Wszystkich ciekawych dalszych losów Maud, Helen i Arlanda zapraszamy na ostatni fragment rozdziału czwartego Sweep of the Blade, w którym to pojawi się pewien stary znajomy...
Nie będziemy jednak spojlerować, a jedynie życzymy przyjemnej lektury i szybkiego nadejścia ciepłej i pogodnej wiosny. My na pogodę nie możemy narzekac, ale nie będziemy też ukrywać, że coraz tęskniej spogladamy na północny zachód i odliczamy dni do powrotu w domowe pielesze...
Długi korytarz cytadeli Domu Krahr był pusty. Z każdym krokiem za plecami Maud cichły odgłosy biesiady. Obok niej szła Helen z ponurym wyrazem twarzy.
-Co się stało? –odezwała się wreszcie miękkim głosem Maud.
-Zapytali się mnie, skąd pochodzę, a ja opowiedziałam im, jak urządziłam swój pokój i że ciocia Dina obiecała, że podaruje mi rybki. Ten chłopak powiedział, że domy nie mogą się poruszać, kiedy się o nich pomyśli. I dodał, że kłamię.
Oczywiście, że tak zrobił. -I co się wtedy stało?
-Wtedy się wściekłam -Helen przygryzła wargę swoimi kłami. -I zażądałam, żeby to odwołał. A on na to, że jestem głupią kłamczuchą. I pomachał mi przed nosem palcem.
-Co zrobił?
Helen wyciągnęła przed siebie dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym i narysowała w powietrzu odwrócone U, śpiewając przy tym -Kłamczucha, kłamczucha...
-I co się dalej wydarzyło?
-Wtedy powiedziałam mu, że pokazywanie czegoś palcem jest złe, bo pozwala wrogowi domyślić się, gdzie patrzysz.
Lekcja przetrwania z Karhari. Bez względu na to, ile czasu minęło od opuszczenia tej pustyni, cała jej dusza była przesiąknięta tamtejszymi nawykami. I Maud nic na to nie mogła poradzić.
-A on powiedział, że nie jestem wystarczająco dobra, żeby być dla niego wrogiem. A ja na to, że walnę go tak mocno, że połknie swoje zęby.
Maud stłumiła jęk. -Gdzie coś takiego słyszałaś?
-Od Lorda Arlanda.
Och, bogowie. -I co dalej?
-Wtedy podszedł do nas ten przerażający stary rycerz i powiedział mi, że jeżeli wyzwę chłopaka na pojedynek, to będą perkusje.
-Reperkusje.
-No właśnie. Więc zapytałam się, czy chłopak też dostanie te perkusje, jeżeli będzie ze mną walczył, a rycerz odpowiedział, że tak, no to powiedziałam, że mi to pasuje.
Maud potarła nasadę nosa.
-I wtedy rycerz zapytał chłopaka, czy potrzebuje pomocy, a ten odpowiedział, że nie, no to rycerz dodał, żebyśmy zaczynali i chłopak uderzył mnie, a ja złapałam go za rękę. Nogami -Helen błyskawicznie przewróciła się na posadzkę i pokazała dźwignię, jaką zastosowała. -Powiedziałam, żeby się poddał, a on nic nie odpowiedział, tylko się wydzierał, więc złamałam mu tę rękę. Gdyby nie chciał, żebym mu ją złamała, wystarczyłoby powiedzieć, że się poddaje.
Maud coraz mocniej pocierała dłonią twarz.
Helen spoglądała na nią z podłogi swoimi dużymi, niebieskimi oczami.
-To on zaczął.
A ona skończyła.
-Nie postąpiłaś źle -oświadczyła Maud. -Ale i nie zachowałaś się mądrze.
Helen wbiła wzrok w kamienne płyty korytarza.
-Wiesz, że nie jesteś kłamczuchą.
-Tak.
-Dlaczego zatem ma dla ciebie znaczenie, co mówi jakiś wampirzy chłopak?
-Nie wiem - wymamrotała Helen.
Maud kucnęła przy niej. -Nie zawsze spotykasz wrogów w walce. Czasami masz z nimi do czynienia podczas pokoju. Niekiedy mogą nawet udawać, że są twoimi przyjaciółmi. Niektórzy z nich będą chcieli cię sprowokować, by się przekonać, do czego jesteś zdolna. Musisz się nauczyć cierpliwości, by potrafić zaczekać i obserwować, aż dostrzeżesz ich słabe strony. Chłopak myślał, że jesteś słaba. Gdybyś pozwoliła mu dalej w to wierzyć, mogłabyś skorzystać z tego później. Pamiętasz, co mówiłam ci o zaskoczeniu?
