Po podróży z Roganem do Austin, wracamy do Houston, gdzie Nevada wybiera się właśnie na "randkę" z Garenem Shafferem. Czy będzie tak, jak się tego spodziewał Connor? By się o tym przekonać, zapraszamy do lektury pierwszego fragmentu tej rozmowy.
Weszłam do Bistro le Cep za pięć szósta. Opinie na temat tego miejsca opisywały je jako przytulne, oryginalne i tradycyjnie europejskie. I nie kłamały. Białe ściany były ozdobione francuskimi obrazami, jasny sufit przecinały sosnowe krokwie, a wnętrze doświetlały duże okna. Pod ścianami w rzeźbionych drewnianych regałach prezentowały się butelki wina. Na środku ustawione w rzędy stały stoły nakryte czerwonymi obrusami z białymi bieżnikami na górze i otoczone wyściełanymi, sprawiającymi wrażenie wygodnych, krzesłami. Latarnie niczym ze starych powozów rozsiewały wokół ciepłe, dyskretne światło. Tętniące życiem i głośne ulice Houston nagle zdawały się bardzo odległe. To było jak wstąpienie do innego świata.
Restauracja była zapełniona w dwóch-trzecich. Cornelius siedział przy drugim stoliku od wejścia po lewej. Króliczek spokojnie leżał u jego stóp. Zazwyczaj nie było mowy o wejściu do restauracji w Houston z jakimkolwiek zwierzakiem, chyba że chodziło na przykład o psa przewodnika. Tyle że nie miało to zastosowania do zwierzęcych magów.
-Tak.
-Tędy proszę.
Poprowadził mnie wokół sosnowych regałów do drugiej części restauracji. Garen siedział przy ustawionym z boku stoliku i studiował z uwagą menu. Miał na sobie szary, szyty na miarę garnitur. Jego blond włosy były lekko zmierzwione, jakby dopiero co przeciągnął dłonią po fryzurze za tysiąc dolarów. Prezentował na zewnątrz nierzucającą się w oczy i przychodzącą mu zupełnie bez wysiłku pewność siebie. Nie było w nim nic wyzywającego. Kiedy Rogan wchodził do pomieszczenia, jego obecność była uderzająca. Emanował wprost zagrożeniem. Garen zaś… Nie byłam pewna, jak nazwać wrażenie, które wywoływał u innych. Urok czy wdzięk brzmiały zbyt pochlebnie. Po prostu wiedziało się, że to człowiek, który czuł się doskonale we własnej skórze i dokładnie wiedział, jakie zajmuje miejsce w świecie. Ciężko było go czymkolwiek zaskoczyć czy wyprowadzić z równowagi. Gdyby pojawił się na uroczystym przyjęciu ubrany w dżinsy i T-shirt, zostałby wpuszczony bez cienia wątpliwości, gdyż nadal wyglądałby elegancko, a wszyscy inni czuliby się przy nim ubrani nieodpowiednio.
Podniósł głowę. Nasze spojrzenia spotkały się. Garen uśmiechnął się.
A niech mnie.
Mogłam się założyć, że zamówienie złoży po francusku.
Garen wstał i podstawił mi krzesło. Królewskie traktowanie. Uśmiechnęłam się i usiadłam.
-Przyszłaś -odezwał się.
-Powiedziałam, że będę.
-Nie byłem tego taki pewien.
Prawda. Wyjęłam telefon i położyłam go na stoliku. Spojrzał na niego wymownie.
-Przepraszam -wyjaśniłam. -Praca. -No i ukryta kamera zamontowana w etui telefonu, której obiektyw obejmował teraz w całości Garena. To był lepszy sprzęt, niż urządzenie ukryte za klapą mojego żakietu. Wolałam się zabezpieczyć na wypadek, gdyby
jedna z kamer nagle odmówiła współpracy.
-Nie ma sprawy.
Obok stolika pojawił się kelner. Obdarzył nas uśmiechem, przedstawił się i podał nam na przekąskę ciepłe tosty z pasztetem. Zamówiłam wodę. Garen też.
