Przejdź do głównej zawartości

Snippety z Iron and Magic cz. 1

W oczekiwaniu na kolejny fragment SotB pozostawiamy na moment tłumaczenie WUB i wracamy jeszcze do Hugh. Inspiracją do zajęcia się opublikowanymi drzewiej przez Ilonę snippetami, była z jednej strony informacja ze środy o definitywnym zakończeniu prac nad Iron and Magic, a z drugiej rzecz jasna ta nieszczęsna okładka...
No cóż, na szczęście ważniejsza jest treść.

Zapraszamy zatem do lektury dostępnych na blogu IA urywków:



-Wiedziałem, jak to się może skończyć od samego początku - kontynuował. -Przemoc, magia, ogień. Wmieszały się w to odwieczne moce i przebiły się się przez uśpiony wulkan, na którym zbudowano zamek, by uwolnić magię. Wiedziałem, że będę musiał zabić Lennarta. Walczyliśmy. Połamałem mu nogi. A on złamał mi kręgosłup i wrzucił mnie w płomienie. Cała ta sprawa była czystą głupotą. 
Wulkaniczny żar napędzany magią mógł stopić kamień. Momentalnie powinien zamienić się w skwarkę. -Jak udało ci się przeżyć?
-Przeteleportowałem się. Wokół szyi miałem wodną kotwicę. Ale i tak niewiele ze mnie zostało. Roland umieścił mnie w jaju feniksa na trzy miesiące. Kolejne pięć zajęło mi odzyskanie wszystkich sił. 
 To były trzy miesiące przepełnione rozdzierającym bólem. A mówił o tym tak, jakby nie miało to większego znaczenia. 
-Gdyby nie chodziło o Lennarta, może udałoby mi się ją przekonać. Wahała się. 
-Nie sądzę, żeby ci się udało. 


Ścierwo psa leżało pod krzakiem. Krew znaczyła brązowo-białe futro. Hugh przyklęknął przy nim. Obok niego Sharif nachylał się nisko nad ziemią, wpatrując się w połamane gałęzie i obryzgane posoką liście. Karen, kolejna zmiennokształtna, opadła na czworaka po drugiej stronie krzaków i węszyła. 


Ze zmiennokształtnymi bywały problemy, ale Hugh nigdy nie rozumiał pogardy żywionej do nich przez Rolanda. Kiedy trzeba było powoływał się na jego opinię, ale dla Hugh wszystko sprowadzało się do tego, że zmiennokształtni byli cholernie dobrymi żołnierzami. I w sumie tylko to się liczyło.
Przygotował się na nadejście nieprzyjemnego poczucia winy, którego doświadczał ilekroć pomyślał, że Roland się myli. Ale tym razem nic takiego nie nastąpiło. W zamian poczuł jedynie rozdzierającą go od środka pustkę.
-Udało mu się kilka razy ukąsić -Karen odezwała się miękkim i przepełnionym smutkiem głosem. -Dobry pies.
Sharif wyszczerzył swoje zęby.
Wilk był duży i stary. Jednemu z pasterzy udało się zrobić mu zdjęcie dwie noce temu, kiedy bestia grasowała na linii lasu, obserwując krowy pasące się na łące. Sądząc z odcisków jego łap i tego zdjęcia, stary samiec miał blisko metr w kłębie i ważył prawie 90 kilogramów.
Dzikie wilki nie stosowały się do standardowej hierarchii typu alfa-beta. Taka struktura była zazwyczaj obecna w dużych watahach zmiennokształtnych. Porządek społeczny był wymysłem naczelnych. Wilki zaś żyły w rodzinnych grupach. Dwójka dorosłych osobników ze swoimi młodymi, które trzymały się rodziców, dopóki nie podrosły na tyle, by samodzielnie założyć własną watahę. Ale ta bestia była samotnikiem. Coś się stało z jego grupą i teraz polował samodzielnie. Ostatniej nocy próbował porwać krowę. Psy i strzelby odgoniły go. A potem uderzyła magia.
Stary basior był sprytnym sukinsynem, wystarczająco mądrym, by zdawać sobie sprawę z tego, że kiedy dominuje magia, broń palna nie działa. Był jednak też na tyle ostrożny, że trzymał się z daleka od pastwiska i zdecydował się na łatwiejszy cel, dziesięcioletnią dziewczynkę, zbierającą z ziemi gruszki w sadzie. Jej rodzice w tym czasie tkwili na drabinach, zanurzeni pośród konarów grusz.
Dwa psy wywiązały się ze swoich obowiązków, czyli oddały życie za ludzi. Pierwszego z nich znaleźli na skraju lasu. Ten był drugim. Teraz to na jego Psach spoczywało wyrównanie rachunków.
-Bicie serca - wyszeptał Sharif.
Hugh wypuścił swoją magię. Ciało psa było zmasakrowane, pogryzione i rozszarpane, ale w jego piersi dawało się wyczuć słabe bicie. Hugh skupił się. To mogło okazać się całkiem trudne.
Zaczął zszywać wewnętrzne organy, łączyć tkankę, tamować krwotoki i naprawiać ciało, jakby było nieożywioną materią, a on krawcem czy rzeźbiarzem. Dwójka Psów przypatrywała się temu w milczeniu.
Wreszcie skończył. Pies uniósł pysk, obrócił się i zaczął się czołgać w ich kierunku. Sharif podbiegł i podniósł sześćdziesięciokilowego psa, jakby ten był małym szczeniakiem. Pies polizał go po twarzy.
-Stracił sporo krwi -odezwał się Hugh. -Jeszcze przez jakiś czas nie będzie w stanie chodzić.
-Poniosę go -odrzekł Sharif. Jego oczy lśniły, odbijając światło.
-Oddaliliśmy się zaledwie o milę. Odnieś go i dogoń nas -polecił mu Hugh.
Wilkołak odwrócił się zwinnie i pognał z psem w ramionach pomiędzy drzewami, cichy niczym cień.
Karen wysunęła się do przodu i oboje ruszyli za nikłym śladem zapachu w głąb lasu.
Hugh miał nadzieję, że już w życiu nie będzie musiał przedzierać się przez równie gęste zarośla rododendronów. Mozolnie przedzierali się przez tę gęstwinę, aż wreszcie rośliny zostały za nimi. Przed sobą mieli mieszany las pełen potężnych dębów i strzelistych choin, przywodzących na myśl grube kolumny udrapowane zielenią.
Pomiędzy drzewami przemknął niewyraźny cień, ciągnąc za sobą oleisty ślad plugawej magii. Nieumarły.
Z miejsca poprawił mu się humor. Hugh uśmiechnął się szeroko i sięgnął po miecz.
Nieumarły nagle zatrzymał się. 
Kolejna plama ciemności zamajaczyła na lewo od nich. Drugi. Jeżeli to był standardowy zespół dalekiego rozpoznania Neza, powinien pojawić się jeszcze trzeci i każdy z nich sterowany będzie przez osobnego operatora.
Karen czekała tuż obok, napięta do granic wytrzymałości.
-Udanego polowania -rzucił Hugh.
Błyskawicznie odpięła pas, zzuła buty i szarpnęła za koszulę. Po chwili na ziemię poleciały też jej spodnie. Przez moment zalśniło jej nagie ludzkie ciało, nim rozpoczęła się przemiana. Kości wystrzeliły z jej ciała, tworząc nowy szkielet, który po chwili pokrył się zwojami mięśni, obciągniętymi skórą porosłą gęstym szarym futrem. Wilkołaczka rozwarła swoje potężne szczęki, sięgnęła po nóż do leżącej przed nią kupki ubrań i pognała w las.
Hugh ruszył śladem plugawej magii, znaczącej liście. Jej źródło oddalało się. Uciekaj sobie, uciekaj mały wampirku.
Kolejny krwiopijca zbliżał się szybko z jego prawego trawersu. Ten z przodu musiał być przynętą, podczas gdy dwa pozostałe miały ich otoczyć i zaatakować z flanki. Nie zdawały sobie sprawy z tego, że wyczuwają je. To nie był Złoty Legion. Panowie Umarłych nie pozwoliliby sobie na takie ryzyko. Tu zaś miał do czynienia z młodymi wampirami, kierowanymi zapewne przez jakiś czeladników. Nieumarli byli pieruńsko drodzy. A wy dusigrosze nie lubicie nadwyrężać budżetu, nie?
To was będzie słono kosztować.
Pobiegł przez las tak szybko, na ile tylko pozwalał mu nierówny teren. Pnie drzew śmigały obok.
Zabawmy się.

Komentarze

  1. uuu, jedno z moich paskudniejszych retrospekcji Hugh...jakże ja nienawidziłam dziada w tym zamku ...I nie , złotko, nic by ci nie dało zabicie Lennarta .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Neal Shusterman "Kosodom" - fragment

Tym razem mamy dla Was fragment drugiego tomu cyklu "Żniwa śmierci". W świecie wykreowanym przez Neala Shustermana nie ma miejsca na głód, wojny, choroby i cierpienia. Ludzkość uporała się już z tym wszystkim. Pokonała nawet śmierć. W tej chwili żywot człowieka mogą zakończyć jedynie kosiarze – do nich należy kontrolowanie wielkości populacji. Citra i Rowan zostają praktykantami w profesji kosiarza – choć żadne z nich nie wykazuje ku temu chęci. Nastolatkowie muszą opanować sztukę odbierania życia, wiedząc że przy tym ryzykują własnym. Citra i Rowan zrozumieją, że za idealny świat trzeba zapłacić wysoką cenę.  Takie było zawiązanie akcji w "Kosiarzach". A co będzie nas czekać w "Kosodomie"? Citra i Rowan znajdują się po dwóch stronach barykady – nie mogą się porozumieć co do moralności Kosodomu. Rowan na własną rękę poddaje go próbie ognia. Zaraz po Zimowym Konklawe porzuca organizację i zwraca się przeciw zepsutym kosiarzom – nie tylko ...

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynu...

WUB Rozdział 10 cz. 1

Na blogu IA nadal ani śladu nowego fragmentu SotB, zatem zgodnie z przedpołudniową zapowiedzią mamy dzisiaj coś dla fanów twórczości Cassandry Gannon, a dokładniej rzecz biorąc dla wszystkich kibicujących ucieczce Scarlett i Marroka. Przed kilkoma dnia zostawiliśmy bohaterów pod strażą w stołówce WUB, a dzisiaj przenosimy się o kilka pięter w dół... Na ciąg dalszy zaprosimy Was jutro, a tymczasem udanego weekendu! Rozdział 10 Marrok zaczyna wykazywać objawy seksualnego zainteresowania Scarlett. To kolejny dowód jego masochistycznych skłonności.  Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae. Podziemia były jeszcze bardziej wilgotne i zapleśniałe niż cała reszta WUB. To była najstarsza część tej placówki i idealnie oddawała całą grozę słowa lochy. Kamienne ściany, grube drzwi, żadnych okien. To było miejsce, z którego nigdy nikt nie uciekł i w którym nikt nie chciał się znaleźć. Poza Scarlett. Znalazła się dokładnie tam, gdzie chciała być. Mniej więcej. Został...