Początek kolejnego rozdziału Iron and Magic szczególnie polecamy zagorzałym koniarzom, ale liczymy, że nie tylko urodzeni w siodle znajdą coś dla siebie w poniższych akapitach.
Hugh doszedł już nieco do siebie i rusza w kierunku Charlotte, rozmyślając, jak najlepiej przygotować się do spotkania z Nezem...
Przyjemnej lektury!
Hugh doszedł już nieco do siebie i rusza w kierunku Charlotte, rozmyślając, jak najlepiej przygotować się do spotkania z Nezem...
Przyjemnej lektury!
Rozdział 2
Tereny Stajni Czarnego Ognia zajmowały blisko dwadzieścia akrów, położonych dwie godziny konnej jazdy od Charlotte. Duży, solidny dom posadowiony był pośrodku łąki na zboczu wzgórza, ze stajniami po jednej stronie i zadaszoną ujeżdżalnią po drugiej. To był czas technologii i wnętrze domu rozjaśniało ciepłe, elektryczne światło. Wokół rozciągała się soczysta trawa, ciągnąca się aż po rysująca się na horyzoncie ścianę lasu. W pobliżu posiadłości rosło trochę sosen, pod którymi ziemia zaścielona była brązowym dywanem z opadłych igieł i szyszek. Przy bramie rozkwitały czerwone i różowe krzaki róż. Kogut dumnie przechadzał się po ogrodzeniu. Kiedy Hugh podjechał bliżej, ptak zadarł swoja głowę i obrzucił zbliżających się ludzi złym spojrzeniem.
Hugh przyprowadził ze sobą Stoyana, Lamara i Bale’a. Potrzebował Lamara, żeby stawić czoła Nezowi, a topór Bale’a mógł się im przydać, gdy sprawy przybiorą nieciekawy obrót. Wysłał Feliksa, żeby zebrał wszystkich rozbitków z Żelaznych Psów i tak po prawdzie powinien posłać z nim też Stoyana, ale to by oznaczało, że przez całą drogę musiałby wysłuchiwać niekończących się kłótni Bale’a i Lamara bez pomocy kogokolwiek, kto mógłby kazać im się zamknąć. A obawiał się, że nie byłby w stanie tego znieść.
Hugh zatrzymał swojego konia przed bramą. Znaleziona gdzieś przez Stoyana kobyła nie nadawała się do walki, a już szczególnie przeciwko Nezowi. Musieli sprawiać wrażenie silnych. Potrzebował prawdziwego konia, bojowego rumaka. Problemem było to, że nie było go na niego stać.
Jeszcze kilka miesięcy temu pieniądze były dla niego czystą abstrakcją. Rozumiał koncepcję ceny, od czasu do czasu nawet targował się, ale nigdy nie zaprzątał sobie głowy martwieniem się tym, skąd tak właściwie biorą się pieniądze. To było coś, co wymieniał za towary i usługi, a kiedy potrzebował ich więcej, po prostu o nie prosił i w ciągu kilku dni je dostawał. Teraz wszystkie jego rachunki były zamrożone. Nie miał nawet grosza przy duszy. A musiał jakoś zdobywać fundusze, by nie trzeźwieć. Mgliście przypominał sobie jakieś walki, ale większość z tych ostatnich miesięcy jego wygnania niknęła w otchłani alkoholowego zamroczenia.
Drzwi domu otworzyły się na oścież. Matthew Ryan wypadł na zewnątrz, krępy, łysiejący i z szerokim uśmiechem na twarzy. Nic się nie zmienił. Przeszłość ukłuła Hugh. Kiedyś byłeś kimś. Teraz jesteś nikim.
-Wjeżdżajcie - Ryan otworzył bramę. -Maria właśnie nakryła do stołu. Chodźcie!
Podjechali pod dom, rozsiodłali konie i weszli do środka.
Podczas kolacji wspomnienia nakładały mu się na rzeczywistość. Był tutaj wcześniej trzykrotnie i za każdym razem korzystał z zaproszenia na posiłek, po którym opuszczał farmę z koniem. Teraz zaś siedział, obserwował swoich ludzi, objadających się ziemniaczanym puree i próbował nie stracić kontaktu z teraźniejszością. Ta jednak zdawała się mu wymykać, pozostawiając go zupełnie zagubionym.
Po kolacji wraz z Ryanem siedli z piwem na werandzie z tyłu domu i obserwowali fryzyjskie rumaki gnające po pastwisku. Ta rasa była jego ulubioną. Czarne jak smoła, zbudowane niczym konie pociągowe, a jednocześnie szybkie, zwinne i żwawe. Jego trzy ostatnie rumaki były takimi właśnie ogierami z tej stadniny. To był jego znak rozpoznawczy - potężne, brutalne czarne konie z rozwianymi grzywami.
Daleko z prawej jeden z rumaków zataczał leniwe kręgi. Jego grzywa powiewała dumnie, a sierść lśniła aksamitnie, kiedy wysoko unosił pęciny… Czarny ogień w ruchu. O, tak, ten by się nadał.
-Potrzebuję konia -zaczął Hugh.
Ryan skinął lekko głową.
Zbliżał się moment, którego nienawidził. -Nie mogę ci teraz zapłacić -słowa ledwo przechodziły mu przez usta. -Ale znasz mnie i wiesz, ze możesz mi zaufać.
-Słyszeliśmy, co się stało. Straszna sprawa - odezwał się Ryan. -Pracować dla człowieka tyle lat i nic z tego nie mieć. Szkoda, naprawdę szkoda… -zawiesił głos.
Hugh napił się piwa. Nie mógł posunąć się do błagania i Ryan dobrze o tym wiedział.
Cisza przedłużała się.
-Nie mam teraz na zbyciu żadnych ogierów. Zostały tylko zwykłe zwierzęta hodowlane.
Gówno prawda. Ryan hodował konie bojowe, duże i złośliwe bydlaki. W świecie po Zmianie, gdzie magia i technika przeplatały się wzajemnie, dobry koń był wart więcej niż jakikolwiek samochód. Koń zawsze działał. Ludziom, którzy przybywali do Ryana, nie zależało na byle wałachu.
Ryan spojrzał na Hugh i lekko się wzdrygnął. Mała kropla potu pojawiła się na jego skroni. Właśnie tak. Pamiętaj, z kim rozmawiasz.
-Chciałbym ci coś pokazać - Ryan odwrócił się i krzyknął w stronę domu. -Charlie, przyprowadź tu Bucky’ego. I powiedz Samowi, żeby też przyszedł.
Hugh pociągnął kolejny łyk piwa.
Najstarszy syn Ryana, krępy o rysach twarzy jakby wyrzeźbionych łopatą w mokrym mule, pobiegł do stajni po lewej.
Kolejny dzieciak wyszedł na werandę. Szczupły, ciemnowłosy. Miał może z osiemnaście lat, czy coś koło tego. Było w nim też coś z Ryana, ale niewiele. Ten musiał wdać się bardziej w matkę.
Drzwi do stajni otworzyły się na oścież i na zewnątrz wybiegł ogier.
-Co do licha? -Hugh odstawił swoje piwo.
-To jest Bucky. Bucephalus.
Bucky zatańczył na trawie przed stajnią, a popołudniowe słońce odbiło się od jego sierści. Koń był jasnoszary, miejscami praktycznie biały. I wręcz lśnił, jak jakiś cholerny jednorożec.
-To nie jest fryzyjczyk - warknął Hugh.
-Zgadza się, to hiszpański Norman -potwierdził Ryan. -Krzyżówka perszerona z koniem andaluzyjskim. Kupiłem go ostatnio na aukcji. Jest tak duży, jak lubisz. Całe siedemnaście dłoni.
Hugh odwrócił się do Ryana i spojrzał na niego wymownie. Ten skurczył się na swoim krześle.
-Próbujesz wcisnąć mi jakiegoś konia dobrego dla tragarzy i woźniców? -zapytał cichym i spokojnym głosem.
-To koń gorącokrwisty -zaoponował Ryan. -Spójrz na jego chód. Na postawę. To czysty Andaluzyjczyk. Długa szyja, a nogi…
Ech, znał się na koniach andaluzyjskich, ale widział też równie duże perszerony. A te były zbyt powolne, by nadawały się do walki w siodle. Cała ta ich masa sprawiała, że choć piekielnie silne, reagowały zbyt wolno. Nie wpadały w furię, atakowały opieszale i poruszały się ospale. A jemu zależało na czymś dokładnie przeciwnym.
Hugh wbił wzrok w Ryana.
Ryan ciężko przełknął ślinę. -Jeździ się na nim bardzo wygodnie. Uwierz mi, w porównaniu z fryzyjczykami twój kręgosłup będzie się miał znacznie lepiej. Do tego sierść ma krótszą, więc będziesz miał mniej roboty z wyczesywaniem. A skacze jak czystej krwi rumak. Tylko popatrz na linie jego łba. Cóż za piękny pysk.
-Nikt nie jest doskonały -skwitował Ryan.
Hugh wyobraził sobie, jak łapie Ryana za szyję i dusi go, aż twarz ranczera purpurowieje, a oczy wychodzą mu z orbit.
Maria, żona Ryana, podeszła do drzwi i zamarła. Młodszy syn też stał w kompletnym bezruchu, obserwując uważnie Hugh.
-Kupiłem go, bo pomyślałem sobie, że przyda się nieco wzbogacić hodowlę. Trochę różnorodności, rozumiesz? -Ryan paplał bez ładu i składu. -Wprawdzie zależało mi na kobyle, ale nic z tego nie wyszło. A to dobry ogier. Mocny i szybki. No i z charakterem. Dał mi i reszcie chłopaków w stajni nieźle popalić.
Hugh nadal wpatrywał się w niego.
Pot zrosił czoło Ryana. Ręce mu się trzęsły, a słowa wylewały się z jego ust coraz szybciej.
-Wy dwaj dogadacie się. Jesteście do siebie podobni.
-Tak?
-No, duży, złośliwy skurczysyn, którego nikt nie chce. -Ryan zdał sobie sprawę, z tego co właśnie powiedział. Zbladł momentalnie.
Na werandzie zapadła głucha cisza.
-To znaczy, nie chodziło mi o to, że… -zaczął Ryan.
Wściekłość Hugh nagle zaczęła ustępować, gdy zdał sobie sprawę, że nie ma żadnego wyboru. Że ostatecznie i tak weźmie tego konia.
Nie miał innego wyjścia.
Szczególnie te słowa spodobały mi się "duży, złośliwy skurczysyn, którego nikt nie chce" to tak do Hugh'a pasuje, świetnie po prostu świetnie. A poza tym od razu widać jak się człowieka traktuje gdy nie ma władzy i pieniędzy, cóż taka już ludzka natura. Chociaż wydaje mi się, że ten koń idealnie do niego pasuje. Pięknie dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńRaaany, znalazłam co nieco dla mojej koniarskiej duszy - kupę błędów ;) Nie potrafię sobie wyobrazić agresywnego fryza - te konie to maskotki. I są równie szybkie i zwrotne, co pluszaki. To miłe konie, ale ciężkie, o typowo "pociągowych" plecach (trzeba włożyć trochę trudu, żeby poruszały się poprawnie technicznie). No i na pewno nie są szybkie. W sumie zgadzają się dwie rzeczy - są efektowne i cholernie niewygodne w ruchu ;)
OdpowiedzUsuńA co do siwka... padłam :D Andaluz z perszeronem? Koń gorącokrwisty? To zwykły, pogrubiany niedźwiadek. Zresztą jakim cudem ten zwierzak stał się "wredny"? Andaluzy to najbardziej milusińskie ze wszystkich koni gorącokrwistych. Ogiery to sam cukier. A perszerony, to... no, ziemniaczki. Wielkie, flegmatyczne, uległe. Skąd więc w tym koniu wredny charakter? A skoki to ostatnie do czego nadają się hiszpany, że o perszeronach nie wspomnę. Już widzę jak skoczny jest ten zwierzak. Oooj Hugh się może ciężko zdziwić ;P chciał bojową bestię, a dostał ciamajdowatego człapaka ;P
Jeśli Andrewsom zależało na trudnych koniach, to trzeba było uderzyć w stronę ras niemieckich - nie tak efektowne jak fryzy, ale często dużo wyższe (fryzy średnio dobijają do 1,50-1,60 m., a oldenburgi spokojnie dorastają do 1,70-1,80 m.), efektywniejsze w ruchu (szybsze, wytrzymalsze, na mocniejszych nogach) i ZDECYDOWANIE bardziej temperamentne. No i skaczą jak piłki kauczukowe ;)
Za wiedzę na temat koni -chapeau bas! My niestety w tym temacie możemy jedynie powtórzyć ze Benedyktem Chmielowskim "koń jaki jest, każdy widzi";-) A co do IA - może po Zmianie i objawieniu się magii nawet fryzy skaczą jak piłki kauczukowe?
UsuńDziekuje, jak widać teraz gdy Hugh nie ma funduszy nawet droższego konia boją się mu dać w obawie że zginie i nikt za niego nie zapłaci.L
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam, ależ jęczydusza z Hugh...bo konik nie tak cudny jakby chciał..:P Założę się o kupkę monet że w potem ów złośliwy a brzydki będzie najlepszym co mu się przytrafiło . I przyznaje - przez te kilka słów o koniach i tym , jakie są a jakie nie są - przegrzebałam trochę internetowe zasoby wiedzy że temat pogłębić i już znam podstawowe różnice pomiędzy rasami :) Dzięki za waszą pracę :)
OdpowiedzUsuńDziekuje chyba Ryan powinien sie cieszyc ze przezyl
OdpowiedzUsuńNa koniach ni w ząb się nie znam na obrazku ładny i tyle Dziękuje za fragment Pozdrawiam J
OdpowiedzUsuń