Przed nami kolejny fragment Wildfire. Jak to u Ilony Andrews jest nie tylko interesująco, ale i czasami wzruszająco, a i od wybuchnięcia śmiechem niekiedy ciężko się powstrzymać.
Ale nie trzymamy Was już dłużej w niepewności, tylko zapraszamy do lektury, szczególnie że w poniższym tekście wyjaśni się jedna z bardziej istotnych kwestii, dotyczących porwania Briana Sherwooda...
Ale nie trzymamy Was już dłużej w niepewności, tylko zapraszamy do lektury, szczególnie że w poniższym tekście wyjaśni się jedna z bardziej istotnych kwestii, dotyczących porwania Briana Sherwooda...
Na parterze, na lewo od otwartych drzwi ktoś ustawił duży płaski telewizor, przed którym wylegiwał się teraz Sierżant Miś. Matilda siedziała w zgięciu jego łap z dużą miską pełną bakalii, kandyzowanych owoców i granoli na kolanach. Jessica i Kyle opierali się o bok Sierżanta Misia. Potarłam oczy, by upewnić się, że to co widzę, jest prawdą.
Na ekranie Miś w dużym niebieskim domu śpiewał piosenkę o sprzątaniu. Matilda wyciągnęła z miski plaster suszonego jabłka. Niedźwiedź otworzył paszczę, a ona położyła owoc na jego języku. Potężny grizzly przeżuł przekąskę. Dzieci oglądały program i najwyraźniej były zadowolone.
Zrobiłam zdjęcie moim telefonem i poszłam do domu.
Fullerton czekał na mnie w moim gabinecie tak chudy i ponury jak ostatnio. Przestałam nucić „Chodźcie wszyscy, wyczyścimy dom”, skinęłam mu głową przez szybę, wzięłam z lodówki pojemnik z lodem i przyniosłam go do gabinetu.
-Otrzymałem prośbę z Domu Sherwoodów -przywitał mnie Fullerton. -Dokładnie rzecz biorąc -od Ryndy Sherwood. Poprosiła, bym udzielił pani pełnego wsparcia i pomocy.
Otworzyłam pojemnik i pozwoliłam mu zajrzeć do środka. -Czy mógłby pan przeprowadzić analizę DNA i potwierdzić lub wykluczyć, że to ucho należy do Briana Sherwooda?
-Tak -Fullerton spoglądał na mnie z troską, malującą się na jego twarzy. -Czy czas ma znaczenie?
-Tak.
-Czy potrzebuje pani zwykłego potwierdzenia, czy też mamy dostarczyć dowód, który może zostać użyty w sądzie?
-Potwierdzenie wystarczy.
![]() |
źródło:Max Pixel |
Fullerton podciągnął nieco rękaw jego marynarki i umieścił swoją dłoń z rozsuniętymi palcami nad uchem. Magia zawibrowała w krótkim, kontrolowanym impulsie. Po chwili podniósł rękę i obciągnął rękaw. -Ucho nie należy do Briana Sherwooda ani do żadnego członka Domu Sherwoodów.
Wiedziałam. -Jest pan pewien?
-Nigdy się nie mylę -odpowiedział.
-Dziękuję panu bardzo za pomoc. Proszę przesłać mi rachunek.
-Tak zrobię -odrzekł.
-Czy w międzyczasie pojawiły się jakieś nowe zapytania, dotyczące naszych danych?
-Nie. Natychmiast poinformowałbym o tym panią. Czy spodziewa się pani jakiegoś konkretnego zapytania, panno Baylor?
-Tak. Z Domu Roganów.
Fullerton zamilkł na moment z zamyślonym wyrazem twarzy. -Może pani otrzymać wniosek o wgląd w wasze dane, ale może także pani sama wystąpić z takowym. Wprawdzie nie zostanie on uznany, dopóki wasz Dom nie będzie formalnie zatwierdzony, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by złożyć odpowiednią prośbę już teraz. Miłego wieczoru, panno Baylor.
Odprowadziłam go do drzwi, zapakowałam pojemnik z powrotem do lodówki i poszłam do gabinetu Corneliusa. Nie zastałam tam nikogo.
Mogłam poprosić o profil Rogana.
Co, jeżeli odmówi?
I co znacznie ważniejsze, czy naprawdę zależało mi na tym, by jego geny były dopasowane do moich, czy po prostu chciałam go takim, jaki był, bez żadnych zastrzeżeń?
Tak. Chciałam po prostu jego.
Wróciłam do swojego biura i sprawdziłam laptop. Bern nie był zalogowany w rodzinnej sieci. Wcisnęłam przycisk interkomu. -Czy ktoś wie, gdzie jest Bern?
-Wyszedł z Corneliusem, żeby coś sprawdzić -odpowiedział Leon.
-Gdzie są wszyscy?
-Twoja mama jest z babcią i pomaga jej w warsztacie. Kontrolująca wszystko świruska i inkarnacja czystego zła są w pokoju świruski.
Świruska i wcielone zło, echh. Ktoś tu musiał się poczuć mocno dotknięty.
-Co one tam robią?
-Nie powiedzą mi. Coś się stało na Instagramie. Sprawdzałem ich konta, ale nic tam nie widzę.
Ach. Leon był niezwykle ciekawski. Odcięcie go od informacji, doprowadzało go do szału.
Wszyscy byli zajęci. Pozostawaliśmy tylko my - ja i Leon. Koniunkcja gwiazd. Westchnęłam.
-Przyjdź do mojego gabinetu.
-Po co?
-Powiem ci, kiedy się tu znajdziesz.
Odblokowałam małą zamkniętą na klucz kasetkę na broń, którą trzymałam w dolnej szufladzie biurka i wyjęłam ze środka mojego Sig-Sauera 210 wraz z magazynkiem.
Leon niespiesznie wkroczył do mojego gabinetu i z miejsca zwalił się na krzesło, stanowiąc idealny przykład apatycznego nastolatka.
Pokazałam mu magazynek. -Osiem nabojów 9 mm.
Oczy Leona zalśniły. Pochylił się do przodu z wzrokiem utkwionym w broni.
-Bezpiecznik odblokowujesz ręcznie. Lufa wytoczona jest z jednego kawałka stali. To starszy model, ale jest solidny, niezawodny i bardzo celny. To na nim ćwiczyłam swoje umiejętności strzeleckie i z niego korzystał też mój tata.
Popchnęłam pistolet i magazynek w kierunku Leona. Porwał je z blatu, załadował magazynek i wycelował w korytarz. Wszystko jednym, płynnym i błyskawicznym ruchem. W jednej chwili broń była na biurku, a w następnej znajdowała się już w jego dłoni, gotowa do użycia.
-Załóż kaburę -powiedziałam mu. -I zapinaną bluzę z kapturem. Taką, żebym nie mogła dostrzec broni pod twoim ubraniem. Idę na miasto, a ty jesteś moim wsparciem.
Poderwał się z krzesła i wybiegł z gabinetu. Westchnęłam. To co zrobiłam, zapewne było złe. Za dwanaście dni Leon skończy siedemnaście lat. Chwilę po tym jak Catalina za trzy dni zostanie pełnoletnia. Wciąż nie miałam dla nich prezentów. Jeżeli nic się nie zmieni, Catalina mogła obchodzić swoje urodziny podczas prób. Wszystkie święta i uroczystości ostatnio były czymś zakłócane. Najpierw Boże Narodzenie, teraz jej urodziny, a później pewnie i Leona. Echh…
Za rok Leon mógł zgodnie z prawem zaciągnąć się do wojska, gdzie dostałby broń i pozwolenie na jej użycie. Za półtora roku mógł znaleźć się na polu walki, zabijając ludzi na lewo i prawo. Pomiędzy byciem siedemnastolatkiem, a osiemnastolatkiem nie zachodził żaden magiczny proces. Człowiek nagle stawał się pełnoletni, ale wcale nie czuł się jak dorosły.
Już czas, by się dowiedział. Nie mogliśmy ochraniać go w nieskończoność.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do Berna. -Gdzie jesteś?
-Sprawdzam pewien trop z Corneliusem. A ty gdzie jesteś?
Pytanie się, co to za trop, zapoczątkowałoby reakcję łańcuchową wyjaśnień, a znając Berna, zacząłby od tego, jak obudził się tego poranka i poświęciłby kolejne dwadzieścia minut na dokładne i logiczne zaznajamianie mnie z sekwencją zdarzeń.
-Jadę spotkać się z Edwardem w szpitalu. Leon jest ze mną. Bądźcie ostrożni.
-Będziemy.
Kolejną wiadomość wysłałam do Arabelli. -Co tam u was?
-Alessandro Sagredo zaczął śledzić Catalinę na Instagramie. I ta teraz wariuje.
Kim do diabła był Alessandro Sagredo i dlaczego jego nazwisko brzmiało znajomo?
Przyciągnęłam do siebie laptop i wpisałam w wyszukiwarkę jego imię i nazwisko. Alessandro Sagredo, drugi syn Domu Sagredo, Pierwszy antistasi… Och. To on był tym włoskim Pierwszym, którego Biuro Rejestru Domów sprowadzało, by przetestować umiejętności Cataliny.
Tak więc śledził ja na Instagramie. W sumie nic wielkiego. -Będzie sprawdzał ją na próbach. Powiedz jej, że nie ma w tym nic dziwnego.
-Ona dostaje świra. Próbuję ją uspokoić. Może będzie potrzebne wino. Albo maryśka. Mogę kupić jakieś zioło?
-Nie.
-W celach medycznych.
-Żadnego zioła albo powiem mamie.
W biurze pojawił się Leon ubrany w luźną bluzę z kapturem. Był szczupły, by nie powiedzieć -chudy i bluza wisiała na nim tak, że spokojnie mógłby ukryć pod nią bazukę.
Wbiłam w niego poważne spojrzenie. -Idziesz jako moje wsparcie. Nie oczekuję żadnych kłopotów, ale jeżeli coś się zdarzy, będziesz strzelał tylko na moje polecenie. Jeżeli otworzysz ogień, zanim pozwolę ci na to, nigdy więcej już cię ze sobą nie zabiorę i upewnię się, że przez najbliższy rok nawet nie zbliżysz się do broni. Rozumiemy się dobrze?
Leon gorączkowo potakiwał.
-Dobrze.
Akcja nabiera tempa. Dziękuję. mamuniaewy
OdpowiedzUsuńLeon w końcu jest szczęśliwy.
OdpowiedzUsuńNareszcie Leon jest szczęśliwy, a co do ucha to Nevada miała rację. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńnoc to czeka nas gorące wyjście na miasto:dziękuję
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej. Dziękuję za tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńChyba w końcu powinni powiedzieć Leonowi jaki jest jego talent. Coś czuję, że jeżeli tego nie zrobią to wpadną w jakieś kłopoty. Dziękuję za kolejny fragment:)
OdpowiedzUsuńDziękuję 😘
OdpowiedzUsuń