Zapraszamy na kolejny fragment Iron and Magic, nadal rozgrywający się wśród ruin Charlotte. Rozprawienie się z trzema najemnikami bynajmniej nie poprawiło Hugh nastroju, tak więc zarówno Ci, którzy nie cierpią d'Ambraya, jak i jego zwolennicy mogą się spodziewać, że Preceptor nic a nic się nie zmienił i nadal jest takim samym samolubnym, egocentrycznym draniem, który bezwzględnie kieruje się własnym kodeksem moralnym.
W sumie sami jesteśmy ciekawi, czy pod koniec książki bardziej go polubimy, czy też wręcz przeciwnie... Co do jednego zgadzamy się z Wami - Hugh na pewno nie jest nijaki. To prawdziwy bohater z krwi i kości, a że przy okazji skurczybyk jakich mało...
W sumie sami jesteśmy ciekawi, czy pod koniec książki bardziej go polubimy, czy też wręcz przeciwnie... Co do jednego zgadzamy się z Wami - Hugh na pewno nie jest nijaki. To prawdziwy bohater z krwi i kości, a że przy okazji skurczybyk jakich mało...
Kanion, którego ściany zbudowane były z gruzów dawnej zabudowy, poszerzył się. Kramy i budki z jedzeniem zajmowały prawie każdy wolny skrawek przestrzeni, stanowiąc ewidentny dowód na to, że miasto nie zamierzało się poddać i pogrążyć w destrukcji. Wszystkie nowe konstrukcje nosiły już wyraźny znak czasów po Zmianie: grube ściany, proste kształty i kraty w oknach.
-Czy to był jeden z wampirów od Ludzi? -zapytał Sam.
-Złoty Legion -odpowiedział Stoyan.
-To coś takiego jak Ludzie?
-Nekromanci, którzy pracują dla Rolanda nazywają sami siebie Ludźmi -wyjaśnił Stoyan.
-Tak się określają, bo uważają, że tylko oni są ludźmi. Reszta z nas to pomniejsi śmiertelnicy -dodał Lamar.
-Setka najlepszych z Ludzi tworzy Złoty Legion - kontynuował Stoyan. -Legion jest dowodzony przez Legatusa, dupka, z którym mamy się spotkać. Każdy Pan Umarłych w Legionie potrafi sterować więcej niż jednym nieumarłym. A wystarczy jeden, by zetrzeć z powierzchni ziemi cały pluton regularnego wojska.
-Wszystko zależy od tego, jak duży byłby ten pluton - wtrącił się ponownie Lamar. -Teoretycznie pluton może mieć na składzie od szesnastu do czterdziestu żołnierzy. Czterdziestka mogłaby dać już radę jednemu krwiopijcy. A gdyby pluton był dobrze wyszkolony, to Legion musiałby wysłać przeciwko nim dwóch, a może i trzech nieumarłych.
-Liczy się to -dołączył się Bale - że kiedy spotkamy Legatusa, masz siedzieć cicho i starać się nie zwracać na siebie najmniejszej uwagi. Łapiesz, Sam? Jeżeli usłyszę choć jedno twoje piśnięcie, pożałujesz, że nie zostałeś na tem swoim ranczu, żeby szeryf, którego tak się obawia twój tatuś, mógł cię powiesić.
-Skąd będę wiedział, że spotkałem Legatusa? -zapytał chłopak.
Hugh pomyślał, czy nie obrócić się i nie skopać go z konia, żeby się zamknął, ale to wymagałoby zbyt wiele zachodu.
-Bo będzie wyglądał jak reszta Ludzi -rzucił Stoyan. -Jak palant w garniaku dzianego bankiera.
![]() |
| źródło:pixabay.com |
-Kim jest Roland? -dopytywał się dalej Sam.
-Kimś od kogo powinieneś się trzymać z daleka - odrzekł Stoyan.
-Nieśmiertelny mag z kompleksem megalomana, który chce rządzić całym światem - dodał Lamar.
-Dlaczego chce nas zabić? - Sam nie odpuszczał.
-Wystarczy, byś wiedział, że chce -zagrzmiał Bale. -A teraz zawrzyj już twarz albo zaraz będziesz zbierał swoje zęby z ziemi.
Droga zakręcała. Przed nimi po lewej wznosiła się gospoda Wikingów. Zbudowana z grubych bali, przykryta dachem z drewnianym gontem przypominała odwróconą kilem do góry długą łódź. Znak na poboczu informował: „Witamy w Walhalli”
Z boku bydynku, niczym na dolnym pokładzie ustawione były drewniane stoły otoczone niskimi ławami. Landon Nez siedział przy stole w rogu, mając dobry widok na całą ulicę.
Tutaj jesteś.
Landon nie zmienił się przez ostatnie miesiące. Nadal szczupły, jakby cały zbudowany był ze splotów stalowych lin. To samo ostre spojrzenie. Jego ciemne włosy opadały swobodnie wokół twarzy. Miał na sobie uszyty na miarę czarny jak węgiel garnitur. Dobra tkanina, żadnych poduszek na ramionach, dopasowany w talii, angielski styl. Musiał kosztować z tysiaka, uznał Hugh.
Legatus Złotego Legionu. Najpotężniejszy spośród wszystkich Panów Umarłych, nie licząc Rolanda i jego córki.
Landon skinął mu głową. Hugh oddał powitanie. Próbowali się zabić przez ostatnie blisko dziesięć lat. Chęć, by pożyczyć od Stoyana miecz i zaszarżować na Landona była trudna do opanowania.
-To Indianin? -cicho zapytał Sam.
-Navajo -odpowiedział szeptem Stoyan. -Plemię wyrzuciło go za sterowanie wampirami.
Hugh skierował wierzchowca w stronę Landona.
-Przyłączysz się? -Landon wzniósł filiżankę z kawą.
-Dlaczegóżby nie? - Hugh zeskoczył z siodła, zarzucił wodze na hak wbity w reling, wszedł po dwóch niskich stopniach i siadł na ławie naprzeciw Landona.
Kątem oka widział Stoyana i resztę jego ludzi skręcających i zatrzymujących się po przeciwnej stronie ulicy przy kramie z taco.
-Kawy? -zapytał Landon.
-Nie. Próbuję rzucić.
-Co porabiasz na moich włościach?
-Mówiłem ci już, że brzmisz beznadziejnie, kiedy starasz się udawać kogoś z wyższych sfer?
Bycie kimś z elity nie przychodziło Nezowi łatwo i robił to z gracją syberyjskiego niedźwiedzia zmuszonego do robienia cyrkowych sztuczek. Ale był uparty. Landon Nez opuścił Indian Navajo bez grosza przy duszy i wspiął się na szczyt, zdobywając przy tym tytuł doktora na Harvardzie i stając na czele Ludzi. To był typ człowieka, który prędzej wbiłby sobie łyżeczkę w oko, niż okazał wobec innych zmieszanie.
Landon podniósł brwi.
-To tylko my -Hugh obdarzył go szerokim uśmiechem. -Nie żałuj sobie i dalej bądź takim snobistycznym dupkiem, jakim zazwyczaj jesteś.
-Po co się tu zjawiłeś d’Ambray?
-Wpadłem spotkać się z kimś w sprawie konia.
Landon rzucił okiem na Bucky’ego. -Twoje konie zdają się stawać coraz większe. Ale biały? Nie sądzisz, że to już lekka przesada?
-Pomyślałem, że czas już na jakąś odmianę. A co tam u ciebie słychać?
Landon wzruszył ramionami. -To co zwykle. Badania. Zarządzanie. Zajmowanie się nieumarłymi to niełatwa praca.
To zajęłoby góra sekundę. Szybkie sięgnięcie przez blat, chwyt i skręcenie mu karku. I zakończyłby jego ziemską tułaczkę.
Ale nie mógł sobie na to pozwolić. Nez nigdy nie pojawiłby się tutaj bez zabezpieczenia.
-A co z tobą? -zapytał Landon. -Planujesz nowe kampanie?
