Przejdź do głównej zawartości

White Hot Rozdział 13 cz.2

Proszę zapiąć pasy!💣 Zapraszamy na fabularny rollercoaster i fantastyczną jazdę bez trzymanki, mając jednocześnie (po lekturze ostatnich komentarzy) nadzieję, iż nikt przez nas nie straci pracy;-)


Opuściliśmy potężne lobby i znaleźliśmy się na Milam Street. Podczas naszej rozmowy z Lenorą, wiatr poszarpał chmury, dzięki czemu w tej chwili wąskie promienie słońca przebijały się przez szary nieboskłon. Wysokie budynki przemieniały ulicę w kanion, którego dnem pędził strumień pojazdów. Skręciliśmy w lewo i poszliśmy do najbliższego skrzyżowania. Tam skierowaliśmy się na prawo w Rusk Street, poruszając się w przeciwną stronę, niż ruch na drodze. W tej części Houston wiele ulic było jednokierunkowych i prawie wszystkie przecinały się pod kątem prostym. Po Rusk ruch odbywał się w stronę południowo-wschodnią, Miriam prostopadle do niej kierowała samochody na południowy-zachód, a ja nie zauważałam jak na razie niczego podejrzanego w żadnym z kierunków.
Przed nami na rogu Louisiany i Rusk, Melosa ze skrzyżowanymi na piersi rękami  i ponurą twarzą opierała się o range rovera. Leon stał obok niej z miną nie-zrobiłem-nic-złego-i-nie-wiem-dlaczego-to-się-w-ogóle-stało. Jak…
-Zabiję go - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Czy on ma prawo jazdy? -zapytał Rogan.
Przyspieszyłam. -Nie. Myślisz, że pozwolilibyśmy mu mieć własny samochód? Musiał ukryć się gdzieś w twoim wozie.
-Nie miał na to czasu - zauważył Rogan.
-Jest utalentowany. - A kiedy go dorwę, powyrywam mu nogi z…
Rogan chwycił mnie za ramię i szarpnął do tyłu. Karminowa błyskawica eksplodowała na chodniku przede mną. Nad nami przetoczył się grom, atakując moje bębenki niewidzialną pięścią. Piorunokinetyk.
Wyciągnęłam broń.
Kolejne karmazynowe wyładowanie pomknęło ku nam z góry. Metalowy znak metra oderwał się od budynku i ruszył na spotkanie błyskawicy. Piorun uderzył w metalową płytę rozpryskując się z sykiem na boki niczym jaśniejąca krew. Lampy uliczne przed nami uniosły się w powietrze, jakby ścięte u podstawy i wystrzeliły w górę, ciągnąc za sobą rwące się wiązki kabli.
źródło:unsplash.com/autor:Derek Thomson
Za nami zapiszczały hamulce. Odwróciłam się, przywierając plecami do Rogana.
Wzdłuż ulicy pędziły w naszą stronę przeskakując nad samochodami dziwne  stworzenia. Wysokie na cztery stopy i jakby całe zbudowane ze stalowych mięśni, poruszały się niczym gigantyczne koty, goniące swoją ofiarę.
-Nadchodzą! -krzyknęłam.
-Melosa, zabierz go stąd! - wrzasnął Rogan.
Zaryzykowałam spojrzenie wstecz. Melosa chwyciła Leona. Niebieska bańka egidy rozpostarła się wokół nich, by po chwili zacząć się oddalać w dół Louisiana Street.
Ponad nami czerwone błyskawice bombardowały znak metra, rozrywając go z wolna na strzępy. Lampy wykonały obrót się, ustawiły się równolegle do ulicy i pomknęły w kierunku dachu niskiego dwukondygnacyjnego budynku.
Pierwsza bestia wskoczyła na taksówkę i ześlizgnęła się po dachu. Od mostka w dół wyglądała jak smukła lwica o fioletowo-niebieskim futrze nakrapianym czarnymi rozetami z czerwoną kropką pośrodku. Z jej ramion wyrastały cienkie pokryte sierścią macki. Te odnóża chłostały powietrze, poruszając się niezależnie od siebie. Cztery małe oczy tkwiły z przodu czaszki, każde z nich otoczone czarną obwódką. Stworzenie nie miało uszu ani widocznego nosa. Na twarzy widniały jedynie pozbawione warg usta pełne kłów.
Kolejna bestia zamarła na moment na dachu samochodu, niepewna, w którą stronę skoczyć. Otwarta paszcza przywodziła na myśl węża dusiciela, który był w stanie połknąć zwierzęta większe od siebie samego. Cienka membrana jego policzków jaśniała czerwienią.
Nabrałam powietrza w płuca i wystrzeliłam.
Pierwsze dwie kule trafiły stworzenie w twarz. Różowa mgiełka wykwitła w powietrzu za jego czaszką. Bestia skoczyła do przodu i zaatakowała mnie.
Wypuściłam powietrze z płuc i strzeliłam ponownie. Trzeci i czwarty nabój.
Czerwone wiązki enerkinetycznej magii zalały chodnik wokół nas niczym karmazynowy grad, wybuchający w kontakcie z podłożem.
Czwarta kula zrobiła dziurę pomiędzy oczami stworzenia. Jego pęd niósł go jeszcze przez kilka stóp, po czym potwór zwalił się na ziemię.
Druga bestia wyskoczyła spomiędzy samochodów. Znów strzeliłam dwa razy.
Pięć, sześć.
Stworzenie zbliżało się. Zostało mi 30 nabojów. Musiałam być dokładna.
Serce wciąż waliło mi ciężko w piersi, krew szumiała mi w skroniach, ale starałam się nie zwracać na to uwagi, skupić się na celowaniu, uspokoić nerwy, jakby wszystko to dotyczyło kogoś innego.
Siedem, osiem. Dziewięć, dziesięć.
Kolejną bestię dostałam, gdy próbowała ześlizgnąć się po karoserii wozu. Zamarła w pół ruchu i padła między samochody.
Czerwona błyskawica uderzyła blisko mnie. Przed sobą zobaczyłam następne dwa stworzenia - jedno na samochodzie, drugie na jezdni obok. Wypaliłam dwukrotnie, opróżniając magazynek w to po mojej prawej. Monstrum zawyło upiornym, wysokim skowytem, który nie pochodził od żadnego zwierzęcia żyjącego na Ziemi. I zaatakowało.
Wysunęłam pusty magazynek, załadowałam pełny, wszystko jednym, płynnym ruchem, podniosłam broń i nacisnęłam spust. Kule wbiły się w czaszkę stwora, jedna po drugiej, uderzając precyzyjnie w punkt pomiędzy oczami. Jeden, dwa, trzy, cztery…
Bestia wciąż szła w moim kierunku.
Pięć, sześć…
Światło zgasło w jej oczach. Mimo że nadal się poruszała, była już martwa. Przesunęłam wzrok na jej towarzysza po lewej. Ten stwór był duży, wyższy o co najmniej kilka cali od pozostałych stworzeń. Wstrzymałam oddech i otworzyłam ogień. Kule trafiały go w twarz, ale nawet nie zwolnił.
Mężczyzna wrzasnął i spadł z góry na chodnik, lądując na drodze bestii. Rogan znalazł maga od błyskawic.
Potwór zrobił unik i rzucił się do przodu. Dziesięć metrów.
Wybrzmiały dwa ostatnie strzały. Znów opróżniłam swojego Desert Eagle’a.
Osiem metrów. Mógł rozedrzeć mnie na strzępy.
Wyrzuciłam magazynek.
Sześć metrów.
Załadowałam nowy magazynek do pistoletu. Ostatni.
Pięć. Bestia zebrała się do skoku, z obnażonymi kłami i szeroko rozstawionymi palcami potężnych łap, z pazurami gotowymi drzeć i rozrywać.
Lampa uliczna uderzyła w stwora z boku, przebijając go i pchając w kierunku witryny budynku po lewej stronie. Po chwili doszedł mnie dźwięk rozsypującego się szkła.
-Nie krępuj się prosić o pomoc -odezwał się Rogan.
Fala magii przetoczyła się wokół mnie. Niepokojące echo właśnie użytej potężnej mocy. Niedobrze.
W dole ulicy kilka samochodów, które nie zdołały wcześniej uciec, zaczęło sunąć bokiem, pchane jakąś ogromną siłą. Okrągłe wgłębienia wielkości studzienek kanalizacyjnych pokazały się na nawierzchni. Jedno, drugiej, trzecie. Coś potężnego i niewidzialnego kroczyło w naszą stronę.
Rogan machnął ręką. Fragment budynku oderwał się od fasady i pomknął w kierunku, gdzie to stworzenie mogło być. Blok gruzu przeleciał w powietrzu kilkadziesiąt metrów, nie napotykając na żadną przeszkodę. Rogan zaczął gwałtowniej gestykulować, próbując trafić niewidzialnego giganta. Nic. Żadnego oporu. Jak do diabła walczyć z czymś, co nie ma ciała? To coś mogło nas zabić, a my nie mogliśmy tego czegoś nawet zranić.
Łupnęło. Dziura w drodze.
Łup!. Kolejna dziura.
Łup!
Następny krok powinien wylądować na niebieskim SUV-ie, wewnątrz którego kuliła się kobieta. Rogan szarpnięciem przesunął samochód na bok, a niewidzialna stopa wbiła się w asfalt.
Mogłam spróbować strzelać, ale nie wiedziałam, dokąd dolecą kule, skoro nie natrafią na nic po drodze. Byliśmy w samym centrum miasta, z tysiącami ludzi wokół nas.
Jedynie pół przecznicy dzieliło nas od przezroczystego olbrzyma.
Rogan grzmotnął kawałem gruzu w miejsce, gdzie powinen pojawić się kolejny ślad stopy giganta. Niewidzialna siła parła niezmiennie naprzód. Wzdłuż Miriam Street pędził samochód, wykonując gwałtowne manewry, by uniknąć dziur w asfalcie. Rogan zamachał ręką i wóz wykonał nagły skręt w lewo, unikając wejścia pod niewidzialną prasę.
-Zbyt wiele postronnych osób - warknął. -Nie możemy tutaj walczyć.
Odwróciłam się do niego. -On nie chce postronnych osób, on chce nas.
Potrzebowaliśmy otwartego terenu. Gdzie coś takiego było w okolicy? Tranquility Park znajdował się dwie przecznice dalej, ale był otoczony kamiennym murem z kilkoma zaledwie wejściami. Ale obok był Plac Hermanna, spory, płaski, otwarty obszar w kanionie ulic śródmieścia. -Plac Hermanna.
-Idziemy.
Ruszyliśmy biegiem do range rovera Rogana.
Kroki za nami przyspieszyły, uderzając w jezdnię i chodnik w narastającym staccato. Łup, łup, łup.
Musiałam biec szybciej. Do diabła, szybciej!
Płuca mnie paliły. Kiedy wpadliśmy na parking, obróciłam się błyskawicznie. Cokolwiek nas goniło, wciąż było niewidoczne, ale w szkle pokrywającym budynek po naszej lewej zauważyłam odbicie ulicy. W setkach błyszczących paneli migotał mozaikowy obraz giganta prącego do przodu.
Zmrużyłam oczy, niezdolna do oderwania od niego wzroku. Stwór był olbrzymi i blady. Posuwał się na dwóch potężnych nogach, ociekających zwałami tłuszczu. Na nich wspierał się obły, pofałdowany tułów, bezwłosy, z namiastkami przednich kończyn. Stwór nie miał szyi. Jego ciało wyginało się do przodu niczym znak zapytania, na którego końcu otwierała się czarna paszcza, wypełniona rzędami trójkątnych zębów podobnych do kłów. Wyglądał jak jakiś wyciągnięty z chorych koszmarów dziesięciometrowy pasożyt jelitowy.
O mój Boże.
-Nevada. Do samochodu!
Wskoczyłam na siedzenie pasażera i zapięłam pas. -Jedź! Jedź!
Rogan wyjechał z parkingu. Jazda w dół Rusk doprowadziłaby nas do potwora. Jedynym wyjściem, było skręcenie w Louisiana Street i pognanie na północny wschód.
Spojrzałam do tyłu.
-Goni nas?
Część budynku wysoka na jakieś 7 metrów popękała, zasypując chodnik poniżej odłamkami czarnego szkła. Łupnięcie i wgłębienie w nawierzchni.
-Tak. Masz jakiś plan?
Skręcił ostro w lewo w Capitol. Po ulicy nadal poruszały się samochody, nieświadome tego, co się dzieło przecznicę obok. Rogan rzucił okiem na budynek po prawej. Rząd okien na trzecim piętrze eksplodował. Pojazdy w pobliżu rozproszyły się, starając się uniknąć odłamków.
-Pomogłoby, gdybym wiedział, z czym mamy do czynienia.
-To wygląda jak jakiś gigantyczny czerw.
-Widzisz go?
-Dostrzegam jego odbicie.
Potwór przebił się na Capitol. Gdzie byli gliniarze? W centrum miasta zazwyczaj była cała armia policjantów. Iglica i ratusz były zaledwie kilka ulic dalej.
-Użyj swojego telefonu -wyrzucił z siebie szybko Rogan.
Odwróciłam się i zrobiłam zdjęcie swoją komórką. Paskudny gigantyczny tasiemiec ukazał się na ekranie w całej swojej odrażającej okazałości. Skierowałam wyświetlacz w stronę Rogana.
-Crom Cruach. Może go przyzwać tylko Pierwszy. I do tego ktoś go jeszcze kamufluje.
-Ale dlaczego nie mogłeś go trafić?
-Bo on nie ma materialnego ciała w naszym świecie. Przyzywa się nie faktyczne stworzenie, lecz jego magiczny ślad. Ten robal wciąż tkwi w swojej własnej sferze. To co widzimy, to jego magiczne echo.
-Jeżeli nie ma fizycznego ciała, jakim cudem niszczy ulicę?
-Jest stworzony z tajemnej magii. Kiedy ta magia wchodzi w kontakt z naszą rzeczywistością, powoduje zniszczenia.
Rogan zręcznie wyminął kolejny samochód.
-Tak więc bez problemu może nas ranić?
-O tak, jak najbardziej.
-Jak go zabijemy?
Wyszczerzył zęby w ostrym i szybkim, niczym wyciągany z pochwy miecz, uśmiechu. -Załatwimy go wodą. Znajduje się w naszym świecie, bo przyzywający go mag utrzymuje go poprzez magiczne więzy. Woda niszczy taką więź. Jeżeli zalejemy go wodą, albo zniknie, albo objawi się w fizycznej formie.
Na środku Hermann Square Park znajdowała się prostokątna fontanna.
Rogan znów skręcił w lewo, kierując się na Smith. Cała lewa strona drogi była zablokowana barierkami, za którymi robotnicy rozbierali chodnik przed Wydziałem Robót Publicznych. Mieliśmy do dyspozycji tylko dwa pasy. Na szczęście puste. Rogan wcisnął gaz. Range rover zawarczał i przyspieszył. Kamienny mur parku Tranquility śmigał po naszej prawej.
Sięgnęłam do kieszeni i znalazłam tam kawałek kredy. Zapewne będziemy potrzebować kręgu…
Przed nami piątka dzieci w mundurkach szkolnych stała na chodniku, trzymając się za ręce. Pilnowała ich samotna kobieta w średnim wieku. Znajdowaliśmy się blisko strefy z teatrami i kinami. Jeszcze tylko tego było nam trzeba -spanikowanych dzieci. Niezła pora na szkolne wycieczki.
Opiekunka odwróciła głowę w naszą stronę. Jasnobrązowe włosy, atrakcyjna twarz z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, jasnoróżowa szminka, szeroko rozstawione oczy pod starannie wymodelowaną cienką linią brwi, i ten wzrok… Wyrażający głęboką, pełną satysfakcję. Kelly Waller. Kuzynka Rogana.
Dzieci weszły na jezdnię, nadal trzymając się za ręce i tworząc żywą barykadę.
-Rogan! -krzyknęłam.
Jechaliśmy zbyt szybko. Nie było szans, by dał radę zahamować na czas.
Rogan szarpnął kierownicą w prawo. Range rover przebił się przez wejście w kamiennym murze. Kątem oka dostrzegłam przed nami betonowy stół piknikowy. Samochód uderzył w niego z obrzydliwym zgrzytem. Poduszka powietrzna walnęła mnie w twarz. Pęd rzucił mnie do przodu, pas boleśnie wbił mi się w ramię. Ciężki wóz pod wpływem zderzenia wybił się w powietrze i przez moment leciał, nim opadł i zarył w trawnik. Range rover tkwił w pionie, wbity maską w miękki grunt. Poduszki zwisały miękko z deski rozdzielczej. Poczułam krew w ustach.
-Nevada?
-Wszystko gra.
Rogan warknął jak zwierzę i oswobodził się z pasa. Jego twarz nie miała nic wspólnego z człowieczeństwem. Agresja emanowała z każdej jego komórki.
Musiałam wydostać się z samochodu. Odpięłam pas, szarpnięciem otworzyłam drzwi i wyskoczyłam na trawę. Białe kredowe linie zapłonęły zimnym ogniem wokół nas. Byliśmy wewnątrz ogromnego magicznego kręgu, mającego co najmniej 30 metrów średnicy. Symbol zapulsował, ogień zapłonął mocniej i coś zacisnęło się na moim gardle. Poczułam jakby obślizgłe, zimne dłonie chwyciły moje wnętrzności i próbowały wyrwać je ze mnie.
Trawnik zniknął. Unosiłam się w powietrzu, zawieszona w jakiejś pierwotnej ciemności, potworny ból przenikał moje ciało. Nagle coś rozdarło czerń i upadłam na lodowatą podłogę, moje stawy i ścięgna zawyły w męce. Moje piersi zderzyły się z zimną powierzchnią. Byłam naga. Rogan upadł obok mnie i natychmiast stanął na nogach. Też był goły.
Mrugnęłam, starając się pozbyć łez.
Ulica zniknęła, Houston zniknęło. Zamiast tego otaczała nas pieczara wielkości boiska piłkarskiego. Wszędzie wokół w równych rzędach wznosiły się wąskie betonowe kolumny, podtrzymujące kamienne sklepienie, znajdujące się na wysokości jakiegoś trzeciego piętra. Okrągłe elektryczne lampy oświetlały całą przestrzeń żółtym blaskiem.
Magiczne linie jarzyły się turkusowo. Byliśmy wewnątrz kręgu - najbardziej skomplikowanego i rozbudowanego kręgu, jaki kiedykolwiek widziałam. Wewnątrz kręgu podłoga była czysta, za to na zewnątrz wszystko pokrywała warstwa lodu. Okrąg był zasilany szeroką na stopę, idealnie prostą linią. Przesunęłam wzrokiem wzdłuż niej i dostrzegłam, że kilka metrów dalej łączy się ona z mniejszym kręgiem. Pośrodku niego siedział goły i pokryty glifami David Howling.
-Cześć -powiedział i uśmiechnął się.

Komentarze

  1. O ja p....... Chyba wszyscy wiedzą co mam na myśli. Pal lich praca, ja na zawał tutaj zejdę i temu nijak nie da się zaradzić. W takim momencie..... To powinno być karalne :D Co do samego fragmentu. Akcja, akcja i i jeszcze raz akcja, to lubię najbadziej. Niewidziany olbrzym, błyskawice z nikąd, oj naszym bohaterów czeka niezła przeprawa. Oczywiście jestem pewna, że Nevada i Rogan skopią im przysłowiowe tyłki i to w wielkim stylu. Ciekawi mnie tylko czy ktoś jeszcze się do tego przyłączy :D Podsumowiujac, prosze o więcej, więcej i jeszcz wraz więcej do tego w możliwie jak najszybszym czasie :D Pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. sadyzm w najczystszej postaci nam zaserwowałyście skonczyć w takim momencie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sadyzm to nasze drugie imię i obawiamy się, że nie możemy obiecać poprawy;-)

      Usuń
  3. Ależ emocje, do tego ta sucz Kelly i co dalej? Dobrze, że Nevada ma swoją kredę, też mogą zrobić swój okrąg. Bardzo dziękuję za tą jazdę bez trzymanki. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziekuje choc za ten kawałek bo lubie ostra walke a tu taka jest i pewno jeszcze bedzie,czasami sie zastanawiam jak czytam cos fascynujacego jak wrócic do realu blanka

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale akcja, szczęka opada. Chyba Nevada faktycznie musi zainwestować w bandoliery aby mieć wystarczającą ilość amunicji. Ciekawe co to za nowe kręgi teleportujące i rozbierające. Mam nadzieję, że Nevada mocno trzyma kredę, pewnie im się przyda. Mam już serdecznie dość Dawida Howlinga, a kuzynka Rogana to następna do odstrzału, kolejna wykorzystująca i narażająca dzieci, mało jej było skrzywdzenia własnego syna. Dziękuje bardzo za super przekład. Pozdrawiam Barbara. barastar

    OdpowiedzUsuń
  6. No to się nazywa cliffhanger! Dobra robota! kaska12354

    OdpowiedzUsuń
  7. No wiecie?? Jak mogliście. W takim momencie. No ale jak ruszyła akcja to z kopyta. Super ;D Naprawdę się cieszę. Dzięki za fragment. Całuję Pati

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O żesz w mordę, dynamika akcji jak się patrzy, nie nadążałam czytać, tak szybko leciała :):):) Pięknie dziękuję za tłumaczenie i pozdrawiam, dora1911 :)

      Usuń
  8. No nie, przerwać w takim momencie?! Toż to jest nieludzkie i graniczy ze znęcaniem się! :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na kolejne części, obgryzłam paznokcie u rąk i się zastanawiam co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  10. ...łaał! Ale akcja :- )) Trochę mnie końcówka wytrąciła z równowagi ale trzymam kciuka za Nevadę i Rogana - na pewno coś wymyślą i przynajmniej tego jednego popaprańca wykończą, skoro już są w jego kręgu ;- )

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dylematy tłumacza c.d.

Na marginesie ostatniego rozdziału Wildfire mielibyśmy do Was prośbę o opinię na temat tłumaczenia "The Office of House Records". Nazwę instytucji, którą odwiedziła Nevada z Roganem przełożyliśmy jako Biuro Rejestru Domów, ale szczerze przyznamy, iż nie do końca jesteśmy zadowoleni z brzmienia tego określenia.  Dajcie nam znać, co o tym sądzicie i jak można by trafniej nazwać to miejsce. Nam po głowie kołaczą się między innymi takie opcje: Urząd Stanu Magicznego ;-) Kancelaria Domów Registratura Domów źródło:pixabay.com Przy okazji, powołując się na wcześniejszą dyskusję, dotyczącą tłumaczenia różnych typów magii, postanowiliśmy pozostawić w oryginalnej wersji antistasi. Gdyby jednak w międzyczasie ktoś wpadł na nowy pomysł, jak można byłoby przełożyć tę nazwę, będziemy wdzięczni za wszelkie sugestie. Na koniec zaś, wybiegając nieco myślami w przyszłość, chcemy poddać jeszcze Waszej ocenie tłumaczenie nazwiska sierżanta Hearta. W Wildfire będzie on odgrywał

Cornelius - nowy konkurs

Biorąc pod uwagę z jak entuzjastyczną reakcją spotkała się akcja fretek, chcielibyśmy zaproponować wam nowy konkurs związany z postacią Corneliusa. Jak zwykle dla tych, którzy zdecydują się wziąć udział w naszej zabawie, gwarantujemy wcześniejszy dostęp do całości kolejnego rozdziału. Prosimy jedynie nie zapomnieć o podaniu nicka z chomika. źródło:unsplash.com; autor Harsh Jadav Przechodząc zaś do meritum, chcemy zapytać się was, co było w tajemniczej torbie, którą woził ze sobą Cornelius? Jej zawartość intrygowała zarówno Nevadę, jak i Melosę. Obie zgodziły się, że raczej nie jest nią porąbane na kawałki czyjeś ciało... Cóż zatem takiego Cornelius ukrywał przed Agencją Baylorów i Roganem? Starając się nic nie zdradzić, zachęcamy was do prób znalezienia odpowiedzi na to pytanie, dzieląc się jedynie informacją, iż będzie to miało znaczenie w dalszej części White Hot. I to niemałe...;-) Czekamy na wasze propozycje i pomysły. Dobrej zabawy!

Ostatni wpis na Bloggerze...

Ponad dziewięć miesięcy, prawie dwieście tysięcy odsłon, blisko 400 wpisów, mnóstwo zabawy, nieco irytacji, sporo doświadczeń, ... aż nadszedł ten moment, w którym zostawiamy Bloggera i ruszamy dalej na przygodę z blogowaniem pod żaglami WordPressa.  O powodach tej migracji pisaliśmy już przed tygodniem, więc teraz skupimy się jedynie na podziękowaniach wszystkim naszym czytelnikom za odwiedzanie nas na tej stronie, dzielenie się z nami swoimi komentarzami, wspieranie nas i utwierdzanie w przekonaniu, że warto było wyciągnąć te przekłady z zakurzonego folderu na dysku twardym i rzucić się na głębokie wody blogosfery.  Cieszymy się, że byliście z nami od września zeszłego roku i w cichości ducha liczymy, że przez ten cały czas udało nam się dostarczyć Wam nieco czytelniczej radości, a przy okazji może i przekonać do sięgnięcia po jakąś nową pozycję.  Jednocześnie mamy nadzieję, że nadal będziecie z nami i pozwolicie utwierdzać się nam w przekonaniu, że warto kontynuować ten proje