Przejdź do głównej zawartości

Innkeeper Chronicles #4 Rozdział 2 cz. 2

Zgodnie z zapowiedziami zapraszamy Was dzisiaj do lektury kolejnego fragmentu Innkeeper Chronicles #4. Wyprawa Maud na planetę Arlanda bynajmniej nie jest przyjemną, krajoznawczą wycieczką. Siostra Diny nie dość, że musi się zmagać z wewnętrznymi rozterkami, zdaje się być coraz bardziej świadoma uwikłania w konflikty i intrygi Domu Krahr.
Przyjemnego popołudnia!



Arland był wyśmienitym pilotem.

Start był tak łagodny, że Maud ledwie poczuła przyspieszenie. Zamiast przełączyć się na automatycznego pilota, Arland wolał sterować pojazdem ręcznie. Krajobraz pełen gęstego lasu przemykał pod nimi. Potężne drzewa wysuwały swe wiekowe konary w kierunku słońca.

Nagle dywan utkany z koron drzew został z tyłu.

Port lotniczy był umiejscowiony pośrodku płaskowyżu, znad którego właśnie wylecieli. Poniżej wahadłowca rozwarła się zawrotna przestrzeń, której dno nie było już pokryte lasem, lecz zielonymi łąkami, pośród których wiła się  dzika, nieuregulowana i pozbawiona jakichkolwiek tam rzeka. Tę dolinę otaczały lśniące bielą skał wyżyny, których szczyty znaczyły kępy roślinności i turkusowych drzew.

-Ochhh... - westchnęła z tylnego siedzenia Helen.

-Podoba ci się? -zapytał Arland.

-Jest pięknie -szczerze stwierdziła Maud.

-To mój dom -odrzekł. Jego spojrzenie dopowiadało, że to mógł być także jej dom.

Jeszcze na to za wcześnie.

Wpatrywał się wprost przed siebie, a jego twarz emanowała spokojem i opanowaniem. Zdała sobie sprawę, że pożera oczami twardy zarys jego szczęki i wyobraża sobie, jak przesuwa po niej swoim palcem...

Przestań, zganiła samą siebie.

źródło:ilona-andrews.com

-Nie wydało ci się dziwne, mój lordzie, że Kozor i Serak zdecydowali się zakopać topór wojenny?

-Przymierza są nieustannie zrywane i zawierane -odpowiedział głosem pozbawionym entuzjazmu. Też mu się to nie podobało. Instynkt zawodził ją rzadko, ale zawsze miło było przekonać się, że tym razem przeczucie jej nie myliło.

-Racja. Ale większość Domów postrzega taką starą rywalizację, jako coś pożytecznego.

-Czyżby?

-Oczywiście. Konflikty sprawiają, że ich wojska pozostają dobrze wyszkolone. Silni i utalentowani rozwijają się, podczas gdy słabi są eliminowani, a dodatkowo pojawia się wiele okazji do wykazania się bohaterstwem i udowodnienia swojego przywiązania do służby i honoru.

Arland uśmiechnął się delikatnie, ukazując końcówki kłów. -I wygłaszania przemówień. Nie zapomnij o dętych mowach.

-Ich waśń trwa od pokoleń. Po obu stronach są polegli i skrzywdzeni. Musi istnieć jakiś obopólny powód, dla którego odkładają to wszystko na bok. Czy przychodzi ci na myśl jakiś pomysł, co też mogło ich do tego skłonić?

-Nie.

-A więc to musi być wspólny wróg.

Arland westchnął.

Zdziwiona uniosła brwi.

-Twoje argumenty są mocne -wyjaśnił. -Nie zamierzam się z nimi spierać. Miesiąc temu powiedziałem mniej więcej to samo na strategicznej naradzie, podczas której dyskutowano nad prośbą o organizację tego wesela.

-I?

-I powiedziano mi, że nie ma żadnego eleganckiego sposobu odmowy. Jesteśmy w tym kwadrancie dominującym Domem. Nie mamy żadnych dowodów na oszustwo i nie mamy powodów, by odrzucić tę prośbę. Nie prowadzimy wojny, a nasz Dom doświadcza obecnie niespotykanego dobrobytu. Organizowanie zaślubin na neutralnym terenie zdarzało się już wcześniej, tak więc tradycja dodatkowo przemawia za wydaniem zgody na tę uroczystość. 

Z jego ust padło magiczne słowo -Tradycja.

