Vox populi... Zgodnie uznaliście, że SotB ma zdecydowane pierwszeństwo i stąd #team_Marrok&Scarlett będzie musiał wykazać się cierpliwością i zaczekać nieco na kontynuację WUB.
Niestety o wyrozumiałość będziemy musieli zaapelować również do fanów Maud, gdyż kolejny fragment, którym podzieliła się Ilona, okazał się dosyć obszerny (ponad 2000 słów) i po prostu nie wyrobiliśmy się dzisiaj z tłumaczeniem całości tekstu. Obiecujemy za to, że jutro popołudniową porą na pewno będziemy dla Was mieli dokończenie wyprawy do drzewa vala.
A teraz zapraszamy Was już do powrotu na rodzinną planetę Arlanda. Przed Maud kroczy Onda, za nią Seveline, po jednej stronie skała, po drugiej przepaść...
Stroma ścieżka, szeroka jedynie na stopę, wspinała się po zboczu góry. Maud zmieniła chwyt na wąskiej lasce. Latarnia zwisająca z rozdwojonego końca kija łagodnie się kołysała. Pomarańczowe płomienie tańczyły za przezroczystym szkłem. Na prawo od niej wznosiła się góra, szara skała pożłobiona deszczami i pokryta łatami zielonej lub turkusowej roślinności, która w jakiś sposób zdołała się ukorzenić na praktycznie gołej powierzchni kamieni. Po jej lewej otwierała się przyprawiająca o zawrót głowy przepaść, kończąca się daleko w dole skałami i czubkami drzew. Na Ziemi wzdłuż takiego szlaku ciągnąłby się przynajmniej ochronny łańcuch, a u podnóża góry mnóstwo znaków ostrzegałoby przed niebezpieczeństwem i wspinaczką na własne ryzyko.
Przed Maud postępowała procesja kobiet, z których każda niosła latarnię. Za nią znajdowało się ich jeszcze więcej. Łącznie dwadzieścia anonimowych postaci rozciągniętych wzdłuż ścieżki w identycznych szatach, z głowami ukrytymi pod obszernymi kapturami. Lekka bryza niosła delikatny dźwięk dzwonka zawieszonego na lasce panny młodej. Niewidzialne owady brzęczały w skalnych szczelinach, przywodząc Maud na myśl cykady z ogrodu Diny, mieszczącego się dawno temu w nieistniejącej już gospodzie ich rodziców. Powietrze wypełniał zapach nieznanych jej kwiatów i aromatycznych ziół.
Maud szła przed siebie, a jej ciało zdawało się być nienaturalnie lekkie i nieco roztrzęsione, tak jakby wypiła zbyt wiele kaw. Siłą woli musiała opanowywać chęć podskakiwania. Dopalacz, który przyniosła jej Karat, czynił cuda. W tym stanie permanentnej ekscytacji powinna pozostać przez najbliższe cztery czy pięć godzin, a później najprawdopodobniej padnie. W drodze byli już od blisko godziny. Skoro drzewo było oddalone od zamku o mniej więcej pięć mil, powinny znajdować się już co najmniej w połowie drogi. Wciąż miała mnóstwo czasu, by zdążyć dotrzeć na miejsce i zejść z góry.
Maud spojrzała na plecy Ondy, wspinającej się przed nią. Spodziewała się, że lada moment zdecydują się na jakiś ruch. Rozmowy prowadzone ściszonym głosem były dozwolone podczas Czuwania, ale jak na razie, nikt się nie odzywał.
Jakby na zawołanie Seveline odchrząknęła gdzieś za nią i do jej uszu doszły słowa wyszeptane w starożytnym wampirzym języku. -Mogłybyśmy po prostu zepchnąć ją ze ścieżki.
Maud nie zatrzymała się. Jeżeli Seveline zdecyduje się ją zaatakować, nie będzie miała zbyt wielu opcji.
Onda przed nią westchnęła. -I jak niby to wyjaśnimy?
-Ludzką niezręcznością.
-Nie.
-Mogę sprawić, że będzie to wyglądało na wypadek.
-Seveline, znajdź sobie inną rozrywkę. Nie możemy ryzykować, że wycofa się z organizacji wesela, żeby ją opłakiwać.
Wiedziałam. Maud powstrzymała uśmiech wypływający jej na usta. Arland był im do czegoś potrzebny. Pytaniem pozostawało, do czego?
-Daleko jeszcze do tego cholernego drzewa? -wymamrotała Seveline w potocznym wampirzym.
-Seveline - syknęła Onda. -Okaż szacunek. Kavaline jest twoją kuzynką.
-Ale odległą - wymamrotała w odpowiedzi Seveline.
To było jak zaproszenie do reakcji. Maud udała stłumione parsknięcie.
-A czy ty, lady Maud, brałaś udział w Czuwaniu przy Latarni na swoim weselu? -zapytała Seveline.
To był grząski grunt. Miała nie tylko Czuwanie przy Latarni, ale i Lament Kwiatów, Katedralny Post i każdy inny archaiczny rytuał, który tylko przyszedł do głowy Domowi Erwan. Przyznanie się do tego mogło zaprzepaścić jej próby sprawiania wrażenia bezradnej i zagubionej, a na to w tej chwili Maud nie mogła sobie pozwolić.
-Tak naprawdę, mało co z tego pamiętam -odpowiedziała smutno, starając się jednocześnie brzmieć tak szczerze, jak to tylko możliwe. -Ta uroczystość bardzo się różniła od ziemskich zwyczajów. Szybko przestałam się orientować, o co w tym wszystkim chodziło i wspominam to teraz jak przez mgłę.
-Brzmi jak typowe wesele - zauważyła Onda.
-A ja nie planuję w najbliższym czasie wychodzić za mąż - ogłosiła Seveline.
-Któż byłby na tyle głupi, by chcieć się z tobą żenić? -rzuciła cicho Onda.
-Ona jest dla mnie taka wredna - pożaliła się Seveline.
Maud ponownie zachichotała na pokaz. Urządzały dla niej przedstawienie i nie chciała ich rozczarować.
-Zamierzasz poślubić Lorda Marshala? -zapytała Seveline.
-To nieco skomplikowane -odpowiedziała Maud.
-Na twoim miejscu nie pakowałabym się w coś takiego -poradziła jej Seveline. -Bądź dalej wolna, żyj, jak chcesz.
-Ona musi myśleć o dziecku - wtrąciła się Onda. -Czy Lord Marshal złożył jakieś obietnice odnoszące się do przyszłości twojej córki?
Próbowały się czegoś dowiedzieć, ale czego konkretnie? -Nie mamy żadnej sformalizowanej umowy.
Po chwili dotarły do niej kolejne słowa Ondy. -Ale Lord Arland zdaje sobie chyba sprawę z tego, że jest marszałkiem Domu Krahr, który słynie z agresywnej postawy. Oni uwielbiają wojny. Musiał dać ci do zrozumienia, że jego życie często będzie w niebezpieczeństwie.
-Onda ma rację - dodała Seveline. -Brak planu awaryjnego byłby nierozsądny. Mężczyźni często bywają nieodpowiedzialni, a nie powinni, szczególnie gdy w grę wchodzi żona i dziecko.
O co im chodziło? -Jestem w pełni świadoma wszelkich zagrożeń -odpowiedziała Maud, z udawaną rezygnacją w głosie.
-Oczywiście, że tak -kontynuowała Onda. -W końcu jesteś wdową.
-Mężowie nie zawsze zostają na długo -dodała Seveline.
-Nie mogę uwierzyć, że znając twoją historię, Marshal nie zdobył się na żadne oficjalne gwarancje dla ciebie - rzuciła oburzonym tonem Onda.
-Musiał ci coś zapewnić - ciągnęła Seveline.
-O niczym nie wspominał? -dopytywała się Onda. -O kimś, kto miałby się zająć tobą i twoją córką, gdyby coś się stało? Kimś, kto byłby gotów przyjąć na siebie to szlachetne zobowiązanie?
Zrozumienie uderzyło w nią z siłą pioruna. Im chodziło o zastępcę marszałka. Oczywiście.
Jako marszałek Arland dowodził wszystkimi siłami zbrojnymi Krahrów. Miał pod sobą każdego wojownika, każde bojowe zwierzę, każdy wojskowy pojazd bez względu na to czy chodziło o dwumiejscowy gazik czy o kosmiczny niszczyciel. Jeżeli ktoś czy coś mogło walczyć, czy być użyte w konflikcie zbrojnym i należało do Domu Krahr, było do dyspozycji Arlanda. W jego posiadaniu znajdowały się kody, hasła i komendy startowe. By uniknąć decyzyjnego paraliżu, na wypadek gdyby Arland był niezdolny do pełnienia swojej funkcji, jego rolę miał przejąć wice-marszałek. Każdy wampirzy dom, wystarczająco duży, by mieć głównodowodzącego, miał także jego zastępcę, którego tożsamość była utrzymywana w tajemnicy i który dysponował wszystkim, co pozwoliłoby mu sprawnie i bez zakłóceń przejąć obowiązki marszałka. Taki zastępczy dowódca sprawował swoją rolę, dopóki zagrożenie nie zostało zażegnane i nowy marszałek mógł być oficjalnie wybrany. Do tego zaś momentu wice-marszałek przejmował na siebie wszystkie zobowiązania poprzednika na stanowisku dowodzenia. W przypadku Arlanda oznaczało to, że byłby też odpowiedzialny za jego żonę i dziecko.
