Zapraszamy do lektury kolejnego fragmentu Wildfire, w którym świeżo zaręczona para ma wciąż krótką chwilę tylko dla siebie. Niestety ta sielanka nie potrwa zbyt długo. Na horyzoncie zaczynają się zbierać (nie tylko metaforyczne) ciemne chmury....
Leżeliśmy w łóżku, przytuleni do siebie. Po wszystkim, co przeżyliśmy, powinniśmy być teraz nieprzytomni, ale z jakiegoś powodu obojgu nam nie chciało się spać. Głowę złożyłam na jego klatce piersiowej i wpatrywałam się w gwiazdy nad nami. Jego ręka gładziła moje ramię. Robił to całkowicie bezwiednie, myśląc nad czymś intensywnie.
-Dlaczego pozwoliłeś Shafferowi wejść do środka? -zapytałam.
-Ponieważ jestem egoistycznym draniem.
Spojrzałam na niego, unosząc jednocześnie brwi. Uśmiechnął się.
-Chcesz przypisać mi wszystkie te altruistyczne pobudki, ale ja po prostu chcę być z tobą za wszelką cenę. Jestem bezwzględny, gdy chodzi o twoje bezpieczeństwo, twoje szczęście i bycie z tobą -ponownie wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. -Zbyt późno, by zmienić zdanie. Zgodziłaś się już wyjść za mnie.
Pocałowałam go. -Skąd wiedziałeś, że pozwolenie Shafferowi na zobaczenie mnie przy pracy sprawi, że ucieknie, gdzie pieprz rośnie?
-Coś, co powiedział podczas kolacji z tobą. Był bardzo ostrożny, stwierdzając, iż nie jest pewne, że jesteś mocniejsza od niego. Kilka innych rzeczy, o których wspominał, tylko potwierdziło, że pod tą modną fryzurą i drogimi ciuchami kryje się cała masa niepewności co do jego miejsca w tym świecie. Na przykład sposób, w jaki mówił o Augustinie. Desperacko pragnął być postrzegany jako wpływowy i potężny szef rodziny, zarządzający swoim małym imperium i najbliższymi. Dzięki temu odkryłem jego słabość i wykorzystałem to. Zaryzykowałem, zakładając, iż gdy tylko odkryje, jak potężną mocą dysponujesz, uzna, że nie będzie w stanie cię kontrolować i nie zniesie takiego stanu rzeczy. I nie pomyliłem się.
-Shaffer nigdy mnie nie interesował.
-I już nigdy nie będzie -posłał mi uśmiech pełen samozadowolenia.
-Jesteś straszny.
-Archiwista zadzwonił, kiedy spałaś -zmienił temat. -Wasze próby zostały wyznaczone na jutrzejszy wieczór.
-Czy przeraża cię to, że jestem wnuczką Victorii Tremaine?
-Nie.
-Wiesz, że nigdy nie będziesz mógł mi skłamać.
-Wiem -przyciągnął mnie do siebie.
-Co się stanie, kiedy będę stara i pomarszczona, i zapytam się, czy nadal cię pociągam?
-Zawsze będziesz mnie pociągać. Poza tym ja wtedy też będę stary i pomarszczony.
-Nadal nie rozumiem, o co chodzi z tą deklaracją intencji pobrania się.
Trzymał mnie mocno w swoich ramionach. -Ponieważ, kiedy to ogłosimy, nasze Domy będą ze sobą powiązane. Będziesz dzielić ze mną wszystkich moich przyjaciół i wrogów. Zaręczyny ogłoszone podczas prób są praktycznie nieodwołalne. Nigdy nie będziesz mogła tego cofnąć, Nevada. Nawet jeżeli odmówisz wyjścia za mnie, nikt już nie będzie kiedykolwiek postrzegał Domu Baylorów inaczej, jak tylko przez pryzmat Domu Roganów. Nie chcę byś była zmuszona do zobowiązywania się do czegokolwiek. Nie musisz deklarować niczego podczas prób. W sumie, to odradzałbym ci wspominanie o czymkolwiek.
Wciąż próbował zostawić mi drogę ucieczki.
-Kocham cię -powiedziałam.
-Też cię kocham.
Telefon Rogana zadzwonił ze sterty jego ciuchów. Siadłam.
Rogan wyskoczył z łóżka, wyciągnął telefon i odebrał. -Tak?…Zaraz tam będę.
-O co chodzi?
-Adeyemi Ade-Afefe jest na dole. Powiedziała, że coś nam zagraża.
Adeyemi Ade-Afefe była niską, czarnoskórą kobietą w mniej więcej moim wieku. Sprawdziłam jej rodzinę, kiedy Rogan po raz pierwszy o nich wspomniał. Pochodzili z ludu Joruba i przybyli z Nigerii, a nazwę ich domu można było tłumaczyć jako „Ukoronowani przez Wiatr”. Adeyemi miała na sobie białą bluzkę i niebieskie dżinsy. Gele, tradycyjne afrykańskie nakrycie głowy w kształcie turbanu wykonane z mieniącego się szarego i niebieskiego jedwabiu ukrywało jej włosy pod wymyślnym węzłem. Spoglądała na świat dużymi, brązowymi oczami i instynktownie wyczuwało się, że gdy tylko się śmieje, cała jej twarz jaśnieje. Teraz jednak się nie uśmiechała.
-Musicie opuścić to miejsce -wykonała dłonią krótki, szybki gest. -Wynieść się stąd i ewakuować miasto.
Sierżant Heart, Rivera, Bug, Rogan i ja zgromadziliśmy się wokół niej na parterze.
-Co się stało? -zapytał Rogan.
-Sturm przemieszcza wokół całe masy powietrza. Musicie uciekać.
-Myślałem, że Adepero stwierdził, iż nie zamierzacie się w to mieszać.
-Nie. Ojciec stwierdził, że zastanowimy się nad tym. I rozważyliśmy wszystko szczegółowo. Nie zamierzamy pomagać ci w twojej walce, ale to jest większe niż twoja prywatna wojna.
-Jak źle jest? -dopytywał się Rogan.
Adeyemi poprawiła okulary na swoim nosie. -To będzie najgorsze tornado, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Zrówna z ziemią całkowicie tę część miasta. Może zniszczyć całe Houston. Nie wiem, czy po przejściu tej nawałnicy cokolwiek się ostanie.
-Czy to będzie F4 -zapytał Rivera. -F5?
-F5 oznacza prędkość wiatru powyżej dwustu mil na godzinę -odezwała się ostro Adeyemi. -To będzie miało ponad trzysta. Ten sztorm będzie wyrywał budynki z fundamentów, miotał samochodami jak piłkami bejsbolowymi i łamał drzewa. Będzie wyginał metalowe konstrukcje, zrywał linie energetyczne i rył głębokie dziury w ziemi. Czy naprawdę muszę wam to narysować, byście zrozumieli?
Przeszłam kilka metrów do drzwi i wyjrzałam na zewnątrz. Gruba warstwa ciemnych chmur wirowała na niebie, zakrywając coraz więcej gwiazd. Porywy wiatru zmierzwiły moje włosy. Cofnęłam się do środka.
![]() |
źródło:unsplash.com |
-Czy możesz się mu przeciwstawić? -zapytał Rogan.
Adeyemi przygarbiła się lekko. -Zaklinanie pogody zajmuje czas i wymaga odpowiednich przygotowań. Atmosfera otacza naszą planetę niczym wielka kołdra. Jest nieprzerwana, ciągła. Wszystko jest wzajemnie połączone. Jeżeli wywołasz gdzieś deszcz, będzie to oznaczać, że w innym miejscu zapanuje susza. Ten koszmar na zewnątrz jest efektem całych tygodni prac. Sturm manipulował pogodą od co najmniej miesiąca. Zaklęcia, których używa, są tak skomplikowane, że zajęłoby całe dnie, by poprawnie skopiować kręgi do nich użyte. Mogę go spowolnić, ale nie mogę go powstrzymać. Nikt nie może go teraz zatrzymać.
-A więc wiedziałaś, że się do tego przygotowywał? -zapytałam. -Dlaczego nic nie powiedzieliście?
-Ponieważ jedną rzeczą jest stworzenie odpowiednich warunków do powstania sztormu, a inną wywołanie go -Adeyemi zacisnęła dłoń w pięść. -Nie sądziłam, że posunie się do tego. Nikt z nas go o to nie posądzał. To jest… Liczba śmiertelnych ofiar będzie katastrofalna. To będzie klęska żywiołowa.
-Dlaczego teraz? -zastanawiał się Rivera.
Przynajmniej to było oczywiste. -Wie, że mamy pliki -wyjaśniłam. -Wie, że prędzej czy później złamiemy szyfr i że Brian jest już dla nich bezużyteczny. Chce nas zatem pogrzebać żywcem. Jeżeli wszyscy zginą, a miasto znajdzie się w ruinie, nikt nie będzie zaprzątał sobie głowy spiskiem. Czy możemy w jakiś sposób dowieść, że to on jest odpowiedzialny za ten sztorm?
Adeyemi potrząsnęła głową. -Nie, dopóki go nie zobaczymy. Zaklęcia pogodowe są nie do wytropienia, podobnie jak reszta magicznych zdolności. Użycie magii nie pozostawia śladów, na podstawie których dałoby się zidentyfikować maga. Można oczywiście spekulować, ale przypuszczenia nie wystarczą, by postawić go przed sądem czy też przed Zgromadzeniem. Musicie się szybko zdecydować. Zaczyna nam brakować czasu.
Dziwne zwyczaje mają ci zaklinacze pogodowi, mogli chociaż coś napomknąć o przewidywanym tornado, zawsze mniej ludzi znalazło by się w jego centrum. Teraz pozostaje tylko martwić się o poznanych osobach. Mam nadzieję, że wszyscy się uratują. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńCo za mentalność, ryzykować tyle, bo może idiota się rozmyśli? Trochę się paniusia spóźniła z tymi rewelacjami moim zdaniem! :-)
OdpowiedzUsuńznowu pod górkę;dziękuję:)
OdpowiedzUsuńZaborczy męski samiec.... mrau :D No i zaczyna się dziać poważnie. Nevada i Rogan zawsze mają jakieś trudności w byciu po prostu razem, co jest strasznie wkurzające. Dzięki za fragment, Pati
OdpowiedzUsuń