Przejdź do głównej zawartości

Wildfire Rozdział 9 cz. 5

Zapraszamy do lektury kolejnego fragmentu rozdziału dziewiątego, a dokładnej rzecz ujmując- do kontynuacji spotkania Nevady z Edwardem Sherwoodem. Wiele w tej rozmowie wyjaśni się na temat roli jego brata Briana, zaś reakcja na informacje zebrane przez pannę Baylor będzie -powiedzmy- dosyć spektakularna...


Edward opadł z powrotem na poduszkę. 
-Dwudziestego pierwszego grudnia pana brat odwiedził Millennium Coffee House, leżący jakieś piętnaście mil od BioCore. Spotkał się tam ze Sturmem. 
Pozwoliłam, by te słowa dotarły do Edwarda. 
-Nie myli się pani? -Edward zmarszczył brwi.
-Nie. Dotarliśmy do naocznego świadka, który wskazał zdjęcie Sturma pośród kilku innych. 
-Brian nie miał najmniejszego powodu, by spotykać się ze Sturmem. BioCore nie prowadzi żadnych interesów ze Sturm Enterprises. A gdyby nawet chciał się z nim spotkać, dlaczego wybrał się tam sam? Wszyscy wiedzą, jaką reputacją cieszy się Sturm. Dlaczego nie powiedział mi o tym?
To były znakomite pytania. -Później tego samego dnia, kiedy Brian i Rynda spotkali się z panem i pana matką na kolacji, ktoś użył danych Briana do zalogowania się w jego domowej sieci. 
Nic nie odpowiedział. 
-Porwanie Briana zostało przeprowadzone w mgnieniu oka. Ludzie w to zaangażowani byli profesjonalistami. Brian jest przewidywalny. Każdego dnia jeździł tą samą drogą do i z pracy. Przemieszczał się po Memorial Drive, wzdłuż której ciągną się drzewa. Na całej długości trasy znajdują się jedynie trzy kamery, ale tylko jedna zapewnia dobry widok na jezdnię. 
Edward wciąż milczał. Nie mogłam stwierdzić, czy dodał już dwa do dwóch, czy wciąż jeszcze to do niego nie dotarło. 
-Zmusili go do zatrzymania się dokładnie w miejscu, które gwarantowało, że porwanie zostanie zarejestrowane. Dziesięć metrów w dowolnym kierunku i przestępstwo nigdy nie zostałoby uwiecznione na kamerach monitoringu. Jest wielce nieprawdopodobne, że tak dobrze wyszkolona ekipa nie przygotowała się do porwania i nie sprawdziła, gdzie umieszczone są kamery. Interesujący wydaje się również fakt, iż gdy tylko napastnicy dotknęli zderzaka wozu Briana, ten uderzył w barierkę ochronną, wygodnie dla wszystkich oznaczając miejsce porwania. 
Oczy Edwarda pociemniały. Nadszedł czas, by zadać ostateczny cios. 
-Kiedy Rynda zapytała się Briana, czy wszystko z nim w porządku, po tym jak zostało dostarczone jej ucho, odpowiedział, że wciąż go boli. Kiedy zapytała go, czy zajął się nim lekarz, potwierdził. Wynajęliśmy Zwój do przeprowadzenia analizy DNA odciętego ucha. Ono nie należy do pańskiego brata. 
Edward spojrzał w górę. Jego twarz stwardniała. Zacisnął szczęki. Wpatrywał się w sufit, jakby zamierzał wypalić tam swoim spojrzeniem dziurę. Jego dłonie zacisnęły się w pięści, mnąc pościel. Edward Sherwood był niewiarygodnie wściekły i robił, co tylko w jego mocy, by nad tym zapanować. 
Czekałam. 
Udało mu się nieco rozluźnić zaciśnięte szczęki. Jego głos przypominał niski pomruk. -Ja go kurwa zapierdolę.
Drzewko bonsai zaskrzypiało. Jego kora zgrubiała, szybko rosnące gałęzie wystrzeliły w górę. Korzenie skręcały się i rozpychały ziemię. 
-Uduszę gnoja gołymi rękami. 
Pączki zaczęły się formować na gałęziach. 
-Zawsze wiedziałem, że był tchórzem. Ale to… -zatrząsł się z tłumionej furii. 
Ceramiczna doniczka popękała i rozpadła się. Jej fragmenty obsypały moje ubranie. Za mną Leon musiał się poruszyć, bo szef ochrony sięgnął po broń. 
Azalia wypuściła swoje korzenie, chwytając stolik niczym jakaś potworna ośmiornica. Różanecznik zwiększył swoje rozmiary czterokrotnie, jego gałęzie zwieszały się teraz nad łóżkiem. 
-To jest ponad wszystko, czego się kiedykolwiek dopuścił. Co za gnida. Tchórzliwy, słaby drań. 
Pąki rozwarły się. Kobierzec kwiatów pokrył nagle całe drzewo, tworząc tak gęstą warstwę delikatnych płatków we wszystkich odcieniach od bieli po intensywny róż, że nie było spod nich widać liści. Słodki zapach rozszedł się po całym pokoju.
Edward przymknął oczy i ciężko oddychał. 
Azalia wciąż rozkwitała, jakby starała się w jakiś sposób pocieszyć go. 
-Odłóż broń -wymruczałam. 
Szef ochrony wolno opuścił rękę z pistoletem. 
-Temu pierdolonemu idiocie prawie udało się doprowadzić do zabicia własnych dzieci - wyrzucił z siebie Edward. -Prawie zamordował własną żonę. I mnie. Zrujnował całkowicie przyszłość naszego Domu. Teraz, gdy ludzie będą wspominać o Domu Sherwoodów, będą mieli na myśli morderstwo, zdradę i spisek. 
Otworzył nagle oczy. 
-Czternaście lat. Czternaście lat dbałem o BioCore. Udało mi się uchronić je od bankructwa, kiedy nasz zniedołężniały dupek ojciec doprowadził firmę na skraj upadku. Zapewniałem jej działanie, kiedy badania Briana nie przynosiły efektów. A działo się tak dlatego, gdyż mój pierdolony braciszek potrzebował czasu dla siebie, bo czuł się przytłoczony i poddany zbyt dużej presji. Co ten mały skurwiel wie w ogóle o presji? Wszyscy ochranialiśmy go i dbaliśmy o niego odkąd był dzieckiem. Zapewniałem płynność finansową, podpisywałem umowy, odłożyłem na bok własną ambicję, byle tylko firma się rozwijała. Olivia była z nami związana w stopniu marginalnym, a i tak jej wpływ na nasz biznes okazał się katastrofalny. Zdrada Olivii spowodowała spore straty, ale mając czas, udałoby mi się odbudować BioCore. Teraz wszystko jest skończone. On jest pieprzoną głową naszego Domu. Jego zaangażowanie w porwanie albo i spisek wyjdzie na jaw. Rynda już jest towarzyskim pariasem. Gdy oprócz jej matki, także jej mąż okaże się zamieszany w całe to gówno, nikt nie uwierzy, że jest niewinna. Nie ma sposobu, by uniknąć bycia naznaczonym. To wszystko zniszczy też przyszłość dzieci. Doprowadzi do tego, że nasza rodzina zniknie. Jesteśmy już załatwieni. 
Nie wiedziałam, co powiedzieć, wobec tego zalewu urazów i rozgoryczenia powstrzymywanych całymi latami. 
W pokoju zaległa grobowa cisza. 
-Colin -odezwał się wreszcie Edward. 
-Tak, sir? -odpowiedział szef ochrony. 
-Poinformuj moją matkę, że w świetle ostatnich wydarzeń, przejmuję kierowanie Domem. A przynajmniej tym, co z niego zostało. Wyjaśnij jej, że złoty chłopiec doprowadził nas do upadku. I uprzedź ją, by przygotowała się na bankructwo BioCore. 
-Tak jest. 
Ochroniarz wymaszerował na korytarz. 
Edward spojrzał na mnie. 
-Muszę się dowiedzieć, dlaczego -oświadczyłam mu. -Czy mógł się na to zdecydować dla pieniędzy?
Edward potrząsnął głową. -Rynda dysponuje ogromnym bogactwem. Ostatniej nocy zaproponowała wykupienie całej firmy. Nasze obecne problemy postrzega, jako wynikające z jej winy. 
-Zaakceptowałeś jej propozycję?
-Nie. 
Prawda. 
-Zadbałem o to, by nasze osobiste majątki były choć częściowo chronione. Gdyby… kiedy BioCore upadnie, Brian wciąż będzie miał wystarczające fundusze, by spędzić resztę swojego życia w komforcie. Nie mógłby sobie pozwolić na ekstrawagancje, ale na wygodne życie jak najbardziej. 
-Czy jest możliwe, że uczynił to dla dobra firmy?
Edward zaśmiał się. 
-Przyjmę to za nie. 
-Słusznie. 
Pozostawał zatem jeden prawdopodobny motyw. -Czy pański brat wyraził kiedykolwiek rozczarowanie swoim małżeństwem?
Edward westchnął ciężko. -Przyszedł do mnie jakieś półtora roku temu i powiedział mi, że chce się rozwieść z Ryndą. Stwierdził, że jego dzieci są wadliwe. 
Cóż… -Co mu pan odpowiedział?
-Powiedziałem mu, że udam, iż nigdy tego nie słyszałem. Potem wyjaśniałem mu, że Jessica i Kyle są jego dziećmi, a on jako ojciec powinien kochać je bezwarunkowo. Powinien chronić je i opiekować się nimi. Że nie powinien ich odrzucać i zachowywać się, jakby miał do czynienia z wymianą samochodu na nowszy model. Jeżeli nie był w stanie wykrzesać w sobie dumy z własnych dzieci, ponieważ nie dysponowały taką magią, na jaką liczył, to wciąż miał wobec nich zobowiązania i obowiązki do wykonania. Przypomniałem mu również, jak „czarujący” był nasz ojciec i jaką tragedią byłoby, gdyby Brian zamienił się w niego. 
-Co odpowiedział?
-Zapytał się, co by się stało, gdyby mimo wszystko zdecydował się na rozwód. Oznajmił, że małżeństwo go stresuje -w głosie Edwarda wyraźnie dało się wyczuć odrazę. -Przypomniałem mu, że Olivia Charles ma potężnych znajomych. Wpływ na BioCore i jego pozycję społeczną mógł być rujnujący. Ostrzegłem go także, że jeżeli jeszcze kiedykolwiek usłyszę z jego ust podobne idiotyzmy, udam się na emeryturę, a prowadzenie firmy zostawię na jego barkach, tak by mógł sam stawić czoła konsekwencjom swoich czynów. To ostatnie przekonało go. 
-Czy pozycja społeczna znaczy dla niego wiele?
-Tak. Nasi rodzice zadbali o to, by nasze role były jasno zdefiniowane. On miał być cudownym naukowcem, a ja -jego starszy brat- miałem się nim opiekować. On nie lubi, kiedy ludzie postrzegają go w jakiejkolwiek innej roli niż ta. Tolerował Jessikę, bo zapowiadała się na Pierwszą empatkę, niczym jej matka. Ale Kyle nie pasował do sposobu, w jaki Brian widział sam siebie. Brian był utalentowanym Pierwszym specjalistą od roślin, zatem jego syn powinien pójść dokładnie w jego ślady. 
Jeżeli Rogan i ja kiedykolwiek się pobierzemy i nasze dzieci nie będą Pierwszymi, czy mógłby mieć o to do mnie żal? Moje serce skurczyło się na samą myśl o tym. 
-Mój brat nie jest głupi. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że pozycja głowy Domu pozwalała mu swobodnie podążać przez życie. Otwierała przed nim różne drzwi. Szefowie sali zawsze znajdowali dla niego wolny stolik. Ludzie traktowali go z szacunkiem. Każdy liczył się z jego odczuciami. Nie musiał się użerać z inwestorami i kredytami. Nie musiał podejmować bolesnych decyzji o zwalnianiu ludzi. Przekierowywał wszystkie swoje problemy do mnie i do swojej żony. Kyle zagrażał temu. Co by się stało, gdyby Brian odszedł na emeryturę? Kto przejąłby po nim schedę? Czy BioCore miałoby przed sobą przyszłość? W tym pytaniu zawiera się istota tego, kim jest Brian. Nie ma nic gorszego, niż wybrakowany nosiciel. To stygmatyzuje całą rodzinę. Skaza obciąża cały Dom. 
Słyszałam to określenie już wcześniej. Wybrakowany nosiciel oznaczał osobę, której przodkowie dysponowali magią i która nie była w stanie przekazać tych talentów swoim dzieciom, co sprawiało, że rodzina zamiast rosnąć w siłę, słabła z każdym pokoleniem. 
-Myśli pan, ze Brian jest takim wybrakowanym nosicielem?
-Mam to gdzieś -odrzekł Edward. -Ale odpowiadając na pani pytanie - nie. Sądzę, że Kyle zamanifestuje jeszcze swój talent. A nawet jeżeli nie, to jest mądrym dzieckiem. Każdy, kto zamienił z nim kilka słów, może to potwierdzić. Moja matka nigdy nie dbała o dzieci, nawet o swoje własne, ale Olivia też to dostrzegała. Adorowała go. Oprawiała w ramy każdy jego rysunek. 
-Dziękuję za czas, który mi pan poświęcił -powiedziałam, wstając. 
Spojrzał na mnie uważnie. W jego oczach wyraźnie rysowało się napięcie. -Czy powiedziała pani o tym Ryndzie?
-Jeszcze nie. 
-To może ją złamać. Chcę być przy niej, kiedy się o tym dowie. 
-Zrobię, co w mojej mocy, by upewnić się, że będzie pan świadkiem mojej rozmowy z Ryndą, ale niczego nie mogę obiecać na pewno. Nie wiem, kiedy i co się stanie. 
Wyszłam ze szpitalnej sali. Leon podążał za mną. 
Miałam ochotę na prysznic, by zmyć z siebie szpitalny zapach i napięcie. 

Komentarze

  1. Dziekuje ta rozmowa wniosla ale dalej nie wiem czego szukali bo chyba to nie byl pretekst na pozbycie sie zony,dzieci i brata skoro wczesniej udostepnil im mozliwosc wejscia do komputera - to byłby raczej bonus Niewiadomo rowniez kto moze byc Cesarem bo odpada coraz wiecej podejrzanych No niewazne teraz pora na randke b.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozmowa potwierdziła Edwardowi to co zawsze wiedział o swoim bracie. Potwierdziła fakt o jego egoizmie I pokazała, że gotowy był zrujnować dom i rodzinę dla własnych aspiracji. Gotowy był zamordować najbliższych by nie wydało się ze jest wadliwy?

    OdpowiedzUsuń
  3. A to wypierdek mamuta z tego Briana, co za podła świnia. Wydaje mi się, że w tych oprawianych rysunkach coś musi być, bo czemu Oliwia by to robiła. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  4. wiele się wyjaśnił poznaliśmy egoistycznego Briana:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc... jakoś mnie nie zaskoczyła postawa Briana. Takie tchórzliwe dupki zawsze mają określony schemat działania i są idiotami. A tak w ogóle to coraz bardziej podoba mi się zachowanie Edwarda. Dzięki za fragment, pati

    OdpowiedzUsuń
  6. Akcja się zagęszcza. Rynda - empatka...wybrała sobie takiego męża... coś mi tutaj nie pasuje, ona jest dziwna, nie lubię jej. Prosi dziewczynę swojego eks narzeczonego o pomoc a potem tak jej utrudnia wyjaśnienie sprawy - podejrzane! Leon nareszcie dostał zadanie jupijajej :- ))
    Dziękuję za tłumaczenie, pozdrawiam, sylwia

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak już pisałam wcześniej od początku to porwanie było podejrzane. Jestem przekonana , że Ryndzie matka narzuciła Briana, a Rynda obawiając się matki, zgodziła się na taki związek. Prawdopodobnie Oliwia wkręciła Briana do spisku Cezara. Pasuje tam jak ulał między innymi degeneratami zdolnymi do mordowania dzieci. Mam nadzieję , że w ferworze walki ktoś go unieszkodliwi. Dzieciom będzie lepiej bez takiego kochającego tatusia. Dzięki wielkie za przekład. Pozdrawiam Barbara

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okładka plus garść wieści na temat Iron and Magic

Od dawna nie zaglądaliśmy na blog Ilony Andrews, czas więc najwyższy nadrobić zaległości. A okazja ku temu jest przednia, gdyż nie dalej jak wczoraj, Ilona ujawniła wygląd okładki Iron and Magic. Przy okazji zdradziła, że jest to pierwsza część trylogii (sic!), rozpoczynająca cykl Iron Covenant. Cieszymy się, iż plany naszego ulubionego pisarskiego duetu są nadzwyczaj ambitne i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach nie powinniśmy narzekać na brak pozycji spod szyldu IA. Tradycyjnie pozostaje tylko wykazywać się cierpliwością i liczyć, że weny twórczej, czasu i zdrowia Andrewsom nie zabraknie. Po kilku godzinach dowiedzieliśmy się jeszcze, że możemy również liczyć na klasyczne wydanie papierowe oraz audiobook, a każdy z tomów Iron Covenant będzie opowiadał do pewnego stopnia zamkniętą historię, tak więc podobnie jak to było w przypadku KD, nie musimy obawiać się irytujących cliffhangerów. Iron and Magic ma się skupiać na postaci Hugh, podczas gdy tom drugi będzie główni...

Podgryzamy gryzonia, czyli o chomikowaniu przekładów w jednym miejscu;-)

Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią zaczęliśmy dzisiaj wrzucać na WP zebrane w jednym pliku nasze dotychczasowe nieoficjalne tłumaczenia. Jeżeli występowałyby jakiekolwiek problemy z dostępem, prosimy o wyrozumiałość i powiadomienie nas o zaistniałych problemach. Poszczególne posty zostały zabezpieczone dotychczasowymi hasłami używanymi na gryzoniu. Zdajemy sobie sprawę, iż stanowi to dodatkowe utrudnienie, ale ze ze względów -powiedzmy - formalnych, zmuszeni jesteśmy do zastosowania takiego rozwiązania. Pomiędzy popularyzacją czytelnictwa, czy też przybliżaniem rodzimemu czytelnikowi obcojęzycznej literatury, a nieuprawnionym rozpowszechnianiem i upublicznianiem dzieł chronionych prawami autorskimi - istnieje bardzo wąska granica. Dlatego też zmuszeni jesteśmy do ograniczenia dostępu do naszych przekładów do grona naszych znajomych, do których optymistycznie zaliczamy całą społeczność skupioną wokół SO. Stąd również liczymy na Wasze zrozumienie i uszanowanie naszej prośby o...

WUB Rozdział 1 cz. 3

Jeszcze przed wylotem mamy dla Was kolejny fragment WUB. Na następny odcinek przyjdzie poczekać nieco dłużej, gdyż najbliższa doba upłynie nam w podróży. A co się będzie działo dalej, przekonamy się dopiero na miejscu... Na razie zaś przyjemnej lektury! Pozdrawiamy i do przeczytania z drugiej strony globu;-) Spoglądał na nią teraz ze swojego miejsca po drugiej stronie kręgu z okrutną frajdą, malującą się w jego oczach. -Myślałem o tobie ostatniej nocy -wycedził, ignorując fakt, bycia w pełni ignorowanym przez nią. -Jak dobrze wiesz, myślenie o innych pozwala nam zapomnieć o własnych problemach. Myślę o tobie bardzo często -jego niespokojne, żółtawe oczy błyszczały. -Teraz… czy kiedykolwiek brałaś pod uwagę, że może chcesz, by Kopciuszek wspiął się na tę dynie i ukradł ci faceta? Może to był twój sposób na wyrwanie się. Scarlett wbiła w niego spojrzenie, ale nie odpowiedziała na tę idiotyczną teorie. Jakakolwiek reakcja tylko by go zachęciła. Marrok żerował na słabych, tak wi...