Tożsamość zastępcy była ściśle strzeżoną tajemnicą. Nigdy nie ujawniano jej obcym. To mógł być ktokolwiek: Karat, Soren, Ilemina, jej partner. Gdyby Maud zaufano na tyle, by ujawnić jej ten sekret, a ona podzieliłaby się tą wiedzą z innym Domem, byłby to akt zdrady.
One naprawdę sądziły, że jest kompletną idiotką.
-Lord Arland nie wspominał mi o nikim takim -odpowiedziała. -Ale macie rację, to faktycznie niepokojące. Będę musiała o tym z nim porozmawiać.
-Naprawdę powinnaś -zapewniała ją Onda. -Dla spokoju własnego sumienia.
-Ona jest zupełnie bezużyteczna - wymamrotała w starożytnym wampirzym Seveline. -Pozwól mi ją zrzucić.
-Nie.
-Krzyczałaby przez całą drogę na dół. To byłoby zabawne.
-Wciąż możemy coś z niej wyciągnąć.
Niestety o wyrozumiałość będziemy musieli zaapelować również do fanów Maud, gdyż kolejny fragment, którym podzieliła się Ilona, okazał się dosyć obszerny (ponad 2000 słów) i po prostu nie wyrobiliśmy się dzisiaj z tłumaczeniem całości tekstu. Obiecujemy za to, że jutro popołudniową porą na pewno będziemy dla Was mieli dokończenie wyprawy do drzewa vala.
A teraz zapraszamy Was już do powrotu na rodzinną planetę Arlanda. Przed Maud kroczy Onda, za nią Seveline, po jednej stronie skała, po drugiej przepaść...
Stroma ścieżka, szeroka jedynie na stopę, wspinała się po zboczu góry. Maud zmieniła chwyt na wąskiej lasce. Latarnia zwisająca z rozdwojonego końca kija łagodnie się kołysała. Pomarańczowe płomienie tańczyły za przezroczystym szkłem. Na prawo od niej wznosiła się góra, szara skała pożłobiona deszczami i pokryta łatami zielonej lub turkusowej roślinności, która w jakiś sposób zdołała się ukorzenić na praktycznie gołej powierzchni kamieni. Po jej lewej otwierała się przyprawiająca o zawrót głowy przepaść, kończąca się daleko w dole skałami i czubkami drzew. Na Ziemi wzdłuż takiego szlaku ciągnąłby się przynajmniej ochronny łańcuch, a u podnóża góry mnóstwo znaków ostrzegałoby przed niebezpieczeństwem i wspinaczką na własne ryzyko.
Przed Maud postępowała procesja kobiet, z których każda niosła latarnię. Za nią znajdowało się ich jeszcze więcej. Łącznie dwadzieścia anonimowych postaci rozciągniętych wzdłuż ścieżki w identycznych szatach, z głowami ukrytymi pod obszernymi kapturami. Lekka bryza niosła delikatny dźwięk dzwonka zawieszonego na lasce panny młodej. Niewidzialne owady brzęczały w skalnych szczelinach, przywodząc Maud na myśl cykady z ogrodu Diny, mieszczącego się dawno temu w nieistniejącej już gospodzie ich rodziców. Powietrze wypełniał zapach nieznanych jej kwiatów i aromatycznych ziół.
![]() |
| źródło:ilona-andrews.com |
Maud szła przed siebie, a jej ciało zdawało się być nienaturalnie lekkie i nieco roztrzęsione, tak jakby wypiła zbyt wiele kaw. Siłą woli musiała opanowywać chęć podskakiwania. Dopalacz, który przyniosła jej Karat, czynił cuda. W tym stanie permanentnej ekscytacji powinna pozostać przez najbliższe cztery czy pięć godzin, a później najprawdopodobniej padnie. W drodze byli już od blisko godziny. Skoro drzewo było oddalone od zamku o mniej więcej pięć mil, powinny znajdować się już co najmniej w połowie drogi. Wciąż miała mnóstwo czasu, by zdążyć dotrzeć na miejsce i zejść z góry.