Zaczęło się sondowanie jego słabości. -Zamierzam osiąść gdzieś na stałe -odpowiedział Hugh.
-Ty?
-Na każdego przychodzi kolej - Hugh odchylił się do tyłu. -Znalazłem przyjemne miejsce. Sporo zasobów, łatwe do obrony. Dużo drzew.
-Drzew?
Hugh przytaknął. -Człowiek wreszcie musi gdzieś zapuścić korzenie. Marzy mi się siedzenie na werandzie i popijanie zimnego piwa.
Landon wpatrywał się w niego o sekundę za długo. Mam cię.
Legatus wypił do końca swoją kawę. -Słyszałeś jakieś dziwne wieści z północy?
Dziwne. -Z północy napływają same dziwne wieści.
Cień niepokoju na moment zamigotał w oczach Landona. Legatus skrzywił się i potaknął. -To fakt.
Wpatrywali się w siebie w milczeniu.
-Brakuje ci go? -zapytał cicho Landon.
Pustka rozdziawiła swoją paszczę. Brakuje? Same wspomnienia rozdzierały go na strzępy. Jasność celu, błoga świadomość akceptacji, przepływ magii pomiędzy nimi… Pewność. Bezpieczeństwo.
-W życiu chodzi o coś więcej, niż tylko bycie psem łańcuchowym -Hugh wstał. -Muszę cię teraz opuścić. Mam miejsca do odwiedzenia. Ludzi do zabicia.
-Jak zawsze miło było cię spotkać, Preceptorze.
Hugh przeskoczył nad drewnianym relingiem, wspiął się na konia i pognał w dół ulicy. Po chwili dołączyli do niego jego ludzie. Jechali w milczeniu przez kolejne dziesięć minut.
-Jak poszło? -zapytał Lamar.
-Zaatakuje nas przy pierwszej nadarzającej się okazji -odrzekł Hugh. -Już by to zrobił, ale coś na północy go zaniepokoiło. Jest ostrożnym skurczysynem, który chce znać wszystkie karty w rękach przeciwników. A ja zasiałem w jego głowie ziarno niepewności. Teraz nie jest pewien, czy mamy jakąś stałą bazę, czy też nie. Uznał zatem, że warto jest poczekać, szczególnie, że sądzi, iż nigdzie się nie wybieramy i łatwo nas będzie namierzyć.
Będzie musiał powiedzieć Feliksowi, żeby wysłał kilku zwiadowców na północ, niech się rozejrzą za czymś dziwnym, co tak zaniepokoiło Neza.
Ból głowy powrócił i zaczął na nowo rozsadzać mu czaszkę od środka. Efekt zbyt wielu tygodni picia. Hugh zagryzł zęby. -Znajdź mi bazę, Lamar. Ktoś, gdzieś potrzebuje czegoś do ochrony albo kogoś do zabicia.
-Wszystko zależy od tego, ile jesteśmy gotowi zapłacić -odpowiedział Lamar.
-Nie obchodzi mnie cena. Zrób, co musisz, żebyśmy mieli jakieś zabezpieczone miejsce albo Legion wyrżnie nas jak świnie przed zimą.

Widać, że Hugh bardzo dobrze poznał Neza, ja z tego nic nie wywnioskowałam a on aż tyle. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńNo tak. Nijaki to nie jest to słowo. Macie jak zawsze rację. Ale go nie lubię. mamuniaewy.
OdpowiedzUsuńDziekuje, swój pozna swego jak to mówią,Hugh myśli jak Naz,ciekawe gdzie zdobędą bazę
OdpowiedzUsuńOj malutki Hugh, tylko wspomnienie Rolanda i już gotów się mazgaić...:P
OdpowiedzUsuńBiedny Hugh..., nie tego pana nie żałujemy. Ale czy mi się tylko wydaje, czy jego obsesja na punkcie Kate zniknęła? Ciekawe czy jest to spowodowane tym, że Roland go opuścił, czy wreszcie do niego dotarło że niema u niej szans.
OdpowiedzUsuńDziękuje za fragment J :)
OdpowiedzUsuń