W końcówce rozdziału drugiego dowiemy się, jak można zdobyć prowiant, nie brudząc sobie rąk uczciwą pracą;-) Czy jednak będzie to oznaczało, że przed Hugh rysują się same świetlane perspektywy? Hmmm... tu znacząco zawiesimy palce nad klawiaturą i po prostu zaprosimy Was do lektury!
Z namiotu pierwszej centurii wyłonił się Stoyan. Po chwili dołączył do niego Bale i razem udawali, że szwendają się bez celu. Z drugiej strony nadchodził Felix i starał się wyglądać na bardzo zainteresowanego nadal świecącym Buckym. Coś się tu kroiło.
-A dobre wieści? -zapytał Hugh.
-Znalazłem bazę.
-Gdzie.
-Berry Hill, Kentucky. W Knobs.
Berry Hill. Nazwa brzmiała jak z dziecięcej kreskówki. Hugh przeszukiwał pamięć, starając się przypomnieć sobie, co wie o Kentucky. Wschodnia część stanu była porośnięta lasami poprzecinanymi wąskimi dolinami, które otwierały się na region Bluegrass, zajmujący północną i środkową część stanu. Tutaj dominowały łagodne wzgórza, stanowiące idealny teren do hodowli koni. Od południa do Bluegrass przylegało Pennyroyal, potężny wapienny płaskowyż pełen lejów krasowych i jaskiń. Na wschodniej krawędzi Bluegrass pomiędzy Pennyroyal, a Eastern Coal Fields leżało Knobs; setki samotnych stromych pagórków, rozrzuconych po okolicy niczym drogowe pachołki. W czasach po Zmianie, coraz więcej tego terenu zajmował las.
-Wschodnia czy zachodnia strona?
-Zachodnia -odpowiedział Lamar. -Najbliższym miastem jest Sanderville z mniej więcej dziesięcioma tysiącami mieszkańców. Berry Hill to spokojna osada, zamieszkała przez jakieś cztery tysiące ludzi, głównie rodziny z dziećmi. Wspaniały teren rolniczy, bogaty w zapasy. Wioska położona jest nad jeziorem.
![]() |
źródło:pixabay.com |
-Hmm - dlaczego miał przeczucie, że zaraz usłyszy ‚ale’. -Jakaś lokalna milicja?
-Niewystarczająca, by ich ochronić. Specjalizują się głównie w magii natury. Trochę wiedźm, kilku druidów.
Przeczucie stawało się coraz mocniejsze. -Dlaczego potrzebują ochrony?
-Landon Nez ma na nich chrapkę. Tam jest jakieś przesycone magią miejsce, którym jest zainteresowany Roland. A Landon nie może najechać ich bezpośrednio, bo został ostrzeżony przez federalnych, że podobna grabież ziemi nie będzie tolerowana. Tak więc skaptował sobie jakiś skurwiałych polityków z Sanderville, którzy zaczęli nękać osadników, żeby sprzedali swoją ziemię miastu. Sanderville naciska coraz bardziej, a lokalnym nie zależy na eskalacji konfliktu.
Podbiegł do nich Bucky. Hugh wyciągnął rękę i poklepał konia po szyi.
-Dlaczego nie chcą otwarcie wystąpić przeciwko miastu?
-Bo ich przywódca posługuje się takim typem magii, który przeraża starych farmerów -wyjaśnił Lamar. -Oni chcą mieć święty spokój. Chcą sobie tam mieszkać, robić swoje i zapuszczać korzenie. Nie chcą, żeby nachodziły ich bandy miastowych z widłami i pochodniami w dłoniach.
-I wykombinowali sobie, że zaproszenie do ich osady trzystu wyszkolonych żołnierzy podziała odstraszająco.
-W dużym skrócie, tak.
To brzmiało idealnie. Mieścina była już skonfliktowana z Landonem. Nie mieli własnej milicji, która mogłaby wchodzić im w paradę. Mieli za to mnóstwo żywności niezbędnej do wykarmienia jego ludzi.
Stoyan i Bale znaleźli się na tyle blisko, by słyszeć ich rozmowę i teraz z wyczekiwaniem wpatrywali się w Hugh.
-Jaki jest haczyk? -zapytał Hugh.
-Nie ufają nam -odrzekł Lamar. -Wiedzą, że opuściliśmy Patterson i Willis. Wtedy, kiedy potrzebowali nas tam najbardziej. Spodziewają się, że ich też zdradzimy.
-Wypełnialiśmy rozkazy -stwierdził Hugh.
-Ale mimo to zdradziliśmy ich.
