Przed nami kolejny "hippiczny" fragment Iron and Magic. Z góry prosimy o wyrozumiałość wszystkich znawców nieparzystokopytnych, bo tak naprawdę nie mamy pojęcia, czy koniom bliżej do celebrytów czy dzieci (szczególnie, gdy chodzi o gryzienie;-).
Przyjemnej lektury i do przeczytania jutro!
Przyjemnej lektury i do przeczytania jutro!
Czuł się, jakby spadł z bardzo wysoka i przywalił twarzą w kamienisty grunt. Rok temu Ryan wychodziłby z siebie, żeby zaprezentować mu każdego konia ze swojej hodowli i pokornie czekałby na wybór Hugh.
Podniósł się powoli i ruszył przez trawę w stronę ogrodzenia. Przesadził je jednym susem i zbliżył się do konia. Bucky okręcił się wokół siebie i skupił wzrok na Hugh. Blizna przecinała białą głowę rumaka. Ktoś potraktował go kiedyś jakimś ostrzem.
Bucky parsknął, nie spuszczając swoich bursztynowych oczu z Hugh. Zapowiadało się na próbę sił. Dobrze.
![]() |
| źródło:pixabay.com |
Hugh wbił wzrok w konia.
Ogier wyszczerzył zęby.
Hugh obnażył swoje i udał, że kąsa powietrze.
Bucky zawahał się, niepewny tego, co się dzieje.
Kiedy koń zdecyduje się ugryźć, nie ma już od tego odwrotu. Prędzej czy później zostaniesz ugryziony, szczególnie jeżeli trafiłeś na zwierzę, które kąsa nałogowo. Niektóre konie gryzą, bo są zazdrosne. Inne by okazać niezadowolenie lub by zwrócić na siebie uwagę. Konie, podobnie jak psy czy dzieci uważają -niczym celebryci- że nieważne czy z dobrego, czy złego powodu, najważniejsze, by znaleźć się w centrum zainteresowania.
A bojowy rumak gryzł, żeby zdominować.
Hugh musiał pokazać, że nie da się zdominować. Kiedy zacznie się walka, ciężko będzie nad tym zapanować. Krzyki, uderzenia czy też, jak to raz widział, próba faktycznego ugryzienia grzbietu wierzchowca, na nic się zdadzą. W tym wszystkim chodziło o to, by w ogóle nie doszło do żadnego gryzienia. O traktowanie konia z szacunkiem, przy jednoczesnym pokazaniu mu, kto tu rządzi.
Bucky wciąż wpatrywał się w niego.
-Daj spokój -odezwał się spokojnym, pewnym głosem. Słowa nie miały tu znaczenia. Liczył się jedynie ton. Kiedy rozchodziło się o ludzi, konie polegały bardziej na słuchu, niż na wzroku.
Bucky wzbił kopytami pył.
-Marnujesz mój czas. Daj spokój.
Ogier przeszywał go wzrokiem. Przez te wszystkie lata Hugh miał do czynienia z wszelkiego rodzaju końmi. Arabami, które raczej by zginęły, niż nastąpiły człowiekowi na stopę. Zasadniczymi, złośliwymi wierzchowcami z rosyjskich stepów, które dawały z siebie wszystko, niczego jednocześnie nie zapominając i nie wybaczając. Końmi hanowerskimi, które równie dobrze mogły człowieka ominąć, jak i stratować… Przy takiej krzyżówce, z jaką miał teraz do czynienia, nie był w stanie powiedzieć, czego może się spodziewać. Ale że konno jeździł od dziesiątego roku życia, postanowił zaufać instynktowi.
Ich spojrzenia skrzyżowały się. W tym koniu czaił się ogień, a jego blask uwidaczniał się w oczach rumaka. Wredny skurczybyk, którego nikt nie chciał. Akurat ty zechcesz. Teraz należysz do mnie.
-Daj spokój. Nie mam całego dnia.
Bucky zarżał, zastrzygł uszami i zrobił krok w bok. Hugh poklepał go po ciepłym karku, wyczuwając pod skórą twarde sploty mięśni, wyciągnął z kieszeni kostkę cukru, którą zwędził z kuchni Ryana i pozwolił ciepłemu językowi ściągnąć ją ze swojej dłoni. Bucky z przyjemnością rozkruszył i połknął przysmak.
-Wiedziałem - odezwał się zza ogrodzenia Ryan. Dzieciak za nim przewrócił oczami.
Bucky odwrócił się w ich kierunku i pokazał im zęby.
Hugh przeciągnął ręką po szyi wierzchowca. -Ile za niego chcesz?
-Przysługę -odrzekł Ryan.
Ten facet naprawdę nie wiedział, kiedy przestać. -Czego chcesz?
Ryan skinął na swojego najmłodszego syna. -Weź ze sobą Sama.
Co do jasnej cholery? -Dopiero co powiedziałem ci, że nie mogę zapłacić za konia, a ty chcesz, żebym wziął ze sobą twojego syna? Wiesz, kim jestem. Wiesz, czym się zajmuję. On będzie martwy przed upływem miesiąca.
-Nie mogę go tu dłużej zatrzymać -ból wykrzywił twarz Ryana. -On ma nie po kolei w głowie.
Hugh na moment zacisnął mocno powieki. Do wyboru miał to albo rzucenie się na tego człowieka i uduszenie go gołymi rękami. Powoli otworzył oczy i spojrzał na dzieciaka.
-Ile masz lat?
-Siedemnaście - odpowiedział beznamiętnie chłopak. Jego czy były apatyczne. W najlepszym wypadku będzie tylko obciążeniem, w najgorszym stanie się wrzodem na dupie.
-Jak się nazywasz?
-Sam.
-Jesteś opóźniony?
-Nie.
-Nie to miałem na myśli. -Ryan skrzywił się. -On nie potrafi zachowywać się jak normalny człowiek. Nie wie, kiedy przestać. W zeszłym miesiącu złapał złodzieja koni. Kiedy tak się dzieje, spuszczasz złodziejowi łomot i wszyscy to rozumieją. Tak się to tutaj załatwia. Nie łapiesz od razu za linę i nie wieszasz gościa. I gdybym to ja wpadł na nich, sprawy miałyby się inaczej, ale to szeryf zobaczył, jak młody zabiera się do wieszania.
Hugh spojrzał zaskoczony na chłopaka.
-On nam coś ukradł -wyjaśnił głosem wypranym z wszelkich emocji Sam.
-Zarzucił już linę na drzewo i to na to stojące tuż przy samej drodze. Po co wieszać kogoś na widoku, pytam się?
-Ostrzeżenie zadziała tylko wtedy, jeżeli jest dobrze widoczne -stwierdził Hugh.
Sam spojrzał na niego, a w jego oczach odmalowało się zdziwienie. Po chwili spuścił z powrotem głowę. Chłopak wcale nie był taki tępy, za jakiego chciał uchodzić.
-Zawsze tak się zachowywał. Kiedy się bił, to do upadłego. Szeryf powiedział mi, że puściłby mu to płazem, gdyby tylko okazał skruchę, ale ten idiota nie widzi niczego złego w tym, co zrobił.
-On nam coś ukradł -ostrzejsza nuta zabrzmiała w głosie Sama. -Jeżeli ktoś kradnie i nic z tym nie zrobimy, wszyscy zaczną zabierać nam rzeczy.
-Widzisz? -Ryan sięgnął za siebie i trzepnął chłopaka otwartą dłonią w głowę. Ten się zachwiał, ale zaraz wyprostował się i zamarł.
-Szeryf powiedział, że jeżeli spróbuje zrobić coś takiego raz jeszcze, skończy w więzieniu na resztę życia albo może i powieszą go i zaoszczędzą wszystkim kłopotu. On po prostu nie nadaje się do życia na ranczu. A tak przynajmniej będzie miał jakąś szansę. Weźmiesz Sama i Buckiego, i jesteśmy kwita.
Hugh spoglądał na młodzieńca. -Chcesz szybko umrzeć?
Sam wzruszył ramionami. -Każdy w końcu umiera.
Pustka wbiła się ostrymi zębami w duszę Hugh.
-Zbierz swoje rzeczy do kupy -warknął. -Wyjeżdżamy.

Wydaje mi się, że Hugh zrobił dobry interes, Sam raczej do niego pasuje. Z drugiej strony co to za ojciec, że tak łatwo pozbywa się syna. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńDziękuje za fragment J
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, chociaż mam nadzieję, że Hugh z Samem nie transformuje w Kate z Julie ;P
OdpowiedzUsuńAle o koniach znowu same brednie. Szkoda, że Andrewsi nie konsultują się z jakimiś koniarzami ;)
O dokładnie to - Kate i Julie tylko tej ..no..niewłaściwej płci :D
UsuńI co - konik prima sort, niby wredniocha a za kostkę cukru dał się obłaskawić :P Ech...a tak liczyłam na widowiskowe zrzucenie Hugh na glebę zakończone soczystym ugryzieniem w tyłek...marzenia ..A do konia dostaje w pakiecie kogoś , kto będzie mu krył plecy , no nosem czuję . Teraz pora na jakaś paskudną zagrywkę w wykonaniu jego byłych koleżków i serię poużalań się nad sobą , bo jak byłem Preceptorem Żelaznych Psów to życie było taaakie piękne...:P
OdpowiedzUsuńUkłony za kolejny fragment :) W oczekiwaniu na bęcki jakie dla Hugh szykuje Los - nadal tu jestem :D
Dziekuje Sam i koń idealnie pasuja do Hugha i bedzie krwawo i sprawiedliwie bo nie moznapozwolic sie krzywdzic bezkarnie b.
OdpowiedzUsuńDziekuje, ma konia i ma kolejnego wojownika,za darmo,chyba nieźle na tym wyszedł.L
OdpowiedzUsuń