Dzisiaj zapraszamy do zapoznania się z fragmentem prozy autorstwa Marissy Meyer. "Cinder" to jej powieściowy debiut wydany w 2012 roku. Jest o pierwszy tom tetralogii, stanowiącej sagę księżycową. Kolejne części koncentrują się kolejno na Czerwonym Kapturku, Roszpunce i Królewnie Śnieżce.
W Polsce dotychczas wydawaniem tego cyklu zajmował się Egmont, niestety po Scarlet porzucił zamysł kontynuacji serii. Obecnie mamy do czynienia z restartem pod skrzydłami Papierowego Księżyca i trzymamy kciuki, by drugie podejście zakończyło się pełnym sukcesem i doprowadzeniem sagi do finału.
Cytując oficjalną zapowiedź: „Cinder” to hit, który zachwycił czytelników na całym świecie. Ta baśniowo-futurystyczna adaptacja opowieści o Kopciuszku zachwyca, wprawia w osłupienie, porusza i oczarowuje, a imponująca wizja świata odmalowana piórem Marissy Meyer na zawsze zapisze się w historii literatury.
Ulice Nowego Pekinu zapełniają ludzie i androidy. Szaleje śmiertelna zaraza. Bezlitośni księżycowi ludzie patrzą z kosmosu, czekając na swoją okazję. Nikt nie wie, że los ziemi spoczywa w rękach jednej dziewczyny…
Cinder, utalentowana mechanik, jest cyborgiem. Tym samym należy do obywateli drugiej kategorii. Jej przeszłość to tajemnica. Macocha jej nienawidzi i wini ją za chorobę przyrodniej siostry. Ale kiedy jej życie splątuje się z życiem przystojnego księcia Kaia, Cinder nagle wpada w sam środek międzygalaktycznej wojny i doświadcza zakazanego zauroczenia. Rozdarta pomiędzy obowiązkiem a pragnieniem wolności, lojalnością a zdradą, musi odkryć prawdę o swojej przeszłości, by uratować przyszłość świata.
Poniższy fragment zamieszczamy rzecz jasna jedynie w celach promocyjnych i wszystkich, którym ta opowieść przypadnie do gustu, zachęcamy do zakupu książki.
Koniec darmowego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
KSIĘGA PIERWSZA
Zabrały jej piękne suknie, ubrały ją w stary zszarzały fartuch, a na nogi włożyły drewniaki.
ROZDZIAŁ 1
Śruba w kostce Cinder przerdzewiała, a wyryty w główce krzyżyk starł się do postaci nierównego lejka. Dłonie bolały ją od wciskania śrubokręta w staw, kiedy jeden zgrzytliwy obrót po drugim męczyła się nad poluzowaniem śruby. Gdy w końcu zdołała wykręcić ją na tyle, by móc ją wyjąć do końca metalową protezą dłoni, gwint był zupełnie gładki.
Cinder rzuciła śrubokręt na stół, złapała się za piętę i wyszarpnęła stopę ze złącza. Na końcach palców błysnęła iskra i Cinder wzdrygnęła się, pozostawiając stopę zwisającą na wiązce czerwonych i żółtych kabli.
Z westchnieniem ulgi opadła ciężko na oparcie krzesła. Koniec tej wiązki przewodów krył w sobie obietnicę wolności i oswobodzenia. Od czterech lat dziewczyna z obrzydzeniem nosiła zbyt małą stopę i przysięgła sobie nigdy więcej nie mocować tego szmelcu. Miała tylko nadzieję, że wkrótce pojawi się Iko z zamiennikiem.
