Nie trzymamy Was już dłużej w niepewności, lecz od razu zapraszamy do lektury ciągu dalszego Sweep of the Blade. Niestety na kolejny fragment znów przyjdzie nam poczekać co najmniej kilka dni.
Pozdrawiamy!
Pozdrawiamy!
Ścieżka poszerzyła się i skręciła, okrążając górę. Przed nimi ukazał się ogromny wąwóz. Majaczące na jego dnie drzewa były tak odległe, że przestwór oddzielającego ich od nich powietrza zdawał się przybierać lekko niebieskawy odcień. Po drugiej stronie wąwozu wznosiła się kolejna góra, podobna do tej, po której się teraz wspinali. W niektórych miejscach oba stoki na tyle zbliżały się do siebie, że osuwające się z góry kamienne bloki tworzyły w dole łuki i kładki, spinające oba brzegi urwiska. Z tej perspektywy przywodziło to na myśl miejsce zabaw olbrzyma, niedbale miotającego potężne skały w wąską gardziel pomiędzy górami. Skalne formacje piętrzyły się jedna nad drugą, niektóre rozciągając się na dziesiątki metrów, inne kończąc się gwałtownie. Wszystko to sprawiało, że dno wąwozu przypominało labirynt. Na pierwszy rzut oka możny by pomysleć, że stworzony jedynie siłami natury, ale rozmieszczenie poszczególnych głazów i skał było zbyt przemyślane. Żaden proces geologiczny nie byłby w stanie stworzyć tak wąskich kamiennych mostków i kładek. Ktoś musiał to zaplanować. Ale jak, nie miała najmniejszego pojęcia.
![]() |
| źródło:unsplash.com |
Po prawej, na szczycie wąskiego skalnego występu drzewo vala rozpościerało swoje gałęzie. Było stare i potężne. Jego grube korzenie oplatały głazy i wbijały się głęboko we wnętrze góry, za nic mając grawitację i jakby rzucając wyzwanie całemu rozpościerającemu się poniżej wąwozowi. Pomiędzy dwoma zboczami zachodzące słońce barwiło wieczorne niebo na wszelkie odcienie żółci, czerwieni i fioletu. Na tym tle czerwone liście drzewa vala zdawały się lśnić.
Widok zaparł dech w piersi Maud. Zatrzymała się. Inne kobiety również przystanęły.
-Patrzcie -zabrzmiał z przodu pochodu kobiecy głos. -Siedlisko Mukamy.
Nie trzeba było nic więcej dodawać. Dawno temu ich wrogowie urządzili tu sobie dom. Teraz górę objęło w posiadanie święte drzewo vala.
Pochód ruszył dalej. Maud rzuciła okiem na idącą przed nią Ondę. Zależało im na poznaniu tożsamości wice-marszałka. To mogło oznaczać tylko jedną rzecz. Będzie musiała ostrzec Arlanda tak szybko, jak to tylko będzie możliwe.
Była boleśnie świadoma obecności Seveline za jej plecami. Na jej miejscu, zrzuciłaby siebie z tego klifu. Musiały przecież brać pod uwagę, że zawsze istnieje szansa, iż może powiedzieć Arlandowi coś, co go zaalarmuje.
Skupiła się i posuwała się teraz na czubkach palców, nasłuchując uważnie każdego nietypowego dźwięku, zwiastującego atak.
Panna młoda prawie dotarła do drzewa.
Maud nie dostrzegła wypadu Seveline, nie miała na to najmniejszej szansy. Ale wyczuła go. Do jej uszu dotarło ciche szuranie stóp na kamieniach, oczy wychwyciły zarys czegoś na samej granicy pola widzenia, a jej instynkt wyostrzony na pustkowiach Karhari, kazał jej rzucić się w bok. Przycisnęła się plecami do ściany zbocza. Seveline przemknęła obok niej w gwałtownym wypadzie. Złapała za jej ramię.
Na twarzy Seveline widać było szok. Wystarczyłoby delikatne popchnięcie i wampirzyca potoczyłaby się w dół na spotkanie śmierci.
Maud otworzyła oczy tak szeroko, jak tylko potrafiła. -O mój boże! W takim miejscu musisz być bardziej ostrożna, moja pani. Widzisz jak zerodowana jest krawędź tej ścieżki? Dlatego sama trzymam się blisko ściany.
Seveline zamrugała.
-Seveline! -syknęła Onda. -Zawstydzasz nas.
Maud puściła rękę Seveline. Wampirzyca nachmurzyła się.
Maud kontynuowała marsz. Być może poświęcała zbyt wiele, ale nie było innego sposobu. Teraz była przynajmniej bezpieczna. Jednorazowe potknięcie i zepchnięcie jej ze ścieżki mogło zostać uznane za wypadek. Zaś dwukrotne wpadnięcie na nią, mogło zostać już odczytane jako świadoma próba zamachu na jej życie. Nawet mająca problemy z samokontrolą Seveline musiała to rozumieć.
Nadal jej najlepszą obroną, przynajmniej póki co, było udawanie, że nie stanowi żadnego zagrożenia.
Maud rozmyślnie potknęła się, wsparła się o skałę i ruszyła dalej. O to chodziło. Niezgrabna ludzka kobieta prawie upadła. Normalna sprawa. Nie ma powodu do niepokoju. Wszystko jest tym, na co wygląda.
Przed nią panna młoda weszła na kamienny most, prowadzący do drzewa vala i z namaszczeniem podeszła do olbrzymiego pnia.
Kobiety zgromadziły się na skalnej półce przed mostem, gdzie ścieżka poszerzała się do całych, luksusowych w tych warunkach dziesięciu stóp i zaczęły nucić słowa starego poematu. Maud znała go i dobrze pamiętała. Jej umysł podsunął jej obraz z innego miejsca i czasu. Oczami wyobraźni widziała teraz inne drzewo vala, latarnię w swojej ręce i własny głos miękki i poważny, kiedy recytowała słowa, w które święcie wówczas wierzyła.
Noc zapadła, niebo się rozwarło.
Odwieczne, bezlitosne gwiazdy
W Pustce i lodowatej ciemności.
Odnajdź moje światło i poczuj moją nadzieję.
Nigdy nie będziesz sam,
Nigdy cię nie zapomnę,
Bez względu na to, ile przyjdzie mi czekać.
Odnajdź moje światło i poczuj moją nadzieję.
Zawsze będę na ciebie czekać,
A ty, mój kochany, nie zgubisz się.
Odnajdziesz moje światło i moją nadzieję,
A moja miłość poprowadzi cię do domu.
Czasami nawet najsilniejsza miłość nie wystarczy.
Panna młoda wzniosła swoją latarnię i powiesiła ją na gałęzi drzewa. Latarnia zakołysała się łagodnie. Dziewczyna podeszła do pnia i jedną dłoń przytknęła do kory. Pozostałe kobiety, jedna po drugiej przekraczały most i wieszały swoje latarnie, a potem wycofywały się z powrotem na skalną półkę po drugiej stronie rozpadliny.
Dźwięk silnika odrzutowego rozdarł ciszę wąwozu. Smukły, błyszczący metalem i wąski niczym sztylet myśliwiec spadał gwałtownie. W ostatnim momencie pilot zwiększył ciąg i samolot przemknął wzdłuż wąwozu z zawrotną prędkością, mijając o metry kamienne łuki i przelatując tak blisko nich, że gałęzie drzewa vala zadrżały. Szata panny młodej załopotała na wietrze. Maud wstrzymała oddech.
Kavaline potrząsnęła swoją laską. -Tellis, ty idioto!
Myśliwiec wystrzelił w górę w kierunku zachodzącego słońca.
Seveline odchyliła się i wybuchnęła śmiechem.
-Zmieniłam zdanie! -warknęła Kavaline. -Nie wyjdę za niego!
-Czy to był pan młody? -zapytała Maud.
-Tak -odpowiedziała Onda ze słabym uśmiechem.
-To było bardziej niż lekkomyślne - wymamrotała Maud.
-Nie było żadnego niebezpieczeństwa -Seveline zamachała ręką. -Tellis jest wyśmienitym pilotem.
-Faktycznie jest -potwierdziła Onda. -Ma za sobą ponad trzy tysiące godzin wylatanych na małych jednostkach bojowych.
Seveline zachichotała. -Musimy się pospieszyć. Jeżeli zdecyduje się na kolejny przelot, Kavaline może eksplodować. Twoja kolej, lady Maud.
Maud weszła na most i zaniosła swoją latarnię do drzewa.

Świetne! mamuniaewy
OdpowiedzUsuńDziekuje coż jeszcze trzeba wrocic a nie sadze by byla droga na skroty b.
OdpowiedzUsuńA jednak spróbowały ją zepchnąć małpy jedne Dziękuje za tłumaczenia J
OdpowiedzUsuńDziekuje, a jednak Seveline postanowiła spróbować zabić Maud,zobaczymy co bedziesię działo przy powrocie
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiam .. one nie widziały jak Maud trenowała z matką Arlanda ..? Dzięki ogromne za fragment komentuje tu jako nieogarowi technicznemu łatwiej z telefonu wejść na tę stronkę. Anna
OdpowiedzUsuńCzytam tak ten fragment i rzuciło mi się w oczy: "niebo się rozwarło". Tłumaczenie dosłowne jest ok, ale samo wyrażenie jest idiomem i oznacza po prostu, że zaczęło padać... :)
OdpowiedzUsuńYes and no;-) Oczywiście zgadzamy się, że "skies opened" znaczy, że zaczęło lać jak z cebra, ale tak to już jest z przekładami, że czytając w oryginale ten fragment melorecytacji, wyobraziliśmy sobie kochanków wpatrujących się z tęsknotą w niebo pełne gwiazd. A jak pada, szczególnie rzęsiście, to ciężko się tak przez chmury wpatrywać;-) No i stąd taki a nie inny przekład... Zdajemy sobie sprawę, że niekoniecznie jest to najlepsza interpretacja i w sumie to liczymy, że w prozie IA niewiele będzie poezji, bo słabo nam to wychodzi....
Usuń