Dzisiaj rzecz nie najnowsza, ale nadal godna uwagi (choć nie wykluczamy, iż przemawia przez nas sentyment lat minionych;-), a mianowicie wznowiony niedawno "Kamień na szczycie" Ewy Białołęckiej, czyli trzeci tom serii Kroniki Drugiego Kręgu. Jeszcze w tym roku ma się ukazać wznowienie czwartej części oraz długo wyczekiwany ostatni tom serii.
Opis pochodzi od wydawnictwa:
Po ucieczce od starych mistrzów, którzy próbowali nimi zawładnąć, grupa chłopców obdarzonych potężnymi zdolnościami magicznymi osiada na Jaszczurze, jednej z wysp Smoczego Archipelagu. Ukrywają się w krainie fantastycznych stworów, smoków, lamii i syren, tworząc Drugi Krąg, konfraternię magów związanych przyjaźnią i niechęcią do nauczycieli, którzy sprzeniewierzyli się powołaniu. Ich towarzyszką i młodzieńczą miłością staje się Jagoda, dziewczyna o równie dużym talencie magicznym, która jak oni musi ukrywać się przed wysłannikami Zamku Magów. Przyjaciele dorastają jednak i z czasem izolacja zaczyna im ciążyć, bezpieczeństwo zmienia się w nudę, pojawiają się zarzewia pierwszych konfliktów. Co gorsza, okazuje się, że świat też nie do końca o nich zapomniał i spokój baśniowej wyspy rychło może zostać zburzony.
Poniższy fragment zamieszczamy rzecz jasna jedynie w celach promocyjnych i wszystkich, którym ta opowieść przypadnie do gustu, zachęcamy do zakupu książki.
Część pierwsza
Długi cień Kręgu
Spieniona woda spadała ze skały. Przypominała żywe stworzenie – biała i hałaśliwa. Zmienny, ruchliwy obraz, nie do uchwycenia okiem, dający tylko wrażenie piękna, które trwa ułamek sekundy, a potem jest zastępowane innym, równie wspaniałym. I tak samo krótkotrwałym. Mały Wędrowiec, zwany Myszką, leżał na brzuchu wśród zarośli. Twarz podparł rękoma, przypatrywał się kaskadzie szeroko otwartymi oczami. Nad jego głową lekko chwiały się ciemnozielone mięsiste liście, jakich pełno było w wilgotnej dżungli nad brzegami małego jeziorka. Ukrywały z powodzeniem niewielką postać Myszki. Nie dojrzałby go nikt z otwartej przestrzeni, a jemu zależało na dyskrecji. W płytkiej wodzie rozlewiska brodziła naga dziewczyna. Spojrzenie młodego maga prześliznęło się po jej smukłej talii, zawadziło o niewielkie piersi, z przyjemnością zarejestrowało pasemko białych włosów, które wymknęło się z warkocza upiętego dokoła głowy i teraz powiewało swawolnie u skroni. Potem wzrok znów wrócił do wodospadu. Postać jasnoskórej, białowłosej Jagody była ładnym dopełnieniem krajobrazu. Myszka zatopił się w kontemplacji. Jak zachować ten widok? Biel wody i dziewczęcej postaci, spłachetki błękitu nieba odbijającego się w powierzchni jeziorka, dokoła sto odmian soczystej zieleni puszczy, podkreślających piękną kompozycję jasnych barw centrum. Myszka opuścił powieki, starając się zatrzymać choć przez parę chwil ten obraz – żywy i wyraźny. Potem znów otworzył oczy. Jagoda oblewała się wodą, którą czerpała dużą, karbowaną muszlą małża falbanowego. Strumyczki wody spływały po jej skórze, migocąc w słońcu przesianym przez liście. Krople staczały się w dół, leciały przez powietrze, lśniąc jak małe diamenty, i spadały na powierzchnię falującej wody, wzbudzając zwielokrotnione krążki – efektowny, kąpielowy deszcz. Myszka zmrużył oczy i patrzył przez rzęsy. Obraz zamglił się, nabierając tajemniczości i dziwnej nierealności sennego marzenia. Ciało Jagody można by wyrzeźbić w białym marmurze albo twardym gipsie. Śliczną, młodą dziewczynę w rozkwicie urody. Ale jak w takim razie uchwycić spadającą wodę? Myszka zamyślił się głęboko. Wykuta w martwym kamieniu, także będzie martwa. Sztywna, twarda… nie taka, jaką chciałby utrwalić. A może jednak namalowany obraz? Jednak na pewno bardzo trudno będzie tak narysować kaskadę, by woda nie wyglądała jak kłąb bawełnianej przędzy.
„Naradzę się z Pożeraczem Chmur”, pomyślał Myszka i uśmiechnął się, zadowolony. Młody smok miał bez wątpienia duży talent do rysunku. Sporo czasu spędzał we własnej postaci smukłego, skrzydlatego zwierza – po to, by polować i spotykać się z rodziną; ale gdy tylko mógł, transformował, przybierając ulubioną postać ludzkiego nastolatka. Mając parę rąk, oddawał się swej pasji – tworzył dziesiątki szkiców czarnym tuszem, kolorowe malunki na kawałkach skóry i płatach kory lub wielkie barwne freski na skalnych ścianach. Nie było to typowe zajęcie dla smoka. Ale czy ktokolwiek z gromadki dobrowolnych wygnańców na smoczej wyspie był taki do końca zwyczajny?
Cały fragment dostępny na SO v 2.0 pod następującym adresem:
Komentarze
Prześlij komentarz