Wbrew obawom udało nam się dzisiaj całkiem sprawnie uwinąć z kolejnym fragmentem IaM. By jednak dłużej cieszyć się ostatnimi już dostępnymi urywkami opowieści o d'Ambrayu (oraz rzecz jasna z czystej złośliwości;-), spotkanie Elary i Hugh przerywamy dosyć szybko, z góry zapraszając Was na ciąg dalszy negocjacji małżeńskich w kolejnym odcinku, który postaramy się opublikować jutrzejszym wieczorem!
Tymczasem przyjemnej lektury i niezmiennie udanego wypoczynku!
Tymczasem przyjemnej lektury i niezmiennie udanego wypoczynku!
W powietrzu pachniało świeżym pieczywem, takim wyjętym wprost z pieca, ze złotą, chrupiącą skórką. Hugh poczuł, jak w ustach zbiera mu się ślina, a w brzuchu burczy. Mądra dziewczyna.
Raz, próbując złamać pewną kobietę, głodził ją, doprowadzając na skraj śmierci. Sprawiedliwości stało się zadość, pomyślał refleksyjnie.
-Zamek jest w dobrym stanie - odezwał się zza jego pleców Stoyan.
Zamek miał się znakomicie. Zbudowany z jasnego szaro-brązowego kamienia, otoczony był czterdziestostopowym murem z potężnym barbakanem, chroniącym bramę wjazdową. Na rogach znajdowały się dwa bastiony i dwie dodatkowe wieże strażnicze. Dziedziniec był wysprzątany i dobrze utrzymany. Nie dostrzegł studni, ale był pewien, że musiała gdzieś tu być. Na wewnętrzną zabudowę składała się konstelacja budynków, przyklejonych do głównej twierdzy, wysokiej na ponad trzydzieści metrów kwadratowej wieży. Dostrzegł też przelotnie stajnie i garaże przy wschodniej ścianie. Elektryczne lampy wskazywały również na to, że mieli tu działający generator.
![]() |
| żródło:pixabay.com |
Całość zajmowała spory obszar i jedyne, czego tu brakowało, to fosa. Coś, czym być może będzie się musiał zając samodzielnie.
Duży mastiff wbiegł do środka przez otwarte drzwi, machając przy tym zamaszyście kudłatym, białym ogonem. Kiedy zbliżali się do zamku dostrzegł trzy podobne zwierzaki, każdy z nich ważył ponad pięćdziesiąt kilogramów. Przypominały mu karakaczany, bułgarskie owczarki popularne na Bałkanach. Mastiff podbiegł do niego i zaczął się łasić. Hugh poklepał go po kudłatym łbie. Karakaczany polowały na wilki. Jeżeli Lamar nie mylił się co do rozmiaru ich stad hodowlanych, takie psy zdawały się jak najbardziej na miejscu. Zamek i pobliska osada nad jeziorem były otoczone gęstym lasem.
Wnętrza sprawiały równie dobre wrażenie. Pomieszczenie, w którym siedzieli przy starym stole, było urządzone prosto, na kamiennych ścianach nie było żadnych dekoracji, ale było czyste i wygodne, a temperatura wewnątrz była o co najmniej dziesięć stopni niższa niż na zewnątrz. Zalety grubych ścian.
Wszystko, co teraz musiał zrobić Hugh, to przekonać obecną właścicielkę tego zamku do podzielenia się nim. Kiedy podjeżdżali, rzucił na nią okiem. Jej włosy były całkowicie białe. Nie jasnoblond, czy też rozjaśniane na platynowo. Były po prostu białe. Jej brązowe oczy spoglądały na niego uważnie, jakby dostrzegła wilka u swych drzwi. Nie był wilkiem. Był kimś o wiele gorszym, ale potrzebował jej dobrze chronionego zamku i jej przepysznego chleba.
Hugh próbował określić jej wiek, ale te białe włosy utrudniały ocenę. Twarz wyglądała młodo, ale tak po prawdzie jak na razie ledwie zdołał prześlizgnąć się po niej wzrokiem.
Hugh rozparł się wygodnie na krześle. Kazała mu czekać. W porządku. Mógł okazać cierpliwość.
Gdzieś za nim zaburczał czyjś żołądek.
Podczas drogi do zamku wyczuł coś w lesie. Coś, co podniosło mu włosy na karku. Miał do czynienia z różnymi mocami na trzech różnych kontynentach, ale to coś, co czaiło się w lesie, wprawiło wszystkie jego zmysły w stan gotowości.
Jego spojrzenie zatrzymało się na ręcznie malowanej mapie, zawieszonej obok bocznych drzwi. W jej centrum znajdowało się Berry Hill, rozciągające się wzdłuż brzegu jeziora Silver River, z zamkiem umieszczonym na pobliskim wzgórzu. Na północnym wschodzie leżało Aberdine, kolejna mała osada założona po Zmianie. A dokładnie na północ od nich znajdowało się Sanderville, za którym jeszcze dalej ku krawędzi mapy było Lexington.
