Przejdź do głównej zawartości

WUB Rozdział 3 cz. 2

Dylematów moralnych Marroka i walki z własnymi popędami ciąg dalszy, czyli przed Wami kolejny fragment WUB. Raz jeszcze uprzedzamy, iż język powieści Cassandry Gannon miejscami bywa dosadny, by nie powiedzieć wulgarny, a przy okazji potrafi być nieodparcie zabawny. Tak więc, jeżeli zamierzacie czytać to  w środkach komunikacji miejskiej, czujcie się ostrzeżeni;-)
Pozdrawiamy i życzymy przyjemnej lektury!



Dyskretnie obserwował Scarlett od pierwszego dnia, kiedy pojawiła się w WUB, nie pozwalając sobie jednak na nic więcej, niż wpychanie się przed nią do kolejki na stołówce. Gdyby inni osadzeni w WUB dowiedzieli się, jak ważna była dla Marroka, byłaby już martwa. Miał tylu wrogów, że Scarlett mogła stać się celem tylko dlatego, że była mu przeznaczona. Szczególnie musiał uważać na inne wilki. Z większością z nich grywał w Wilkbol i dobrze wiedział, że jego pobratymcy nie słynęli z ograniczania się do rywalizacji tylko na boisku. 
Boże, nie cierpiał swojej pieprzonej roboty. Pobyt w WUB był dla niego jak coroczne wakacje, na które decydował się, gdy nie dawał rady dłużej znosić swojej pracy. Nie przewidział tylko, że tym razem odnajdzie jedyną osobę, która mogła zmienić w jego życiu wszystko. 
Gdyby udało mu się ją ocalić, Letty mogła odmienić jego los.
Wszystko w nim przemawiało za tym. 
Marrok chciał trzymać dziewczynę tak blisko siebie, jak to tylko możliwe. Przynajmniej dopóki nie znajdą się bezpiecznie poza więziennymi murami, z dala od tych wszystkich szalonych zabójców, pałających czystą nienawiścią do jej podobnych. Na wolności byłby gotów pozwolić oddalić się od niego o jakiś metr. 
Cóż, może jednak o góra o 3/4 metra. 
Marrok wycelował w nią palec, a w jego głosie zabrzmiały poważne tony. -Nie rób niczego głupiego albo brutalnego i nie staraj się pomagać, dopóki nie wrócę.
Wpatrywała się w niego, wyglądając na zirytowaną, sfrustrowaną i bardzo, bardzo niewinną. Jezu słodki, jak kiedykolwiek mógł pomyśleć, że kobieta o takich oczach może być zła? Nawet zwężone ze złości, jaśniały błękitem tak czystym, jak studnia życzeń. 
-Nie jestem ani głupia, ani brutalna, ani taka znowu skora do pomocy ty dup…- zatrzymała się w połowie przekleństwa. -Czekaj. Co złego jest w pomaganiu?
-Widzisz, nie zapytałabyś się o to, gdybyś była naprawdę Zła. Teraz cofnij się i pozwól zawodowcom zająć się działalnością przestępczą -Marrok figlarnie pomachał butelką środka czyszczącego, zwędzoną dzięki kluczom Ramony z szafki z zapasami. -Jesteś w dobrych rękach, Czerwona. Przynajmniej trzy z moich wyroków były za podpalenie. 
-A co z pozostałymi czterdziestoma sześcioma?
-Czterdziestoma siedmioma. Mam w swoich aktach pięćdziesiąt niegodziwych postępków. Liczba łatwa do zapamiętania -Marrok odkręcił nakrętkę i wetknął do środka butelki ciasno skręcony zwój papierowych ręczników. 
-Nie przejmuj się. Kiedy ściągnę koronę z głowy Kopciuszka, zadbam o twoje ułaskawienie -obiecała. 
-Kiedy ostatnio sprawdzałem, korona była również przytwierdzona do głowy pewnego kutasa w rajtuzach. Jego też planujesz sobie wziąć na własność? -miał nadzieję, że jednak nie, skoro gotów był oddać życie, uniemożliwiając temu królewskiemu lizodupowi choćby tknąć jego Prawdziwą Miłość. 
-Dam sobie radę z Księciem z bajki -zapewniła go. 
-Ten gość ma IQ na poziomie banana, więc jestem pewien, że sobie z nim poradzisz, ale…
-Wcale nie! -gorąco zaprotestowała. -Książę z bajki jest czułym i inteligentnym mężczyzną. Jest bardzo zainteresowany prawami wszystkich złoczyńców i innymi sprawami związanymi ze sprawiedliwością społeczną. 
Marrok wyjrzał zza rogu na korytarz -Tak ci powiedział?
-Tak, w rzeczy samej tak powiedział. Wiele razy. 
-Zatem próbował zaciągnąć cię do łóżka. 
-Och, wcale nie. Był bardzo szczery w…
Marrok przerwał jej. -…w chęci zaliczenia cię. Podczas gdy wyjaśniałaś swoje dziwaczne teorie, założę się, że jego szczerość wychodziła mu bokami. Zaufaj mi, bezmyślnie potakiwał i wyobrażał sobie, jak wyglądasz naga -po drugiej stronie korytarza widział czekających Avenanta i Benjiego. Marrok dał im sygnał i zaklął, słysząc z dwudziestu stóp ciężkie westchnięcie Księcia Northlandii. 
Czas na zabawę.
-Och, nie - zawołał Avenant, popisując się aktorstwem gorszym nawet od zeszłorocznego przedstawienia „Cats” w wykonaniu członków klubu WUB. -Niech ktoś przyjdzie szybko. Ten biedny, niebieski ogr umiera. 
Benji posłusznie zwalił się na podłogę, łapiąc się za brzuch i rycząc. -Auć. Ból. Umieram.
-Och na miłość boską -Scarlett wymruczała. -Powinniśmy jeszcze przećwiczyć tę część. 
Marrok musiał się z nią zgodzić. Przewrócił oczami, kiedy Esmeralda w przebraniu Ramony weszła na scenę z lewej. 
-Nie ruszaj się! -nachyliła się nad pustym kawałkiem podłogi i przybrała najbardziej dramatyczną pozę, na jaką było ją stać. -Jestem lekarzem!
-Jesteś psychiatrą - kwaśno poprawił ją Avenant. 
-To lekarz!
-Nie taki prawdziwy lekarz.
-Dlaczego zatem nazywają mnie doktor Ramona, cwaniaku?
-Wciąż umieram -Benji przypomniał o sobie. 
-Cholera. Sorry. Racja -Esmeralda wróciła do odgrywania scenariusza i przyklęknęła przy nim. -Och, nie! On umiera! -położyła jedną dłoń na torsie Benjiego, a drugą przyłożyła do jego czoła w tragicznej pozie. -Nie mogę znieść, że mój pacjent tak cierpi. Musimy zanieść go natychmiast do ambulatorium. Straż! -spojrzała wprost w kamerę zawieszoną nad biurem ochrony. -Chodźcie szybko i pomóżcie mi go przenieść. Nie mamy chwili do stracenia!
-On umiera -powtórzył Avenant na wypadek, gdyby strażnicy nie załapali przekazu. 
-Umieraaaaaam -Benji załkał, wczuwając się w odgrywaną scenę. -Pomocy! Pomóżcie mi!
Na szczęście WUB nie zatrudniał geniuszy. Drzwi do biura ochrony otworzyły się i jeden z krasnoludzkich pomocników doktor White wyszedł na zewnątrz. -Jest pani pewna, że on nie udaje? Wiele razy ci goście udawali chorych, żeby dostać kilka dni wolnego w łóżku. 
-Wydaje mi się, że wiem, kiedy ktoś udaje chorobę -parsknęła Esmeralda. -Jestem lekarzem.
-Psychiatrą -poprawił Avenant, dyskretnie blokując jednocześnie stopą zamykające się drzwi do biura. -Czy tam są może jeszcze jacyś strażnicy, którzy mogliby pomóc przetransportować ogra?
Letty nalegała, by to pytanie zostało zadane. Cóż za niezwykła kobieta. 
-Nie. Jestem tylko ja -krasnolud sprawiał wrażenie nieco onieśmielonego tym faktem. 
Avenant skierował w stronę Marroka podniesiony kciuk. 
źródło:unsplash.com
-Wreszcie -Marrok zapalił skradzioną zapalniczkę Ramony. -Kiedy następnym razem będziemy uciekać z wariatkowa, zrobimy to Czerwona bez amatorów -podpalił papier i ruszył wzdłuż korytarza. 
Strażnik próbował właśnie podnieść część potężnego ciała Benjiego, podczas gdy Avenant krytykował jego technikę, a Esmeralda wyliczała powody, dla których psychiatrzy ratują więcej żyć niż bezużyteczni lekarze medycyny. Benji zaś leżał bezwładny i kontynuował użalanie się nad sobą. 
Krasnolud nie zobaczył, jak Marrok łapie za klamkę drzwi do biura ochrony, uchyla je szerzej i lobem wrzuca do środka koktajl Mołotowa. Wszystko to zajęło mniej niż sekundę. Marrok kontynuował marsz, kiedy drzwi zamknęły się z trzaskiem i bez utraty rytmu wykonał zgrabny zwrot w tył, by po chwili dołączyć do Scarlett. 
Avenant podszedł bliżej do Esmeraldy, oddalając się od drzwi. 
Benji zacisnął mocno powieki. 
Bum!
Eksplozja wyrwała drzwi z zawiasów. Zasięg wybuchu został ograniczony do czterech ścian biura, ale skutecznie zniszczył wszystkie komputery i kopie zapasowe nagrań z monitoringu. 
Scarlett wspierając się na ramieniu Marroka, podskakiwała z radości na widok płonących resztek dowodów jej ataku na Ramonę. -Udało nam się! -wyszeptała głośno. 
Marrok spojrzał na nią z góry i zdał sobie sprawę, że Dobra dziewczyna jako jego Prawdziwa Miłość nie była tak całkowicie złym pomysłem. Żadna Zła nie potrafiłaby uśmiechać się tak szczerze i radośnie. -Nasi górą! -wycedził. 
Strażnik biegał naokoło nieskutecznie starając się ugasić pożar swoim głupim kapeluszem. 
-Czuję się już lepiej -zadeklarował Benji i usiadł. -Musiało mi zaszkodzić coś, co zjadłem.
-Dzięki Bogu byłam tutaj, by cię uratować -Esmeralda pomogła mu wstać. -A teraz opowiedz mi o swojej matce. 
Strażnik odbiegł gdzieś na bok, krzycząc, żeby ktoś przyniósł gaśnicę. 
-Nie ma takiej opcji, żeby uszło nam to na sucho -stwierdził Avenant, spoglądając w stronę Marroka, który wraz ze Scarlett wyszedł już zza rogu. -Kiedy będę przesłuchiwany, wyjaśnię, że zmusiłeś mnie do tego pod groźbą użycia broni. 
-Gdybym miał broń, już byś nie żył i nie musiałbyś się martwić wyjaśnianiem czegokolwiek -zapewnił go Marrok. -A teraz przestań być takim tchórzem i  zaakceptuj fakt, że mój plan zadziałał -wskazał ręką dymiące pomieszczenie ochrony. -Może i uda im się wpaść na to, kto za tym stał, ale wtedy będziemy już daleko stąd. 
Albo przynajmniej Marrok i Scarlett powinni być. Nie dbał o to, co się stanie z resztą wtorkowej grupy terapeutycznej, niezależnie od tego, co o tym sądziła jego Prawdziwa Miłość. 
-Poza tym nie mieliśmy zbyt wiele czasu, by wpaść na jakiś lepszy pomysł, Avenant - zauważyła Scarlett, co z punktu widzenia Marroka było obiecującym pokazem solidarności. -To nagranie mogło pogrążyć nas wszystkich. Musieliśmy pozbyć się go szybko. 
-Dokładnie -zgodził się Marrok. -Teraz, kiedy zajęliśmy się już zapisami monitoringu i nic nam z tej strony nie grozi, pozostała jedna rzecz…
Przerwał mu głos, dochodzący z głośnika -Wilk Marrok ma się natychmiast stawić w gabinecie doktor White. Wilk Marrok ma się stawić natychmiast u doktor White.
Marrok westchnął. -Ech…kurwa. 
Scarlett spoglądała na niego przerażona. 
Avenant natychmiast zaczął przesuwać się w kierunku pracowni sztuki i rzemiosła. -Nigdy mnie tutaj nie było. 
-Marrok, i co my teraz zrobimy? -zapytała Scarlett z rozszerzonymi strachem oczami. 
-Zamierzam zgłosić się do doktor White, a ty powstrzymasz się od robienia czegokolwiek, dopóki nie wrócę -ostatnią rzeczą jakiej potrzebował, była Scarlett przechodząca do kolejnej fazy ucieczki bez odpowiedniego nadzoru ze strony Złego. 
-A co jeżeli w jakiś sposób dowiedziała się, że to ty wywołałeś pożar? -wskazała na tlące się za nimi resztki biura. -Co jeszcze mogłaby chcieć od ciebie?
Wolał nawet o tym nie myśleć…

Komentarze

  1. Może mnie nie porywa, ale lubię zabawę formą i nowe odsłony starych historii. A jeśli do tego poleca to Ilonka i Gordon, to z chęcią poczytam. Wulgarność i dosadność raczej mi nie przeszkadza, natomiast czasem drażni krzywe zwierciadło i dość wysoki poziom absurdu. Ale jak obiecałam sobie - daję szansę i muszę przyznać, że opowieść powoli zaczyna mnie wciągać :) Dzięki za codzienną pracę! Justi

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciągające, lekka zabawna historia ale ma coś w sobie, z niecierpliwością czekam na dalsze tlumaczenie :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Okładka plus garść wieści na temat Iron and Magic

Od dawna nie zaglądaliśmy na blog Ilony Andrews, czas więc najwyższy nadrobić zaległości. A okazja ku temu jest przednia, gdyż nie dalej jak wczoraj, Ilona ujawniła wygląd okładki Iron and Magic. Przy okazji zdradziła, że jest to pierwsza część trylogii (sic!), rozpoczynająca cykl Iron Covenant. Cieszymy się, iż plany naszego ulubionego pisarskiego duetu są nadzwyczaj ambitne i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach nie powinniśmy narzekać na brak pozycji spod szyldu IA. Tradycyjnie pozostaje tylko wykazywać się cierpliwością i liczyć, że weny twórczej, czasu i zdrowia Andrewsom nie zabraknie. Po kilku godzinach dowiedzieliśmy się jeszcze, że możemy również liczyć na klasyczne wydanie papierowe oraz audiobook, a każdy z tomów Iron Covenant będzie opowiadał do pewnego stopnia zamkniętą historię, tak więc podobnie jak to było w przypadku KD, nie musimy obawiać się irytujących cliffhangerów. Iron and Magic ma się skupiać na postaci Hugh, podczas gdy tom drugi będzie główni...

Podgryzamy gryzonia, czyli o chomikowaniu przekładów w jednym miejscu;-)

Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią zaczęliśmy dzisiaj wrzucać na WP zebrane w jednym pliku nasze dotychczasowe nieoficjalne tłumaczenia. Jeżeli występowałyby jakiekolwiek problemy z dostępem, prosimy o wyrozumiałość i powiadomienie nas o zaistniałych problemach. Poszczególne posty zostały zabezpieczone dotychczasowymi hasłami używanymi na gryzoniu. Zdajemy sobie sprawę, iż stanowi to dodatkowe utrudnienie, ale ze ze względów -powiedzmy - formalnych, zmuszeni jesteśmy do zastosowania takiego rozwiązania. Pomiędzy popularyzacją czytelnictwa, czy też przybliżaniem rodzimemu czytelnikowi obcojęzycznej literatury, a nieuprawnionym rozpowszechnianiem i upublicznianiem dzieł chronionych prawami autorskimi - istnieje bardzo wąska granica. Dlatego też zmuszeni jesteśmy do ograniczenia dostępu do naszych przekładów do grona naszych znajomych, do których optymistycznie zaliczamy całą społeczność skupioną wokół SO. Stąd również liczymy na Wasze zrozumienie i uszanowanie naszej prośby o...

WUB Rozdział 1 cz. 3

Jeszcze przed wylotem mamy dla Was kolejny fragment WUB. Na następny odcinek przyjdzie poczekać nieco dłużej, gdyż najbliższa doba upłynie nam w podróży. A co się będzie działo dalej, przekonamy się dopiero na miejscu... Na razie zaś przyjemnej lektury! Pozdrawiamy i do przeczytania z drugiej strony globu;-) Spoglądał na nią teraz ze swojego miejsca po drugiej stronie kręgu z okrutną frajdą, malującą się w jego oczach. -Myślałem o tobie ostatniej nocy -wycedził, ignorując fakt, bycia w pełni ignorowanym przez nią. -Jak dobrze wiesz, myślenie o innych pozwala nam zapomnieć o własnych problemach. Myślę o tobie bardzo często -jego niespokojne, żółtawe oczy błyszczały. -Teraz… czy kiedykolwiek brałaś pod uwagę, że może chcesz, by Kopciuszek wspiął się na tę dynie i ukradł ci faceta? Może to był twój sposób na wyrwanie się. Scarlett wbiła w niego spojrzenie, ale nie odpowiedziała na tę idiotyczną teorie. Jakakolwiek reakcja tylko by go zachęciła. Marrok żerował na słabych, tak wi...