardziej skomplikowana.
Leon grał w nią teraz na poważnie.
-Kontakt -odpowiedziała mama. -Drugie okno od lewej. Żadnych celów.
-Prawy, dolny róg. Odrobinę bardziej na lewo. Jeszcze trochę.
Leon nie stosował się do procedur. W ten sposób nie kierowało się snajperem.
-Jeszcze odrobina.
Powinien powiedzieć jej, by sprawdziła paralaksę. Kiedy miałaby mil, powinna podać mu tę wartość, a on wprowadziłby te dane do komputera balistycznego, odczytał na głos wynik, poczekał na „gotowa” i poinformowałby ją o wpływie wiatru. Nic takiego nie miało miejsca. A moja matka nie poprawiała go.
![]() |
źródło:pixabay.com |
-Ognia -powiedział Leon.
Mama nacisnęła spust. Okno zostało strzaskane.
Leon zaśmiał się cicho pod nosem.
-Trafiła w cel? -zapytałam się.
-Tego nie dało się zrobić lepiej -odpowiedział Rivera. -Pocisk uderzył w coś wewnątrz budynku, zrykoszetował o blisko dziewięćdziesiąt stopni i zdjął strzelca po drugiej stronie. Leon dosłownie potrafi zastrzelić kogoś zza rogu. Ten dzieciak jest niesamowity.
-Dwa bravo, na szóstej -odezwał się Leon. -Jeszcze trochę w lewo.
Chwila. Wszyscy jeździliśmy na strzelnicę, wliczając w to Leona. Moja matka wiedziała. Musiała wiedzieć o jego talencie przed nami wszystkimi. To musiało wyjść na jaw podczas strzelania. Kiedy zdradziłam jej tę wielką rewelację na temat Leona, ona była już jej świadoma.
Coż, wyszłam na idiotkę. Miałam z mamą do pogadania.
Rozbrzmiał kolejny wystrzał.
-Ile potwierdzonych trafień? - zapytałam.
-Trzynaście -odrzekł Heart. -Ciężko jest stwierdzić dokładnie, bo tak jak wspomniał Rivera, twój kuzyn podawał namiary na strzały, które zabijały ludzi dwa pomieszczenia dalej. Twoja matka wystrzeliła dwadzieścia jeden razy. Twój kuzyn zaśmiał się lub uśmiechnął siedemnaście razy, tak więc zakładamy, że zabili wspólnie siedemnastu.
Leon uśmiechał się, kiedy zabijał ludzi. Potarłam dłońmi twarz. -Może gdybym znalazła dla niego odpowiednią terapię…
Czterech mężczyzn przy wyspie kuchennej wpatrywało się we mnie.
-Śmieje się, kiedy zabija ludzi. Myśli, że to zabawne.
-Nie obchodzi mnie, czy się śmieje, czy nie -wtrącił się Rivera. -Jeżeli tylko jest po mojej stronie, pasuje mi to.
Rogan rzucił mu krótkie spojrzenie. Rivera zamilkł.
-Nie śmieje się, bo zabija kogoś - powiedział łagodnie Rogan. -Cieszy się, bo wreszcie może używać swojej magii. Robi coś, do czego został stworzony. W chwili, kiedy kula trafia w cel, nie czuje się mały, słaby czy bezużyteczny, bo wie, że jego zdolności działają, jak należy. Tak samo by się śmiał, gdyby trafiał w worki z piaskiem. Pomyśl, jak sama się czułaś, kiedy po raz pierwszy użyłaś wzmacniających kręgów.
Kiedy posłałam swoją magię do kręgu, a ta wróciła do mnie dwukrotnie mocniejsza i napełniła mnie całą, poczułam się, jakbym nauczyła się latać. Leon zaś pragnął odkryć swoją magię tak bardzo, że nawet się nie spostrzegł, jakim talentem dysponuje.
-Mam nadzieję, że nie mylisz się.
-Zapytaj go o to.
-Zapytam.
Rogan zamknął pokrywę laptopa. -Proszę, weź ze sobą Leona.
-Chcesz, żebym wzięła ze sobą swojego młodego kuzyna na wypadek, gdybyśmy mieli znów uczestniczyć w wymianie ognia?
-Proszę, byś to rozważyła.
-Pomyślę o tym.
Rogan wpatrywał się we mnie uważnie. Jego magia wirowała wokół niego i częściowo otaczała też mnie, jakby nie chciał pozwolić mi odejść.
-Bądź ostrożna - powiedział mi smok.
-Wezmę ze sobą swój miecz i tarczę -wymruczałam, całując go w usta i po chwili byłam już na schodach.
Tuż za zakrętem wpadłam na Ryndę. Nagle poruszyła się, udając, że wchodzi na górę, ale gdyby faktycznie tak było, usłyszałabym ją wcześniej. Nie, czekała na klatce schodowej, aż sobie pójdę.
-Jak się dzisiaj masz? -zapytałam.
-Wciąż nie odzyskałam swojego męża -odpowiedziała cicho.
-Pracuję nad tym.
-Wiem.
Wyglądało na to, że nic więcej nie pozostało do powiedzenia, więc ruszyłam dalej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*mil- miliradian czyli 1/1000 radiana; jednostka używana w celowaniu do dostosowania kąta ustawienia lufy względem celu; cel o wysokości 1m w odległości 1000m ma rozmiar 1 mil.
Czyżby Rynda podsłuchiwała, oj nieładnie. Brawa natomiast dla Leona, faktycznie Nevada powinna wziąć go ze sobą. Pięknie dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam serdecznie i życzę udanych Mikołajek, Meg
OdpowiedzUsuńBoszzz. Jak ta baba działa mi na nerwy.. Doprawdy, niepojęte. Ale to jaką magię ma Leon jest bardzo ciekawe. W sumie taki trochę czarny koń, bym powiedziała. W ogóle w sumie, cała rodzina Baylorów na bardzo szczególne dary, czyli są śmiertelnie niebezpieczni :D Uwielbiam to!!! dzięki za fragment, Pati
OdpowiedzUsuńDziekuje,ciejawe ile Rogana bedzie kosztowac ta pomoc i czy bedzie tego warta,mam nadzieje ze Rynda nie namąci ponownie miedzy nimi.L
OdpowiedzUsuńOj Nevada chyba powinna bardziej skupić się na Ryndzie::)
OdpowiedzUsuń🤔
OdpowiedzUsuńNo w końcu wiemy co robił Leon z mamą Nevady. Fajna umiejętność sprzątnąć wroga dwa pokoje dalej. Ciekawe jak nazwać taką magię. Rynda naprawdę zaczyna mi przypominać szpiega. Boję się, że Rogan może się na niej zawieść. Dziękuję bardzo za tłumaczenie. Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuń