Tym razem udało nam się wręcz błyskawicznie (przynajmniej biorąc pod uwagę "okoliczności przyrody", w jakich przychodzi nam się teraz obracać;-) wyrobić z tłumaczeniem kolejnego fragmentu Sweep of the Blade, co nie tyle jest zasługą naszej pracowitości, ile materiału źródłowego, który -nie będziemy tego ukrywać- jest znakomity i budzi w nas każdorazowo jeszcze większy apetyt na kolejne dokonania naszego ulubionego pisarskiego duetu.
Nie przedłużamy już jednak tego wstępu i nie trzymamy Was dalej w niepewności, lecz z miejsca zapraszamy na wyprawę do rodowej siedziby klanu Krahr, gdzie przed Maud stanęła właśnie córka Sorena....
Maud oparła się o framugę i zaczęła uważnie studiować swoje paznokcie. -Gdybym była naciągaczką, która szuka bogatego faceta, już bym za niego wyszła i przybyłabym tu jako jego żona. I ani ty, ani cały twój Dom nie mógłby nic na to poradzić.
Oczy Lady Karat zwęziły się. -Wydajesz się być przekonana, że trzymasz mojego kuzyna na krótkiej smyczy, gotowego do wypełniania wszelkich twoich poleceń.
-Nikt w całym Wszechświecie, mężczyzna czy kobieta, nie mógłby trzymać Arlanda na smyczy.
-Wiesz, co sobie myślę?
-Nie mam wątpliwości, że mnie oświecisz.
-Myślę, że on chce zgrywać bohatera. Znalazł cię, wyrzutka pomieszkującego w nędzy u swojej siostry i postanowił cię uratować. Odwołałaś się do jego szlachetnych pobudek, zmanipulowałaś go, a teraz zabawiasz się nim. Musisz czuć się bardzo dumna z tego, ze Marshal Domu Krahr wzdycha do ciebie jak jakiś zakochany szczeniak.
I to było dokładnie takie przywitanie, jakiego oczekiwała. -To pokrzepiające, Lady Karat.
-Co?
-Twoja prostolinijność. Przygotowałam się na mamrotane pod nosem i za moimi plecami obelgi oraz na nienawistne spojrzenia. Myślałam, że może twojemu Domowi zajmie nawet kilka dni zebranie się na odwagę, by rzucić mi to wszystkie prosto w twarz, ale dzięki tobie mam to za sobą już w pierwszej godzinie po przybyciu, kiedy nie miałam nawet szansy, by odświeżyć się po podróży. Zaiste, jesteś prawdziwym skarbem dla swojego rodu.
Ciemne oczy lady Karat zaiskrzyły. Przez chwilę wygladała równie wspaniale jak jej ojciec. -Czy właśnie nazwałaś mnie beznadziejnym gospodarzem i obraziłaś moją rodzinę?
Maud obdarzyła ją lekkim uśmiechem. -Cóż, najwyraźniej.
-A teraz nazwałaś mnie głupią.
-Nie. Tylko nieco tępą. Zamierzasz coś z tym zrobić, czy mogę zacząć się rozpakowywać?
Lady Karat uśmiechnęła się szeroko. -Mój ojciec miał rację. Podobasz mi się.
A zatem to był test, który pomyślnie zdała. Wamipry i te ich gierki. Nic nigdy nie było proste. Maud westchnęła i zrobiła krok w bok. -Wejdź.
Karat wkroczyła do pokoju i zobaczyła Helen na łożku. -Słodkie dziecko.
Helen skakała na materacu, robiąc salta w powietrzu i lądując na poduszkach. -Czy zamierzasz zabić mamę?
-Nie - odpowiedziała Karat.
-Dobrze - Helen wróciła do skakania.
-Czy ona zawsze spodziewa się bycia zabitą przez przypadkowych nieznajomych? -zaciekawiła się Karat.
-Tak właśnie mają się sprawy na Karhari.
Karat wbiła spojrzenie w Helen, a ta uraczyła ją uśmiechem cherubinka.
-Zaatakowałaby mnie, gdybym spróbowała, prawda? Wybija się na tyle mocno, że mogłaby z miejsca przeskoczyć cały pokój.
Maud przytaknęła. Zwyczajowo oferowało się odwiedzającemu coś do picia, ale gdzie mogli coś takiego tutaj umieścić? Ach. Ledwo widoczny zarys na ścianie zdradził obecność wnęki. Maud podeszła tam, świadomie odwracając się plecami do Karat i przeciągnęła palcami po szczelinie. Kwadratowy fragment ściany wysunął się do przodu, ukazując półkę, na której ustawiono misę wypełnioną małymi kawałkami suszonego mięsa i dużą butelkę niebieskiego wina. Sześć ciężkich, kryształowych kieliszków w kształcie tulipana stało obok.
Mud wzięła wino i dwa kieliszki, po czym podała jeden Karat. Córka Sorena usiadła na najbliższym krześle. Maud wyciągnęła okrąglą zatyczkę z butelki, złamała plombę, napełniła oba kieliszki i siadła obok.
Karat napiła się wina. -Mój ojciec poprosił mnie, bym ci pomogła. W jakiś sposób zaangażował się w sparowanie was. Nie wiem, co mu powiedziałaś, czy zrobiłaś, ale ten czerstwy stary drań wychwala cię pod niebiosa.
-Cytując twojego kuzyna -Szorstki wyglad skrywa miękkie serce.
Karat zachichotała. -Tak, pewnie. Pełen jest ciepła i łagodności.
Maud kręciła winem w kieliszku.
-Zastanawiasz się, czy możesz mi zaufać? -zapytała Karat.
-Tak.
-Ułatwię ci znalezienie odpowiedzi: nie masz wyboru. Możesz wszystkiemu stawiać czoła samotnie, ale wtedy będzie ci znacznie trudniej. Nasz Dom jest stary, a układy nim rzadzące są mocno skomplikowane.
-Dlaczego chcesz mi pomóc? Mimo wszystko według ciebie manipulowałam Arlandem i odwoływałam się do jego bohaterskich instynktów.
Karat też zakręciła niebieskim, lśniącym trunkiem w kieliszku, sprawiając, że na stole pojawiły się refleksy rzucane przez kryształ. -Arlandowi wydaje się brakować wyczucia i zdaje się być podatny na wpływy, ale prawda jest zupełnie inna.
-Dokłada wiele wysiłku, by utwierdzać ten image.
Karat skinęła głową. -Zauważyłaś?
-Tak. Powiedział mi, że nie jest poetą, lecz zwykłym żołnierzem, a następnie złożył mi taką deklarację miłości, która mogła wprost pochodzić z "O Krwi i Honorze". -W zasadzie mogłaby znaleźć się w jakiejkolwiek wampirzej sadze czy poemacie. Była elegancka i piękna. Zapamiętała każde słowo.
Karat podniosła w zdziwieniu brwi. -Czytałaś.
-Tak.
-To dobrze. Odpowiadając na twoje pytanie, nie tacy próbowali już manipulować moim kuzynem i nic im z tego nie przyszło. Nigdy wcześniej nikomu się nie oświadczył. Spotykał się z kilkoma kobietami, ale nie było to nic poważnego. Jeżeli poprosił cię o rękę, musi cię naprawdę kochać. A ty musisz czuć coś do niego, bo inaczej nie przybyłabyś tu bez ochrony, którą mogłoby ci zagwarantować przyjęcie jego oświadczyn. Nie jesteś jego narzeczoną, ani oficjalną wybranką. Jesteś nikim. Widzę, że nie jesteś naiwna i nasze zwyczaje są ci dobrze znane. Wiedziałaś, jak zostaniesz powitana, ale mimo to zdecydowałaś się tu przybyć. Oboje macie do podjęcia decyzję, a nie zdołacie jej podjąć, jeśli zostaniesz wydalona poza nasze terytorium lub zabita. Zależy mi na tym, by Arland był szczęśliwy.
-To wszystko?
Karat przytaknęła. -Tak. A poza tym, jeżeli ożeni się, to jemu mój ojciec zacznie marudzić o dzieciach, zamiast nieustannie naciskać na mnie w sprawie małżeństwa i posiadania potomstwa. Zaprzestanie tych nagabywań przyjmę z niezmierną ulgą.
-Jest aż tak źle?-zapytała Maud.
Cień udręki przemknął po twarzy Karat. -Nie masz pojęcia. Zatem mamy umowę?
Maud napiła się wina. Mogła albo zaufać córce Sorena, albo zmierzyć się z tym samotnie. Znała wielu rycerzy, którzy mogliby pojawić się w jej sypialni z podobnie szczerą propozycją pomocy, po czym bez mrugnięcia okiem i w poczuciu dobrze wypełnionego obowiązku wbiliby jej nóż w plecy przy pierwszej sposobności. Po wszystkim zaś chełpiliby się własnym sprytem.
Karat jednak nie wydawała się być kimś takim. Instynkt Maud podpowiadał, że można jej zaufać. Jej przeczucia nigdy jej nie zawiodły.
-Tak, Lady Karat. Mamy umowę.
Karat wyprostowała się. -Dobrze. Chciałabym wiedzieć, z czym mamy do czynienia. Jaki jest twój status w Domu Ervan?
-Byłam żoną Melizarda Ervana.
-Wiem, ojciec mi powiedział. To był syn Marshala?
-Drugi syn - zaakcentowała mocno pierwsze słowo.
Karat bawiła się kieliszkiem. -Dom Ervan jest nowym domem. Niektóre z takich Domów skłaniają się do rekompensowania sobie tego poprzez nadmierne przywiązanie do starożytnych zwyczajów, nawet tych nie mających większego sensu, odwoływania się do czasów, kiedy potomkowie zawsze zostawali wojownikami bez względu na predyspozycje czy umiejętności.
-Mój mąż był wyśmienitym wojownikiem. W bezpośredniej potyczce nie było mu równych. Ale nie był tak dobrym dowódcą, jak jego starszy brat. Melizard uwielbiał skomplikowane rozgrywki. Jego brat nie. A rycerze z Domu Ervan bardziej ufali pierworodnemu. -Żołnierze wyczuwali coś, czego ona sama nie dostrzegała do samego końca. On ich nie cenił. Byli dla niego tylko środkiem do osiągnięcia celu, a potem służyli jako dekoracja podczas świętowania jego zwycięstwa.
-Mój szwagier został przygotowany do zostania Marshalem, a mój mąż miał zostac Mavenem.
Mavenowie zajmowali się dyplomacją na rzecz Domów. Pełnili funkcję ambasadorów i negocjatorów. Takie stanowisko wygodnie dla wszystkich sprawiłoby, że Melizard miałby zajęcie i często przebywałby poza Domem.
-Mavenowie cieszą się szacunkiem i respektem -stwierdziła Karat.
-Ale on chciał być Marshalem.
Mogła opowiadać jeszcze długo. O atakach nocnej furii, kiedy Melizard miotał się po sypialni jak tygrys w klatce, wygłaszając przy tym tyrady o swojej rodzinie, o bracie, który zgarniał wszystkie zaszczyty, podczas gdy on pozostawał niedoceniany. O programach, petycjach i niekończących się planach, by udowodnić wszystkim, że był tym lepszym z braci. O czasach, kiedy wpadał do pomieszczeń rodziców, żądając zostania Marshalem i o powrotach z podkulonym ogonem niczym zbity pies. Było tego sporo.
-Mój mąż był najmłodszym synem. Uwielbianym i rozpieszczanym. Nie odmawiano mu niczego, oprócz tego, czego pragnął najbardziej. Stania się Marshalem, nie - poprawiła się- zrobienia z niego Marshala. Przekazania mu tego tytułu.
-Co zrobił? -zapytała Karat.
Maud rzuciła okiem w kierunku Helen i ściszyła głos. -Próbował zamordować swojego brata.
Dziękuję dziewczyny :)))
OdpowiedzUsuńFakt, trudno się oprzeć Universum Gertrudy Hunt.
OdpowiedzUsuńLiczyłam na niewielka potyczkę (może bez targania za włosy) , a tu proszę: zaoferowano i przyjęto pomoc, wyjaśniono kilka kwestii..... z niecierpliwością czekam na więcej.
:*
dziekuje, jak widac kuzynka okazała sie byc jej zwolenniczka, teraz czas na opracowanie strategii jak działac w swiecie Arlanda , by sytuacja obróciła sie na korzysć Maud
OdpowiedzUsuńDziękuje za fragment :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Maud dobrze zrobiła ufając Karat i mówiąc jej o swoim mężu. Przypuszczam, że będzie im się dobrze współpracowało, w końcu jednej i drugiej zależy na szczęściu Arlanda. Bardzo dziękuję za nowe tłumaczenie. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńDziekuje bohaterka chyba zawarla korzystba umowe bo sprawy sa zbyt skomplikowane z weselen wiszacym nad domem aby sobie samemu radzic b.
OdpowiedzUsuńEch...a nie wydacie swojego tłumaczenia drukiem ..? :) Dzięki wielkie :)
OdpowiedzUsuń