Dzisiejszy wpis będzie sponsorowany przez słowo “kontynuacja”. Z jednej strony kontynuujemy naszą nierówną walkę z lokalną biurokracją o w miarę bezbolesne zakończenie brunejskiej misji i powrót w domowe pielesze.
Z drugiej zapraszamy Was gorąco na kontynuację opowieści o Kate Daniels, wciąż wstrząśniętej odkryciem dokonanym w Serenbe. Mamy nadzieję, że ten fragment poprawi Wam humory w to niedzielne popołudnie (na chandrę szczególnie polecamy rozmowę z Kasynem;-), no i egocentrycznie, ze finał rozdziału drugiego MT opublikujemy już z domu...
Pozdrawiamy!
Zadzwoniłam do Barabasza w Gildii. Mogłabym zwrócić się do Clerka, ale skoro Barabasz wszystkim zarządzał, wydawało się ze łatwiej i szybciej będzie porozmawiać bezpośrednio z nim. A tak poza tym najemnicy zawsze mieli do czynienia z różnymi zagrożeniami. Musieli się też dowiedzieć o Serenbe. Im więcej osób będzie o tym wiedziało, tym większe były nasze szanse na dowiedzenie się, co tam zaszło.
Odebrał po pierwszym sygnale. -Tak?
-Muszę przekazać ci dwa zlecenia. Jedno to zwykła niedogodność, ale zajęcie się ghoulem będzie wymagało kogoś dobrego.
-Czy twój ojciec szykuje się do najazdu?
-Nie, ale wydarzyło się coś paskudnego. -Opowiedziałam mu o Serenbe. -Ktokolwiek to zrobił, na razie uszło mu na to sucho. A mam wrażenie, że to nie było jednorazowe zdarzenie.
Na dłuższą chwilę zapadła w słuchawce cisza.
-Wszystko w porządku? -zapytałam.
-Tak. Zastanawiam się, jak powiadomić o tym najemników bez wywoływania paniki.
-Jeżeli na coś wpadniesz, daj mi znać - przydałoby mi się kilka wskazówek do własnego użytku.
-Jasne. A twoimi zleceniami oczywiście zajmiemy się.
-Dzięki.
Rozłączyłam się, wyciągnęłam dwie teczki, dotyczące spraw ghoula i pożeracza farby, i położyłam je na biurku. Podrzucę je Barabaszowi, kiedy wreszcie dotrę do domu. Bycie sąsiadami miało swoje dobre strony.
-Naprawdę sadzisz, że to się może powtórzyć? -zapytał Derek.
-Tak.
-Dlaczego?
Oparłam się o blat. -Zabili psy, porwali dwustu ludzi i wszystkich zlikwidowali. Nikomu nie udało się uciec. Nikt z napastników nie ucierpiał albo przynajmniej nie znaleźliśmy żadnych ciał czy też śladów ich krwi. Wszystko im się udało. Nic się nie spieprzyło. A żeby stać się tak dobrym, musisz dużo ćwiczyć.
-Myślisz, że robili to już wcześniej.
-Nie myślę, ja to wiem. I jestem przekonana, że zrobili to nie raz. A stąd płynie wniosek, że z jakiegoś chorego powodu zapewne potrzebują ciągłego dopływu ludzi. Tak więc jestem pewna, że na Serenbe się nie skończy. I dlatego też muszę się tym zająć, żeby ich powstrzymać. Jeżeli tylko będę mogła coś na to poradzić, nie pozwolę, żeby to miasto było dla nich rezerwatem, w którym mogą sobie do woli polować na ofiary. A zatem ty i ja wezwiemy Gromadę, Ludzi, Zakon i każdą inna osobę, którą znamy i która ma tu coś do powiedzenia i powiadomimy ich o tym, co się stało. -Biohazard ze swojej strony też zacznie rozsyłać ostrzeżenia, ale zależało mi na tym, by jak najwięcej ludzi dowiedziało się o wszystkim jak najszybciej.
Derek poszedł do swojego biurka. -Zaklepuję sobie Gromadę.
-Nie krępuj się.
#
-Kate? -twarz Dereka zasłoniła mi widok.
Potarłam czoło. -Tak?
-Jedzenie? -zapytał.
Jedzenie? Przez cały dzień nie miałam nic w ustach. -Coś do przekąszenia byłoby wyśmienitym pomysłem.
Skinął głową i wyszedł z biura.
Przez ostatnie dwie godziny rozmawiałem z trzema biurami szeryfów, którzy jako tako mnie kojarzyli. W Douglas, Gwinnet i Milton. Z Beau Claytonem, szeryfem z hrabstwa Milton znaliśmy się od dawna. Nie spodobało mu się to, co usłyszał o zniknięciu tylu ludzi.
Zadzwoniłam do Zakonu i poprosiłam o rozmowę z Nickiem Feldmanem, ale Maxine, telepatyczna sekretarka poinformowała mnie, że wprawdzie Nick jest teraz w mieście, ale nie ma go w Zakonie, więc mogę co najwyżej zostawić u niej wiadomość. Streszczałam się.
Jeżeli Zakon wiedział o czymkolwiek i tak nie podzieli się tą wiedzą ze mną i nie będzie ufał żadnym moim informacjom. W ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy byliśmy zmuszeni do współpracy przy okazji kilku spraw i za każdym razem, kiedy miałam do czynienia z Nickiem Feldmanem, obecnym Rycerzem Opiekunem, było to równie przyjemne, jak wyrywanie zębów. To że moja matka przyczyniła się do rozpadu małżeństwa jego rodziców wystarczyłoby samo w sobie, ale dodatkowo Nick spędził jeszcze trochę czasu pod przykrywką w wewnętrznym kręgu znajomych Hugh D’Ambraya i musiał tam być świadkiem tego, jak działa mój ojciec. Nienawidził z całego serca wszystkich w naszej rodzinie i za cel swojego życia uczynił starcie nas z powierzchni ziemi.
Derek zajął się kontaktem z policją, Gromadą i niektórymi z jego siatki informatorów na ulicach miasta. Powiadomiliśmy wszystkich, którzy mogli się przydać. Pozostali tylko Ludzie.
-Dodzwoniłaś się do recepcji Kasyna - odezwał się w słuchawce młody, męski głos. -Mówi Noah, czym możemy służyć?
To wymagało cudu. -Połącz mnie z Ghastekiem albo Roweną.
-Mogę się dowiedzieć, kto dzwoni?
-Kate.
-Czy ktoś z nich spodziewa się twojego telefonu?
Świetnie. Miałam do czynienia z jakimś praktykantem albo czeladnikiem. -Nie.
-Będę jeszcze potrzebował pani nazwiska.
-Lennart.
-Proszę chwilę poczekać.
Usłyszałam piknięcie i głos Noaha, zwracającego się do kogoś innego. -Hej, mam na linii Kate Lennart, która chce rozmawiać z Nieustraszonym Przywódcą. Nie mam jej na liście.
Najwyraźniej Noah nie opanował jeszcze trudnej sztuki wyłączania mikrofonu.
-Jaka Kate? -zapytał jakiś inny mężczyzna.
-Kate Lennart?
-Ty idioto, to In-Shinar!
-Co? -Noah zapiszczał.
-Kazałeś czekać In-Shinar, ty kretynie! Ghastek urwie ci za to jaja.
Ugh.
-Co mam robić? - głos spanikowanego Noaha zupełnie się załamał.
Mógłbyś połączyć mnie z Ghastekiem. Ale jeżeli odezwę się teraz, gość zeświruje do reszty.
W słuchawce rozbrzmiało staccatto pisków. Wyobraziłam sobie Noaha szaleńczo walącego w klawiaturę i wybierającego zupełnie przypadkowe przyciski niczym nadpobudliwy dwulatek. W końcu dotarł do moich uszu ciągły sygnał. Rozłączył się.
Kiedy po raz ostatni miałam okazje być świadkiem przyjmowania kandydatów na stanowisko czeladnika, Ghastek przedstawił mnie jako “Nieśmiertelną, In-Shinar i Krwawe Ostrze Atlanty”. Spędziłam całą ceremonie próbując zabić go na odległość siłą swojego umysłu. Kiedy wreszcie po wszystkim dorwałam go, zapytał się bezceremonialnie, czy zaryzykowałabym życie dla Krwawego Ostrza Atlanty, czy raczej dla Kate Lennart, właścicielki małego biznesu? Powinnam mu wtedy powiedzieć, żeby się wypchał. Teraz mogłam mieć pretensje tylko do samej siebie.
Odłożyłam telefon i policzyłam w duchu do pięciu. Tyle powinno im wystarczyć, by się nieco ogarnąć.
Ponownie wybrałam numer do Kasyna.
-Recepcja -zaskrzeczał Noah.
-To ponownie ja. Dzwonię do Ghasteka.
-Tak, proszę pani, eeee...In-Shinar, eee… wasza wysokość.
Czekałam. Nic się nie działo.
-Noah?
-Tak? -powiedział to szeptem z desperacją wprost bijąca z tonu jego głosu. Brzmiał, jakby miał zaraz umrzeć na zawał.
-Przełącz mnie, proszę.
Wydał z siebie zduszony dźwięk, coś na linii piknęło i usłyszałam miękki głos Roweny. -Halo, Kate. Jak się miewa Conlan?
Mówienie jej o tym, jak jeden z jej czeladników właśnie zwrócił się do mnie per “proszę pani” było bezproduktywne. -Ma się całkiem dobrze.
-Kiedy go do nas przyprowadzisz?
Rowena pochodziła z tej samej wioski co moja matka. Dzieliły podobny magiczny talent, choć moja matka była znacznie potężniejsza. Taki dar sporo jednak kosztował. Kobieta, która go posiadała, miała trudności z zajściem w ciąże, a jej donoszenie wymagało mnóstwa wysiłku i szczęścia. Ja byłam wyjątkiem, co być może miało związek z genami Rolanda i wraz z Curranem nie mieliśmy najmniejszych problemów z poczęciem Conlana. Rowena nigdy nie miała dzieci, choć desperacko pragnęła zostać matką. Pewnego razu powiedziała mi, że dopóki mój ojciec żyje, świat nie jest wystarczająco bezpiecznym miejscem dla jej dzieci. Wobec braku własnych pociech cały swój instynkt macierzyński przelała na mojego syna.
-Kiedy tylko znajdę chwile. Teraz jednak mam złe wieści.
-Czy chodzi o twojego ojca? -w jej głosie dało się wyczuć ślad trwogi.
-Nie. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Opowiedziałam jej o Serenbe.
-To straszne - rzekła na koniec Rowena.
Niewiele rzeczy mogło zszokować Mistrzynie Śmierci. Ja zresztą też już się uodparniałam. Do tej pory powtórzyłam te historię już z siedem czy osiem razy. Wydawałoby się, że wracanie wciąż pamięcią do tego masowego grobu, będzie wywoływać rosnące przygnębienie. A tymczasem za każdym razem czułam coraz większy dystans.
-Skontaktujemy się z Biohazardem i spróbujemy wyciągnąć od nich jakieś próbki do analizy - poinformowała mnie Rowena.
-Świetnie.
Pożegnałam się i rozłączyłam, nim miała szansę zapytać się, czy u małego objawiły się jakieś magiczne zdolności. Wszyscy chcieli, żeby mój syn był wyjątkowy. A dla mnie był idealny, taki jaki był.

Dziekuje najwyraźniej dzisiaj byly sprawy techniczne i jak wyjazała koncowka powtarzajac po raz enty opis makabry obojetniej
OdpowiedzUsuń😘
OdpowiedzUsuńNie wszyscy znają Kate... ciekawe czy Noah oberwie od Ghastek? Bardzo dziękuję za kolejny fragment:)
OdpowiedzUsuńDziękuje za tłumaczenie i korektę Pozdrawiam J
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńKrwawe Ostrze Atlanty :D Brawo Ghastek :D A z przyprowadzaniem Conlana do Kasyna ...osobiście wcale nie podoba mi się ten pomysł . Jeszcze ktoś by wpadł na pomysł przetestowania czy maluch zapanuje nad pozbawionym kontroli wampajerem...brrr...Co do ofiar i przewidywania kolejnych - stawiam na Wieżę z Kości .
OdpowiedzUsuńPodziękowania , pozdrowienia , ukłony - wdzięczna i padającą do nóżek Anna :)
Dziekuje, chyba wszyscy zostali powiadomieni,teraz tylko czekamy kto da jej jakiś cynk kto za tym stoi.L
OdpowiedzUsuńWłaśnie pochłonęłam całość :D Jak cudownie jest wrócić do Kate <3 Choć powiem, że na razie historia jest lekko przerażająca. Czekam na więcej Conlana, ciekawi mnie co ten mały kryje w zanadrzu. Dziękuję za tłumaczenie i oczywiście czekam na ostatni fragment i się zastanawiam jak wytrzymam do premiery książki...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tłumaczenie i z niecierpliwością czekam ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńDzięki za tłumaczenie ;)
OdpowiedzUsuń