-Wino? -zapytał.
-Twój wybór.
Rzucił okiem na listę win i wymruczał coś cicho do kelnera, który skinął głową i oddalił się.
-Zawsze czuję się niezręcznie, zamawiając wino - odezwał się Garen.
Prawda. -Dlaczego?
-Bo gust jest sprawą niezwykle subiektywną. Smak wina ma niewiele wspólnego z jego ceną. Niektórzy ludzie szkolą całymi latami swoje kubki smakowe, by stać się kiperami i koneserami. Inni po prostu chcą się napić dobrego trunku. Byłem na przyjęciu, na którym gospodarz otworzył butelkę, kosztującego pięć tysięcy dolarów Rieslienga i smakującego jak dębowa kora marynowana w occie.
Zaśmiałam się.
-I na dodatek człowiek ten oczekiwał, że po spróbowaniu wypowiem się na temat trunku.
-I co powiedziałeś?
Garen nachylił się do przodu, kiwając głową. -Och, skłamałem. Wydaje mi się, że przez zaciśnięte zęby wydusiłem, że było znakomite.
Ech, mój panie Wilku. Jakie masz cudowne oczy i jakie ciekawe historie opowiadasz. Ledwo mogę dostrzec twoje kły. -Krótkie kłamstwa są najłatwiejsze.
-W rzeczy samej.
Napoje dotarły. Kelner otworzył przy nas butelkę wina i nalał nieco do dwóch kieliszków.
-Proszę -zachęcił mnie Garen.
Wino miało klarowny, słodki smak. -Smakuje mi.
Poczułam lekkie pstryknięcie na skórze. Garen sprawdzał, czy mówię prawdę. Uśmiechnął się.
Kelner napełnił nasze kieliszki i uprzejmie zapytał się o zamówienie. Na początek zdecydowałam się na podpiekane przegrzebki.
-Proszę o to samo -dodał Garen i znów zostaliśmy sami.
Wpatrywał się we mnie uważnie swoimi zielonymi oczami. -Zawrzyjmy pakt na ten wieczór.
-Mmm?
-Bądźmy szczerzy wobec siebie.
-Jak bardzo?
-Brutalnie. Pytaj się, o co tylko chcesz, a ja uczciwie odpowiem. Żadnych zasłon i blokowania prób sprawdzania prawdomówności. W rewanżu tego samego będę oczekiwał od ciebie.
Zakręciłam winem w swoim kieliszku. -To niebezpieczna gra.
-Zdaję sobie z tego sprawę.
-Nie spodobają ci się moje pytania.
-Lubię odrobinę ekscytacji w życiu.
Wpatrywaliśmy się w siebie, niczym dwoje rewolwerowców po dwóch stronach stołu, uzbrojonych w kieliszki do wina.
-Zaczynaj -zachęcił mnie.
-Czy ty albo jakikolwiek członek twojej rodziny kiedykolwiek uchylił zaklęcie ochronne w celu odnalezienia trzeciej części artefaktu, ukrytej w pomniku w Bridge Park?
Rozważyłam dokładnie zadanie tego pytania. Dotyczyło ono sytuacji, w której spisek po raz pierwszy ujawnił się. Konspiratorzy weszli w układ ze zbuntowanym Pierwszym, Adamem Piercem. Pierce pragnął spalić całe Houston, ale do wzmocnienia swojej magii potrzebował artefaktu. Jego lokalizacja była skrzętnie skrywaną tajemnicą, powierzoną rodzinie Emmensów. Wszyscy członkowie tej rodziny dla zabezpieczenia posiadanej przez nich wiedzy chronieni byli zaklęciem, które uniemożliwiało ujawnienie sekretu. Spiskowcy porwali najmłodszego członka rodziny i wydobyli z jego umysłu potrzebne im informacje w sposób podobny do tego, co sama uczyniłam z najstarszym z Emmensów. Tyle że w moim przypadku odbyło się to dobrowolnie, za jego przyzwoleniem.
Poszukujący prawdy złamał zaklęcie w umyśle najmłodszego Emmensa, a ja chciałam się dowiedzieć, czy to Garen był za to odpowiedzialny. Pytanie się go o rodzinę Emmensów było bezcelowe. Mógł nawet nie znać nazwiska człowieka, którego umysł miał otworzyć. Ale, jeżeli Garen miał cokolwiek wspólnego z poradzeniem sobie z zaklęciem ochronnym, miejsce ukrycia artefaktu nie byłoby mu obce.
-Nie mam pojęcia, o co w tym pytaniu chodzi, ale jest na tyle precyzyjne, że bez problemu mogę na nie odpowiedzieć. Nie.
Prawda. Ogarnęła mnie nagła ulga. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że w pewnym stopniu lubiłam go. I podświadomie nie chciałam, by okazał się powiązany z konspiracją.
Wpatrywał się we mnie z odrobiną drapieżnego oczekiwania widocznego w jego wzroku. Bez względu na jego osobisty urok i rozbrajającą szczerość, Garen nadal był Pierwszym. -Moja kolej. Czy naprawdę jesteś wnuczką Victorii Tremaine?
-Tak.
Pojawił się kelner z zakąskami i zapytał się o główne danie.
-Lucjan czerwony -odpowiedziałam.
-Medallion de Marcassin a l’aigre-doux.
Wygrałabym zakład. Złożył zamówienie po francusku.
Kelner odszedł.
-Kontynuujmy - rzekł Garen. -Twój ruch.
-Jakie jest znaczenie falistej linii?
-Nie nadążam.
-Kiedy masz do czynienia z kimś o silnej mentalnej obronie i chcesz ją osłabić, zamiast używać brutalnej siły do przełamania jego woli, rysujesz falistą linię wewnątrz wzmacniającego kręgu. Dlaczego ludzie wariują, kiedy widzą coś takiego?
Garen spoglądał na mnie przez dłuższą chwilę, po czym podniósł kieliszek i wypił całą jego zawartość jednym haustem. -Zrobiłaś coś takiego?
-Tak. Odpowiedz na pytanie.
-Wariują, bo to zaklęcie Domu Tremaine. Nikt poza nią tego nie robi. -Nachylił się i skupił na mnie. -W jaki sposób określasz wzór fali?
-Dopasowujesz ją do konkretnej osoby i sposobu, w jaki się broni. Wyczuwasz to.
-Wiedziałem -lekko uderzył dłonią w blat. -Wiedziałem. Od lat próbowaliśmy skopiować to zaklęcie. Pokażesz mi, jak to robić?
-Może. Twoja kolej.
Namyślał się przez chwilę. -W biurze, kiedy zadałem ci ostatnie pytanie o to, czy jestem jedynym dzieckiem, wiedziałaś, że kłamię?
-Tak -odkroiłam kawałek przegrzebka. Robił się już zimny, a wyglądał nadzwyczaj zachęcająco. Szkoda byłoby, żeby się zmarnował.
Dziekuje ciekawa gra w pytania interesujace do czego ich doprowadzi b.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziała, że te faliste linie przynależą do Wiktorii i proszę, krew nie woda zawsze się w czymś ujawni. Garen wydaje się być miły ale daleko mu do Rogana. Ciekawa jestem czy nadal będzie tak spokojnie. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńdziękuje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ciekawe... mamuniaewy
OdpowiedzUsuńDziekuje,jak widac Nevada z randki postanowila zrobic śledztwo,przyjemne z pozytecznym...L
OdpowiedzUsuńszkoda że już koniec tego kawałka robi się bardzo ciekawie:)Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej.Jak nie rodzina Shaffera to zostaje babka i drugi dom.Co dalej?
OdpowiedzUsuńDziękuję.Czyżby Straszna Babcia też brała udział w spisku ? renika128
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny rozdział, Gra w pytania jest bardzo wciągająca. Ciekawe co będzie dalej:)
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuńCzyli Garen nie był zamieszany w rozgrywki Cezara. Ciekawe czy to ktoś z jego rodziny czy faktycznie babcia. Dzięki wielkie za Wasz przekład. Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuń