Z niekłamaną przyjemnością zapraszamy Was do lektury kolejnego fragmentu SotB. Mamy nadzieję, iż opis "sparringu" Maud i Ileminy dostarczy Wam tyle samo czysto czytelniczej radości co nam. Zapnijcie pasy. Będzie się działo....
Maud zachwiała się i osunęła się na ziemię. Momentalnie znalazła się przy niej Karat i podtrzymała ja. Maud zakrztusiła się, splunęła krwią i otarła usta wierzchem dłoni.
Matka Arlanda była preceptorem Domu Krahr i została nim, bo była najlepszym przywódcą. Wampirami da się dowodzić z tylnych szeregów szeregu. To i fakt, że jej imię poprzedzała długa lista tytułów oznaczały, że zapewne była znakomitą wojowniczką. Jej siła mogła się okazać przemożna.
Maud sprawdziła swój miecz raz jeszcze, rozgrzewając się. Była dobrze wyszkolona, ale w starciu z czystą siłą, szczególnie w postaci wampirzej rycerki z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem bitewnym, nie miała szans. Jej taktyka opierała się na zaskakiwaniu przeciwników i brudnych sztuczkach, ale dzięki Konstanie nie stanowiło to już dla nikogo niespodzianki. Poza tym zastawianie pułapek na otwartej przestrzeni trawnika było niemożliwe. Oznaczało to, ze mogła jedynie liczyć na własną szybkość i wytrzymałość.
Muszę ją przetrzymać. To moja jedyna szansa. Przetrzymać i wyjść z walki z resztkami godności.
Ilemina ustawiła się do niej bokiem, z ostrzem miecza skierowanym równolegle do ziemi, wzniosła rękę i przywołała ją skinieniem dłoni.
Och, świetnie.
Maud zaatakowała, poruszając się lekko i szybko. Ilemina sparowała i uderzyła od góry. Maud obróciła się wokół własnej osi, unikając opadającego ostrza o włos i cięła przez pierś Ileminy. Czubek jej broni drasnął pancerz, zostawiając po sobie dobrze widoczną czerwoną rysę.
-Pierwsza krew! -ogłosiła Karat
Cholera.
Lady Ilemina zaśmiała się. To był odgłos czystej grozy.
Maud zrobiło się zimno.
Potrafisz. Uda ci się. Arland był Warlordem przez ostatnie sześć lat, co oznaczało, że minęło co najmniej tyle samo czasu, odkąd Ilemina naprawdę musiała ubrudzić swój miecz.
Matka Arlanda zaatakowała. Jej ostrze opadało niesamowicie szybko. Maud uchyliła się. Zanim miała najmniejszą szansę skontrować, Ilemina wycofała się. To był płynny, pełen gracji ruch, ale Maud nie miała czasu, by go podziwiać. Uskoczyła na bok, tańcząc wokół Ileminy.
Uderzenie, odskok, uderzenie, uchylenie się.
Atak. Maud przyjęła uderzenie na swoje ostrze, przekierowując większość jego impetu w dół. Siła ciosu była tak duża, że poczuła ból rozchodzący się po całej ręce od dłoni po ramię. Auć.
Bezpośrednie trafienie strzaskałoby jej kości. Maud była tego pewna.
Ilemina zaatakowała ponownie i uderzyła ramieniem w Maud.
Nie było dokąd uciec. Maud ledwie zdołała przygotować się na cios. Uderzenie zwaliło ją z nóg. Poleciała do tyłu, podkurczyła nogi, zdołała przekoziołkować i wstać na tyle szybko, by zdołać uskoczyć przed mieczem Ileminy.
Matka Arlanda ruszyła za nią.
Unik, unik, unik.
Maud prześlizgnęła się pomiędzy kolejnymi ciosami i wyprowadziła krótki sztych, który po przekątnej trafił w napierśnik Ileminy. Czubek ostrza zadrasnął szyję rodzicielki Arlanda. Na skórze pojawiła się kropla krwi.
Och, nie.
Ilemina przypuściła wściekły atak.
Seria ciosów była zbyt szybka, by dało się ich wszystkich uniknąć. Ostrze zetknęło się z żebrami Maud. Ból wybuchł w jej boku, nie ostry, lecz tępy, więc zbroja wytrzymała. Ilemina uderzała raz za razem. Wszystkie pozory powściągliwości zniknęły z jej twarzy. Napierała na Maud z niepowstrzymaną determinacją.
Miecz Ileminy zatoczył poziomy łuk. Maud odchyliła się do tyłu, tak mocno, że prawie dotknęła plecami ziemi. Wszystkie włoski na jej karku stanęły dęba. Gdyby ostrze trafiło w jej nieosłoniętą głowę, byłaby już martwa.
To nie była już treningowa potyczka.
Cięcie Ileminy dosięgło jej lewego ramienia. Ból uderzył ze zdwojoną siłą.
Musiała przeżyć. Nie mogła tak zostawić Helen.
Trzymaj się, dziecinko. Mama nie zamierza dać się tu zabić.
Ten sam przeszywający żar, który zawsze towarzyszył jej w chwilach niebezpieczeństwa, pochłonął ją całą. Rzuciła się do przodu. Miecz Ileminy świsnął nad jej głową. Maud zmieniła chwyt na broni i z całej siły walnęła rękojeścią w gardło Ileminy.
Matka Arlanda zacharczała i uderzyła na odlew. Siła ciosu obróciła Maud. Poczuła metaliczny smak krwi na języku. Zawirowała wokół własnej osi i cięła na oślep.
Walka toczyła się na całej szerokości trawnika. Kobiety wyprowadzały kolejne uderzenia, parowały i warczały na siebie w obłędnym tańcu ostrzy. Wszyscy usuwali się im z drogi. Jeden ze stołów z przekąskami znalazł się za plecami Maud. Wskoczyła na niego i kopnęła szklany dzban w stronę matki Arlanda. Odbicie tego pocisku zajęło Ileminie ułamek sekundy. Maud wykorzystała go, by uskoczyć w bok i zwiększyć dystans.
Matka Arlanda od razu rzuciła się za nią, atakując niezmordowanie niczym maszyna. Cięcie, uderzenie, trafienie. I jeszcze jedno.
Świat zaczął się nieco zamazywać. Maud potrząsnęła głową i naznaczyła pancerz Ileminy kolejną bezużyteczną, czerwoną rysą. Ilemina odepchnęła ją do tyłu. Maud potknęła się, rozpaczliwie unikając następnego pchnięcia.
Nie wytrzymam już dłużej. Muszę sama to zakończyć albo to ona mnie wykończy.
Ilemina wzięła zamach od góry i od razu poprawiła go kolejnym. W mgnieniu oka Maud rozpoznała schemat. Matka Arlanda ponownie wzniosła ostrze do góry. Zamiast odskoczyć, Maud przypadła do ziemi, oparła się na dłoniach i wyprowadziła proste kopnięcie w lewe kolano Ileminy. Rzepka trzasnęła.
Ilemina zaryczała i kopnęła ją uszkodzoną nogą. Na wszystkie świętości, czy ta kobieta odczuwała ból? Maud dostrzegła zbliżający się but, zwinęła się w sobie, przyjęła uderzenie i błyskawicznie spróbowała podciąć Ileminę.
Matka Arlanda z dzikim wrzaskiem pochyliła się, złapała za ramię Maud i pociągnęła ją do góry. To było jak siłowanie się z wózkiem widłowym. Maud upuściła swój miecz.
Ilemina potrząsnęła nią, a Maud uderzyła obiema dłońmi w uszy przeciwniczki. Ilemina krzyknęła i odrzuciła ją na bok, jakby była zdziczałą kotką. Maud pognała do stelaża z bronią i złapała pierwszy z brzegu miecz. Był zbyt ciężki, ale to nie była odpowiednia chwila na wybrzydzanie.
Matka Arlanda kroczyła przez trawnik z oczami wbitymi w Maud. Maud wyszczerzyła zęby.
Pomiędzy kobiety wpadła Helen. W obu dłoniach trzymała sztylety, warczała i zagradzała drogę Ileminie.
-Nie! -krzyknęła Maud.
Lady Ilemina zatrzymała się.
Maud czując przemożną ulgę, prawie opadła na kolana.
Zdrowy rozsądek na powrót zawitał w oczach Ileminy. -A niech mnie -powiedziała.
Helen wzniosła swoje sztylety. -Nie próbuj skrzywdzić mojej mamy albo cię zabiję.
-Wszystko w porządku, kwiatuszku - wyrzuciła z siebie Maud. -Tylko sobie ćwiczyłyśmy.