Cinder była jedynym mechanikiem świadczącym pełną gamę usług na cotygodniowym targu w Nowym Pekinie. Jej stragan nie był opatrzony żadnym szyldem, lecz łatwo było zgadnąć, czym trudniła się jego właścicielka: półki stojących pod ścianami regałów zawalone były częściami zamiennymi androidów. Stragan mieścił się w cienistym zaułku pomiędzy handlarzami używanych ekranów sieciowych a sprzedawcami jedwabiu. Jedni i drudzy często narzekali na dokuczliwy zapach smaru i opiłków metalu dolatujący ze stoiska Cinder, choć zazwyczaj maskował go aromat miodowych bułeczek rozchodzący się z piekarni po drugiej stronie placu. Cinder wiedziała, że tak naprawdę handlarzom nie odpowiadało przebywanie tak blisko niej.
Poplamiony obrus oddzielał Cinder od mieszkańców Pekinu przechadzających się po targu. Plac wypełniał wrzask handlarzy, kupujących i dzieci. Mężczyźni próbowali przekrzyczeć roboty sklepowe i skłonić je do obniżenia ceny, skanery tożsamości szumiały monotonnie, a bezbarwne głosy potwierdzały przelewy dokonywane z jednego rachunku na drugi. Ekrany sieciowe pokrywające wszystkie budynki nieustannie emitowały w przestrzeń reklamy, wiadomości i plotki.
Interfejs słuchowy Cinder wygłuszał ten zgiełk do bezbarwnego szumu, ale dziś ponad równomierny hałas wybijała się linia melodyczna, której nie sposób było nie zauważyć. Tuż pod straganem Cinder stały w kole dzieci, które z zachwytem skandowały: „Prochy, prochy, wszyscy zginiemy!”, a potem przewracały się wśród wybuchów nieokiełznanego śmiechu na chodnik.
Na ustach Cinder zatańczył uśmiech. Nie do końca z powodu rymowanki, tej tajemniczej piosenki o zarazie i śmierci, która cieszyła się popularnością w poprzedniej dekadzie. Sama piosenka napełniała Cinder obrzydzeniem, zachwycały ją jednak spojrzenia, jakimi przechodnie obrzucali chichoczące dzieci lądujące niespodziewanie na ich drodze. Zmuszeni do niewygodnego wymijania wijących się ze śmiechu ciał kupujący zrzędzili i mamrotali gniewnie pod nosem, a Cinder właśnie za to uwielbiała zaśmiewające się dzieci.
– Sunto! Sunto!
Uśmiech Cinder momentalnie zgasł. Dostrzegła Chang Sachę, piekarkę, ubraną w ubrudzony mąką fartuch, torującą sobie właśnie drogę przez tłum.
– Sunto, chodź tutaj! Mówiłam ci, żebyś nie bawił się tak blisko...
Sacha uchwyciła spojrzenie Cinder, zagryzła wargi, złapała syna za ramię i odwróciła się na pięcie. Chłopiec jęczał, zawodził i wlókł się opornie za Sachą, która przykazała mu pilnować się jej straganu. Cinder zmarszczyła nos, kiedy piekarka zaczęła się wycofywać. Pozostałe dzieci zanurkowały w tłum, a wraz z nimi przepadł ich jasny śmiech.
– Kable nie są zaraźliwe – wymamrotała Cinder do swojej pustej budki.
Rozprostowała plecy tak, że aż zatrzeszczały, brudnymi palcami przeciągnęła po włosach, sczesując je w nieporządny koński ogon, i chwyciła swoje poczerniałe rękawice robocze. Najpierw wciągnęła rękawicę na stalową lewą dłoń. Chociaż w gęsto tkanym materiale prawa dłoń od razu zaczęła się pocić, Cinder poczuła się w rękawiczkach zdecydowanie bardziej komfortowo, gdyż metalowa powłoka jej lewej dłoni przestała się tak bardzo rzucać w oczy. Rozczapierzyła palce, roztarła skurcz, który chwycił ją u podstawy kciuka od ściskania śrubokręta, i ponownie zerknęła na miejski plac. Wśród zgiełku i wrzawy dostrzegła wiele krępych białych androidów, ale żaden z nich nie był Iko.
Cinder z westchnieniem pochyliła się nad skrzynką z narzędziami stojącą pod blatem roboczym. Przekopawszy się przez chaotyczny stos kluczy i śrubokrętów, wyłoniła się zza stołu z przyrządem do ściągania izolacji, który od dawna pogrzebany był na samym dnie. Jeden po drugim rozłączyła kable łączące jej kostkę ze stopą, czemu za każdym razem towarzyszyło pojawienie się niewielkiej iskry, której nie czuła przez rękawiczki. Wyświetlacz na siatkówce usłużnie poinformował ją migającym na czerwono tekstem, że traci połączenie z kończyną.
Zerwała ostatni kabel i stopa z brzękiem spadła na beton.
Natychmiast zauważyła różnicę. Po raz pierwszy w życiu poczuła się lekka jak piórko.
Zrobiła na stole miejsce na zbyteczną już teraz stopę i ustawiła ją jak relikwiarz pomiędzy kluczami i nakrętkami, po czym pochyliła się ponownie nad swoją kostką i zaczęła czyścić starą szmatą brud wciśnięty w złącze.
Łup.
Cinder poderwała się tak gwałtownie, że uderzyła głową o blat od dołu. Odepchnęła się od stołu, a jej gniewne spojrzenie wylądowało najpierw na niedającym oznak życia androidzie posadzonym na blacie, a następnie na stojącym za nim młodym mężczyźnie. Napotkała zaskoczone spojrzenie miedzianych oczu. Ciemne włosy spływały poniżej linii uszu i ust będących przedmiotem tysięcznych westchnień wszystkich dziewcząt zamieszkujących ten kraj.
Przekleństwo zamarło Cinder na ustach.
Mężczyzna opanował zaskoczenie i pospieszył z przeprosinami.
– Bardzo przepraszam – powiedział. – Nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś tutaj jest.
Cinder miała w głowie pustkę i prawie go nie słyszała. Serce waliło jej jak młotem, a wyświetlacz na siatkówce skanował rysy, które po latach ich oglądania na ekranach sieciowych wydawały się znajome. W rzeczywistości mężczyzna okazał się wyższy, a szara bluza z kapturem nie przypominała wytwornych szat, w których zazwyczaj pojawiał się publicznie, lecz mimo wszystko skanerowi Cinder zajęło zaledwie 2,6 sekundy zmierzenie odległości między kluczowymi punktami na jego twarzy i odszukanie jego wizerunku w bazie danych. Minęła kolejna sekunda i wyświetlacz pokazał jej to, co już wiedziała; szczegóły pojawiły się w postaci strumienia zielonego tekstu w dolnej części jej pola widzenia.
KSIĄŻĘ KAITO, NASTĘPCA TRONU WSPÓLNOTY WSCHODNIEJ
ID 0082719057
UR. 7 KWIETNIA 108 T.E.
88 987 TRAFIEŃ, OD NAJNOWSZYCH
OPUBLIKOWANE 14 SIERPNIA 126 T.E.: 15 SIERPNIA NASTĘPCA TRONU KAI BĘDZIE GOSPODARZEM KONFERENCJI PRASOWEJ NA TEMAT OBECNEGO STANU BADAŃ NAD LETUMOSIS I PERSPEKTYW UZYSKANIA ANTIDOTUM...
Cinder podniosła się z krzesła i zachwiała. Zapomniała zupełnie o tym, że przed chwilą pozbawiła się stopy. Obiema rękami oparła się o blat i zdołała wykonać coś na kształt niezdarnego ukłonu. Wyświetlacz na siatkówce zniknął z jej pola widzenia.
– Wasza Wysokość – wyjąkała z pochyloną głową, szczęśliwa, że zza zasłonki nie widać kikuta jej kostki.
Książę drgnął i obejrzał się przez ramię, po czym nachylił się w jej stronę.
– Może na razie – położył palec na ustach – nie zawracajmy sobie głowy tytułami?
Otwierając szeroko oczy, Cinder zmusiła się do niepewnego skinięcia głową.
– Dobrze. Oczywiście. Jak mogę...
Z trudem przełknęła ślinę. Słowa zasychały jej w ustach i kleiły się do podniebienia.
– Szukam mechanika Linh Cinder – powiedział książę. – Czy znajdę go gdzieś tutaj?
Cinder ośmieliła się unieść jedną dłoń ponad blat i podciągnęła wyżej mankiet rękawicy. Utkwiła wzrok w klatce piersiowej księcia i wymamrotała:
– Ja... To ja jestem Linh Cinder.
Podążyła wzrokiem za dłonią, którą położył na bulwiastej głowie androida.
– Ty jesteś Linh Cinder?
– Tak, Wasza Wys... – Przygryzła usta.
– Mechanik?
Skinęła głową.
– W czym mogę pomóc?
Książę nie odpowiedział. Pochylił się i wyciągnął szyję w taki sposób, że nie mogła już uciec przed jego spojrzeniem, po czym szeroko się uśmiechnął. Serce zamarło Cinder w piersi.
Książę wyprostował się, nie odrywając od niej oczu.
– Niezupełnie tego się spodziewałem.
– No cóż, ja również niezupełnie... Och...
Niezdolna wytrzymać jego spojrzenia Cinder sięgnęła po androida i przeciągnęła go na swoją stronę stołu.
– Jakiś problem z androidem, Wasza Wysokość?
Android wyglądał tak, jakby właśnie zszedł z taśmy, ale Cinder wywnioskowała z groteskowo wybujałych kobiecych kształtów, że był to dość stary model. Został jednak całkiem zgrabnie zaprojektowany: kulista głowa osadzona na korpusie w kształcie gruszki, białe błyszczące wykończenie.
– Nie potrafię jej włączyć – powiedział książę Kai, przyglądając się, jak Cinder z uwagą ogląda robota. – Do pewnego momentu działała świetnie, ale któregoś dnia po prostu się wyłączyła.
Cinder odwróciła robota diodą sensora w stronę księcia. Była zadowolona, że może się zająć rutynową pracą, zadawać rutynowe pytania – czymś, na czym można się skoncentrować, co uspokaja i zmniejsza prawdopodobieństwo ponownej utraty kontroli nad połączeniami nerwowymi we własnym mózgu.
– Czy były z nią wcześniej jakieś problemy?
– Nie. Co miesiąc była serwisowana przez cesarskich mechaników i to jest tak naprawdę jej pierwsza poważna awaria.
Książę Kai pochylił się i podniósł ze stołu małą metalową stopę, obracając ją z ciekawością w dłoniach. Cinder zesztywniała, patrząc, jak zagląda w wypełnione kabelkami wgłębienie i porusza elastycznymi połączeniami palców. Zbyt długim rękawem bluzy starł brudny nalot.
– Czy ta bluza nie jest zbyt ciepła? – zapytała Cinder i natychmiast pożałowała pytania, które ponownie zwróciło na nią jego uwagę.
Przez ułamek sekundy książę wydawał się zakłopotany.
– Potwornie – powiedział – ale staram się nie rzucać w oczy.
Cinder zastanawiała się przez chwilę, czy nie powiedzieć mu, że to nie działa, ale uznała, że lepiej będzie się powstrzymać. Brak tłumu piszczących nastolatek, który mógłby przecież już w tym momencie otaczać jej stragan, był prawdopodobnie dowodem na to, że kamuflaż księcia działał lepiej, niż można by sądzić. Mężczyzna nie wyglądał na władcę wprawionego w podbijaniu dziewczęcych serc, lecz na zwykłego dziwaka.
Cinder odchrząknęła i ponownie skupiła uwagę na androidzie. Znalazła niemal niewidoczną zasuwkę i otworzyła klapkę z tyłu.
– Dlaczego nie naprawią jej cesarscy mechanicy?
