Zapraszamy do lektury ostatniego fragmentu rozdziału 14-go Wildfire. Kurz bitewny powoli opada, co jednak nie znaczy, że będzie spokojnie, nudno i nic się nie będzie działo. Na scenę wkracza "uwolniony" Brian, a czym się to skończy... przekonacie się za kilka akapitów.
Udanego weekendu!
Udanego weekendu!
Trawnik był naszpikowany ostrzami. Tornado porwało kolekcję Sturma i rozrzuciło ją po okolicy. Z jakiegoś dziwnego powodu wszystkie ostrza wbiły się pionowo w dół i wyglądały teraz jak jakieś zmutowane i ostre jak brzytwa kwiaty nagle wyrosłe na zgliszczach bazy.
![]() |
źródło:pixabay.com |
Rogan obejmował mnie. Odmówił wypuszczenia mnie ze swoich ramion, tak więc staliśmy wciąż wtuleni w siebie i obserwowaliśmy razem rozgrywające się przed nami zamieszanie.
Po lewej moja matka próbowała udzielić pierwszej pomocy babci Fridzie. Babcia Frida w żadnym wypadku nie uważała, iż potrzebuje jakiejkolwiek pomocy.
-Czy wreszcie przestaniesz histeryzować? -babcia Frida po raz kolejny odepchnęła dłoń mamy.
-Uspokój się matko. Krwawisz.
Wokół nas ludzie Lenory Jordan zabezpieczali teren. Wcześniej zabrali już Sturma, związanego, zakneblowanego i uśpionego. Lenora wciąż była na miejscu. Ubrana i przemieszczająca się po fortecy Sturma zdecydowanym krokiem, co rusz wykrzykiwała ostrym głosem polecenia.
Ludzie Sturma siedzieli skuci kajdankami na ziemi. Dwóch psioników przechadzało się pomiędzy nimi, uspokajając ich i wpływając na ich ogląd rzeczywistości. Helikopter zabrał Catalinę, nim sztorm rozpętał się na dobre, pozostawiając za nią kilkudziesięciu zaprawionych w bojach najemników, płaczących i użalających się nad sobą. Wobec takiego stanu rzeczy Lenora Jordan zdecydowała się siegnąć po nadzwyczajne środki i sprowadziła do zapanowania nad nimi psioników.
Kilka metrów od nas Rynda starała się, najlepiej jak potrafiła, zająć się Edwardem, który siedział oparty o pień własnego cyprysa. Stworzenie tak potężnego drzewa musiało wyczerpać go do cna. Na jej twarzy malowała się nie tyle troska, ile wręcz czułość.
Opancerzony pojazd przejechał przez wybitą przez Romeo dziurę w murze i zatrzymał się. Z wozu wyskoczył Rivera. Chwycił klamkę od strony pasażera i przytrzymał otwarte drzwi. Przed nami ukazał się Brian Sherwood. Tego samego wzrostu i budowy co Edward, z szerokimi ramionami, grubymi kośćmi i długimi kończynami. Wyglądał jak jego brat, a jednocześnie w ogóle go nie przypominał.
-Rynda -zawołał. -O, mój Boże, Ryndo. Jesteś tutaj.
Odwróciła się i obrzuciła go takim spojrzeniem, jakby zobaczyła węża.
-Tak bardzo za tobą tęskniłem! -Brian ruszył w poprzek trawnika w stronę swojej żony. Nie miał pojęcia, że jesteśmy świadomi jego zdrady.
-Nikt mu nie powiedział? -wymruczałam cicho.
-Nie -uśmiech na twarzy Rogana był nieco przerażający.
Rynda wyprostowała się, ściągnęła do tyłu ramiona i obdarzyła męża lodowatym spojrzeniem. W każdym calu była teraz córką swojej matki.
-Tęskniłeś, tak? -zapytała zimnym tonem.
Brian zatrzymał się. -Tak.
-Też za tobą tęskniłam, Brianie. I musiałam znieść bardzo wiele, kiedy cię nie było.
Postąpił kolejny niepewny krok naprzód. -Już wszystko w porządku, Jestem tutaj. Będzie dobrze.
-Tak - Rynda ruszyła ku niemu. -Będzie. Tak się cieszę, że tu jesteś, Brian. Pozwól mi podzielić się z tobą tym, przez co przeszłam.
Magia uderzyła z niej tak silnym strumieniem, że jej potencjał poczułam nawet z tej odległości. Przerażenie, panika, desperacja, trwoga, obawa, obezwładniający smutek i wściekłość. Mnóstwo gniewu. Jej magia ledwo mnie dotknęła, a całą siłą woli musiałam się powstrzymywać, by nie wrzasnąć dla uporania się z tą nawałą emocji.
Brian wstrząsnął się. Jego usta otworzyły się szeroko. Upadł na kolana.
-Powstrzymaj się Ryndo! Przestań!
Nadal szła w jego kierunku z bezlitosnym wyrazem twarzy. -Dlaczego nie uciekasz teraz Brianie? Nie jesteś jeszcze wystarczająco zestresowany?
-Proszę, przestań! Proszę!
-Chciałeś zamordować mnie i dzieci. Chciałeś, żebyśmy nie żyli. Nasze dzieci! Powinieneś zastrzelić mnie podczas snu, Brianie. Ponieważ teraz sprawię, że będziesz cierpiał. Poczuj to, mężu. Poczuj to wszystko.
Łzy popłynęły po jego policzkach. -Przestań! Przestań ty pierdolona suko, przestań!
-Nie.
Brian zrobił się czerwony na twarzy, w oczach pojawiło się szaleństwo. Wzdrygnął się, wykrzywił twarz w koszmarnym grymasie i zaatakował Ryndę. Jego ręce wystrzeliły w kierunku jej gardła. Edward Sherwood rzucił się pomiędzy nich z ogromnym mieczem trzymanym w obu dłoniach. Ostrze wzniosło się i opadło z paskudną nieodwołalnością. Brian Sherwood złożył się na pół i padł na ziemię. Krew przesączała się przez jego ubranie. Edward wzniósł miecz raz jeszcze, z całą siłą wbił go w pierś brata i przekręcił w ranie gwałtownym szarpnięciem.
Wszyscy stali w całkowitym bezruchu.
Edward wyprostował się. Na jego twarzy nie rysowały się żadne uczucia. Był nieczuły niczym średniowieczny rycerz, stojący nad ciałem wroga. -Dom Sherwoodów rozwiązał swój wewnętrzny konflikt -oznajmił. -Jesteśmy teraz jednością.
No dobra rozumiem dlaczego Edward to zrobił - moim zdaniem trochę za szybko i mało boleśnie - ale to ostatnie zdanie nie ma dla mnie sensu.... no bo przecież oni się go oficjalnie wyparli.....
OdpowiedzUsuńNo nic należało się matoł....... :)
Dziękuję i pozdrawiam.
ps.
Rogan po tym wszystkim nauczy się pić herbatkę z meliski :D
Chociaż raz spodobała mi się Rynda. Chociaż rozwiązanie Domu Sherwoodów całkowicie mnie zaskoczyło. A i tak uważam, że śmierć jest zbyt łagodną karą dla Briana. Bardzo dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam i życzę przyjemnego weekendu, Meg
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:)Rynda wreszcie zapulsował no i Edward stanął na wysokości zadania a miałam go za mięczaka od roślinek Podrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziekuje lubie takie dowcipne perelki , typu podkreslenie ze Lenora byla ubrana ,reakcje babci Fridy na troskliwosc,, płaczacych twardych najemników czy tez stwierdzeni e Edwarda teraz jetesmy jednoscia Dlatego wlasnie sa autorzy ktorzy mnie przyciagaja bo potrafia dowcip polaczyc z interesujaca akcja i swietnymi bohaterami Choc istotna czesc dalej zostaje nie wyjasniona kto za tym stoi i co jest w tych zaszyfrowanych dokumentach - jestem zadowolona blanka
OdpowiedzUsuńps mam jeszcze pytanie po co zostalo to dziecko zabrane bo chyba przeoczylam moment wykorzystania go w walce
Właśnie, gdzie w tym wszystkim jest Mathilda, jakaś była rola dziewczynki w tym wszystkim? Rynda zachowała się jak na zdradzoną żonę i matkę przystało, ale tak szybką śmierć Briana naprawdę mnie nie urządza, po tym wszystkim?! No i przecież Edward nie jest póki co głową Domu Sherwoodów, więc dlaczego zachowuje się jakby był?
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o Mathildę, to już po pierwszym ataku na magazyn Baylorów (w White Hot) Cornelius nie miał nic przeciwko przechadzaniu się córki pośród zwłok najemników, uznając iż jest to świat, w jakim przyjdzie jej żyć i musi się z nim oswajać. Taki "parenting" a'la Pierwsi/Wybitni i tym podobni:-/ A co do Edwarda - to już w szpitalu wydał polecenie szefowi ochrony, by ten powiadomił matkę, iż to właśnie on przejmuje od teraz obowiązki głowy Domu.
UsuńW życiu bym nie podejrzewała, że Edward może się tak zachować... Tak brutalnie. Zaimponował mi, bo w sumie miałam go za takie lelum polelum, co za bardzo nie umie walczyć i być głową Domu. Także szacun gościu :D Rynda to standardowo mnie wkurzyła, ale NARESZCIE postąpiła jak Pierwsza i wykorzystała swój talent do tego.
OdpowiedzUsuńA poza tym nie wierzę, że to już koniec. No dobra jeszcze epilog, ale koniec. A tak się zżyłam z bohaterami Hidden Legacy.
Dzięki wielkie za przetłumaczenie i już się nie mogę doczekać co będziecie dalej tłumaczyć.
Pati