Przejdź do głównej zawartości

Sweep of the Blade Rozdział 6 cz. 3

Z niekłamaną przyjemnością zapraszamy Was do lektury kolejnego fragmentu SotB. Mamy nadzieję, iż opis "sparringu" Maud i Ileminy dostarczy Wam tyle samo czysto czytelniczej radości co nam. Zapnijcie pasy. Będzie się działo....



Matka Arlanda była preceptorem Domu Krahr i została nim, bo była najlepszym przywódcą. Wampirami da się dowodzić z tylnych szeregów szeregu. To i fakt, że jej imię poprzedzała długa lista tytułów oznaczały, że zapewne była znakomitą wojowniczką. Jej siła mogła się okazać przemożna.

Maud sprawdziła swój miecz raz jeszcze, rozgrzewając się. Była dobrze wyszkolona, ale w starciu z czystą siłą, szczególnie w postaci wampirzej rycerki z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem bitewnym, nie miała szans. Jej taktyka opierała się na zaskakiwaniu przeciwników i brudnych sztuczkach, ale dzięki Konstanie nie stanowiło to już dla nikogo niespodzianki. Poza tym zastawianie pułapek na otwartej przestrzeni trawnika było niemożliwe. Oznaczało to, ze mogła jedynie liczyć na własną szybkość i wytrzymałość.

Muszę ją przetrzymać. To moja jedyna szansa. Przetrzymać i wyjść z walki z resztkami godności.

Ilemina ustawiła się do niej bokiem, z ostrzem miecza skierowanym równolegle do ziemi, wzniosła rękę i przywołała ją skinieniem dłoni.

Och, świetnie.

Maud zaatakowała, poruszając się lekko i szybko. Ilemina sparowała i uderzyła od góry. Maud obróciła się wokół własnej osi, unikając opadającego ostrza o włos i cięła przez pierś Ileminy. Czubek jej broni drasnął pancerz, zostawiając po sobie dobrze widoczną czerwoną rysę.

-Pierwsza krew! -ogłosiła Karat

Cholera.

Lady Ilemina zaśmiała się. To był odgłos czystej grozy.

Maud zrobiło się zimno.

Potrafisz. Uda ci się. Arland był Warlordem przez ostatnie sześć lat, co oznaczało, że minęło co najmniej tyle samo czasu, odkąd Ilemina naprawdę musiała ubrudzić swój miecz.

Matka Arlanda zaatakowała. Jej ostrze opadało niesamowicie szybko. Maud uchyliła się. Zanim miała najmniejszą szansę skontrować, Ilemina wycofała się. To był płynny, pełen gracji ruch, ale Maud nie miała czasu, by go podziwiać. Uskoczyła na bok, tańcząc wokół Ileminy.

Uderzenie, odskok, uderzenie, uchylenie się.

Atak. Maud przyjęła uderzenie na swoje ostrze, przekierowując większość jego impetu w dół. Siła ciosu była tak duża, że poczuła ból rozchodzący się po całej ręce od dłoni po ramię. Auć.

Bezpośrednie trafienie strzaskałoby jej kości. Maud była tego pewna.

Ilemina zaatakowała ponownie i uderzyła ramieniem w Maud.

Nie było dokąd uciec. Maud ledwie zdołała przygotować się na cios. Uderzenie zwaliło ją z nóg. Poleciała do tyłu, podkurczyła nogi, zdołała przekoziołkować i wstać na tyle szybko, by zdołać uskoczyć przed mieczem Ileminy.

Matka Arlanda ruszyła za nią.

Unik, unik, unik.

Maud prześlizgnęła się pomiędzy kolejnymi ciosami i wyprowadziła krótki sztych, który po przekątnej trafił w napierśnik Ileminy. Czubek ostrza zadrasnął szyję rodzicielki Arlanda. Na skórze pojawiła się kropla krwi.

Och, nie.

Ilemina przypuściła wściekły atak.

Seria ciosów była zbyt szybka, by dało się ich wszystkich uniknąć. Ostrze zetknęło się z żebrami Maud. Ból wybuchł w jej boku, nie ostry, lecz tępy, więc zbroja wytrzymała. Ilemina uderzała raz za razem. Wszystkie pozory powściągliwości zniknęły z jej twarzy. Napierała na Maud z niepowstrzymaną determinacją.

Miecz Ileminy zatoczył poziomy łuk. Maud odchyliła się do tyłu, tak mocno, że prawie dotknęła plecami ziemi. Wszystkie włoski na jej karku stanęły dęba. Gdyby ostrze trafiło w jej nieosłoniętą głowę, byłaby już martwa.

To nie była już treningowa potyczka.

Cięcie Ileminy dosięgło jej lewego ramienia. Ból uderzył ze zdwojoną siłą.

Musiała przeżyć. Nie mogła tak zostawić Helen.

Trzymaj się, dziecinko. Mama nie zamierza dać się tu zabić.

Ten sam przeszywający żar, który zawsze towarzyszył jej w chwilach niebezpieczeństwa, pochłonął ją całą. Rzuciła się do przodu. Miecz Ileminy świsnął nad jej głową. Maud zmieniła chwyt na broni i z całej siły walnęła rękojeścią w gardło Ileminy.

Matka Arlanda zacharczała i uderzyła na odlew. Siła ciosu obróciła Maud. Poczuła metaliczny smak krwi na języku. Zawirowała wokół własnej osi i cięła na oślep.

Walka toczyła się na całej szerokości trawnika. Kobiety wyprowadzały kolejne uderzenia, parowały i warczały na siebie w obłędnym tańcu ostrzy. Wszyscy usuwali się im z drogi. Jeden ze stołów z przekąskami znalazł się za plecami Maud. Wskoczyła na niego i kopnęła szklany dzban w stronę matki Arlanda. Odbicie tego pocisku zajęło Ileminie ułamek sekundy. Maud wykorzystała go, by uskoczyć w bok i zwiększyć dystans.

Matka Arlanda od razu rzuciła się za nią, atakując niezmordowanie niczym maszyna. Cięcie, uderzenie, trafienie. I jeszcze jedno.

Świat zaczął się nieco zamazywać. Maud potrząsnęła głową i naznaczyła pancerz Ileminy kolejną bezużyteczną, czerwoną rysą. Ilemina odepchnęła ją do tyłu. Maud potknęła się, rozpaczliwie unikając następnego pchnięcia. 

Nie wytrzymam już dłużej. Muszę sama to zakończyć albo to ona mnie wykończy.

Ilemina wzięła zamach od góry i od razu poprawiła go kolejnym. W mgnieniu oka Maud rozpoznała schemat. Matka Arlanda ponownie wzniosła ostrze do góry. Zamiast odskoczyć, Maud przypadła do ziemi, oparła się na dłoniach i wyprowadziła proste kopnięcie w lewe kolano Ileminy. Rzepka trzasnęła.

Ilemina zaryczała i kopnęła ją uszkodzoną nogą. Na wszystkie świętości, czy ta kobieta odczuwała ból? Maud dostrzegła zbliżający się but, zwinęła się w sobie, przyjęła uderzenie i błyskawicznie spróbowała podciąć Ileminę.

Matka Arlanda z dzikim wrzaskiem pochyliła się, złapała za ramię Maud i pociągnęła ją do góry. To było jak siłowanie się z wózkiem widłowym. Maud upuściła swój miecz.

Ilemina potrząsnęła nią, a Maud uderzyła obiema dłońmi w uszy przeciwniczki. Ilemina krzyknęła i odrzuciła ją na bok, jakby była zdziczałą kotką. Maud pognała do stelaża z bronią i złapała pierwszy z brzegu miecz. Był zbyt ciężki, ale to nie była odpowiednia chwila na wybrzydzanie.