– Próbowali, ale im się nie udało. Ktoś zasugerował, żeby przynieść ją tutaj.
Kai przeniósł ciężar ciała na jedną nogę i zaczął się przyglądać leżącym na półkach starym, sponiewieranym częściom androidów, awiarów, ekranów sieciowych i przenośnych monitorów. I częściom cyborgów.
– Mówią, że jesteś najlepszym mechanikiem w Nowym Pekinie. Spodziewałem się spotkania z mężczyzną w podeszłym wieku.
– Naprawdę? – wymamrotała.
Nie on pierwszy był zaskoczony. Większości klientów nie mieściło się w głowie, że nastolatka może być najlepszym mechanikiem w mieście, a sama Cinder nigdy nie nagłaśniała przyczyn swoich uzdolnień. Im mniej ludzi wiedziało, że jest cyborgiem, tym lepiej. Nie miała wątpliwości, że oszalałaby, gdyby wszyscy sprzedawcy na rynku patrzyli na nią z tą samą pogardą co Chang Sacha.
Małym palcem odsunęła na bok część kabli androida.
– Czasami po prostu się zużywają. Może czas zamienić go na nowszy model.
– Obawiam się, że nie mogę tego zrobić. Ten zawiera ściśle tajne informacje. To kwestia bezpieczeństwa narodowego, żebym je odzyskał... zanim zrobi to ktoś inny.
Cinder zamarła i spojrzała na księcia.
Wytrzymał jej spojrzenie przez trzy pełne sekundy, zanim drgnęły mu usta.
– Żartuję. Nainsi była moim pierwszym androidem. To kwestia sentymentu.
Na skraju pola widzenia Cinder zamigotała pomarańczowa lampka. Jej układ optobioniczny coś wychwycił, choć nie wiedziała co – niepotrzebne przełknięcie śliny, zbyt szybkie mrugnięcie okiem, zaciśnięcie szczęk.
Była przyzwyczajona do pomarańczowego światełka. Pojawiało się nieustannie.
Oznaczało, że ktoś kłamie.
– Bezpieczeństwo narodowe – powiedziała. – Zabawne.
Książę przechylił głowę, jakby prowokując ją do bardziej zdecydowanej odpowiedzi. Kosmyk czarnych włosów opadł mu na oczy. Cinder odwróciła wzrok.
– Model Tutor 8.6 – oznajmiła, odczytując napis na słabo podświetlonym panelu wewnątrz plastikowej puszki mózgowej.
Robot miał prawie dwadzieścia lat. Prehistoria – jak na androida.
– Na pierwszy rzut oka jest w idealnym stanie.
Uniosła pięść i mocno stuknęła androida w bok głowy, łapiąc go w ostatniej chwili i ratując przed zsunięciem się z blatu. Książę podskoczył.
Cinder usadziła androida z powrotem i mocno wcisnęła przycisk włącznika. Bez efektu.
– To niesamowite, jak często takie proste działanie potrafi rozwiązać problem.
Książę zaśmiał się krótko, ale trochę niezręcznie.
– Na pewno jesteś Linh Cinder? Mechanik?
– Cinder! Mam!
Iko wyjechała z tłumu i podjechała do stołu, błyskając niebieską diodą. Uniosła jedną z wyposażonych w chwytaki rąk i cisnęła nowiutką, platerowaną stalą stopę na blat obok androida należącego do księcia.
– Jest znacznie doskonalsza niż poprzednia, tylko odrobinę używana, a okablowanie wydaje się idealnie kompatybilne. Poza tym udało mi się skłonić handlarza do zejścia z ceny do zaledwie 600 uniwów.
Cinder poczuła, że wpada w panikę. Balansując na ludzkiej nodze, chwyciła stopę ze stołu i upuściła ją za sobą.
– Dobra robota, Iko. Nguyen-shìfu będzie zachwycony, że udało nam się zdobyć zapasową stopę dla androida z jego eskorty.
Sensor Iko przygasł.
– Nguyen-shìfu? Nie przetwarzam.
Uśmiechając się przez zaciśnięte zęby, Cinder wskazała gestem księcia.
– Iko, okaż, proszę, szacunek naszemu klientowi. – Ściszyła głos. – Jego Wysokość.
Iko wyciągnęła szyję, kierując okrągły sensor na księcia wyższego od niej prawie o metr. Dioda rozbłysła, kiedy jej skaner rozpoznał mężczyznę.
– Książę Kai – powiedziała piskliwym, metalicznym głosem. – W naturze jesteś, panie, jeszcze przystojniejszy.
Cinder aż ścisnęło w żołądku z zażenowania, ale książę tylko się roześmiał.
– Dość, Iko. Wejdź na stoisko.
Iko posłusznie wypełniła polecenie, odsuwając obrus i nurkując pod stół.
– Nie każdego dnia człowiek spotyka taką osobowość – powiedział książę Kai, opierając się o framugę straganu, jakby każdego dnia przynosił androidy na rynek. – Sama ją zaprogramowałaś?
– Taką ją dostałam. Podejrzewam jakiś błąd w oprogramowaniu, co prawdopodobnie wyjaśnia, dlaczego moja przybrana matka kupiła ją tak tanio.
– Nie mam żadnego błędu w oprogramowaniu! – zaprotestowała Iko zza jej pleców.
Oczy Cinder napotkały spojrzenie księcia. Ponowny wybuch jego beztroskiego śmiechu wytrącił ją z równowagi, więc pochyliła głowę ku androidowi.
– No i co o tym sądzisz? – zapytał.
– Będę musiała podłączyć go do aparatury diagnostycznej. To zajmie kilka dni, może tydzień.
Założyła kosmyk włosów za ucho i usiadła, szczęśliwa, że może dać nodze odrobinę wytchnienia, po czym zabrała się do badania wnętrzności androida. Podejrzewała, że łamie właśnie zasady etykiety, ale książę nie wydawał się tym przejmować. Pochylił się do przodu, obserwując jej dłonie.
– Czy mam zapłacić z góry?
Wyciągnął w jej kierunku lewy nadgarstek z wbudowanym czipem identyfikacyjnym, ale Cinder machnęła tylko dłonią.
– Nie, dziękuję. To będzie dla mnie zaszczyt.
Książę Kai chciał zaprotestować, ale po chwili opuścił lewą dłoń.
– Zapewne nie ma wielkich szans na naprawienie Nainsi przed rozpoczęciem festiwalu?
Cinder zamknęła panel androida.
– Wydaje mi się, że nie będzie problemu. Ale skoro nie wiem jeszcze, co jej właściwie dolega...
– Wiem, wiem. – Odchylił się do tyłu na obcasach. – Pobożne życzenia i tyle.
– Jak mam poinformować Waszą Wysokość o tym, że jest gotowa do odbioru?
– Wyślij wiadomość do pałacu. A może będziesz tu znowu w następny weekend? Mógłbym po prostu po nią wpaść.
– Ależ tak! – odpowiedziała Iko z zaplecza straganu. – Jesteśmy tutaj w każdy dzień targowy. Powinieneś, panie, odwiedzić nas ponownie. Byłoby cudownie.
Cinder żachnęła się.
– Nie ma...
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Kai skłonił głowę w uprzejmym pożegnaniu, jednocześnie naciągając kaptur na twarz. Cinder odwzajemniła skinienie ze świadomością, że powinna wstać i skłonić się, ale nie ośmieliła się ponownie testować swojej równowagi.
Odczekała, aż cień księcia zniknął z blatu stołu, i obrzuciła targ uważnym spojrzeniem. W przelewającym się tłumie obecność Kaia pozostała niezauważona. Cinder odetchnęła z ulgą.
Koniec darmowego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Komentarze
Prześlij komentarz