Maud spojrzała na plecy Ondy, wspinającej się przed nią. Spodziewała się, że lada moment zdecydują się na jakiś ruch. Rozmowy prowadzone ściszonym głosem były dozwolone podczas Czuwania, ale jak na razie, nikt się nie odzywał.
Jakby na zawołanie Seveline odchrząknęła gdzieś za nią i do jej uszu doszły słowa wyszeptane w starożytnym wampirzym języku. -Mogłybyśmy po prostu zepchnąć ją ze ścieżki.
Maud nie zatrzymała się. Jeżeli Seveline zdecyduje się ją zaatakować, nie będzie miała zbyt wielu opcji.
Onda przed nią westchnęła. -I jak niby to wyjaśnimy?
-Ludzką niezręcznością.
-Nie.
-Mogę sprawić, że będzie to wyglądało na wypadek.
-Seveline, znajdź sobie inną rozrywkę. Nie możemy ryzykować, że wycofa się z organizacji wesela, żeby ją opłakiwać.
Wiedziałam. Maud powstrzymała uśmiech wypływający jej na usta. Arland był im do czegoś potrzebny. Pytaniem pozostawało, do czego?
-Daleko jeszcze do tego cholernego drzewa? -wymamrotała Seveline w potocznym wampirzym.
-Seveline - syknęła Onda. -Okaż szacunek. Kavaline jest twoją kuzynką.
-Ale odległą - wymamrotała w odpowiedzi Seveline.
To było jak zaproszenie do reakcji. Maud udała stłumione parsknięcie.
-A czy ty, lady Maud, brałaś udział w Czuwaniu przy Latarni na swoim weselu? -zapytała Seveline.
To był grząski grunt. Miała nie tylko Czuwanie przy Latarni, ale i Lament Kwiatów, Katedralny Post i każdy inny archaiczny rytuał, który tylko przyszedł do głowy Domowi Erwan. Przyznanie się do tego mogło zaprzepaścić jej próby sprawiania wrażenia bezradnej i zagubionej, a na to w tej chwili Maud nie mogła sobie pozwolić.
-Tak naprawdę, mało co z tego pamiętam -odpowiedziała smutno, starając się jednocześnie brzmieć tak szczerze, jak to tylko możliwe. -Ta uroczystość bardzo się różniła od ziemskich zwyczajów. Szybko przestałam się orientować, o co w tym wszystkim chodziło i wspominam to teraz jak przez mgłę.
-Brzmi jak typowe wesele - zauważyła Onda.
-A ja nie planuję w najbliższym czasie wychodzić za mąż - ogłosiła Seveline.
-Któż byłby na tyle głupi, by chcieć się z tobą żenić? -rzuciła cicho Onda.
-Ona jest dla mnie taka wredna - pożaliła się Seveline.
Maud ponownie zachichotała na pokaz. Urządzały dla niej przedstawienie i nie chciała ich rozczarować.
-Zamierzasz poślubić Lorda Marshala? -zapytała Seveline.
-To nieco skomplikowane -odpowiedziała Maud.
-Na twoim miejscu nie pakowałabym się w coś takiego -poradziła jej Seveline. -Bądź dalej wolna, żyj, jak chcesz.
-Ona musi myśleć o dziecku - wtrąciła się Onda. -Czy Lord Marshal złożył jakieś obietnice odnoszące się do przyszłości twojej córki?
Próbowały się czegoś dowiedzieć, ale czego konkretnie? -Nie mamy żadnej sformalizowanej umowy.
Po chwili dotarły do niej kolejne słowa Ondy. -Ale Lord Arland zdaje sobie chyba sprawę z tego, że jest marszałkiem Domu Krahr, który słynie z agresywnej postawy. Oni uwielbiają wojny. Musiał dać ci do zrozumienia, że jego życie często będzie w niebezpieczeństwie.
-Onda ma rację - dodała Seveline. -Brak planu awaryjnego byłby nierozsądny. Mężczyźni często bywają nieodpowiedzialni, a nie powinni, szczególnie gdy w grę wchodzi żona i dziecko.
O co im chodziło? -Jestem w pełni świadoma wszelkich zagrożeń -odpowiedziała Maud, z udawaną rezygnacją w głosie.
-Oczywiście, że tak -kontynuowała Onda. -W końcu jesteś wdową.
-Mężowie nie zawsze zostają na długo -dodała Seveline.
-Nie mogę uwierzyć, że znając twoją historię, Marshal nie zdobył się na żadne oficjalne gwarancje dla ciebie - rzuciła oburzonym tonem Onda.
-Musiał ci coś zapewnić - ciągnęła Seveline.
-O niczym nie wspominał? -dopytywała się Onda. -O kimś, kto miałby się zająć tobą i twoją córką, gdyby coś się stało? Kimś, kto byłby gotów przyjąć na siebie to szlachetne zobowiązanie?
Zrozumienie uderzyło w nią z siłą pioruna. Im chodziło o zastępcę marszałka. Oczywiście.
Jako marszałek Arland dowodził wszystkimi siłami zbrojnymi Krahrów. Miał pod sobą każdego wojownika, każde bojowe zwierzę, każdy wojskowy pojazd bez względu na to czy chodziło o dwumiejscowy gazik czy o kosmiczny niszczyciel. Jeżeli ktoś czy coś mogło walczyć, czy być użyte w konflikcie zbrojnym i należało do Domu Krahr, było do dyspozycji Arlanda. W jego posiadaniu znajdowały się kody, hasła i komendy startowe. By uniknąć decyzyjnego paraliżu, na wypadek gdyby Arland był niezdolny do pełnienia swojej funkcji, jego rolę miał przejąć wice-marszałek. Każdy wampirzy dom, wystarczająco duży, by mieć głównodowodzącego, miał także jego zastępcę, którego tożsamość była utrzymywana w tajemnicy i który dysponował wszystkim, co pozwoliłoby mu sprawnie i bez zakłóceń przejąć obowiązki marszałka. Taki zastępczy dowódca sprawował swoją rolę, dopóki zagrożenie nie zostało zażegnane i nowy marszałek mógł być oficjalnie wybrany. Do tego zaś momentu wice-marszałek przejmował na siebie wszystkie zobowiązania poprzednika na stanowisku dowodzenia. W przypadku Arlanda oznaczało to, że byłby też odpowiedzialny za jego żonę i dziecko.
Tożsamość zastępcy była ściśle strzeżoną tajemnicą. Nigdy nie ujawniano jej obcym. To mógł być ktokolwiek: Karat, Soren, Ilemina, jej partner. Gdyby Maud zaufano na tyle, by ujawnić jej ten sekret, a ona podzieliłaby się tą wiedzą z innym Domem, byłby to akt zdrady.
One naprawdę sądziły, że jest kompletną idiotką.
-Lord Arland nie wspominał mi o nikim takim -odpowiedziała. -Ale macie rację, to faktycznie niepokojące. Będę musiała o tym z nim porozmawiać.
-Naprawdę powinnaś -zapewniała ją Onda. -Dla spokoju własnego sumienia.
-Ona jest zupełnie bezużyteczna - wymamrotała w starożytnym wampirzym Seveline. -Pozwól mi ją zrzucić.
-Nie.
-Krzyczałaby przez całą drogę na dół. To byłoby zabawne.
-Wciąż możemy coś z niej wyciągnąć.

Dziekuje wredne i wampirzyce b.
OdpowiedzUsuńDzisiejszy vox Dei osłodził mi wieczór , dzięki ogromne :)
OdpowiedzUsuńWspółczytujący - myślicie że jednak któraś nie wytrzyma i popchnie Maud ? Czy mają ją za kompletną tumanicę która po powrocie z tej wycieczki wypyta Arlanda o tajemnice rodowe i popędzi im je opowiedzieć ...? Ale po jej treningu z Ileminą chyba mają już jako-takie pojęcia kim może być pół-narzeczona Marshala...?
Chcę wiecej �� ale i tak dziękuję
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję. Duży fragment do czytania i to dopiero połowa. Naprawdę miło. Pozdrawiam serdecznie, dziki_chomik
OdpowiedzUsuń#teamMarrock, jako gorąca zwolenniczka demokracji, ugina się i wybacza naszym kochanym tłumaczom :D zapewnia również, że jest równie entuzjastycznie uczestniczy w grupie #teamArland, więc kolejne części przekładu SotB, wywołać w niej mogą, co najwyżej kolejne pokłady wdzięczności!
OdpowiedzUsuńChociaż nie ukrywam, że moim pierwszym wyborem jest i chyba już pozostanie Hugh... jaka to szkoda, że Ilona i Gordon tak lubią się znęcać nad ludźmi... ;)
Dziekuje, no to juz wiadomo ze one chcą od Maud informacji.wydaje im się że je od niej wyciągną...
OdpowiedzUsuńJakie to słodkie... A jakie te wampirzyce głupie... No żadnych informacji o Maud, a gdzie podstawowy wywiad? mamuniaewy
OdpowiedzUsuń