Znów mieliśmy nieco problemów z łącznością w minionych dniach i stąd drobne opóźnienie w publikowaniu ostatniego fragmentu rozdziału trzeciego. Bez zbędnego już jednak tłumaczenia (się), zapraszamy Was do lektury ciągu dalszego rozmowy Maud i Karat.
A w przyszłym tygodniu, jeżeli tylko czas i technika pozwolą, będziemy dla Was mieli również przekład rozdziału czwartego.
Udanego weekendu, trzymajcie się ciepło, bo z tego, co słyszymy, zima nie odpuszcza...
Karat pociągnęła wina z kieliszka. -Bezpośrednia potyczka jest w pełni akceptowalnym sposobem na rozstrzygnięcie sporu pomiędzy rywalizującym rodzeństwem.
A w przyszłym tygodniu, jeżeli tylko czas i technika pozwolą, będziemy dla Was mieli również przekład rozdziału czwartego.
Udanego weekendu, trzymajcie się ciepło, bo z tego, co słyszymy, zima nie odpuszcza...
Karat pociągnęła wina z kieliszka. -Bezpośrednia potyczka jest w pełni akceptowalnym sposobem na rozstrzygnięcie sporu pomiędzy rywalizującym rodzeństwem.
Gdybyż tylko tak było. Maud odchyliła się do tyłu. -To nie było bezpośrednie starcie.
-Co?
-Mój mąż zorganizował zasadzkę na swojego brata.
Karat zamrugała. -Nie rozumiem. Powiedziałaś, że twój mąż był lepszym wojownikiem.
-Mojemu mężowi oświadczono w sposób nie pozostawiający najmniejszych watpliwości, że to jego brat zostanie Marshalem, a jakakolwiek próba sabotowania tego nie będzie akceptowana ani przez rodziców, ani przez cały Dom. Wiedział, ze jeżeli wyzwie swojego brata na pojedynek, wywoła tym wściekłość w całym klanie. Tak wiec przekonał grupę rycerzy, by napadła na jego brata, gdy ten wracał do siebie po załatwieniu pewnej sprawy. W tym czasie oboje byliśmy w gościnie w domu jego kuzyna, którego starszy syn został właśnie pasowany na rycerza. Podczas świętowania z tej okazji mój mąż otwarcie zaczął flirtować z obcą kobietą. Musiał liczyć na to, że zrobię mu scenę. Zamiast tego opuściłam przyjęcie, ale i to okazało się wystarczające. Każdy z gości zapamiętał naszą obecność i moje wyjście. W ten sposób zadbał o swoje alibi.
Karat zapomniała o swoim winie. -To wielce niehonorowe.
-To właśnie mu powiedziałam, kiedy wyjaśnił mi wszystko tamtej nocy.
-Co miał na swoje usprawiedliwienie?
Maud westchnęła. -Że robi to dla nas, dla mnie i dla naszego dziecka. Że w ten sposób staniemy się bezpieczniejsi i zagwarantujemy przyszłość Helen.
-Uwierzyłaś mu?
Rozmowa na ten temat sprawiała jej ból, była jak rozdrapywanie starej rany. -Nie. Choć część mnie bardzo tego pragnęła. Kochałam go. Był moim mężem i ojcem mojego dziecka. Ale mimo to zdawałam sobie sprawę, że wszyscy byliśmy tylko środkiem do zaspokojenia jego ambicji. Ostrzegłam go wówczas, że to może być koniec wszystkiego.
-I był?
Maud skinęła głową. -Tak, jego brat przeżył. Jeden z napastników rownież. I został przesłuchany. Przyszli po nas nocą. Zostaliśmy wypędzeni na Karhari. Wszyscy troje.
Rysy twarzy Karat wyostrzyły się. -Kto mógłby wypędzać dziecko? Szczególnie na Karhari. To pustkowia. Kompletne bezludzie. Zadupie Galaktyki.
-Ktoś, kto desperacko stara się obronić dobre imię rodziny - Maud odstawiła kieliszek na stół. -Dom Ervan jest młody. Rozpaczliwie starają się zdobyć szacunek, taki ktory przychodzi z wiekiem i dokonaniami.
-Nie da się tego przyspieszyć. To musi zająć całe pokolenia.
-Cóż, mimo to próbowali. Dla zdobycia takiego zamku mogliby zabić. Gdyby tylko byli w stanie. Wszystko było podporządkowane temu celowi. Każdy rytuał, każda tradycja była ścisłe przestrzegana. Stosowność każdego detalu była sprawdzana. Pozory utrzymywane. Przesadzali z wszystkim. I wiesz, kto nie pasował do tego schematu? Ludzka kobieta i jej córka.
-Ona jest dzieckiem Domu Ervan -powiedziała Karat. -Mają wobec niej okreslone zobowiązania, bez wzgledu na to, co zrobił jej ojciec.
-Oni tak tego nie postrzegali. Na Ziemi mówimy: do trzech razy sztuka. Ja bylam pierwszym odstępstwem od normy, Helen drugim, a próba zabicia szwagra trzecim. Uświadomiłam to sobie, kiedy na kolanach błagałam o życie mojej córki.
Karat wzdrygnęła się.
-Chcieli się nas pozbyć. Nas wszystkich. Usunęli nas ze swoich rejestrów i porzucili na Karhari. To miało wyglądać tak, jakbyśmy nigdy nie istnieli.
-Co się stało na Karhari? -zapytała Karat.
-Ta planeta pochłonęła duszę mojego męża. Przeżuła ją i wypluła. Doprowadziła go do szaleństwa. Ostatecznie zdradził niewłaściwych ludzi i został zabity.
![]() |
zrodlo:ilona-andrews.com |
Karat wpatrywała się w nią.
Maud wypiła resztkę wina. -Wiem, dlaczego tu przyszłaś. Chciałaś wiedzieć z jakim bagażem się tu pojawiamy. Nic nas nie łączy z Domem Ervan. Jesteśmy dla nich obcy. Sprawę długu krwi z Karhari mamy załatwioną. Zabójcy mojego męża nie żyją. Nikt z żyjących nie nie rości sobie prawa do zemsty na mnie lub na mojej córce. Nikomu nie jesteśmy nic winne. Przybyłyśmy tu bez żadnych zobowiązań. Jesteśmy dokładnie takie, na jakie wyglądamy.
-Och, watpię - rzuciła Karat. -Skrywacie znacznie więcej, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.
Nawet nie wiesz, ile. -Czy odpowiedziałam na twoje pytania, moja lady?
-Tak.
-Zatem teraz moja kolej. Jak wściekła jest Lady Ilemina?
-Jak zła jest nasza porywcza władczyni? -Karat odchyliła się na oparcie swojego krzesła z głębokim westchnieniem. -Arland jest cudowny, kiedy tu jest. Tyle że prawie nigdy go tu nie ma. Najpierw uległ fascynacji Ziemią i ziemskimi kobietami. Czy mówił ci, ze mamy kuzyna, który poślubił jedną z Ziemianek?
-Moja siostra wspomniała o tym.
-Mieszkają po drugiej stronie globu. Ona jest naukowcem, zajmującym się badaniami owadów.
-Entomologiem?
-Tak. Pewnego dnia spóźniła się na urodziny swojej córki, bo znalazła jakiś nowy gatunek chrząszcza, taki którego jeszcze nigdy wcześniej nie widziała. Na co komu chrząszcze? Ani to jedzenie, ani zwierzaki domowe. Jedyne co można z nimi zrobić, to rozgnieść butem. Nigdy się nie wie, który z nich nie okaże sie trujący.
Wampirzy punkt widzenia sprowadzał się do prostej zasady: jeżeli to nie żywność albo coś, co można wziąć ze sobą do domu, trzeba to zabić, bo może okazać się groźne.
-Nie angażuje się w politykę, walka jej nie interesuje, a pięć minut rozmowy z nią wystarczy, by znaleźć się na granicy śpiączki, ale jest piękną kobietą i mój kuzyn Hierophant, niech bedzie błogosławiony, kocha ją z całego serca.
Maud zdławiła uśmiech.
-Potem Arland zaczął znikać. Gdzie jest Arland? Ma jakieś przygody w pewnej ziemskiej gospodzie. Zawsze musi chodzić o coś z Ziemią. Pośredniczy w zawieraniu układu pokojowego. Gdzie? Na Ziemi. Udaje się na poszukiwanie wyjątkowego prezentu dla swojej ulubionej kuzynki. Dokąd? Na Ziemię.
-Co ci kupił?
-Kawę. Znakomitej jakości, ale na cóż mi aż 10 funtów kawy? Wystarczyłoby, by upić całe miejscowe rycerstwo. Następną rzeczą, o jakiej się dowiedzieliśmy, było to, że wymigał się od brania udziału w przygotowaniach do wesela, bo ktoś na Ziemi potrzebował pomocy. Najwyraźniej potrzeby własnego Domu nie były równie istotne. Wybrał się na Karhari, a chwile pózniej pojawiło się to nagranie, na którym wyrywa się z jakiejś opancerzonej rudery z uczepionymi go wampirami w badziewiastych pancerzach i ryczy niczym jakiś bohater dramatu historycznego.
Maud nie wytrzymała i roześmiała się.
-Nie rozumiesz - Karat zamachała rekami. -To cholerstwo było wszędzie. W pojedynkę załatwił siedem wampirów. Więc Dom Karhari z miejsca nazwał go bezwględnym mordercą, nasi dalecy krewni przypomnieli sobie nagle o nas i zaczęli przesyłać nam to nagranie, a nasi sojusznicy zainteresowali się, dlaczego nasz Marshal wplatał się w awanturę na jakiejś odległej planecie i czy wysłaliśmy go tam z jakąś sekretną misją, a jeżeli tak, to dlaczego ich o tym nie powiadomiliśmy. A przy okazji zaczęliśmy dostawać całą masę propozycji zawarcia małżeństwa, gdyż nagle pół Galaktyki uznało go za wyśmienitą partię. Widziałam twarze moich rodziców i ciotki, gdy to oglądali. Przybrali kolory, które nie występują w naturze. I to naprawdę nie jest zabawne!
Maud próbowała się powstrzymać, ale to było silniejsze od niej. Wmawiała sobie, że to efekt uboczny stresu.
-Nie żałuj sobie -Karat wywróciła oczami. -Miejmy to już za sobą. Nie tylko sprawił, że przez dobre dwa tygodnie znajdowaliśmy się w centrum uwagi całej Anokracji, to jeszcze po wszystkim odmówił powrotu, bo potrzebował chwili dla siebie. Wpakował nas na taką minę i pojechał sobie na wakacje! A potem wysłał nam wiadomość: przyjeżdżam z ludzką narzeczoną. Chociaż w sumie to odrzuciła moje oświadczyny, ale i tak ją przywożę. Przygotujcie zamek!
Maud zdobyła się na heroiczny wysiłek, by przestać się śmiać.
-Myślałam, że moja ciotka eksploduje. Na serio się tego obawiałam. Tak więc nie spodziewaj się ciepłego przyjęcia.
-W porządku - udało się wykrztusić Maud. -Nie oczekiwałam niczego innego.
-Zdaję sobie sprawę, że to w żaden sposób nie jest twoja wina, ale nie zmienia to faktu, że moja ciotka będzie cię sprawdzać i testować na każdym kroku. Cholernie klarownie dała wszystkim do zrozumienia, że jest niezadowolona. A my jesteśmy zwierzętami stadnymi.
-Kiedy przywódca warczy, wszyscy rzucają się do pomocy.
-W rzeczy samej -Karat posłała jej kwaśny uśmiech. -Też miałam zamiar się przyłączyć, ale ojciec przekonał mnie, bym nie kierowała się uprzedzeniami i zachowała otwarty umysł. W zasadzie polubiłam cię, co sprawia, że znajduję się w trudnym położeniu. To będzie ciężka przeprawa. -Wampirzyca nachyliła się ku Maud. -Jesteś na to gotowa? Naprawdę tego chcesz?
-Tak. Po to tu jestem.
Karat westchnęła. -Tego się właśnie obawiałam. No cóż, najpierw czeka nas kolacja. Odbędzie dzisiaj wieczorem, za mniej więcej trzy godziny.
-Z założonym pancerzem?
-Z pancerzem - potwierdziła Karat. -Masz teraz czas, by się przygotować, chociaż w twoim wypadku nie musisz robić za wiele z włosami. Dlaczego ścięłaś je tak krótko?
Obcięła je pierwszego dnia po przybyciu na planetę. Miała dość bycia wampirzą żoną Marshala. To była jej ofiara na rzecz Karhari. Zakończenie pewnego etapu egzystencji i próba przekupienia losu, by utrzymać Helen przy życiu. Ale wytłumaczenie tego wydawało się zbyt skomplikowane, więc powiedziała to samo, co swojej siostrze. -Na Karhari jest bardzo mało wody. Ciężko było utrzymać je w czystości.
-Szkoda -odpowiedziała Karat. -Potrzebujesz czegoś?
-Co z Helen?
-Może być z innymi dziećmi albo może zostać w waszej kwaterze.
-Helen? - zawołała Maud. -Muszę iść na kolację dla dorosłych i nie możesz być ze mną, kwiatuszku. Chcesz pobawić się z innymi dziećmi, czy wolisz zostać sama?
-Chcę się pobawić z innymi - odpowiedziała Helen.
Maud powstrzymała westchnienie. Helen prędzej czy pózniej będzie musiała zacząć się integrować z innymi wampirami. Maud liczyła na to, że będzie wtedy przy niej. Każdą cząstką siebie pragnęła ułatwić jej to i upewnić się, że nic złego jej się nie przytrafi. Ale teraz nie mogła. Musiała pozwolić swojej córce na samodzielność. Niektórych rzeczy Helen musi się nauczyć sama.
-Bardzo dobrze -powiedziała tylko.
-Albo przyjdę sama, albo przyślę kogoś na pół godziny przed kolacją - dodała Karat. -Przypuszczam, że Arland będzie chciał ci towarzyszyć, ale znając swoją ciotkę, zakładam, że zadba o to, by był wówczas zajęty czymś innym.
I tego też się spodziewała. -Dam radę -odpowiedziała Maud.
Karat zmrużyła oczy. -Myślę, że faktycznie sobie poradzisz. Jeżeli nie zobaczymy się jeszcze przed kolacją, powodzenia!
Zdaje się, że Maud czeka ciężkie przejście z przyszłą teściową, do tego kolacja, dobrze że Karat ją ostrzegła. Właściwie to wszystko wina Arlanda. Ciekawi mnie też jak Helen poradzi sobie z innymi dziećmi. Bardzo dziękuję za tłumaczenie i korektę. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu, Meg
OdpowiedzUsuńDziekuje oooooooooooooo tak kolacja zapowiada sie ekscytujaco Ciekawe co narozrabia Helen b.
OdpowiedzUsuńDziękuje za fragment Kolacja może być całkiem ciekawa Pozdrawiam J
OdpowiedzUsuńDzięki za tłumaczenie :)
OdpowiedzUsuńDziekuje,jak wyjasnila Karat Maud wybrała zły moment na odwiedziny rodziny Arlanda ale wierze ze sobie poradzi,podobnie jak i Helen
OdpowiedzUsuńPoradziły sobie na Karhari, poradzą sobie z rodziną Arlanda :)
OdpowiedzUsuńZaczyna się doskonale. Mniammmm. mamuniaewy
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem jest lepiej , czekam na tête-à-tête z domniemaną teściową :D Dzięki , dzięki , dzięki :)
OdpowiedzUsuń