Zastanowił się nad tym, co usłyszał. Roland chciał, żeby nie angażowali się w ten konflikt, więc wycofał stamtąd swoich ludzi. Próbował sobie przypomnieć, czy sprzeciwiał się tej decyzji. Chciał myśleć, że tak właśnie było, ale jego wspomnienia były mgliste. Dokładny przebieg zdarzeń wymykał mu się, tak jakby próbował nabierać wodę widelcem. Wycofał swoich żołnierzy i jego byli sojusznicy zginęli. W głębinach jego pamięci zakiełkowało poczucie winy, ale odepchnął je od siebie.
Czy ja kiedykolwiek sprzeciwiałem mu się?
Tak. Pamiętał. Była taka rozmowa telefoniczna, kiedy Roland kazał mu opuścić Willis. Hugh był o tym przekonany.
Wtedy wszystko było o wiele prostsze. Nie musiał się zastanawiać, czy coś jest dobre, czy złe. Jeżeli Roland tego pragnął, to tak miało być i basta. Tęsknił za tą prostotą, a jednocześnie odczuwał palący gniew. Nie dotrzymał wtedy danego słowa. A jego obietnica coś znaczyła. Powinien być zdolny do wywiązania się z przyrzeczenia danego podczas zawierania sojuszu.
-Ale historia ich poczynań wcale nie jest lepsza -kontynuował Lamar. -Mieli umowę z miastem w Zachodniej Wirginii, a skończyło się porzuceniem ich trzy lata temu. Przedtem przemieszczali się od miasta do miasta, opuszczając je, bo albo im się tam nie spodobało, albo dlatego, że zostali przegnani przez miejscowych. Niektóre informacje są sprzeczne.
-Dlaczego wciąż byli w drodze?
-Chodzą pewne paskudne plotki na temat magii, którą uprawiają -Lamar zawahał się.
-Wyduś to wreszcie.
-Chodzi o to, że ci nasi milusi magowie natury mieli ponoć jakieś zatargi z kilkoma rodami w Luizjanie. Te uznały, że warto się zjednoczyć przeciwko nim i zetrzeć ich z powierzchni ziemi podczas błysku. Nie tego ostatniego, ale wcześniejszego.
Jeżeli normalny zalew magii następował falami, to błysk przypominał tsunami. Zdarzał się co siedem lat i podczas jego trwania magia niepodzielnie rządziła światem przez kilka dni. Różne paskudztwa wypełzały wówczas ze swoich kryjówek, bogowie pojawiali się na ziemi, a cuda zdarzały się na porządku dziennym.
Podczas tego błysku Roland zniszczył Omaha.
Rody zwały się Magicznym Przymierzem. Kiedy nadszedł błysk, przyzwali coś, hordę strasznych wilków czy demonów, nikt tego dokładnie nie wie -Lamar opowiadał dalej. -Powinni poradzić sobie z magami natury bez najmniejszego problemu, tymczasem o Przymierzu wszyscy zdążyli już zapomnieć, a „naturszczycy” wciąż żyją i mają się dobrze. Plotki mówią, że doszło wtedy do składania ludzi w ofierze.
-Po prostu zajefajniście. -Ze wszystkich rodzajów popierdolonej magii, poświęcanie ludzi było granicą, której nawet Roland nie odważył się przekroczyć. Coś takiego otwierało drzwi starym, pierwotnym mocom, których nikt tak naprawdę nie chciał wskrzeszać.
-Nie ma żadnych twardych dowodów, że to się faktycznie zdarzyło -zakończył Lamar. -Ale zawierając z nimi sojusz, musimy to mieć na uwadze. Obie strony zdają się być zdesperowane, a dodatkowo Nez spodziewa się, że kiedy tylko zrobi się gorąco, zbierzemy swoje manatki i znikniemy.
Hugh oparł się o ogrodzenie corralu. To był problem. Jedynym sposobem na utrzymanie z dala Neza była demonstracja siły. Ten sojusz musiał sprawiać wrażenie trwałego, w innym wypadku na nic się nie zdawał, bo Landon i tak spróbowałby ataku. Lamar miał rację. Będą musieli poradzić sobie z niełatwą przeszłością i wątpliwą reputacją. Muszą wyglądać na zjednoczonych i w pełni sobie oddanych sprzymierzeńców.
-Jest taka jedna wypróbowana i niezawodna metoda na stworzenie sojuszu, który będzie sprawiał solidne wrażenie -ostrożnie zauważył Lamar.
Hugh spojrzał na niego uważnie.
-Związek - Lamar wypowiedział to słowo tak, jakby się bał, że potnie mu język.
-Jaki związek?
-Małżeński, Preceptorze.
-O czym ty do diabła gadasz?
Lamar wziął głęboki oddech.
-O ożenieniu się! -krzyknął Bale.
Hugh wbił wzrok w Lamara. -Małżeństwo?
-Tak.
Musiało im zupełnie odbić. -I kto niby miałby się ożenić?
-Ty.
Uświadomienie sobie tego, co właśnie usłyszał, oszołomiło go. Powiedział pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy. -Kto chciałby za mnie wyjść?
-Jesteś przystojnym, dużym, imponującym mężczyzną i eee… -Lamar rozpaczliwie szukał właściwych słów. -A oni są zdesperowani.
-Czego wy się tu najaraliście? Jestem bez grosza przy duszy. Jestem wygnańcem, wyrzutkiem, który niczego nie posiada… -urwał nie kończąc.
-I jeszcze alkoholikiem na odwyku -dodał Lamar. -To wszystko prawda, ale powtórzę: oni są zdesperowani. A nam kończy się żywność.
Hugh na dłuższą chwilę zacisnął mocno powieki. Świat zaczął usuwać mu się spod nóg, a on naprawdę powinien wziąć się w garść.
-Kogo miałbym poślubić?
-Mają tam takie stanowisko Maga…
Hugh gwałtownie otworzył oczy. -Mam ożenić się z facetem?
-Nie! -Lamar gwałtownie kręcił głową. -To kobieta. Biała Czarodziejka. Nie mężczyzna.
Bogu przynajmniej za to dzięki. Nie mógł się powstrzymać od sarkazmu. -Cóż, ulżyło mi, że nie jesteśmy aż tak zdesperowani.
-To przede wszystkim umowa biznesowa - Lamar pospieszył z wyjaśnieniami. -Jeżeli zdecydujesz się na to małżeństwo, taki związek scementuje sojusz. Tak jak sam powiedziałeś Nezowi, zamierzasz osiąść gdzieś na stałe. On uwierzy w ten związek.
-Mają tam zamek -odezwał się Stoyan. -Najwyraźniej jakiś bogaty gość przed Zmianą kupił stary zamek w Anglii, rozłożył go na części i przywiózł do Kentucky.
-A ty lubisz zamki -dodał Bale.
-To dobre miejsce do obrony -wtrącił Felix.
-I przynajmniej spotkasz jakąś kobietę - to był Lamar.
-Zamknijcie się -warknął Hugh.
Zapadła cisza.
-Przedstawiłeś już komuś ten idiotyczny pomysł?
-To efekt obopólnego wysiłku, mojego i mojego odpowiednika po drugiej stronie -wyjaśnił Lamar. -Jeżeli to coś pomoże, przyszła panna młoda również musi zostać do tego przekonana.
-Świetnie. Po prostu świetnie.
Gorączkowo zaczął rozglądać się za innymi opcjami. Tyle że ich nie znalazł. Mógł poślubić jakąś kobietę i nakarmić swoich żołnierzy albo mógł pozwolić na wykończenie ich wszystkich. Ech, do diabła z tym. Robił już gorsze rzeczy w życiu.
-Spotkam się z nią -powiedział na głos.
-O nic innego nie prosimy -odrzekł za wszystkich Lamar.
Dziekuje biedny bohater i tak mial szczescie ze to kobieta i mam przeczucie ze swietnie sobie z nim poradzi b.
OdpowiedzUsuńDziekuje, no faktycznie ,Hugh żonaty to coś dziwnego aż trudno to sobie wyobrazić,ciekawi mnie panna młoda
OdpowiedzUsuńA przez malutką chwilę miałam nadzieję że ewentualnym małżonkiem Hugh będzie facet , łysy , tłusty i obrośnięty jak małpa ...i ta chwilka taaaka słodka była...:P A tu nie, babka, czarodziejka no i ten zamek zamiast jaskini albo chałupy słomianą strzechą pokrytej ..Ech , Losie, czy musisz być dla mnie tak okrutny ? :P Daj mi na pociechę chociaż zeza rozbieżnego u tej przyszłej Preceptorowej ...i brak przednich jedynek..:P
OdpowiedzUsuńHa ha ale zdesperowany ciekawa jestem wybranki Dziękuje za tłumaczenie J
OdpowiedzUsuńCzegóż się nie robi dla przetrwania, tym bardziej że żywność się kończy. Myślę, że zamek miał istotne znaczenie a nie przyszła panna młoda. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przyszła żona Hugh okaże się wiedźmą z wyglądu, zasłużył.
OdpowiedzUsuń...z charakteru , z charakteru :P bo piękna inaczej może mieć tkliwe serduszko i całą zabawę diabli wzieli :P będzie pewnie tak - piękna i złaaaa :D :D :D a i wredna :D:D:D
UsuńAle wieś, chociaż w sumie lubię wieś 😂
OdpowiedzUsuń