Jesteśmy obecnie na etapie pakowania się i zamykania wszystkich zawodowych spraw związanych z naszą działalnością w Brunei, co niestety wiąże się z permanentnym brakiem wolnego czasu i ogólnym zamieszaniem, odrywającym nas od zajmowania się blogiem i kontynuacją rozpoczętych tłumaczeń.
Zapewniamy jednak, że nie zapominamy o Was, czego dowodem choćby dzisiejszy przekład początku rozdziału drugiego Magic Triumphs. Jeśli tylko wygospodarujemy wolną chwilę, postaramy się jeszcze przed odlotem z Azji podzielić się z Wami kolejnym fragmentem. Gdybyśmy się jednak nie odzywali przez kilka najbliższych dni, będzie to jedynie oznaczało, że koczujemy na jakimś lotnisku…;-)
A gdy na powrót rozgościmy się w domowych pieleszach, plany mamy nadzwyczaj ambitne, bowiem w kolejce do publikacji czeka już rozdział szósty Sweep of the Blade oraz Prolog i trzy pierwsze rozdziały Iron and Magic. Z zamrażarki zamierzamy również wyjąć WUB-a, tak więc na nudę nie powinniśmy narzekać. Oby jedynie nie zabrakło nam czasu, bo o chęci aż tak bardzo się nie martwimy.
Pozdrawiamy wciąż jeszcze z tropików i życzymy udanego tygodnia!
Zapewniamy jednak, że nie zapominamy o Was, czego dowodem choćby dzisiejszy przekład początku rozdziału drugiego Magic Triumphs. Jeśli tylko wygospodarujemy wolną chwilę, postaramy się jeszcze przed odlotem z Azji podzielić się z Wami kolejnym fragmentem. Gdybyśmy się jednak nie odzywali przez kilka najbliższych dni, będzie to jedynie oznaczało, że koczujemy na jakimś lotnisku…;-)
A gdy na powrót rozgościmy się w domowych pieleszach, plany mamy nadzwyczaj ambitne, bowiem w kolejce do publikacji czeka już rozdział szósty Sweep of the Blade oraz Prolog i trzy pierwsze rozdziały Iron and Magic. Z zamrażarki zamierzamy również wyjąć WUB-a, tak więc na nudę nie powinniśmy narzekać. Oby jedynie nie zabrakło nam czasu, bo o chęci aż tak bardzo się nie martwimy.
Pozdrawiamy wciąż jeszcze z tropików i życzymy udanego tygodnia!
Rozdział 2
Pojechałam z powrotem na opuszczone osiedle. W pierwszym domu znalazłam działający telefon i zadzwoniłam do Biohazardu, z miejsca wybierając bezpośredni numer do Luthera. Mogłam zgłosić wszystko na recepcji, ale cała sprawa tak śmierdziała, że postanowiłam pójść na skróty.
Telefon dzwonił. I dzwonił. I dzwonił.
Daj spokój, Luther. Odbierz.
W końcu usłyszałam kliknięcie na linii. -Czego? -zabrzmiał zirytowany głos Luthera.
-To ja.
-Cokolwiek to jest, nieczysta, nie mam na to czasu. Mam tu ważne czarodziejskie sprawy do załatwienia…
-Ktoś ugotował dwustu ludzi i wylał to, co z nich zostało, koło Serenbe na parkingu Centrum Dystrybucji Wal-Marta.
Cisza.
-Powiedziałaś “ugotował”?
-Tak.
Luther zaklął.
-Ten masowy grób jest niezabezpieczony, a dodatkowo skażony magią. Nie ma w nim żadnych robali, Luther. Zero owadów w promieniu kilkuset metrów. Wyrysowałem tam standardowy krąg kredą i zostawiłam na straży Teddy’ego Jo. Wydział policji ma się tam dzisiaj pojawić, żeby zbadać sprawę zaginięcia, tak wiec, jeżeli chcesz się tam znaleźć przed nimi, lepiej się pośpiesz. Musisz kierować się South Fulton Parkway na zachód. Oznaczę dla ciebie zjazd.
-Już ruszam. Nie opuszczaj tego terenu, Kate. Zrób, co tylko będzie konieczne, żeby nie dopuścić do wyklucia się tam czegoś.
-Nie martw się. Mam to pod kontrola.
Rozłączyłam się i zadzwoniłam do domu. Brak odpowiedzi. Curran jeszcze nie wrócił.
Wybrałam numer George. Conlan ucinał sobie właśnie drzemkę. Zjadł trochę płatków kukurydzianych i dwa razy udało mu się zmylić czujność opiekunki i uciec.
Odłożyłam słuchawkę i zaczęłam myszkować po kuchni opustoszałego domu w poszukiwaniu soli. W spiżarce znalazłam duży worek. Zaniosłem go do Jeepa akurat w czas, by zobaczyć Dereka niosącego cztery dwudziestokilogramowe worki, tak jakby nic nie ważyły.
-Skąd je wytrzasnąłeś?
-Trafiłem na szopę myśliwych -odpowiedział. -Musieli tam składować sól dla jeleni i saren. Jest tam tego jeszcze więcej.
-Dobrze. Będziemy potrzebować wszystko, co tylko uda nam się znaleźć.
Ruszyliśmy razem w kierunku szopy.
-Opowiedz mi o śladach zapachowych -poprosiłam.
-Ludzie -stwierdził. -Ale jest tam coś jeszcze. Jakaś popieprzona woń. Kiedy wywęszysz loupa, wiesz, że to zły zapach. Toksyczny. Wiesz, że nie będzie miejsca na żadne rozmowy. Albo zabijesz, albo zginiesz. To coś śmierdzi tak jak loup. Ale to nie jest loup.
-Odmieniony? -zapytałam.
-Taaa. Całkiem możliwe. Zabrali ludzi z samego środka osiedla.
Czekałam, by dodał coś jeszcze, ale już się nie odezwał.
-I co dalej?
-Zapach się urywa -odrzekł po chwili. -Pojawia się z powrotem dopiero przy tym bajorze.
-Jakby się teleportowali?
-Dokładnie.
Kilka razy miałam już do czynienia z teleportacją. Przeteleportowanie człowieka wymagało zawrotnej ilości energii. Po raz pierwszy spotkałam się z czymś takim, gdy zgromadzenie potężnych volhvsów, składające się z rosyjskich pogańskich kapłanów, złożyło ofiarę, by dokonać teleportacji. Potem trafiłam na dżina. Dżiny były bardzo starymi bytami, dysponującymi nadzwyczajna mocą i bardzo rzadko spotykanymi. Po prostu na świecie nie było wystarczającej ilości magii, by mogło istnieć zbyt wielu z nich. Ten konkretny dżin został uwięziony w klejnocie. To było wyjątkowo skomplikowane zaklęcie wiążące, które utrzymywało go pomiędzy magicznymi falami, kiedy dominowała technologia. Mimo całej mocy, którą dysponował, potrzebował człowieka ze sporymi zasobami magii, którym mógł sterować i odpowiedniego miejsca, takiego jak Zaułek Jednorożca, gdzie magia przepływała nawet podczas apogeum techniki.
Jak zatem komuś mogło się udać prze teleportowanie dwustu ludzi?
Naprawdę nie chciałam mieć do czynienia z kolejnym dżinem. Z ostatniego spotkania ledwo uszłam z życiem.
Zwróciłam się do Dereka. -Czy na podstawie samego zapachu możesz stwierdzić, że wszyscy ci ludzie zniknęli jednocześnie?
-Tak właśnie było.
-Dwustu ludzi plus to coś, co ich zaganiało -myślałam na głos. -Teleportacja nie może wchodzić w grę. Zbyt dużo magii. To musiała być rzeczywistość kieszeniowa.
Derek obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem.
-Pamiętasz jak podczas ostatniego rozbłysku pojawił się Bran? Większość czasu spędził we mgle poza nasza rzeczywistością. To jest coś w tym stylu. Ktoś wyskoczył z jakby równoległego wszechświata, porwał grupę ludzi i zabrał ich gdzieś indziej. -Co mogłoby sugerować obecność starożytnej mocy i oznaczałoby, że mamy przerąbane.
Starsze moce, bogowie, dżiny, smoki, wielcy, potężni, legendarni, potrzebujący zbyt wiele magii, by móc istnieć w naszej rzeczywistości. Egzystowali gdzieś indziej, we mgle, w innych wszechświatach albo wymiarach, luźno połączonych z naszym uniwersum. Nikt w pełni nie rozumiał, jak to działało. Nikt nie wiedział, co by się stało, gdyby któreś z nich objawiło się i zostało złapane przez fale technologii. Powszechnie wierzono, że w takim wypadku przestaliby istnieć, co wyjaśniało, dlaczego widzieliśmy starsze istoty tylko podczas rozbłysku, magicznego tsunami, które nadchodziło co siedem lat. Magia utrzymywała się wówczas przez co najmniej trzy dni, a niekiedy i dominowała przez cały tydzień.
Ten obszar nie był jakoś specjalne nasycony magią. Gdybyśmy mieli do czynienia ze starszymi mocami, pytaniem pozostawało, kto za tym stał. Normalnie, kiedy z wrażenia zaczynały mi się trząść kolana, za wszelkie dziwne, magiczne sprawy obwiniałam ojca. Ale tym razem nic na niego nie wskazywało. Nie wyczuwałam tu żadnej znajomej magii. I dodatkowo w porzuceniu ludzkich szczątków na jakimś zapomnianym parkingu nie było nic wyrafinowanego ani eleganckiego. A magia mojego ojca -trzeba jej to było oddać - nim zabiła, uwodziła i szokowała urodą.
-To coś zabrało dwustu ludzi do swojego leża, żeby ich tam ugotować? -zapytał Derek. -Po co?
-Nie wiem.
-Czy im zależy na kościach?
-Nie mam pojęcia. Nie jestem pewna, czy kości mają tu jakieś znaczenie. Zresztą możliwe są jeszcze gorsze opcje.
Derek zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Mogli gotować ich na wolnym ogniu, kiedy jeszcze żyli. Żeby ich torturować -powiedziałam.
Derek skręcił w kierunku szopy.
-Świat jest zupełnie popierdolony -podsumowałam. -Dlatego tak się cieszę, że mam Conlana.
Zmarszczył brwi.
-Świat potrzebuje więcej dobrych ludzi, a mój syn będzie dobrym człowiekiem.
#
Dziękuję za kolejną perełkę. mamuniaewy PS już chciałam napisać kolejny smakołyk, ale się powstrzymałam. Widzicie, jaka jestem delikatna?
OdpowiedzUsuńSkończyłam swój koment i widzę że myślimy podobnie mamuniaewy :D Pyszen to było :D
UsuńKurcze blade , kawałek po kawałku i nadal nie wiadomo co za kolejne czarnomagicznoboskosmokowatostare Coś jest odpowiedzialne za tę makabrę . ..Aż końcówki włosów zaczynają mnie swędzić by dowiedzieć się co będzie dalej...:P
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten kolejny kęs , smakowało przewybornie ;) Mam nadzieję że wrzucacie to na chomika i będzie można stamtąd ściągnąć sobie na telefon do podczytywania hurtem :) Siły do wojaży i dobrego wi-fi na lotniskach :)Niech turbulencje omijają Was z dala :)
Moje przedmówczynie wyraziły się całkiem jasno. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam serdecznie i życzę szybkiego i bezpiecznego powrotu do domu, Meg
OdpowiedzUsuńDziękuje za wspaniały fragment tłumaczenia Pozdrawiam i życzę bezpiecznego powrotu do domu J
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za kolejny fragment tłumaczenia:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za cudowne tłumaczenie. Bardzo podoba mi się stosunek Kate do syna. Światu potrzeba dobrych ludzi - i mam nadzieję, że on taki będzie.
OdpowiedzUsuń