Ciężkie, drewniane drzwi otworzyły się i pani zamku wkroczyła do pomieszczenia wraz jednookim starszym mężczyzną w białej szacie, czarnoskórą kobietą przed pięćdziesiątką ubraną w kostium i drobną blondynką.
Hugh przechylił głowę i wpatrzył się w swoją przyszłą żonę.
Gdzieś pomiędzy dwudziestym piątym, a trzydziestym rokiem życia. Luźna zielona suknia sięgała prawie do ziemi, ukrywając skrzętnie jej kształty. Mimo to wypatrzył pełne piesi. Długie nogi. Ładna fizjonomia, duże oczy, wąskie usta, brwi ciemniejsze od reszty włosów, jasnobrązowe -prawdopodobnie barwione. Opalona skóra w przyjemnym złocistym odcieniu. Interesująca twarz. Nie do końca piękna, ale kobieca i urodziwa.
Spoglądała na niego z chłodną, pełną dystansu miną. Dało się w niej wyczuć odrobinę arogancji, dumę i mnóstwo pewności siebie. Było w niej coś królewskiego. Księżna na zamku.
Mogła okazać się prawdziwą cholerą.
Pora się przekonać.
Hugh wstał. Kobieta wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
-Elara Harper - głos pasował do wyrazu jej twarzy, zimny i dobitny.
Objął jej palce i potrząsnął lekko ręką. -Hugh d’Ambray.
-Miło cię poznać - zajęła miejsce naprzeciw niego.
Jej doradcy ustawili się za nią.
-Znasz juz Dugasa -wskazała na starszego mężczyznę.
Osobiście nigdy go nie spotkał, ale Lamar opowiedział mu o druidzie i przedstawił go, jako „głos rozsądku”. Ktoś go kiedyś nieźle pokiereszował. Hugh napotkał jego spojrzenie. Dugas wytrzymał wzrok Hugh i odpowiedział uśmiechem. Ciężki orzech do zgryzienia.
-A to jest Savannah LeBlanc.
Czarnoskóra kobieta skinęła mu głową. Drogie ubranie, profesjonalistka, dobrze ułożona, ciemne, naturalne włosy zebrane w schludny kok. Wyglądała jak prawniczka. Hugh oceniał ją uważnie. Wiedźma i to potężna. Podczas dominacji technologii nie był w stanie wyczuć jej magii, ale miał w swoim życiu wystarczająco wiele do czynienia z jej podobnymi. Zły znak.
-Przełożona naszych sabatów -kontynuowała Elara.
Sabaty. Liczba mnoga. Ciekawe.
-To zaś Johanna Kerry.
Blondynka uśmiechnęła się do niego. Musiała mieć nieco ponad dwudziestkę, ale dla niego wyglądała zbyt młodo, prawie jak nastolatka.
-Ona także jest wiedźmą.
Ciekawy zespół, nie ma co.
Przedstawił teraz swoich ludzi. -Stoyan, centurion Pierwszej Centurii. Lamar, centurion Drugiej Centurii. Bale, centurion Trzeciej Centurii. Felix, centurion Czwartej Centurii. I Sam. On jest tutaj, żeby doglądać koni.
Kolejna blondynka w dżinsach i t-shircie wślizgnęła się do pomieszczenia przez boczne drzwi. Była młoda i piękna. I wpatrywała się w niego odrobinę za długo.
-Czy mogę coś wam podać?
-Poproszę mrożoną herbatę, Caitlyn -odrzekła Elara.
-Tak jest, pani.
Kobieta zniknęła w bocznych drzwiach.

Dalej Plis!!
OdpowiedzUsuńDziekuje, trzeba przyznać Hugh ze ma nosa i faktycznie wyczuł Elarę w lesie,ciekawią mnie ich negocjacje
OdpowiedzUsuńDziekuje interesujace kiedy bohater uswiadomi sobie kogo wyczul w lesie b.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się że książka o Hugh tak mi się spodoba o.
OdpowiedzUsuńCiekawe co dalej Dziękuje za fragment J
OdpowiedzUsuńWrrr...taaa, próbował złamać kobietę głodząc ją...(brzydkiesłowo brzydkiesłowo) .A tu zonk! dwie wiedźmy poza przyszłą panią Preceptorową . Mam nadzieję że młodsza jest wredniejsza i ma hiper paskudną magię . Nadal go nie lubię . Nadal lubię Was i Wasze kapitalne tłumaczenia ;) Du jutra :)
OdpowiedzUsuńSoreczki, ale na stronie Ilony przejrzałam resztę rozdzialu. Elara jest cudowna. Wykazuje cechy Kate czyli własny rozum i wielką odpowiedzialność
OdpowiedzUsuńChciałabym, zeby Hugh zatańczył na dwóch łapkach. Ot, niechęć od któregoś tam tomu... mamuniaewy
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Elara da Hugh popalić, należy mu się za te wszystkie krzywdy które wyrządził.
OdpowiedzUsuń