Wiemy, że wystawiamy Waszą cierpliwość na ciężką próbę, ale niestety ze względu na jutrzejszy wyjazd nie wiem, gdzie dzisiaj ręce wsadzić i czym się zająć, by się z wszystkim wyrobić. Liczymy na Wasze zrozumienie i mamy nadzieję, że poniższy fragment zrekompensuje Wam choć częściowo dłuższe oczekiwanie.
Jednocześnie obiecujemy, że zrobimy co w naszej mocy, by we wtorek kolejny odcinek pojawił się jeszcze przed naszym odlotem. A później pozostanie trzymanie kciuków, by na miejscu infrastruktura pozwoliła nam na swobodny dostęp do bloggera.
Tymczasem zaś przyjemnej lektury!
Jednocześnie obiecujemy, że zrobimy co w naszej mocy, by we wtorek kolejny odcinek pojawił się jeszcze przed naszym odlotem. A później pozostanie trzymanie kciuków, by na miejscu infrastruktura pozwoliła nam na swobodny dostęp do bloggera.
Tymczasem zaś przyjemnej lektury!
Przykucnęłam w terenie. Rogan niczym kamienna statua czekał obok. Kilkaset metrów przed nami z ciemności wyłaniała się jaśniejąca baza Sturma. Zbliżaliśmy się do rancza poprzez pastwiska. Jedyna droga, prowadząca do ośrodka, leżała po naszej lewej stronie. Gdybyśmy nią podążyli, trafilibyśmy do głównej bramy wraz ze strażnicą w zewnętrznym ogrodzeniu pod prądem. Kolejny, mniejszy posterunek znajdował się po prawej, a dwa dalsze zbudowane były już wewnątrz zamkniętego terenu, poza zasięgiem naszego wzroku.
To miejsce wyglądało jak więzienie.
Wokół nas przyczaili się ludzie Rogana, ciche cienie w ciemnościach nocy. Sprawdziłam zegarek. Pozostało nam piętnaście minut, nim -zgodnie z tym, co powiedziała nam Adeyemi- rozpęta się pogodowe piekło. Nie mogliśmy dłużej czekać. Wiatr się wzmagał, a powietrze było ciężkie i gęste niczym zupa przesycona groźną magią.
Za mną stał Cornelius z pochyloną głową. Jeszcze dalej cierpliwie czekali Diana i Blake Harrison, ich starszy brat, z ośmioma jaguarami siedzącymi u ich stóp. Trzy czarne i pięć złotych kotów wpatrywało się w noc swoimi bezdennymi oczami. Matilda siedziała wśród nich. Ludzkie dziecko, będące w jakiś przedziwny sposób częścią tej watahy. Nie rozumiałam, dlaczego każdy nalegał, by wziąć ją z nami, mimo grożącego nam wszystkim niebezpieczeństwa. Kiedy zapytałam się o to Dianę, tylko się uśmiechnęła.
Edward Sherwood stał samotnie na małym podwyższeniu terenu. Przez ostatnie pięć minut rozrzucał wokół siebie ziarna z dużego worka.
Nie pozostawało nic, tylko czekać.
-Czy jesteś pewna, że chcesz użyć tego starego czołgu? -po raz trzeci zapytał mnie Rogan. -Mogę wciąż załatwić ci lepszy…
-Hej! -babcia Frida wyciągnęła rękę i popukała go palcem. -Możesz załatwić jej nowszy czołg, ale nie lepszy.
Kolejna niemożliwie ciągnąca się minuta minęła.
-Borsuki się przebiły -oznajmił Cornelius i wytarł pot z czoła.
Jaguary ruszyły w ciemność. Ponad nimi poszybowały dwie sowy. Zarówno Diana, jak i Blake wpatrywali się w małe tablety i szeptali coś do mikrofonów.
Cornelius podszedł do mnie i usiadł obok. Wyglądał na wykończonego.
-Czy jaguary przecisną się tunelem wykopanym przez borsuki? -zapytałam.
-W zwykłych warunkach nie -odpowiedział. -Ale teraz zrobią wszystko, o co je poprosimy.
Koty dobiegły do krawędzi oświetlonego terenu i poruszając się bezszelestnie, wpełzły do nory.
Minęła kolejna długa chwila.
-Co, jeżeli zostaną dostrzeżone?
-Nie zostaną - odrzekł Cornelius. -Słowo yaguar oznacza kogoś, kto zabija jednym ugryzieniem. One nie duszą swoich ofiar. Przegryzają ich karki jednym kłapnięciem szczęk. Bez problemu mogą też skruszyć ludzką czaszkę. W dziedzinie ataków z zaskoczenia są niedoścignione.
Kolejna minuta.
Czułam narastające napięcie. Musiałam siłą woli stłumić chęć rzucenia się biegiem do przodu i wydarcia się, by pozbyć się stresu.
Kolejna minuta…
-Przeszły -stwierdził Cornelius.
Nic się nie zmieniło. Z miejsca, w którym się znajdowaliśmy, baza nadal wyglądała na nietkniętą.
Talon wylądował na ręce Corneliusa. Ten spojrzał na Edwarda, który skinął głową. Mag zwierzęcy przekazał mały woreczek Talonowi. Jastrząb chwycił go w swoje szpony i odleciał.
Czas, by zająć pozycje. Podniosłam się i podeszłam do niewielkiej drużyny w mundurach bojowych. Sześciu ludzi rozlokowało się wokół mojej siostry. Rivera z przodu, Melosa z tyłu, a Leon z lewej strony Cataliny. Ja zajęłam miejsce po prawej.
![]() |
| źródło:pixabay.com |
Catalina spojrzała na swoją kamizelkę kuloodporną. W hełmie wyglądała jakby miała dwanaście lat. Była tak delikatna i wrażliwa. W jej oczach widziałam obawę i serce aż mi się ścisnęło.
-Jesteś pewna? -zapytałam po raz piętnasty.
-Tak.
Założyłam na głowę hełm.
Daleko po prawej Edward Sherwood wyprostował się i rozłożył szeroko ręce. Biała trawa wyrosła wokół niego, przybierając postać skomplikowanego kręgu. O żesz…
Sekundy zdawały się teraz minutami.
-Zrobione -usłyszałam głos Diany w słuchawce.
-Zespól Alfa, ruszać -rozkazał Heart.
Pobiegliśmy przed siebie, kierując się na najbliższy posterunek straży przy bramie. Po kilku chwilach osłaniająca nas ciemność skończyła się i znaleźliśmy się świetle lamp, wystawieni na strzał niczym kaczki na strzelnicy. Moja siostra była tuż obok mnie w tym swoim głupim hełmie i przez głowę przeleciała mi myśl, że gdyby gdzieś tam na dachu był snajper, mógłby zastrzelić ją w mgnieniu oka.
Nie myśl o tym, nie myśl, po prostu działaj.
Biegłam, starając się zasłaniać własnym ciałem Catalinę tak bardzo, jak to tylko możliwe.
Uderzenia serca odzywały się echem w mojej głowie. Raz, dwa, trzy…

Dziekuje ale napiecie no nie wiem jak wytrzymam do jutra tyle akcji a wszystko w upiornej ciszy b.
OdpowiedzUsuńTo prawda, straszne napięcie!!! Pięknie dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńRównież bardzo dziękuję, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńNapięcie, napięciem, ale jak świetnie oddane przez tłumaczy. Doceńmy👌
OdpowiedzUsuńNapięcie, akcja, wszystko... uwielbiam! mamuniaewy
OdpowiedzUsuńAchhh w końcu rozprawią się ze Sturmem. Czekam na to co pokaże rodzina Baylorów. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńDziękuję:::::)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ale żałuję, że to przeczytałam, było lepiej poczekać do jutra!
OdpowiedzUsuń