Ilemina zaśmiała się. -To jest bardziej niż urocze. Zabijanie mnie nie będzie konieczne, mała. Poddaję się. Twoja matka i ja właśnie skończyłyśmy, a ty, muszę przyznać, jesteś nadzwyczaj przerażająca.
Spojrzała na Maud, a ta wyczytała w jej oczach, że matka Arlanda zdawała sobie sprawę z tego, że posunęły się za daleko. Walka była zakończona.
-To jest Lady Ilemina -wyjaśniła Maud. -Matka Arlanda. Należy się jej nasz najgłębszy szacunek.
Helen opuściła sztylety, złączyła stopy i lekko ugięła kolana w starożytnym wampirzym ukłonie.
Ilemina znów się zaśmiała. -Mój boże.
Helen wyprostowała się.
-Czy to twoje noże? -zapytała Ilemina.
-Tak.
-Czy są ostre?
-Tak.
-Sądzisz, że wystarczająco ostre, by dały radę przekroić ciastko na pół?
Helen namyślała się przez moment. -Tak.
-A więc chodź i pokaż mi.
Helen obróciła się do Maud.
-Tak -zgodziła się Maud. -Bądź grzeczna.
Ilemina podała Helen dłoń. Helen schowała sztylety, złapała rękę matki Arlanda i poszła wraz z nią. -Jakie to ciastko…
![]() |
| Źródło: pixabay.com |
Wokół nich zbierały się kobiety. Ktoś otarł jej twarz wilgotną chusteczką. Ktoś inny podtrzymał ją z drugiej strony.
-Cholera, wszystko mnie boli -wymamrotała.
-Nie mów -rzuciła Karat -Tylko na siebie spójrz.
Maud rzuciła okiem na swoją zbroję. Rozcięcia i dziury znaczyły cały jej pancerz. Było ich tak wiele, że zmienił swój kolor. Nie był już czarny, lecz krwiście czerwony. Po drugiej stronie pola treningowego Ilemina podała Helen ciastko. Jej zbroja również była karmazynowa.
Karat delikatnie ułożyła Maud na trawie. -Medyk jest już w drodze. Poleż tu sobie trochę i odpocznij.
Podbiegła do nich Konstana z automatyczną strzykawką. -Masz.
-Zamierzasz mnie otruć?
-Zamknij się i zażyj środki przeciwbólowe. -Konstana podała jej urządzenie. Maud przycisnęła końcówkę do swojej szyi. Poczuła ukłucie, a po chwili zimno zaczęło rozlewać się po jej ciele, uśmierzając ból.
-Wypij to - Karat podsunęła jej pod nos szklany dzbanek. Miętowy likier. Oczywiście. Maud przełknęła kilka łyków.
-Gdzie do diabła nauczyłeś się tak walczyć? -zapytała Konstana.
-W oberży moich rodziców.
-Ludzie nie potrafią tak walczyć.
-Nie mogłam dać się zabić -powiedziała Maud. -Nie mogłam zostawić Helen samej.
Karat spojrzała na nią zdziwiona.
-Zrozumiesz, jak będziesz miała własne -wyjaśniła Konstana.
Maud opadła na plecy. Nie wygrała. Ale i nie przegrała. Zapowiadał się całkiem przyjemny dzień.

Bardzo dziękuję za rozdział, niesamowity fragment nie mogłam się oderwać
OdpowiedzUsuńHelen górą 😀 matka Arlanda nawet nie ma pojęcia że o mało co a Helen zakończyła by jej życie - może teściowa łaskawym okiem spojrzy na Maud Dzieki za kolejny kawałek -Bicker10
OdpowiedzUsuńo matkokochana..taka petarda .. siedzę i wpatruję się w ekran niedowierzająco...boskie :D gdyby nie Helen...Wow....
OdpowiedzUsuńDzięki, jesteście Wielcy :) Już nie mogę się doczekać do kolejnego fragmentu :) Anna
Dziekuje, taa to było chyba jedyne możliwe rozwiązanie,wystąpienie Helen,jej nawet Ilemina nie odważyłaby się skrzywdzić,ciekawe jak teraz ulożą się stosunki miedzy nią a Maud,no i co na to Arland?
OdpowiedzUsuńLady Ilemina widzi, że Maud potrafi walczyć. A Helen jest uroczym małym zabójcą! mamuniaewy
OdpowiedzUsuńZdaje się, że Helen przełamała lody, do tego ten jej ukłon! Bardzo dziękuję za tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuń