Kolejnych fragmentów Sweep of the Blade na blogu IA na razie ani widu, ani słychu, tak więc wracamy do WUB, gdzie Scarlett niezmiennie i wbrew coraz to nowym przeciwnościom losu - próbuje uwolnić siebie i całą resztę menażerii z wtorkowej grupy terapeutycznej.
Tym razem opuszczamy bibliotekę i przenosimy się do stołówki.
Przyjemnej lektury i udanego weekendu!
Tym razem opuszczamy bibliotekę i przenosimy się do stołówki.
Przyjemnej lektury i udanego weekendu!
Rozdział 8
Ciężko jest słuchać, znajdować się w pobliżu czy choćby pisać o Rumpelstiltskinie. Ale za kilka dodatkowych porcji jedzenia, potrafi zrobić niesamowitą biżuterię ze słomy. Mam już praktycznie wszystko, czego mi potrzeba!
Z zapisków psychiatrycznych dr Ramony Fae
-Tak więc mamy do wyboru dwie opcje - Scarlett nachyliła się nad stołem, wpatrując się intensywnie w całą grupę. Udało się jej zebrać Avenanta, Ez, Marroka i Rumpelstiltskina w stołówce i ze względu na publiczny charakter miejsca starała się robić co w jej mocy, by nie zwracać na siebie uwagi innych. Wokół nich pstrokata menażeria współwięźniów zajadała takie same, mikroskopijne porcje owsianki. -Wysłuchajcie najpierw, co mam do powiedzenia, zanim zaczniecie krzyczeć, okay?
-Nie mogę nic obiecać -poważnym tonem poinformował ją Avenant. Ze sposobu, w jaki wymawiał poszczególne słowa, dało się wyczuć, że zażył już standardową dawkę wieczornych leków i z całych sił próbował przezwyciężyć ogarniające go otępienie.
Esmeralda przewróciła oczami i wróciła do wylizywania miski po rzadkim kleiku. -Wydaje mi się, że w tym ciele jestem jeszcze głodniejsza -poklepała się po brzuchu ogra. Nędzne porcje, które serwowano w WUB-ie, sprawiały, że wszyscy tu głodowali. Była to kolejna metoda mająca na celu dalsze osłabianie sił i morale pacjentów.
![]() |
źródło:unsplash.com |
-Najemy się do syta, kiedy się stąd wydostaniemy - zapewniła ją Scarlett. -A wracając do tematu, wykorzystałam klucz Ramony, żeby ukraść jej tablet i poszukałam w sieci, jak to miejsce jest zbudowane.
-A ja pomagałem -wtrącił Marrok.
-Grałeś tylko w pasjansa -sprostowała Scarlett.
-W necie są plany tego ośrodka? -prychnął Avenant. -Typowe. Przestępstwa mają miejsce tylko dlatego, że Dobrzy robią wszystko, by ułatwić kryminalistom robotę.
-Tak, strona główna WUB jest bardzo pomocna w zorientowaniu się, jak chronione jest to miejsce i zawiera sporo odnośników do szczegółowych rozwiązań - nawet mimo takiej otwartości w dostępie do informacji Scarlett spędziła większość popołudnia, by znaleźć to, czego szukała.
Zdobycie tej wiedzy trwałoby znacznie krócej, gdyby nie Marrok. Było jej bardzo trudno skupić się na czytaniu, kiedy ledwie o metr od niej znajdował się równie przystojny, dziki i doskonały mężczyzna. Celowo starał się wyglądać tak pociągająco i musiała przyznać, niech go jasna cholera, że to działało. Jakby już wcześniej nie rozpraszał jej wystarczająco, teraz musiał jej jeszcze udowodnić, że nikt na całym świecie nie całuje lepiej od niego. To nie było fair.
Temu skurczybykowi musiało o coś chodzić. Całowanie jej tak, jak to zrobił, nie miało najmniejszego sensu. Dlaczego miałby jej pragnąć, skoro mógł mieć każdą inną? Musiał mieć jakieś ukryte motywy, ale Scarlett nie mogła rozgryźć, jakie. Marrok sprawiał wrażenie oddanego sprawie ucieczki, tak więc wątpiła, by chodziło o sabotowanie jej planu. A skoro zamierzał opuścić WUB wraz z resztą ich grupy, nie wyglądało również na to, by współpracował z doktor White w celu odzyskania szklanego pantofelka.
O co więc mu chodziło?
Rzecz jasna oprócz tego, by doprowadzać ją do szału tym, jaki był pociągający i irytujący.
Zauważył, że wpatruje się w niego ze zmarszczonym czołem i posłał jej swój typowy uwodzicielski uśmiech.
Scarlett skrzywiła się i skupiła na reszcie ekipy. Byli wszyscy oprócz Benji’ego i Dru. Cindy zadbała o to, by Letty i Dru miały ze sobą jak najmniej do czynienia, przez co Drusilla jadała w drugiej grupie. Biorąc jednak pod uwagę jak bardzo otumaniona lekami była jej siostra, wkład biednej Dru do tej dyskusji i tak byłby raczej znikomy.
-A zatem opracowałam plan - Letty ściszyła głos. -Musimy odciąć zasilanie.
Rumpelstiltskin przełknął głośno. -Ca… całego budynku?
-Aha - nie widziała innego sposobu. -I tak jak powiedziałam, możemy to zrobić na dwa sposoby. Opcja numer jeden: ktoś będzie musiał tu zostać.
Momentalnie podniosła się wrzawa.
-Pieprzyć takie rozwiązanie - prawie jednocześnie odezwali się Avenant i Rumpelstiltskin.
-Nie zostanę tutaj! -krzyknęła Esmeralda.
-Głosuję za zostawieniem Avenanta - rzucił Marrok.
Scarlet wydała zirytowane -Ciiii! - a po chwili ciągnęła dalej. -Powiedziałam, żadnego wydzierania się, dopóki nie usłyszycie wszystkiego. -Boże, zupełnie nie stosowali się do jej poleceń. -Nie wydostaniemy się stąd, dopóki zasilanie będzie działało, tak więc musimy je wyłączyć. Koniec, kropka. Możemy bez większego kłopotu dobrać się do systemu w pomieszczeniu technicznym. -Scarlett była pewna, że na co jak na co, ale na talent do niszczenia może wśród członków swojej grupy liczyć. -Problem tkwi w tym, że jest jeszcze zasilanie awaryjne. Odpali się w piętnaście sekund po utracie głównego systemu i na powrót zablokuje wszystkie zamki.
-No i? -Rumpelstiltskin domagał się dalszych wyjaśnień.
-No i nie ma szans, by osoba, która odetnie główne zasilanie, zdążyła w tym czasie dotrzeć do biblioteki. Zostanie uwięziona pomiędzy automatycznie zamykającymi się drzwiami.
Zapadła cisza.
-Jaka jest ta druga opcja? -zapytała wreszcie Esmeralda.
-Rozprawimy się też z zasilaniem awaryjnym. Jeżeli nie wystartuje, żadne elektryczne zamki nie zadziałają. Dziesięć minut przed północą wysadzimy wszystko i cała nasza szóstka ucieknie w panującym zamieszaniu przez okno w bibliotece.
-Ten plan podoba mi się o wiele bardziej - uznał Avenant. -Zdecydujmy się na opcję B.
-Chwila -Scarlett podniosła dłoń. -Jeżeli w ogóle nie będzie prądu, żadne drzwi się nie zamkną. Pomyślcie o tym. Otworzymy wszystkie cele w WUB-ie. Będziemy uciekać, podczas gdy wszyscy inni więźniowie będą wolno ganiać naokoło. Pewnie niektórzy z nich też zdołają się stąd wyrwać.
-Mogę z tym żyć -Esmeralda wzruszyła ramionami i odsunęła od siebie tacę z pustą miską. -Wielu ludzi tutaj jest więźniami politycznymi, podobnie jak my -najwyraźniej odnosiła się do wcześniejszej przemowy Scarlett na temat równości i sprawiedliwości dla Złych. Postukała zapalczywie swoim niebieskim paluchem w tablet. -Wszyscy zasłużyliśmy na wolność.
Scarlett nie zamierzała posuwać się aż tak daleko. -Nie powiedziałabym, że wszyscy, ale…
Avenant przerwał jej. -Nadal podoba mi się ten plan -otworzył swój kartonik z mlekiem. -Zgadzam się, że inni też skorzystają na naszej ciężkiej pracy, ale jeżeli ktoś jeszcze się uwolni, latające małpy będą musiały się rozdzielić, by podążyć za wszystkimi. A to da nam więcej czasu.
-Czyjej ciężkiej pracy? -rzucił wyzywająco Marrok. -Z pewnością nie twojej. Jaki jest twój wkład w tę ucieczkę?
-Dodałem naszemu syndykatowi niezbędnej klasy.
Scarlett zignorowała ich. -W porządku, jeżeli pasuje nam uwolnienie wszystkich, mamy do czynienia z jeszcze jednym, większym problemem -kontynuowała. -Zasilanie awaryjne znajduje się w kotłowni, a więc w podziemiach.
-Lochy?! -Rumpelstiltskin zbladł. -Nie ma mowy, żebym tam zszedł.
Esmeralda wpatrywała się w tacę Avenanta. -Zamierzasz zjeść swoją owsiankę?
-Tak.
Westchnęła. -Pierwszą rzeczą, jaką zrobię po wyrwaniu się stąd, będzie zjedzenie dużego, pikantnego taco.
-Nie wyrwiemy się stąd - gorączkował się Rumpelstiltskin. -Nie, jeżeli musimy zejść do lochów!
-Wolałbyś, żeby ktoś z nas tutaj został? -zapytał Marrok. -Zgłaszasz się na ochotnika?
-Nikogo nie zostawiamy - dosyć cynicznie Scarlett była przekonana, że nikt z całej grupy nie zamierzał poświęcić się dla dobra ogółu. Źli nie słynęli ze skłonności do nadstawiania głowy za innych, tak więc plan A był z góry skazany na porażkę. -Dlatego ja też głosuję za opcją z podziemiem.
Avenant obdarzył wszystkich gestem „a nie mówiłem”.
-Nie zejdę tam! - oponował Rumpelstiltskin.
-Nie powiedziałam, że będziesz musiał - zauważyła Scarlett. -Mówiłam tylko, że ktoś z nas będzie się musiał zakraść do kotłowni i…
Marrok położył dłoń na jej ramieniu, przerywając jej wywód. Scarlett spojrzała na niego zaskoczona i zobaczyła, że jego uwaga skupia się na grupie mężczyzn podążających przez stołówkę w ich kierunku. Kumple Dowera najwyraźniej szukali swojego przywódcy. Przerażeni pacjenci kulili się pod ich ciężkimi spojrzeniami, podczas gdy cztery potężne wilki domagały się odpowiedzi.
Ich spojrzenia padły w końcu na Marroka.
-Och, nie -Scarlett dostrzegła to i starała się nie panikować. -Co teraz?
Komentarze
Prześlij komentarz