Matka Arlanda kroczyła przez trawnik z oczami wbitymi w Maud. Maud wyszczerzyła zęby.

Pomiędzy kobiety wpadła Helen. W obu dłoniach trzymała sztylety, warczała i zagradzała drogę Ileminie.

-Nie! -krzyknęła Maud.

Lady Ilemina zatrzymała się.

Maud czując przemożną ulgę, prawie opadła na kolana.

Zdrowy rozsądek na powrót zawitał w oczach Ileminy. -A niech mnie -powiedziała.

Helen wzniosła swoje sztylety. -Nie próbuj skrzywdzić mojej mamy albo cię zabiję.

-Wszystko w porządku, kwiatuszku - wyrzuciła z siebie Maud. -Tylko sobie ćwiczyłyśmy.

Ilemina zaśmiała się. -To jest bardziej niż urocze. Zabijanie mnie nie będzie konieczne, mała. Poddaję się. Twoja matka i ja właśnie skończyłyśmy, a ty, muszę przyznać, jesteś nadzwyczaj przerażająca.

Spojrzała na Maud, a ta wyczytała w jej oczach, że matka Arlanda zdawała sobie sprawę z tego, że posunęły się za daleko. Walka była zakończona.

-To jest Lady Ilemina -wyjaśniła Maud. -Matka Arlanda. Należy się jej nasz najgłębszy szacunek.

Helen opuściła sztylety, złączyła stopy i lekko ugięła kolana w starożytnym wampirzym ukłonie.

Ilemina znów się zaśmiała. -Mój boże.

Helen wyprostowała się.

-Czy to twoje noże? -zapytała Ilemina.

-Tak.

-Czy są ostre?

-Tak.

-Sądzisz, że wystarczająco ostre, by dały radę przekroić ciastko na pół?

Helen namyślała się przez moment. -Tak.

-A więc chodź i pokaż mi.

Helen obróciła się do Maud.

-Tak -zgodziła się Maud. -Bądź grzeczna.

Ilemina podała Helen dłoń. Helen schowała sztylety, złapała rękę matki Arlanda i poszła wraz z nią. -Jakie to ciastko…
Źródło: pixabay.com
Maud zachwiała się i osunęła się na ziemię. Momentalnie znalazła się przy niej Karat i podtrzymała ja. Maud zakrztusiła się, splunęła krwią i otarła usta wierzchem dłoni.

Wokół nich zbierały się kobiety. Ktoś otarł jej twarz wilgotną chusteczką. Ktoś inny podtrzymał ją z drugiej strony.

-Cholera, wszystko mnie boli -wymamrotała.

 -Nie mów -rzuciła Karat -Tylko na siebie spójrz.

Maud rzuciła okiem na swoją zbroję. Rozcięcia i dziury znaczyły cały jej pancerz. Było ich tak wiele, że zmienił swój kolor. Nie był już czarny, lecz krwiście czerwony. Po drugiej stronie pola treningowego Ilemina podała Helen ciastko. Jej zbroja również była karmazynowa.

Karat delikatnie ułożyła Maud na trawie. -Medyk jest już w drodze. Poleż tu sobie trochę i odpocznij.

Podbiegła do nich Konstana z automatyczną strzykawką. -Masz.

-Zamierzasz mnie otruć?

-Zamknij się i zażyj środki przeciwbólowe. -Konstana podała jej urządzenie. Maud przycisnęła końcówkę do swojej szyi. Poczuła ukłucie, a po chwili zimno zaczęło rozlewać się po jej ciele, uśmierzając ból.

-Wypij to - Karat podsunęła jej pod nos szklany dzbanek. Miętowy likier. Oczywiście. Maud przełknęła kilka łyków.

-Gdzie do diabła nauczyłeś się tak walczyć? -zapytała Konstana.

-W oberży moich rodziców.

-Ludzie nie potrafią tak walczyć.

 -Nie mogłam dać się zabić -powiedziała Maud. -Nie mogłam zostawić Helen samej.

Karat spojrzała na nią zdziwiona.

-Zrozumiesz, jak będziesz miała własne -wyjaśniła Konstana.

Maud opadła na plecy. Nie wygrała. Ale i nie przegrała. Zapowiadał się całkiem przyjemny dzień.


Komentarze

  1. Bardzo dziękuję za rozdział, niesamowity fragment nie mogłam się oderwać

    OdpowiedzUsuń
  2. Helen górą 😀 matka Arlanda nawet nie ma pojęcia że o mało co a Helen zakończyła by jej życie - może teściowa łaskawym okiem spojrzy na Maud Dzieki za kolejny kawałek -Bicker10

    OdpowiedzUsuń
  3. o matkokochana..taka petarda .. siedzę i wpatruję się w ekran niedowierzająco...boskie :D gdyby nie Helen...Wow....
    Dzięki, jesteście Wielcy :) Już nie mogę się doczekać do kolejnego fragmentu :) Anna

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziekuje, taa to było chyba jedyne możliwe rozwiązanie,wystąpienie Helen,jej nawet Ilemina nie odważyłaby się skrzywdzić,ciekawe jak teraz ulożą się stosunki miedzy nią a Maud,no i co na to Arland?

    OdpowiedzUsuń
  5. Lady Ilemina widzi, że Maud potrafi walczyć. A Helen jest uroczym małym zabójcą! mamuniaewy

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdaje się, że Helen przełamała lody, do tego ten jej ukłon! Bardzo dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Neal Shusterman "Kosodom" - fragment

Tym razem mamy dla Was fragment drugiego tomu cyklu "Żniwa śmierci". W świecie wykreowanym przez Neala Shustermana nie ma miejsca na głód, wojny, choroby i cierpienia. Ludzkość uporała się już z tym wszystkim. Pokonała nawet śmierć. W tej chwili żywot człowieka mogą zakończyć jedynie kosiarze – do nich należy kontrolowanie wielkości populacji. Citra i Rowan zostają praktykantami w profesji kosiarza – choć żadne z nich nie wykazuje ku temu chęci. Nastolatkowie muszą opanować sztukę odbierania życia, wiedząc że przy tym ryzykują własnym. Citra i Rowan zrozumieją, że za idealny świat trzeba zapłacić wysoką cenę.  Takie było zawiązanie akcji w "Kosiarzach". A co będzie nas czekać w "Kosodomie"? Citra i Rowan znajdują się po dwóch stronach barykady – nie mogą się porozumieć co do moralności Kosodomu. Rowan na własną rękę poddaje go próbie ognia. Zaraz po Zimowym Konklawe porzuca organizację i zwraca się przeciw zepsutym kosiarzom – nie tylko ...

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynu...

WUB Rozdział 10 cz. 1

Na blogu IA nadal ani śladu nowego fragmentu SotB, zatem zgodnie z przedpołudniową zapowiedzią mamy dzisiaj coś dla fanów twórczości Cassandry Gannon, a dokładniej rzecz biorąc dla wszystkich kibicujących ucieczce Scarlett i Marroka. Przed kilkoma dnia zostawiliśmy bohaterów pod strażą w stołówce WUB, a dzisiaj przenosimy się o kilka pięter w dół... Na ciąg dalszy zaprosimy Was jutro, a tymczasem udanego weekendu! Rozdział 10 Marrok zaczyna wykazywać objawy seksualnego zainteresowania Scarlett. To kolejny dowód jego masochistycznych skłonności.  Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae. Podziemia były jeszcze bardziej wilgotne i zapleśniałe niż cała reszta WUB. To była najstarsza część tej placówki i idealnie oddawała całą grozę słowa lochy. Kamienne ściany, grube drzwi, żadnych okien. To było miejsce, z którego nigdy nikt nie uciekł i w którym nikt nie chciał się znaleźć. Poza Scarlett. Znalazła się dokładnie tam, gdzie chciała być. Mniej więcej. Został...