-Że wygrywa bitwy -odpowiedziała Helen.
-Teraz chłopak wie, że jesteś mocna -kontynuowała Maud. -Nie było niczego złego w pokazaniu swojej siły. Ale w przyszłości musisz być ostrożniejsza i z większą rozwagą decydować, czy chcesz, by ludzie znali twoja prawdziwą wartość, czy wolisz zachować to w tajemnicy.
-Okay -powiedziała cicho Helen.
-Chodź - Maud wyciągnęła rękę w stronę córki. Helen zacisnęła swoje palce na dłoni matki i podniosła się. Obie ruszyły dalej korytarzem.
-Mamo?
-Tak?
-Czy wampiry są naszymi wrogami?
O tym miały się dopiero przekonać. -Właśnie próbujemy się tego dowiedzieć.
-Kiedy znowu zamieszkamy u cioci Diny?
Dobre pytanie. Co ja tu w ogóle robię? Miała powyżej uszu całego tego wampirzego knucia za jej plecami. Zdecydowała się zerwać z tym z bardzo dobrego powodu. Obiecała sobie, że to już koniec, gdy tylko znaleźli się na Karhari, a potem powtarzała sobie to przyrzeczenie raz za razem - gdy leżała na szczycie wzgórza, wdychała pustynny pył i obserwowała błysk zakrwawionego ostrza i głowę Melizarda spadająca na ziemię, gdy tropiła jego zabójców, gdy błagała o wodę i schronienie, wiedząc przy tym, że jeżeli jej się nie uda, Helen może umrzeć. To stało się jej mantrą. Nigdy więcej. A mimo to była tu teraz.
Arland porzucił ją przy pierwszej sposobności. Czego się w sumie spodziewała? Że przyjdzie i poprowadzi ją za rękę do miejsca przy stole gospodyni?
Tak. Tak brzmiała odpowiedź na to pytanie. Może nie spodziewała się, ale tego chciała. Głupia.
Głupotą było liczyć, że coś takiego może się wydarzyć. Głupotą było przybywać tutaj.
-Mamo? -zapytała Helen.
Mogły z miejsca wracać do domu. Do Diny. Helen nigdy nie będzie mogła pójść do zwykłej, ziemskiej szkoły albo bawić się z innymi ludzkimi dziećmi, bo nie było sposobu by ukryć kły, ale wszyscy troje Klaus, Maud i Dina byli nauczani w domu, w gospodzie i żadne z nich nie miało z tego powodu jakichkolwiek problemów. Mogły po prostu wrócić do siebie, gdzie nikt nie będzie ich bagatelizował, drwił z nich albo walił pięścią w twarz. Do tak dobrze jej znanego domu z dzieciństwa, z czasów przed Melizardem i przed Karhari.
Ale przebyły taki kawał drogi. Zaciągnęła tu Helen, bo Arland dawał nadzieje na coś poważniejszego, niż Maud mogła się spodziewać. Jakaś jej część buntowała się przed poddaniem się bez walki. Pytaniem pozostawało, czy rzecz cała warta była walki?
Dam sobie jeszcze jeden dzień. Tylko jeden. Jeżeli jutro wieczorem okaże się, że nic z tego, kończę z tym na dobre.
-Mamy tu jeszcze coś do zrobienia.
-Podobało mi się u cioci Diny -odrzekła Helen. -Lubię swój pokój.
Niska postać wychynęła zza rogu i ruszyła w ich kierunku na futrzastych łapach. Miała tylko trzy i pół stopy wzrostu, wliczając w to blisko piętnastocentymetrowe uszy rysia zakończone kępkami sierści. Dwa cienkie złote kółka migotały w jej lewym uchu. Jej ciało pokrywała jasnopiaskowa sierść, nakrapiana małymi niebieskimi rozetami. Pysk był skrzyżowaniem kota i lisa, a duże szmaragdowe oczy lśniły, gdy odbijało się w nich światło. Miała na sobie ażurowy, jasnoróżowy fartuch ozdobiony czarnym haftem.
-Kicia -wyszeptała Helen.
Ha! Wszechświat jak na zawołanie zaserwował im stosowną lekcję. -Nie, mój kwiatuszku. To jest lees. Pamiętasz, jak mówiłam ci o ukrywaniu swojej prawdziwej siły? Leesy ukrywają swoją moc. Wyglądają uroczo, ale są groźne i bardzo przebiegłe. -Były także znakomitymi zabójcami i potrafiły otruć swoje ofiary w mgnieniu oka, ale z przekazaniem tej wiedzy córce mogła poczekać jeszcze kilka lat. -Widzisz ten mały fartuszek? Ona jest z klanu kupieckiego. Oznaczenia na nim powiedzą ci z którego. Ta akurat pochodzi z Klanu Nuan. Pamiętasz, kiedy opowiadałam ci o tym, że babcia i dziadek byli oberżystami? Kupowali różne rzeczy od Klanu Nuan i czasami zabierali mnie ze sobą na zakupy. Twój dziadek powiedział mi, by nigdy nie targować się z leesami, chyba że byłoby to absolutnie konieczne. I miał rację.
Helen przechyliła głowę, by lepiej widzieć. -W Baha-char?
-Tak, mój kwiatuszku. I za każdym razem, kiedy odwiedzałam Nuan Cee, ten wielki kupiec częstował mnie smakołykami. To były najlepsze słodycze, jakie kiedykolwiek jadłam i nie były na sprzedaż. Dawał mi je, ponieważ mnie lubił i dlatego że chciał dobić targu z moimi rodzicami. A ciężko jest twardo negocjować z kimś, kto właśnie uszczęśliwił twoje dziecko.
Dotarły do leesy. Mała lisica obrzuciła je uważnym spojrzeniem.
-Bądź pozdrowiona -przywitała się Maud.
-Wy również -odezwała się lisica.
-Przekaż, proszę, wyrazy uszanowania czcigodnemu Nuan Cee - kontynuowała Maud.
-Znacie nasz klan? -zapytała lisica.
-Nasza rodzina prowadziła interesy z Klanem Nuan. Moi rodzice byli oberżystami. Moze znasz moja siostre, Dinę. Ona także jest oberżystką.
Mała lisica zamarła.
Maud zesztywniała.
-Dina? Pewnie, że znamy Dinę!
Lees wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu, pokazując przy okazji drobne zęby i podskakując z radości. - Znamy Dinę! Chodźcie. Chodźcie teraz ze mna. Sprawimy radość mojemu wujowi. Chodźcie!
-Ale jesteśmy...
Lisica chwyciła dłoń Helen. -Chodź ze mną! -I pognała w dół korytarza, z Helen dzielnie dotrzymującą jej kroku.
Tylko tego potrzebowały. Maud popędziła za nimi. Skręciły w prawo, potem w lewo, znowu w prawo i nagle lisica wskoczyła w otwarte drzwi, pociągając za sobą Helen. Maud wpadła za nimi do środka i gwałtownie wyhamowała.
Pastelowe zasłony spływały wzdłuż kamiennych ścian wampirzej budowli. Miękkie, luksusowe dywany przykrywały zimną podłogę. Pokryte pluszem, bogato zdobione meble zrobione były z jasnego drewna. Ludwik XIV mógłby zzielenieć z zazdrości na ich widok. Na małym stoliku stały szklane i metalowe misy, pełne owoców, słodyczy i drobnych kawałków pikantnego mięsa. Tuzin leesów gawędziło, podjadało i grało ze sobą.
Pośrodku na szerokiej na blisko dwa metry i grubej na prawie metr podusze siedział Nuan Cee. Jego srebrno-niebieska sierść, pociemniała nieco na grzbiecie i nakrapiana złotymi rozetami, przechodziła w biel na klatce i brzuchu. Miał na sobie piękny fartuch z eterycznej srebrnej, jedwabnej nici z wyhaftowanym znakiem Klanu Nuan oraz naszyjnik z szafirów, z których każdy był wielkości orzecha włoskiego.
Poczuła się, jakby weszła do kupieckiego kramu. Z wrażenia zapragnęła się uszczypnąć .
Mała lees przebiegła przez pomieszczenie, ciągnąc za sobą Helen. -Siostra Diny! I jej młoda!
Helen zamarła.
Zaskoczony Nuan Cee podniósł swoją łapę. -Matilda!
Pamiętał ją.
Nagle zalały ją wspomnienia. Spacery rozświetlonymi słońcem ulicami Baha-char z mamą i tatą, przepychanie się pomiędzy klientami z każdego zakątka Galaktyki, wsłuchiwanie się w odgłosy bazaru, rozbrzmiewającego milionem różnych głosów. Dotarcie do sklepu Nuan Cee było jak odnalezienie oazy na środku pustyni. Pamiętała melodyjny głos właściciela, targującego sie i chichoczącego. Smak ru w ustach. Jakby znów miała dwanaście lat. W oczach zalśniły jej łzy.
Ruszyła do przodu, nim zdała sobie sprawę, co robi. Nuan Cee podniósł się z poduchy i zrobił trzy kroki w stronę Maud. Dopiero po czasie dotarło do niej, jakie wyróżnienie ja spotkalo. Teraz jednak wpadła tylko w jego objęcia.
![]() |
zrodlo:ilona-andrews.com |
-Znowu się spotykamy, Matildo - odezwał się Kupiec.
Jakoś udało się jej wydobyć z siebie głos. -Tak.
Rozdzielili się.
-A to kto? -Nuan Cee szerzej otworzył swoje turkusowe oczy.
-To jest moja córka, Helen.
Leesy zaczęły się wzajemnie przekrzykiwać.
-Jest taka urocza!
-Spójrz na jej włosy!
-Widziałaś jej małe buciki?
Helen stała wśród wirujących wokół niej leesow i wyglądała na lekko przerażoną. Jak kot otoczony gromadą nadmiernie podekscytowanych szczeniaków.
-Nazywam się Nuan Ama - oznajmiła lisica, która ją przyprowadziła. -Chodź ze mną. Mamy tutaj najlepsze smakołyki.
Maud ledwo powstrzymała uśmiech, widząc lees ciągnącą Helen do najbliższego stołu i podsuwającą jej pod nos talerz pełen słodkości.
-Widziałaś się ze swoją siostrą? -zapytał Nuan Cee.
-Tak. Nieźle daje sobie radę.
-Oberżystka! - Nuan Cee podniósł ręce. -Kto by przypuszczał?
Maud zaśmiała się. Miała do wyboru albo to, albo płacz.
-Co tutaj robisz? -dopytywał się dalej kupiec.
-To dosyć skomplikowane.
-Chodź tutaj - poprowadził ją do otomany, stojącej obok jego poduchy.
-A więc, co tutaj robisz?
Ktoś przyniósł jej kieliszek słodkiego wina. Ktoś inny przysunął talerz pełen czerwonych ru. Zjadła jeden, delektując się smakiem, słodkim z odrobiną kwaśnego, odświeżającym i tak przepysznym, że wprost poczuła niebo w ustach.
-Opowiedz mi o wszystkim - zachęcił Nuan Cee.
Dziekuje no to jest mile spotkanie chyba ze nie był to przypadek i co robi w tym miejscu klan kupcozabojcow b.
OdpowiedzUsuńwreszcie coś pozytywnego dla Maud i Helen,ciekawe co wyniknie ze spotkania z lees.betti_domino
OdpowiedzUsuńZdaje się, że wszystkie atuty pozostaną w rękach Maud. Przy stole miała królową a tutaj Nuan Cee, nie ma nic lepszego, gdy chce się mieć sprzymierzeńców. I niech się wampiry wypchają, teraz będzie im łyso że tak ją potraktowali. A może Maud zrobi tak jak radziła Helenie. Cieszę się, że ich spotkała. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie i korektę. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńI na koniec coś miłego chociaż z kupcami nigdy nic nie wiadomo Dziękuje za kolejny fragment J
OdpowiedzUsuńTłumaczenie cudne, czytam , nie, połykam w pośpiechu bo to takie fajne...:) Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNo super! Ale myślę, że to sprawdzian, ta uczta, ze strony matki Arlanda, żeby sprawdzić, na co Maud stać. mamuniaewy
OdpowiedzUsuńMaud zbieram coraz liczniejsze grono przyjaciół w tym mało przyjaznym miejscu :) wydaje mi się że każda pomoc będzie na wagę złota :) Mamusia A. Nieźle może się zdziwić :D agata_30
OdpowiedzUsuńMaud daje na razie Arlandowi wotum zaufania. A ja tak sobie myślę, tak jak z Kate i Curranem nieobecność będzie usprawiedliwiona. Choć wcale nie dziwię się Maud, że myśli o powrocie do siostry tam były bezpieczne, ale też chciałaby aby Helen miała normalne wampirze życie, poznała rówieśników może zdobyła jakichś przyjaciół w swoim wieku. Ciekawe co zamierzają kupco-zabójcy, czy też mają kontrakt na któregoś gościa czy tylko poszerzają swe kupieckie wpływy. Dzięki za przekład, pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuńDawno tu nie zaglądałam , a znalazłam tyle wspaniałości. Super! Ogromnie dziękuję za radość, cieszę się jak Maud ze spotkania z Nuan Cee
OdpowiedzUsuńPobyt na Karhari będzie rzutować na życie Maud i Helen jeszcze długo. Szczególnie Helen, bo dziewczynka niczego innego nie zna i reaguje automatycznie w sytuacji zagrożenia. Spotkanie z Nuan Cee to dla Maud przyjemna odskocznia od "testowej"-tak myślę, kolacji, dla Helen chwila przyjemności.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za kolejny fragment. Pozdrawiam i przyjemnego tygodnia życzę