Nieco później niż zazwyczaj, ale niezmiennie gorąco zapraszamy do lektury nowego fragmentu Wildfire, w którym mamy do czynienia z futrzakami, śledztwiem i niespodziewanym gościem...
Wpisałam kod na elektronicznym zamku, weszłam do magazynu, zamknęłam za sobą drzwi, odwróciłam się i zamarłam.
Zeus stał piętnaście centymetrów ode mnie. Jego potężna głowa znajdowała się na wysokości mojej piersi. Turkusowe oczy wpatrywały się we mnie z lekkim zaciekawieniem. Stworzenie zajmowało całą szerokość korytarza. Olbrzymi tygryso-podobny zwierz z innego świata z zębami wielkości noży do steków i wachlarzem macek na karku.
Dotarło do mnie, że byłam cała pokryta zaschniętą krwią.
Starałam się stać w całkowitym bezruchu. Mogłam spróbować skoczyć do tyłu i zatrzasnąć za sobą drzwi, ale ich otwarcie kosztowałoby mnie cenną sekundę. A tyle mogło w zupełności wystarczyć Zeusowi.
-Jest całkiem przyjazny -zawołał z pokoju konferencyjnego Cornelius. -Po prostu chce się przywitać.
-Cornelius…
źródło:pixabay.com |
-Traktuj go jak pudla.
Co było nie tak z moim życiem i jak to się stało, że znalazłam się w tym miejscu?
Powoli podniosłam dłoń i wyciągnęłam ją w stronę Zeusa. Obwąchał moje palce i szturchnął mnie swoim szerokim nosem.
-On czegoś ode mnie chce.
-Poklep go.
Przeciągnęłam palcami po nosie Zeusa i zmierzwiłam mu futro na czubku głowy. Wydał z siebie niski, warczący dźwięk, który mógł oznaczać mruczenie albo oznajmiać, że jest bardzo głodny. Jego macki poruszyły się, owinęły się wokół mojej dłoni i po chwili puściły. Bestia wpatrywała się w pojemnik z lodem w mojej drugiej ręce.
-Nie.
Zeus powoli mrugnął.
-Nie. Nie możesz tego dostać.
Otworzył szeroko swoją paszczę i oblizał się.
-Absolutnie nie.
Zrobiłam krok w bok i przeciskając się wzdłuż ściany, ruszyłam do pokoju konferencyjnego. Za stołem siedział Bern z laptopem przed sobą. Zmęczenie rysowało się wyraźnie na jego twarzy. Kiedy weszłam do środka, Cornelius odwrócił się od blatu kuchennego z dwoma kubkami kawy w rękach. Podszedł do stołu i postawił jeden z nich przed Bernem.
-Dziękuję -odezwał się mój kuzyn.
Cornelius pociągnął łyk z parującego kubka.
Zeus szturchnął mnie w żebra swoim nosem i spojrzał pożądliwie na pojemnik z lodem.
-Czy tam jest coś jadalnego? -zapytał Cornelius.
Zdjęłam pokrywę i pokazałam im zawartość pojemnika.
-Och -zareagował Cornelius.
Bern zamrugał.
Zamknęłam pojemnik i włożyłam go do lodówki obok kartoników z moim sokiem.
Zeus westchnął.
Nalałam sobie kubek kawy i siadłam naprzeciw Berna. Rzucił mi krótkie, ponure spojrzenie znad laptopa.
-Sprawdziłem zawartość komputera Ryndy już trzy razy. Przejrzałem całą ich korespondencję i przeanalizowałem bazę danych grzybów, szukając jakiś ukrytych wzorów. Nie odkryłem żadnego kodu. Jeżeli ten plik istnieje, nie ma go tutaj.
-Dziękuje, że poświęciłeś temu tyle czasu - powiedziałam.
-Ale nic to nie dało -westchnął Bern.
Zeus ustawił się na wprost mnie i tęsknie spoglądał na moją kawę.
-Lubi cię - stwierdził Cornelius.
-Czy Matilda już go widziała?
-Jeszcze nie. Ze względu na wszystko, co ostatnio zaszło, poprosiłem ich, by opóźnili swój przyjazd do jutra.
