Tym razem już bez żadnych opóźnień mamy przyjemność zaprosić Was do lektury kolejnego fragmentu Sweep of the Blade.
Oglądając z pewnym niedowierzaniem widoki z naszych rodzinnych okolic i widząc blisko półmetrowe zaspy śnieżne, liczymy, że ten tekst pozwoli Wam zapomnieć o trzaskającym na zewnątrz mrozie i poprawi Wam humor na cały weekend.
Pozdrawiamy i niezmiennie trzymamy kciuki za szybkie nadejście wiosny (będąc przy tym nieco egocentryczni, bowiem nie da się ukryć, że zdążyliśmy już przywyknąć do niezmiennie błękitnego nieba i temperatur rzędu 30 stopni...).
Trzymajcie się ciepło!
Maud wyszła za drzwi, które zamknęły się za nią, odcinając ją od leesów i ich pełnych oburzenia krzyków.
Arland spojrzał na Helen. Jego oczy pociemniały. -Kto?
-To był oficjalny pojedynek -wyjaśniła Maud.
-I dostanę perkusję -dodała Helen.
Arland odwrócił się do Maud.
-Lady Helen wyzwała kogoś w pokoju dziecięcym, została ostrzeżona i pouczona, że walka w tym miejscu jest niedopuszczalna, a mimo to zdecydowała się kontynuować. Teraz poniesie z tego powodu określone reperkusje.
-Wygrałaś? -zapytał Arland.
Helen skinęła głową.
-Zatem wszystko dobrze się skończyło. Jeśli idziesz przez życie, nie robiąc niczego, co zasługuje na reperkusje, nigdy nie poczujesz smaku zwycięstwa.
Helen uśmiechnęła się szeroko.
-To się nazywa dawanie dobrego przykładu, lordzie Marshalu - zauważyła z sarkazmem Maud.
-Robię, co w mojej mocy -odrzekł Arland.
Wszyscy troje spoglądali po sobie. Zaczynało się robić niezręcznie.
-Mogę odprowadzić was do kwatery?
-Możesz - do wyboru mieli albo wspólną przechadzkę, albo dalsze bezsensowne wystawanie tutaj.
Ruszyli korytarzem, a następnie zadaszonym przejściem pomiędzy wieżami. Helen biegała tam i z powrotem, co chwila a to wyprzedzając ich, a to zostając w tyle. Na zewnątrz wciąż szalała burza, a ciemne niebo przecinały raz za razem oślepiające błyskawice.
-Przepraszam - odezwał się Arland.
-Za co, mój lordzie?
-Za to, że nie było mnie na kolacji. Nie taki był mój plan.
-Nie potrzebuję ani pomocy, ani ochrony, mój lordzie. Nie jestem więźniem. Znalazłam się tutaj z własnej woli. Jeżeli uznałabym, że nie poradzę sobie sama, już by mnie tutaj nie było
Pokonali kładkę, weszli do wieży i zatrzymali się przy rozwidleniu korytarza, którego jedna odnoga wiodła do sypialni Maud i Helen, a druga do kwatery Arlanda.
-Wiem, że nie potrzebujesz mojej ochrony, pani. Gdybym sądził, że sama nie dasz sobie rady, nie wystosowałbym tego zaproszenia. Nie szukam dziewicy w potrzebie. Szukam partnerki.
Zmarszczyła brwi, intensywnie się w niego wpatrując.
Zignorował to i szedł dalej. -Aczkolwiek miałem zamiar towarzyszyć ci w drodze na kolację i zjeść posiłek wraz z tobą. Żałuję, że moje obowiązki uniemożliwiły mi zadbanie o to, byś została godnie powitana na przyjęciu w moim własnym domu. Proszę cię o przyjęcie przeprosin, moja lady.
Od słuchania tak ugrzecznionych fraz aż bolały uszy.
-Żadne przeprosiny nie są konieczne, mój lordzie. Spędziłam tam całkiem pożyteczne chwile. Miałam też okazję bezpośrednio doświadczyć gościnności Domu Krahr.
Nie odzywał się.
-Nie masz nic do dodania, Lordzie Marshalu?
-Mądry człowiek wie, kiedy lepiej jest zachować milczenie -odrzekł sentencjonalnie. -Mam matkę i dwie bratanice. Znam ten ton. Cokolwiek bym teraz nie powiedział, zostanie to źle odebrane. Pokornie zaczekam na wygnanie lub wybaczenie.
-Pokornie?
-Tak.
-Dlaczegóż to, mój lordzie zaskakuje mnie, że znasz znaczenie tego słowa.
Spojrzał na nią. Wytrzymała jego spojrzenie. Mierzyli się wzrokiem, niczym pojedynkujący się szermierze.
-Zamierzacie się bić? -zapytała cichutko Helen.
Och, na miłość boską… -Co jest w tym pudle? -zapytała Maud.
-Kolacja -odpowiedział. -Nie miałem okazji jeszcze zjeść, a z tego co słyszałem, tobie też nie dane było się posilić. Przyłączysz się do mnie?
Rozważyła wkroczenie do swojej sypialni i głośne zatrzaśnięcie za sobą drzwi, ale to byłoby naprawdę infantylne. A poza tym była strasznie głodna.
-Tak -odpowiedziała wreszcie.
Arland uśmiechnął się do niej szeroko. Na ten widok prawie podniosła rękę w proteście.
-Tylko kolacja - dodała.
-Tylko kolacja - powtórzył za nią. -A tak poza tym to ściągnąłem Ponurego Żniwiarza z Sagi Olasardu. Wersję animowaną.
To do niej trafiło. Helen nigdy wcześniej nie oglądała kreskówek. A chwilę później uświadomiła sobie coś jeszcze. -Hmmm. Tam jest taka jedna scena w katakumbach…
-O, nie. Została wycięta. To film dla dzieci.
-A, to dobrze.
Drzwi do kwatery Arlanda były identyczne z tymi, które prowadziły do jej sypialni - ciężkie, wzmacnianie i stare. Otworzył je na oścież i przepuścił je przodem. Maud weszła do środka. Pomieszczenie było lustrzanym odbiciem jej pokoju. A w zasadzie jego męska wersja. Tyle, że u niej brakowało jakichkolwiek osobistych dodatków, a to miejsce w całości należało do Arlanda.
W kącie rosło małe drzewko alla o gałęziach gęsto pokrytych białym kwieciem. Trzymało się całkiem dobrze, wiec ktoś musiał je regularnie podlewać. Obok potężnego łóżka stał stolik pełen papierowych książek. Zauważyła egzemplarz popularnej na Ziemi powieści dla młodzieży i zagryzła wargi, by nie parsknąć śmiechem. Wokół walało się mnóstwo różnych drobiazgów: długi, paskudny sztylet, niebędący robotą wampirów; kawałek odkształconego metalu; mała drewniana figurka wyrzeźbiona z niezwykłą precyzją. Ich twórcą był Wing, jeden z gości, zatrzymujących się w gospodzie Diny. Gdyby lekko zmrużyła oczy, rzeźba wyglądałaby dokładnie tak jak jej...
Arland zatrzymał się przed ścianą i machnął dłonią. Za ukrytymi przemyślnie drzwiami znajdował się mały schowek na pościel. Chwycił kilka dużych poduszek i rzucił je na dywan. Po chwili dołączył do nich puszysty koc.
-Kino domowe -zaordynował.
Z góry spłynął ekran, zasłaniając całą przeciwległą ścianę.
-Saga Olasardu.
Na ekranie pojawił się rysunkowy wampirzy rycerz w bogato zdobionej zbroi, dzierżący w jednej dłoni zakrwawiony miecz, a w drugiej odciętą głowę. Spojrzał wokoło i zaryczał dziko.
![]() |
zrodlo:ilona-andrews.com |
Oczy Helen rozszerzyły się. -To jak rysunki w książce. Ale poruszające się.
-Pauza -rzucił w powietrze Arland. -Helen, przyznałem ci dostęp. Możesz kazać zatrzymać, cofnąć czy przewinąć do przodu nagranie.
Dziewczynka spojrzała na poduszki, a potem z powrotem na ekran. -Potrzebuję mojego misia!
-Zatem chodźmy po niego -powiedziała Maud. -Zaraz wrócimy.
Kilka minut później Helen i miś siedzieli na poduszkach. W międzyczasie Arland rozpakował pakunek, który przyniósł ze sobą. Antrykot z wciąż wystającymi ze steku żeberkami, pół tuzina różnych wampirzych przystawek, plastry cienko pokrojonego mięsa, podpiekane warzywa, malutkie zapiekanki… Sam zapach sprawił, że usta Maud wypełniły się śliną.
Arland rozdał wszystkim talerze. Helen szybko załadowała swój, wczołgała się na poduszki i puściła film.
Maud nałożyła sobie jedzenie, oparła poduszkę o łóżko Arlanda i siadła na podłodze. Arland usadowił się obok niej ze swoim talerzem. Ich ramiona prawie się stykały.
Maud rzuciła się na posiłek. Przez pięć minut nikt się nie odzywał. W końcu zaspokoiła pierwszy głód.
-Gdzie byłeś? -zapytała cicho.
-Ścierałem się z idiotą. Jeden z rycerzy Karat wyzwał ją, ignorując przy tym mój bezpośredni rozkaz.
A więc to dlatego Karat nie pojawiła się na kolacji. -I jak to się skończyło?
Arland wzruszył ramionami. -Będzie zdolny do zwleczenia się z łóżka. Za jakiś czas.
Uśmiechnęła się do niego.
-Jako Marshal musiałem na to zareagować. Co oznaczało konieczność bycia świadkiem tej farsy i po wszystkim wymierzenia obojgu odpowiedniej kary.
-Człowiek, który idzie przez życie, nie robiąc niczego, co zasługuje na reperkusje, nigdy nie zazna smaku zwycięstwa - rzekła bez mrugnięcia okiem.
-Ten kretyn zgubiłby się nawet w cholewach własnych butów. Uwierz mi, że zwycięstwo nie jest jego przeznaczeniem.
Na ekranie potężny potwór zaatakował Olasarda, który niczym superbohater wyskoczył w powietrze na niebotyczną wysokość i zawinął rozświetlonym runami mieczem, praktycznie dorównującym mu wielkością. Helen przycisnęła mocniej misia do piersi i ugryzła kolejny kawałek steku.
-Trochę przesadzili z tym żelastwem -wymruczała Maud.
-Wszystko dla dramaturgii - odpowiedział Arland.
Zdała sobie nagle sprawę, że podobało się jej to. Podobało się jej siedzenie tutaj razem z nim na podłodze i obserwowanie Helen. Poczuła się prawie tak, jakby brała udział w piżama-party. Było jej dobrze.
Bezpiecznie.
Od tak dawna nie czuła się już bezpiecznie. Bywały takie chwile w gospodzie Diny, ale przez większość czasu coś zagrażało Gertrudzie Hunt.
Mogły zjeść kolację i obejrzeć film w ich sypialni, tylko ona i Helen. Ale to nie byłoby to samo. Chodziło o niego. To on sprawiał, że czuła się bezpiecznie.
Instynkt samozachowawczy podniósł alarm. Opuszczenie gardy oznaczało śmierć. Co ja wyczyniam?
-Coś się stało? -zapytał cicho.
Opanował ją lek. To było niedorzeczne. Zwykła chwila odprężenia i relaksu była dla niej tak obcym doznaniem, że jej umysł aż skręcał się w konwulsjach, sądząc że jest zagrożona.
Maud otworzyła usta, by skłamać
Nie. Obiecała sobie, że nie będzie się tak zachowywać.
-To dziwne -odezwała się po chwili. -Poczucie bezpieczeństwa jest dla mnie dziwne.
Arland sięgnął za siebie, ściągnął z łóżka koc i otulił ją nim. -To minie -powiedział łagodnie. -Zjedz coś jeszcze. Z pełnym żołądkiem jest zawsze łatwiej.
Sięgnęła po swój talerz. Instynkt nakazywał jej wynosić się z tego pomieszczenia. Zamiast tego przysunęła się bliżej niego. Teraz się stykali.
Arland ułożył się wygodnie, opierając swoje potężne ciało o ramę łóżka, zrelaksowany i milczący. Maud ugryzła kolejny kęs.
-Tachi byli bliscy opuszczenia biesiady -poinformowała go. -Zaserwowaliście im sałatkę.
-Oni przecież są wegetarianami.
-Lubią mięso. Tyle że nie spożywają go na terytorium wroga.
-A więc jesteśmy teraz ich wrogami? -zapytał bez większych emocji.
Przełknęła kolejny kęs i przysunęła się o centymetr bliżej. -Starają się podjąć decyzje. Oni są jak mandale, które tworzą z jedzenia. Im bardziej wymyślne i dopracowane, tym lepsze. Gdzie jest twój maven?
-Zginęła -odpowiedział. -Została zamordowana trzy lata temu, kiedy organizowała ważne zaślubiny. Nazywała się Olina. Była moja najmłodszą ciocią.
-Przykro mi.
-Jej zabójca nie żyje. Osoba, która ją zdradziła również. Załatwiając tę sprawę spotkałem Lady Dinę.
Na ekranie Olasard jednym cięciem pozbawił trzech wampirów głów. Helen zamachnęła się ogryzioną kością, imitując cios.
-Mogę cię o coś zapytać? -zwróciła się do niego Maud.
-Oczywiście.
-Dlaczego masz w swoim pokoju egzemplarz “Zmierzchu”?
Arland zamarł. -Eeee.
-Lordzie Marshalu? - naciskała z dyskretnym uśmiechem.
-Chciałem się dowiedzieć, jak ziemskie kobiety postrzegają wampiry.
-Dlaczego?
Zamilkł, namyślając się nad właściwym doborem słów. -Twoja siostra jest fascynującą kobietą.
-Nie musisz przepraszać za to, że podoba ci się moja siostra. Ona jest cudowna.
-Faktycznie jest. Choć muszę przyznać, że w grę mógł wchodzić nie tylko niezwykły powab Lady Diny. Pewna rywalizacja zdawała się również odgrywać niepoślednią rolę.
-Sean Evans -dodała Maud.
-Uznałem wówczas, że nie przepadam za wilkołakami -wyjaśniał dalej Arland. -I jak na razie nie zmieniłem zdania. Koszmarne stworzenia.
Siedzieli przez jakiś czas w ciszy. Maud odłożyła wreszcie talerz. Miał rację. Jedzenie pomagało. Oczywiście, gdyby w walce ze swoim lękiem polegała tylko na objadaniu się, wkrótce musiałaby sprawić sobie nowy pancerz.
-Nie mamy tutaj do czynienia ze zbyt wieloma obcymi -przerwał milczenie. -Kacey, żona mojego kuzyna była pierwszym człowiekiem, jakiego spotkałem. Będąc nastolatkiem, nie moglem oderwać od niej oczu. Fascynowała mnie. Była tak odmienna. Kiedy odwiedziłem oberżę, nie spodziewałem się, że spotkam kogoś takiego jak Lady Dina. Tajemniczą kobietę, pewnie sprawującą kontrolę nad swoją posiadłością.
-Magia oberżystów - wymruczała Maud.
-Tak. Czasami spotkanie kogoś tak odmiennego, ujawnia nasze prawdziwe oblicze. Niektórzy ulegają większej fascynacji tym, co dana osoba reprezentuje, niż tym kim jest.
-Hmmm - do czego zmierzał?
Jego głos był mocny, a jednocześnie dziwne intymny. -Chodzi mi o to, że potem zobaczyłem ciebie. I kochałbym cię, bez względu na to, czy byłabyś wampirem, czy człowiekiem. Kochałbym cię za to kim jesteś. Nie potrzebujesz oberży ani miotły, by budzić moją fascynacje. Wystarczy, że spojrzysz na mnie, a świat wokół przestaje dla mnie istnieć.
Coś zatrzepotało w jej piersi. Coś, co ostało się tam z czasów przed Karhari i sprzed jej zamążpójścia.
Maud przechyliła lekko głowę i posłała mu delikatny uśmiech. -A co gdybym była wilkołakiem?
Wciągnął ze świstem powietrze, udając, że zastanawia się nad odpowiedzią. -Mówi się trudno. Nadal bym cię kochał.
Zaśmiała się cicho i złożyła głowę na jego ramieniu.
Jak milusio fajnie i romantycznie Ech Dziękuje za tłumaczenie J
OdpowiedzUsuńZaczyna Arland tłumaczyć. Nareszcie! mamuniaewy
OdpowiedzUsuńDziekuje bohater jest taki słodki mimo ze jest wampirem oczywiscie nie mylic tego z bezbronnoscia bo w dalszym ciegu jest smiertelnym zagrozeniem dla wrogow b.
OdpowiedzUsuńSame plusy dla Arlanda, jak pięknie wyznał jej miłość, jak zatroszczył się o nie i przeprosił. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego weekendu, Meg
OdpowiedzUsuńSłodka, rodzinna scenka. Dziekuję.
OdpowiedzUsuń:)
Dziekuję, Arland postarał się wynagrodzić jej i Helen swoją nieobecność i chyba częściowo mu się to udało...
OdpowiedzUsuńOch tego właśnie brakowało mi w ten mroźny poranek :) Bardzo ciepła scenka, chyba zainspiruję się nią w najbliższym czasie :P W Arlandzie podoba mi się że jest taki...nieskomplikowany :D Prosty wampir z prostymi, przejrzystymi zasadami . No i ten Zmierzch na stoliku - touche :D
OdpowiedzUsuńDziewczyny , moje zmarznięte podziękowania za cudowny relaks :) Czekam na kolejne odsłony :)
Bardzo dziękuję. Szczegolnie ze względu na Helen.
OdpowiedzUsuńArland jest super! Dziękuję za tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńDlaczego Zmierzch ? Arlandzie kochany ty nie idź tą drogą zaczniesz błyszczeć w słoncu jak nie dorobiony Edward Jak juz masz czytac o wampirach to poczytaj sobie o Bonsie lub o chlopakach z Bractwa Czarnego sztyletu. Teraz czekam na PERKUSJE Helen
OdpowiedzUsuńNo Arland się postarał, kolacja i miły wieczór. Smutne , że Maud tak brakuje poczucia bezpieczeństwa. Dzięki za przekład. Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuń