Zgodnie z wczorajszą obietnicą, nie trzymamy Was już dłużej w niepewności, lecz z miejsca zapraszamy do lektury kolejnego fragmentu Wildfire.
Przebiegłam przez pierwsze drzwi, wpadłam na schody i dostałam się na piętro. Obok Buga stała Rynda z przeraźliwie bladą twarzą i telefonem przyciśniętym do ucha. Porywacze.
-… wystraszyliście mnie. Jestem przerażona.
Wsłuchiwała się przez moment w głos po drugiej stronie linii. -Mój mąż jest dla mnie wszystkim. Teraz przekażę telefon pannie Baylor. Ona ma uprawnienia do negocjowania w naszym imieniu -podała mi komórkę.
-Tu Nevada Baylor.
-Dobrze- usłyszałam kulturalny, męski głos. -Może wreszcie uda nam się coś ustalić.
-Złamaliście nasze wcześniejsze ustalenia - stwierdziłam.
Palce Buga zatańczyły na klawiaturze i głos mężczyzny rozległ się w całym pomieszczeniu.
-Czyżby?
-Doszliśmy do porozumienia, a wy się do niego nie zastosowaliście.
-Do jakiego porozumienia, panno Baylor?
-Chcecie dostać wasz okup. Moja klientka pragnie, by ojciec jej dzieci bezpiecznie wrócił do domu. Zaufaliście nam, iż nie powiadomimy odpowiednich służb i przekażemy wam okup, a my wierzyliśmy, że zapewnicie Brianowi bezpieczeństwo i dacie nam czas na przygotowanie okupu. Przekazaliście swoje żądania i nie daliście nam szans, by na nie odpowiedzieć, lecz wysłaliście Harcourta, by zaatakował Ryndę i dzieci w ich własnym domu. A teraz przesyłacie nam odcięte ucho. To poważne naruszenie zaufania.
Zapadła długa cisza.
źródło:pixabay.com |
-Incydent z Harcourtem był nieplanowany -odezwał się wreszcie mężczyzna. -I nie powtórzy się już więcej.
-Czy Brian nadal żyje? -zapytałam.
-Tak.
-Chcielibyśmy upewnić się co do tego.
-Rozumiem.
Znów zapadła cisza. Rynda zacisnęła dłonie.
-Halo - dotarł do nas cichy głos Briana.
Bug pchnął mikrofon w stronę Ryndy. -Jak się czujesz? -zapytała łamiącym się głosem.
-Boli mnie -odpowiedział.
-Zajęli się twoją raną? Uzyskałeś pomoc lekarską?
-Tak, ale wciąż boli. Proszę, daj im, cokolwiek chcą.
-Kocham Cię -powiedziała. -Robię, co w mojej mocy, kochanie. Proszę, wytrzymaj jeszcze trochę.
-Też cię kocham - odrzekł Brian. Jego głos był stłumiony, a w jego słowach nie można było się doszukać żadnych emocji. Może to jednak było jego ucho, a on wciąż był w szoku.
Rynda ściskała swoje dłonie tak mocno, że palce zupełnie jej pobielały. Wyglądała, jakby miała ochotę krzyczeć.
-Teraz, kiedy mamy to już za sobą -kontynuował porywacz - powróćmy do interesów.
-Pomogłoby nam bardzo, gdybyśmy zostali poinformowani, czego dokładnie od nas oczekujecie -włączyłam się na powrót do rozmowy.
-Chyba nie wierzysz, że Rynda jest aż tak naiwna?
-Nie muszę w nic wierzyć - odpowiedziałam. -Jestem poszukującą prawdy i oświadczam ci, że moja klientka nie ma pojęcia, o co prosicie. Jedyne, co udało mi się wyciągnąć z Vincenta, nim wyskoczył przez okno, to że ma to coś wspólnego z matką Ryndy.
Kolejna pauza. Najwyraźniej Vincent nie pochwalił się tym. Ha!
-To powinno wam wystarczyć -odezwał się po chwili.
-Szukamy igły w stogu siana, a nawet nie wiemy, czy chodzi o igłę. Bo może chcecie jednak jabłko albo długopis. Sprawdziliśmy już komputery Briana i Ryndy i nic tam nie znaleźliśmy.
-To nie jest w komputerach - nuta irytacji pojawiła się w głosie mężczyzny. -To jest gdzieś w domu. Albo i poza nim, w jakimś depozycie, skrytce bankowej czy gdziekolwiek indziej, gdzie Olivia mogła to ukryć.
-Chcecie, żebyśmy znaleźli coś, co nie wiemy, czym jest i do tego ukryte w nieznanym nam miejscu.
-I znajdziecie to, jeżeli zależy wam na Brianie.
-Możecie przynajmniej dać nam więcej czasu?
-Macie czterdzieści osiem godzin.
Spodziewałam się, że dostaniemy dobę.
-Sugeruję, byście dobrze wykorzystali te dwa dni. Nie cierpię oglądać rozpaczających dzieci po starcie rodzica. Jeżeli nie będziecie mieć tego w czterdzieści osiem godzin, dostarczę wam ich ojca w kawałkach.
Sygnał zakończenia rozmowy rozbrzmiał na całym piętrze. Bug wyłączył głośniki.
-Ktoś powinien zrobić z niego marmoladę -odezwała się Arabella. Jej policzki płonęły. Zagryzała zęby. Naprawdę udało mu się ją wkurzyć.
Odwróciłam się do Ryndy. -Nie musisz się martwić o Briana przez najbliższe dwa dni.
-Ale co się potem stanie? -objęła się ramionami.
-Zajmiemy się tym w odpowiednim czasie. Dzwoniłaś może do Zwoju?
-Tak. Są w drodze.
-Dobrze. Chcę, żebyś poświęciła ten wieczór na przeanalizowanie ostatnich kilku tygodni. Oni zdają się być w pełni przekonani, że to, czego chcą, znajduje się w twoim domu albo w miejscu, do którego masz dostęp. Czy twoja matka dała ci może coś na przechowanie? Choćby jakąś błahostkę? Zapytaj też o to dzieci.
Westchnęła. -Zajmę się tym.
-Jeżeli chcesz, sama mogę porozmawiać z dziećmi.
-Nie -podniosła w geście sprzeciwu rękę. -Nie, sama to zrobię.
-Dziękuję.
Rynda poszła schodami na dół.
Zwróciłam się do Buga i wyciągnęłam telefon, trzymając go tak, by Bug widział, co piszę do Berna. Nie chciałam, by Rynda albo ktokolwiek inny usłyszał, co miałam do przekazania.
-Rozmawiałam z porywaczem. Jest przekonany, że to czego szukamy, nie znajduje się w komputerze Briana. Da się sprawdzić, czy z komputerami Sherwoodów łączył się ktoś, wykorzystując dane logowania Briana, z jakiejś nietypowej lokalizacji?
-Pracuję nad tym.
Nachyliłam się do Buga i wyszeptałam. -Mógłbyś prześledzić trasę Briana do pracy i sprawdzić, ile kamer jest skierowanych na ulicę?
Bug mrugnął i pognał do swoich komputerów.
Moja komórka zadzwoniła. Niech to będzie coś dobrego. Spojrzałam na wyświetlacz. Rogan.
Nareszcie. Będziemy musieli przedyskutować wizytę Garena Shaferra. Wiedziałam, że to się musiało zdarzyć prędzej czy później. -Halo?
W jego głosie pobrzmiewały charakterystyczne dla Pierwszego tony. -Obiecałaś mi kolację.
Moje myśli wykonały gwałtowną woltę i zajęło mi chwilę zrozumienie, o czym mówi. -Tak.
-Podjadę po ciebie za półtorej godziny. Strój koktajlowy.
To oznaczało, że zrobił rezerwację. A ja miałam na sobie pokryty krwią mundur.
-Potrzebujesz sukni?
O co mu chodziło? -Nie. Mam jedną.
-Do zobaczenia o siódmej.
Odetchnęłam i pomknęłam schodami w dół, by zdążyć wziąć prysznic i przebrać się.
Za mną Arabella rozmawiała przez telefon. -Catalina, co teraz robisz?… Możesz to odwołać? Nevada potrzebuje pomocy.
Dziękuję za ten fragment. Jestem coraz bardziej przekonana o współpracy porwanego z porywaczami. Jeśli w ogóle można tu mówić o porwaniu.
OdpowiedzUsuńChyba tym razem dojdzie do tej kolacji z Roganem. Szybko zareagował. Co do telefonu to prawdę mówiąc jestem " w lesie". Nic mi nie przychodzi do głowy, poza tym, że chyba porywacze pomylili się albo faktycznie Rynda coś ma tylko nie wie o tym. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńCiekawe co Rogan powie na wiadomości...? mamuniaewy
OdpowiedzUsuńChcę wierzyć, że Rynda dla dobra swojego męża oddałaby to coś, co dała jej matka. Ale jak zwrócił nam uwagę porywacz, Rynda nie jest tak naiwna za jaką stara się uchodzić.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tłumaczenie, pozdrawiam, sylwia
😎
OdpowiedzUsuńDziękuję coś mi tu się nie zgadza jak zwykle wydawało mi się że porywacz był zaskoczony atakiem na Ryndę , czyżby to były dwie oddzielne grupy , zastanawiam się cały czas co takiego mogla ukryć ta zwolenniczka tego przewrotu ze jest to tak niezbędne b.
OdpowiedzUsuńjak wspaniale mieć takie siostry:::)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że Brian współpracuje z porywaczami. Jest za spokojny no i to ucho... Mam nadzieję, że tym razem randka Nevady i Rogana dojdzie do skutku i się uda. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZaczyna mi się wydawać, że Cezar zbiera degeneratów i niestabilnych psychicznie. Adam -megaloman, Dawid i Wiktor to sadyści. Kuzynka Rogana fanatyczka. I czego chcą w końcu Ci porywacze, czemu nie powiedzą chcemy określoną rzecz, przynajmniej by wiedzieli czego szukać. A tak to jak Nevada wcześniej określiła mają szukać nie wiem co i nie wiem gdzie. I może w końcu uda się randka Rogana i Nevady.(Chyba ,że Rynda znów z czymś wyskoczy). Dziękuję za Wasz przekład . Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuń