Dzisiaj zostawiamy już Kopciuszka w spokoju i wracamy do WUB, a dokładniej rzecz biorąc do pracowni plastyczno-rzemieślniczej na lokalną odmianę zajęć praktyczno-technicznych.
Żadne gryzonie nie zostaną już poddane mobbingowi, tudzież innemu napastowaniu i jedynie makaron może ulec nieodwracalnym uszkodzeniom;-)
Życzymy przyjemnej lektury!
Żadne gryzonie nie zostaną już poddane mobbingowi, tudzież innemu napastowaniu i jedynie makaron może ulec nieodwracalnym uszkodzeniom;-)
Życzymy przyjemnej lektury!
Rozdział 6
Benji musi popracować nad pewnością siebie! Dlaczego ten głupi kretyn sam tego nie dostrzega?
Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae.
-Nie gnijesz w lochach - Avenant nie wydawał się poruszony najnowszymi wiadomościami. -Nie spodziewałem się, że doktor White okaże się wystarczająco inteligentna, by przejrzeć to żałosne przebranie Scarlett, ale sądziłem, że przynajmniej wilka skaże na jakieś tortury -westchnął. -Każdy dzień tutaj przynosi nowe rozczarowania.
Marrok machnął tylko na niego ręką.
Scarlett ignorowała ich obu. Siedziała przy stole do prac plastycznych i rzemiosła. To był dzień naszyjników z makaronu, tak więc jej siostra z niezwykłą pieczołowitością nawlekała pomalowane ostrymi kolorami rurki. Na jej twarzy poza skupieniem nie rysowały się żadne inne emocje. Znów ją czymś nafaszerowali. Zazwyczaj miały swoje zajęcia artystyczne w różnych godzinach, więc obserwowanie teraz siostry zmagającej się z tak prostym zadaniem, sprawiało jej autentyczny ból. Oczy Drusilli były rozbiegane i szkliste, a cała jej uwaga była poświęcona wyborowi odpowiedniego rigatoni. Zajmowało jej to sporo czasu, szczególnie że nie potrafiła się wystarczająco skupić, by przeciągnąć nitkę przez rurkę.
![]() |
| źródło:pixabay.com |
Scarlett musiała wydostać stąd Drusillę, zanim to miejsce zniszczy ją doszczętnie.
Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła nadgarstka siostry, pomagając jej nawlec kolejny kawałek makaronu. A potem spojrzała na Esmeraldę. Czarownica wciąż wyglądała jak Scarlett, co było odrobinę niepokojące. Spoglądanie na własną twarz, za którą krył się ktoś inny, nie należało do przyjemności.
-Jak długo utrzyma się to zaklęcie, Ez?
Jeżeli przebranie, pod jakim kryła się teraz Ramona, zniknie, cały ich plan mógł lec w gruzach naprawdę szybko. Kiedy wróżka obudzi się w celi i zacznie się wydzierać, że to ona jest panią doktor, istniała zawsze szansa, że strażnicy po prostu ją zignorują. Ale jeżeli będzie już wyglądać jak Ramona, jej historia może wydać się im nieco bardziej prawdopodobna.
-Mogę utrzymać ten czar do jutra, chyba. -Esmeralda miała na szyi trzy makaronowe naszyjniki. Wszystkie były pomalowane na czarno. -By wydłużyć ten czas, musiałabym użyć więcej magii, co z miejsca wywołałoby alarm.
Mieli zatem dobę.
Scarlett odetchnęła głęboko. Okay. Uda się jej. Nie była jeszcze pewna jak, ale jej babcia oczekiwałaby, że nie będzie się cofała przed odpowiedzialnością, lecz stanie na czele i coś wymyśli. Łotrostwo było przecież w jej krwi, bez względu na to, co wyobrażał sobie Marrok.
-Cóż, mamy klucze Ramony - odezwała się do wszystkich, starając się brzmieć przy tym optymistycznie. -Musimy jedynie znaleźć sposób na ich użycie i wydostanie się stąd.
Cała siódemka była zgromadzona wokół stołu, który zdawał się być zwykłą piknikową ławą, zaadoptowaną do potrzeb zajęć plastycznych. Znajdowali się w ponurym pomieszczeniu wielkości mniej więcej połowy szkolnej stołówki, pomalowanego na beznadziejny szary, więzienny kolor. Dodając do tego kraty w oknach i fakt, że dozwolone w tym miejscu było wykonywanie jedynie jadalnej biżuterii i królików z kłaczków białej bawełny, pokój ten nigdy nie wpływał szczególnie ożywczo na Scarlett.
A właśnie w tej chwili potrzebowała inspiracji.
Szybko.
Benji zmiażdżył w dłoniach garść suchego makaronu. -Wiesz, wyglądasz jak Ramona, więc możesz po prostu stąd wyjść przez frontowe drzwi. Może przekonałabyś straże, że wszyscy udajemy się na jakąś wycieczkę krajoznawczą i udałoby ci się nas stąd zabrać?
-Wycieczkę krajoznawczą? -Rumpelstiltskin syknął niedowierzająco. -Tutaj nigdy nie organizowano żadnych wycieczek, poza tymi do lochów. -Podrapał się nerwowo po głowie, rozsmarowując żółtą farbę na włosach. -Kiedy tylko spróbujemy stąd wyjść, zostaniemy zagazowani. -Jego oczy od razu wzniosły się ku górze w obawie przed ujrzeniem obłoków fioletowego dymu, wydobywających się z poplamionych, wygłuszających paneli sufitu.
Marrok wpatrywał się w Esmeraldę. -Nie mogę przywyknąć do patrzenia na Letty, wiedząc, że to ty. -Skrzywił się, jakby to pomieszanie wyglądów irytowało go z jakiegoś powodu. -Wy dwie powinnyście szybko wrócić do swoich prawdziwych postaci. Ta zamiana przyprawia mnie o ciarki na grzbiecie.
-Skup się na ważniejszych sprawach - ofuknęła go Scarlett.
-Czy klucze Ramony pasują do szafki z bronią przed biurem ochrony? -zapytał Avenant. Z głębokim namysłem dodał czerwone rigatoni do swojego naszyjnika i oceniał przez moment efekt. Zmienił zdanie i sięgnął po zieloną rurkę. Z jakiegoś powodu zawsze podchodził do zajęć artystycznych z zaskakującą powagą. -Gdybyśmy się tam dostali, zdobędziemy broń i będziemy mogli wywalczyć sobie drogę na zewnątrz.
Rumpelstiltskin i Esmeralda wyglądali na zaintrygowanych tym pomysłem.
-Nie będziemy używać broni - ucięła dyskusję Scarlett. -Kiedy niszczyliśmy zapis z monitoringu, powiedziałam wam, że robimy to tak, by nikomu nie stała się krzywda.
-Poza doktor Ramoną - przypomniał jej usłużnie Benji. -Walnęłaś ją krzesłem w głowę. To zapewne bolało jak diabli.
-Dobra. Nowa zasada: uderzenie kogoś krzesłem jest w porządku, używanie broni - nie jest. -Scarlett rzuciła okiem na Marroka. -Nie chcę nikogo zabijać -naciskała, przewidując przewrócenie oczami.
Zamiast tego, skinął tylko głową. -Przebicie się do głównego wyjścia nie uda się. Poza tym nie chodzi tylko o to, żeby się znaleźć na zewnątrz, ale żeby tam już zostać. -Pochylił się do przodu, przybliżając się do niej. Ku jej zaskoczeniu, serce zabiło jej szybciej. -Mamy dwie opcje. Możemy wymknąć się stąd cichaczem, tak że jeszcze przez jakiś czas nie zorientują się, że uciekliśmy albo możemy to zrobić z takim hukiem, że przez dłuższą chwilę nie będą wiedzieli, co się stało.
Gdyby wiedzieli o ich ucieczce, posłaliby ich śladem latające małpy, które były najlepszymi tropicielami w Czterech Królestwach. Ukrycie się przed tymi cholerami byłoby praktycznie niemożliwe. Marrok miał rację. Musieli zrobić co w ich mocy, by nie wszcząć alarmu albo zrobić taką rozpierduchę, że cały personel WUB będzie totalnie skołowany. W innym wypadku ich ucieczka była z góry skazana na niepowodzenie.
Scarlett skrzywiła się z jednej strony na myśl o byciu ściganą przez skrzydlate szympansy, a z drugiej poruszona faktem, że nagle dotarło do niej, iż Marrok dysponuje całkiem interesującym profilem. Czy on musi być aż tak przystojny?
Na serio popadała w szaleństwo i to wszystko było jego winą.

Dziękuję !!!
OdpowiedzUsuńUfff, moje progryzoniowe serce się raduje :D
OdpowiedzUsuńNo i mam OGROMNĄ nadzieję, że wybiorą opcję z rozpierduchą. Acz, przyznaje, że wymknięcie się cichcem byłoby wyjściem bardziej logicznym...