-Tak. Jeżeli odmówilibyśmy organizacji tego wesela, pojawiłyby się pytania.

-Czy Dom Krahr jest tak słaby, że obawia się przyjęcia zaledwie dwustu gości weselnych na swoim terytorium? Czy Dom Krahr boi się sojuszu Serak-Kozor?

Skinął głową.

Organizacja wesela była kosztowna. Tradycja nakazywała, by zaoferować coś w zamian. -Co wam zaproponowali?

-Bezpieczną przystań dla naszych statków handlowych.

-Dom Krahr nie jest w stanie samodzielnie zadbać o ochronę swojej floty?

Skrzywił się. -Sektor graniczący z systemem Serak jest pełen piratów. Zarówno Kozor, jak i Serak walczą z nimi od blisko stulecia. W pobliżu tego systemu jest czteropunktowy przeskok.

Czteropunktowe przeskoki były rzadkością. Oznaczały, że statek mógł wejść w hiperprzestrzeń i dotrzeć do jednego z trzech miejsc docelowych. Ten kawałek przestrzeni najwyraźniej służył jako główna arteria komunikacyjna. Wielopunktowy przeskok był również powodem, dla którego Ziemia uzyskała specjalny status. W systemie słonecznym znajdował się jedyny znany dwunastopunktowy przeskok.

-Nasza armada bez problemu może zapewnić ochronę flocie handlowej - kontynuował Arland. -Ale piraci polują na wolnych strzelców, statki kurierskie, załogi zajmujące się eksploracją i poszukiwaniami surowców, rodziny górnicze i ratowników.

-Wszystkie zbyt małe jednostki, by opłacało się zapewniać im eskortę okrętów.

-Dokładnie. Załogi tych małych statków są członkami Domu Krahr i sąsiadujących Domów. Taka irytująca  sytuacja ma miejsce od dłuższego czasu. Kilka razy rzucaliśmy się w pościg za piratami. Ich jednostki są małe i zwrotne. I gdy tylko wyczują zagrożenie, rozpraszają się. Ścigamy jeden czy dwa statki i ostatecznie obracamy je w pył. Podczas, gdy reszta ich floty znika. Kozor i Serak mają nad nami przewagę związaną z umiejscowieniem ich baz i dodatkowo większe doświadczenie w walce z piratami. Zaproponowali ochronę naszych małych jednostek, a my się na to zgodziliśmy.

Powiedzieć mu o tych dwóch kozorskich kobietach, czy przemilczeć ten fakt?

Gdyby był Melizardem, wstrzymałaby się z informowaniem go, aż miałaby bardziej solidne dowody.

To rozstrzygnęło. -Usłyszałam przypadkiem pewną rozmowę w porcie kosmicznym, prowadzoną przez dwie kobiety z Domu Kozor, Ondę i Seveline.

-Coś interesującego? -zapytał.

-Seveline oceniała cię, jakbyś był kawałkiem wołowiny. W jej opinii jesteś doskonałym okazem i nie miałaby nic przeciwko skosztowaniu cię.

Uśmiechnął się do niej szeroko. Miał naprawdę paskudny uśmiech. Sprawiał, że wyglądał jednocześnie drapieżnie i chłopięco. Taka kombinacja była katastrofalna.

-Nazwali mnie mieszańcem -z tylnego siedzenia odezwała się Helen.

Uśmiech zniknął jak zdmuchnięty. -Nie jesteś mieszańcem -warknął. -Jesteś wampirem i człowiekiem. I tym i tym zarazem i w pełni. Nie żadnym pół-wampirem i pół-człowiekiem.

W tej chwili Maud była gotowa pocałować go. Zamiast tego przybrała poważny wyraz twarzy. -Seveline powiedziała Ondzie, że powinno się jej pozwolić zabawić się z tobą, bo szkoda byłoby stracić taką okazję.

-Okazję do czego?

-Nie wiem. Onda rzuciła się od razu na Sevelinę i kazała jej się zamknąć. Według niej zbyt wielu ludzi pracowało zbyt ciężko, by Seveline miała to wszystko zaprzepaścić. Czymkolwiek to coś jest.

Arland zmarszczył brwi. -Nie podoba mi się to. 

Maud odchyliła się do tyłu na swoim fotelu. -Ani mnie. Później Seveline zatrzymała mnie i uraczyła komplementami. Wyraziła opinię, że zostaniemy przyjaciółkami.

Arland spojrzał na nią zamyślony. -Może powinnaś się nad tym zastanowić.

Gdybyż tylko to było możliwe. Skrzywiła się. -Nie ma szans, bym została jej "przyjaciółką". Musiałabym udawać, że jestem słaba i nic nie rozumiem. Twoja matka nie pojawiła się w porcie, by cię powitać. Zakładam, że jest niezadowolona.

-Zapewne moja matka jest zajęta zamieszaniem związanym z organizacją wesela.

Prychnęła. -Albo może, mój lordzie, jest śmiertelnie obrażona twoimi poleceniami,  by uczynić jej domostwo godnym przyjęcia zhańbionej kobiety, która odrzuciła twoje oświadczyny. 

-Mojej matki nie da się obrazić. Jest zbyt dystyngowana i wyrafinowana na coś tak prozaicznego. Odznacza się cierpliwością świętego.

-Lady Lemina - Maud zacytowała z pamięci. -Pogromczyni Ruhaminów, Najwyższa Predatorka Świętej Anokracji, ta która upuściła krwi Ertom, podporządkowała sobie...

-Jak powiedziałem, zbyt dystyngowana, by dało się ją obrazić. Jeżeli ktoś ośmieli się i znieważy ją, po prostu go zabija, a jestem pewien, że chwilowo nie zamierza mnie zgładzić. Jestem jej jedynym synem. Co najwyżej jest rozdrażniona, może nieco zirytowana.

Maud westchnęła. -Ale ja nie jestem jej synem.

-Nie skrzywdzi cię - powiedział to tak, jakby przysięgał na wszelkie świętości. Jakby zamierzał zawsze chronić ją przed wszelkimi niebezpieczeństwami. 

Nie miał pojęcia, jak wiele to dla niej znaczyło, jak upajające było słyszeć coś takiego z jego ust.
Słowa nic nie kosztują, upomniała samą siebie. Poleganie na deklaracjach i doszukiwanie się w nich zbyt wielu znaczeń, było niebezpiecznym zwyczajem. Nie mogła sobie na to pozwolić.

-Twoja matka będzie mnie sprawdzać. Zachęci innych z twojego Domu, by testowali mnie na każdym kroku. Nie mogę udawać, że jestem słaba i jednocześnie zrobić dobre wrażenie na twojej matce.

-Słuszna uwaga - przyznał.

-Może sam powinieneś zwrócić większą uwagę na Seveline, tak by skłonić ją do działania. Takie jak ona lubią czuć się lepsze od innych. Szczególną przyjemność sprawiłoby jej udawanie bycia moją przyjaciółką, podczas uwodzenia cię za moimi plecami.

Arland odwrócił się do niej, a jego niebieskie oczy spojrzały na nią przenikliwie i twardo. -Poprosiłem cię o rękę, moja pani. Jeżeli nie będę cię traktował z pełnym oddaniem, mój Dom odrzuci cię od razu.

Miał rację.

Zapadła cisza. Pojazd przemknął nad kolejnym płaskowyżem porośniętym starą roślinnością. W oddali, kilka mil przed nimi spomiędzy ogromnych drzew wznosił się potężny, jasnoszary zamek, solidny i majestatyczny sprawiał wrażenie jakby wyrastał wprost z trzewi góry. 

-Jestem ci w pełni oddany -powiedział cicho Arland.

-Proszę, nie -słowa padły z jej ust, nim miała szansę zastanowić się nad nimi. Poczuła ból, jakby zerwał jej opatrunek z wciąż świeżej rany.

Co do diabła jest nie tak ze mną?

-Zaczekam -odrzekł.

-Może nigdy nie będę gotowa.

-Będę czekał, dopóki sama nie powiesz mi, bym przestał. Nie mam żadnych oczekiwań, moja pani. Jeżeli odejdziesz, wystarczy, że przyzwiesz mnie, kiedy tylko będziesz mnie potrzebować, a natychmiast przybędę.

Coś w jego głosie mówiło jej, że mógł czekać całą wieczność.

Dolecieli do zamku. Siedziba rodowa Domu Krahr powitała ją lasem czworobocznych wież okolonych labiryntem przejść, podestów, parapetów, grubych murów i dziedzińców. Gdyby musiała stąd uciekać, nigdy nie udałoby się jej znaleźć drogi do wyjścia.

Dłonie Arlanda spoczęły na manetkach. Wahadłowiec łagodnie skręcił i osiadł na małym lądowisku na szczycie przysadzistej wieży. Z wyższej wieży, po lewej stronie wysypała się gromada ludzi i pospieszyła w ich kierunku. Dopadło ją nagle najgorszego rodzaju déjà vu. Kiedy Melizard przybywał do domu, słudzy zawsze w ten właśnie sposób rzucali się ku pojazdowi.

Przez chwilę czuła się, jakby tonęła.

-Witaj w Domu Krahr, moja pani -odezwał się Arland.

Nie mogła zaprzepaścić swojej przyszłości przez wspomnienia. Nie pozwoli na to. Maud odwróciła się do niego i obdarzyła go swoim wampirzym uśmiechem, szerokim i ostrym. -Dziękuję ci, mój lordzie. 

Komentarze

  1. Zawsze lubiłam Arlanda, teraz wiem czemu. To wesele zapewne jest pułapką, dobrze że zdają sobie z tego sprawę. Szkoda mi Maud, za długo tkwi w przeszłości, dobrze że Arland jest cierpliwy. Pięknie dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, zaostrza mi to apetyt. mamuniaewy

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki zgadzam sie w pelni z Meg nic dodac nic ujac b.

    OdpowiedzUsuń
  4. Maud kochała dupka całym sercem chciała być go godna, wiec starala sie ze wszystkich sił byc idealna wampirzycą. Jak to się skończyło już wiemy. Teraz się boi, bo ma jeszcze Helen na której nie zależało rodzinie dupka. Ta cala sytuacja z weselem sprawi ze Maud przestanie wspominac tylko skupi sie na ochronie Arlanda (przy okazji przekona teściową ze on jest jej godny ) hana80/bicker10

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam wcześniejszych części i czuję się nieco zagubiona, ale coraz bardziej mi się podobają te Kroniki. Byłabym wdzięczna za podpowiedź, gdzie mogę znaleźć części 1-3. Adelajda44

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Neal Shusterman "Kosodom" - fragment

Tym razem mamy dla Was fragment drugiego tomu cyklu "Żniwa śmierci". W świecie wykreowanym przez Neala Shustermana nie ma miejsca na głód, wojny, choroby i cierpienia. Ludzkość uporała się już z tym wszystkim. Pokonała nawet śmierć. W tej chwili żywot człowieka mogą zakończyć jedynie kosiarze – do nich należy kontrolowanie wielkości populacji. Citra i Rowan zostają praktykantami w profesji kosiarza – choć żadne z nich nie wykazuje ku temu chęci. Nastolatkowie muszą opanować sztukę odbierania życia, wiedząc że przy tym ryzykują własnym. Citra i Rowan zrozumieją, że za idealny świat trzeba zapłacić wysoką cenę.  Takie było zawiązanie akcji w "Kosiarzach". A co będzie nas czekać w "Kosodomie"? Citra i Rowan znajdują się po dwóch stronach barykady – nie mogą się porozumieć co do moralności Kosodomu. Rowan na własną rękę poddaje go próbie ognia. Zaraz po Zimowym Konklawe porzuca organizację i zwraca się przeciw zepsutym kosiarzom – nie tylko ...

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynu...

WUB Rozdział 10 cz. 1

Na blogu IA nadal ani śladu nowego fragmentu SotB, zatem zgodnie z przedpołudniową zapowiedzią mamy dzisiaj coś dla fanów twórczości Cassandry Gannon, a dokładniej rzecz biorąc dla wszystkich kibicujących ucieczce Scarlett i Marroka. Przed kilkoma dnia zostawiliśmy bohaterów pod strażą w stołówce WUB, a dzisiaj przenosimy się o kilka pięter w dół... Na ciąg dalszy zaprosimy Was jutro, a tymczasem udanego weekendu! Rozdział 10 Marrok zaczyna wykazywać objawy seksualnego zainteresowania Scarlett. To kolejny dowód jego masochistycznych skłonności.  Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae. Podziemia były jeszcze bardziej wilgotne i zapleśniałe niż cała reszta WUB. To była najstarsza część tej placówki i idealnie oddawała całą grozę słowa lochy. Kamienne ściany, grube drzwi, żadnych okien. To było miejsce, z którego nigdy nikt nie uciekł i w którym nikt nie chciał się znaleźć. Poza Scarlett. Znalazła się dokładnie tam, gdzie chciała być. Mniej więcej. Został...