Wstałam i zajrzałam do lodówki. Sok, kiść starych winogron, które powinnam wyrzucić trzy dni temu, opakowanie paluszków serowych w folii. I tyle.
-Mogę dać mu ser?
-Zakładam, że jest ssakiem, więc tak.
Wyjęłam kilka paluszków, wróciłam na swoje krzesło, rozdarłam folię na jednym z nich i podałam ser Zeusowi. Obserwował i obwąchiwał go przez dłuższą chwilę, po czym otworzył swoja paszczę. Umieściłam paluszek na jego języku.
Przeżuł go starannie.
-Bern nie miałbyś nic przeciwko rzuceniu okiem na prywatną korespondencję Briana raz jeszcze? -zapytałam. -Jeżeli masz już dość, mogę poprosić Buga.
-Nie. Spoko, dam jeszcze radę -Bern wyprostował się na krześle. -Czego mam szukać?
-Też chciałbym jakoś pomóc -zaoferował się Cornelius.
Nieziemski tygrys znów mnie szturchnął. Podałam mu kolejny paluszek. -Muszę wiedzieć, czy tam są jakieś ślady tego, czy Brian Sherwood mógł współpracować z porywaczami.
-Po co? -wyrwało się Bernowi.
Wyjaśniłam im, co mnie niepokoiło w uchu, spoczywającym w lodówce. Podczas mojej przemowy, zmarszczka pomiędzy brwiami Berna pogłębiała się.
-Zakładam, że to nie jest ucho Briana -zakończyłam. -Wciąż jest możliwe, że Brian jest niewinny, a porywacze jakoś go unieruchomili i bardzo ostrożnie odcięli mu ucho, ale nie sądzę, żeby aż tak się kłopotali. Prawdopodobne jest też, że postanowili nie okaleczać go.
-Ale? -zapytał Bern.
-To wymagałoby więcej przygotowań -wtrącił się Cornelius. -Musieliby znaleźć świeże ciało, któremu ucięliby ucho. Znacznie prościej byłoby odciąć ucho Brianowi, a Alexander Sturm nie miałby najmniejszego problemu w okaleczeniu go, po to tylko by postawić na swoim. On jest bardzo …bezpośredni.
Skinęłam głową. -Zakładając, że to jest ucho Briana, musielibyśmy się zgodzić, że mieli ze sobą anestezjologa i chirurga. Mimo że nie wątpię, iż pieniądze Sturma spokojnie wystarczyłyby, by ich kupić, nie rozumiem, dlaczego mieliby sobie tak komplikować życie. Dwóch świadków porwania więcej, dodatkowe ryzyko związane z usypianiem Briana i tak dalej. O ileż łatwiej urżnąć kawałek ciała. Ale jeżeli Brian sam był zamieszany w swoje porwanie, raczej zostawiliby jego uszy w spokoju.
Dałam ostatni kawałek sera Zeusowi i pokazałam mu obie puste dłonie, by wiedział, że nie mam już nic więcej.
-Jesteś tego pewna? -dopytywał się Bern.
-Znając Pierwszych, jestem pewna, że podpisali odpowiednią umowę i stosują się do niej.
Cornelius skrzywił się. -Niestety, to prawda. Jesteśmy towarzystwem tygrysów. Jesteśmy nadzwyczaj uprzejmi i formalni, ponieważ jeżeli nie ustalimy na początku wszystkich reguł gry, przypadkowe nieporozumienie może mieć fatalne konsekwencje.
Tygrysy i smoki, a niech mnie. A pomiędzy nimi ja w moich bordowych kapciach. Albo lepiej bez nich. Tyle że, kto w ogóle zwraca uwagę na kapcie, kiedy można przeprowadzić lobotomię ot tak przy okazji zwykłej rozmowy. Westchnęłam.
-Tak więc szukam jakichkolwiek powiązań ze Sturmem lub Harcourtami? -upewnił się Bern.
-Albo kimkolwiek innym, kogo podejrzewamy o udział w spisku - dopowiedziałam. -Howlingiem, kuzynką Rogana…
Jej twarz przemknęła mi przed oczami. Na sekundę znów przeniosłam się do pędzącego samochodu, który skręcał gwałtownie w rozpaczliwej próbie uniknięcia uderzenia w Kelly Waller i grupkę małych dzieci, użytych przez nią w roli żywej tarczy. Kelly Waller zdradziła Rogana. Jak na mój gust, nie mogło się to dla niej skończyć dobrze.
Odwróciłam się do Corneliusa. -Znasz ten świat lepiej ode mnie. Cokolwiek nietypowego może być istotne. Lunch w miejscu, w którym Brian nie powinien być widziany. Jakaś aktywność, której człowiek o jego pozycji, nigdy by się nie podjął.
-To będzie bardzo interesujące - przytaknął Cornelius.
-Chcesz, żebym ściągnął do tego jeszcze Buga? -zapytał Bern.
-Nie.
-Mogę się zapytać dlaczego nie?
-Ponieważ Rynda bardzo stara się zbliżyć do Rogana, a Bug nie cierpi jej za to. Jeżeli Bug dojdzie do wniosku, że Brian współpracował w porywaczami, czego wciąż nie jesteśmy pewni, może wyrzucić to z siebie w jej obecności, kiedy tylko uzna, że zrani ją to najmocniej.
Dźwięk dzwonka przerwał ciszę, która zapadła po moich słowach. Ktoś był przy drzwiach frontowych.
-To musi być ktoś ze Zwoju, by odebrać ucho do badań -zerwałam się na równe nogi. -Zaczekajcie. To zajmie m tylko minutę.
Ruszyłam w stronę drzwi.
-Nevada…-Bern zawołał za mną.
-Chwila -rzuciłam okiem na obraz z kamery. Odwrócony plecami blondyn w ciemnym garniturze stał na zewnątrz. Spodziewałam się Fullertona. Ciekawe.
Otworzyłam drzwi.
Mężczyzna obrócił się do mnie. Około trzydziestki, miał mocną, męską twarz, tak przystojną, jakby była wykuta w kamieniu. Kwadratowa szczęka, pełne usta, wyraźnie zarysowany nos i inteligentne zielone oczy ocienione ciemnymi brwiami. Jego blond włosy o kilka odcieni jaśniejsze od brwi, przycięte na średnią długość harmonijne otaczały twarz, podkreślając jeszcze bijącą z niej siłę. Efekt był niesamowity. Gdybym zobaczyła go w centrum handlowym, czy też na ulicy, obróciłabym się za nim.
-Cześć -odezwał się. -Czy ty jesteś Nevadą Baylor?
-Tak.
Uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby.
-Tak się cieszę, że w końcu się spotykamy. Nazywam się Garen Shaffer.
O cholera.
Dziekuje czyżby u drzwi stal kandydat na meza ...o chyba nie slyszal o Roganie skoro jest taki odwazny albo spiskowcy zmodyfilowali swoje plany i chca tak unieszkodliwic bohaterke w koncu moga miec zdanie ze kobieta zajmie sie mezem i dziecmi - to tez sposob eliminacji b.
OdpowiedzUsuńWeryfikacja zakończona, zaczyna się korowód "oblubieńców". Fajny ten Zeus. Bardzo dziękuję za nowy fragment tłumaczenia. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńoj cisteczko u drzwi a gdzie Rogan?? rozbawiał mnie tygrysozwierz:)
OdpowiedzUsuńCzyżby nowy amant Nevady? Rogan jak się dowie to wgniecie go w ziemię:P Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńRegan ma Rynde a Newada Garena, oj bedzie sie dzialo
OdpowiedzUsuń😀
OdpowiedzUsuńNo proszę, jaki z Zeusa przemiły "kotek" a się nie zapowiadało.
OdpowiedzUsuńDzięki za fragment
Pati
Fajnie przychodząc do domu skrwawiona, spotkać przy drzwiach tygrysa-obcego. A hasło jeszcze lepsze. Traktuj go jak pudla-haha. Cornelius ma poczucie humoru.A pomijając wszystko jednak Nevada jest odważna, karmić z ręki Zeusa. Ciekawe czy w końcu znajdą coś na Briana. O... i nowy kandydat na partnera, dobrze, że Rogan tego nie widzi, bo nie wróżę dobrze. Dzięki za przekład. Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuń