Z pewnym opóźnieniem związanym z kolejnymi kłopotami z łącznością możemy zaprosić Was na finał rozdziału pierwszego Magic Triumphs.
Przy okazji chcemy podziękować Wam za wszystkie komentarze, miłe słowa i ogólnie za to, że odwiedzacie ten nasz zakątek blogosfery. I w to sobotnie popołudnie życzyć Wam radosnych, pogodnych Świąt Wielkanocnych, mnóstwa czasu na ciekawą lekturę i wielu pozytywnych zaskoczeń czytelniczych w najbliższych miesiącach.
Ze swojej strony mamy nadzieję, że w kwietniu będziemy mogli poświęcić więcej czasu na tłumaczenie i zajmowanie się blogiem.
Raz jeszcze - Wesołych Świąt i do przeczytania w przyszłym tygodniu!
Przy okazji chcemy podziękować Wam za wszystkie komentarze, miłe słowa i ogólnie za to, że odwiedzacie ten nasz zakątek blogosfery. I w to sobotnie popołudnie życzyć Wam radosnych, pogodnych Świąt Wielkanocnych, mnóstwa czasu na ciekawą lekturę i wielu pozytywnych zaskoczeń czytelniczych w najbliższych miesiącach.
Ze swojej strony mamy nadzieję, że w kwietniu będziemy mogli poświęcić więcej czasu na tłumaczenie i zajmowanie się blogiem.
Raz jeszcze - Wesołych Świąt i do przeczytania w przyszłym tygodniu!
Zostawiliśmy opustoszałe osiedle za sobą i wróciliśmy do Jeepa. Teddy Jo wspiął się na siedzenie pasażera. -Jedź w dół tej ulicy.
Zrobiłam, co mi polecił.
Łucznicy najpierw zabili psy. Taki był najbardziej prawdopodobny przebieg wypadków. O ile w grę nie wchodziła jakaś niezrozumiała antypatia do czworonogów, zrobili to po to, by je uciszyć. A to z kolei kłóciło się z moją teorią o kontrolowaniu umysłów ludzi. Stworzenie czy człowiek zdolny do podporządkowania sobie woli innych, nie przejmowałby się szczekaniem.
W przedziwny sposób pasowałby tu kitsune. Nie było zgody co do tego, czy kitsune były faktycznie magicznymi stworzeniami, duchami lisów czy też zmiennokształtnymi. Ale wszyscy zgadzali się, ze kitsune sprawiali problemy. Pochodziły z Japonii i im starsze były, tym stawały się potężniejsze. Potrafiły wywoływać zwidy, zsyłały koszmary i nienawidziły psów. Ale kitsune nawet w ludzkiej formie zawsze roztaczały charakterystyczny lisi zapach.
-Czy wywęszyłeś jakieś lisy? -zapytałam.
-Nie -odpowiedział bez namysłu Derek.
I to tyle na temat tej teorii.
Przed nami droga wznosiła się na niewielkie wzgórze i łączyła się z większą aleją.
-Skręć tutaj -polecił mi Teddy Jo.
Jeep potoczył się po starej, pełnej wybojów drodze. W oddali majaczył spory budynek, wypłowiały i pozbawiony okien. W dachu ziała spora dziura.
-Co to jest? -zapytałam.
-Stare centrum dystrybucji Wal-Marta.
Derek szarpnął za klamkę jego drzwi i wyskoczył na zewnątrz. Z całych sił wcisnęłam hamulec. Derek zgiął się w pół na poboczu i zwymiotował.
-Wszystko w porządku? -krzyknęłam w jego kierunku. Silniki na zaczarowaną wodę działały wprawdzie w czasach magii, ale hałas przez nie wywoływany był nie do zniesienia.
-Fetor - wycharczał i ponownie zwymiotował.
Wyłączyłam silnik. Nagła cisza aż dzwoniła w uszach. Wciągnęłam nosem powietrze i nie wyczułam żadnego podejrzanego zapachu.
Cicho. Gdzie do diabła podziały się wszystkie cykady?
Derek wrócił do samochodu. Rzuciłam mu szmatę, by wytarł sobie usta.
-Tędy - Teddy Jo ruszył dalej drogą w kierunku magazynu.
Poszliśmy za nim. Po chwili wyciągnął z kieszeni małą tubkę kamfory i podał mi ją. -Będziesz tego potrzebować.
Wtarłam nieco maści pod nosem i oddałam mu resztę. Teddy Jo zwrócił się do Dereka, ale ten tylko potrząsnął głową.
Mniej więcej dwadzieścia stóp od ściany magazynu doszedł mnie oleisty, paskudny, siarkowy smród czegoś obrzydliwego i zgniłego. Przebił się przez kamforę, jakby jej w ogóle nie było. Ledwo powstrzymałam się, by nie zatkać sobie nosa palcami.
-Kurwa - rzucił pobladły i wstrząsany mdłościami Derek.
Twarz Teddy'ego Jo zdawała się być wykuta w kamieniu.
Szliśmy dalej. Fetor był teraz nie do zniesienia. Z każdym oddechem miałam wrażenie, że połykam truciznę.
Skręciliśmy za róg budynku. Przed nami rozpościerała się mieniąca się w świetle dnia powierzchnia. Mętna, szaro-brązowa ciecz wypełniała cały parking. Chociaż nie, to nie była ciecz, tylko jakiś rodzaj galarety, spod której przebijały się ciemniejsze kształty.
Co tam do diabła było? Coś długiego i powłóczystego…
Wtedy zrozumiałam.
Odwróciłam się i rzuciłam się biegiem przed siebie. Udało mi się pokonać pięć metrów, nim dopadły mnie torsje. Przynajmniej odbiegłam na tyle, by nie zanieczyścić terenu. Kiedy nie miałam już czym wymiotować, jeszcze przez dobrą minutę czy dwie męczyły mnie mdłości. W końcu żołądek uspokoił się.
Odwróciłam się. Z miejsca, w którym stałam nadal mogłam dostrzec to coś, zatopione w galarecie. Ludzka czaszka z brązowymi włosami splecionymi i związanymi różową frotką. Taką, którą mogła nosić mała dziewczynka.
Cienka powłoka, która nadawała Teddy’emu Jo ludzki wygląd, zniknęła. Z jego ramion wystrzeliły skrzydła, a kiedy otworzył usta, błysnęły w nich kły. Jego głos sprawił, że zapragnęłam zwinąć się w kłębek. Dobiegające mnie słowa przepojone były starą magią i niewyobrażalnym wręcz pierwotnym, przerażającym smutkiem.
-Gdzieś tam spoczywa Chris Katsaros i Lisa Winley. Jego niedoszła żona. Czuje go, ale nie rozróżniam jego ciała rozpuszczonego pośród innych. Nie mogę zwrócić go jego rodzinie. Został bezpowrotnie utracony. Wszyscy ci ludzie przepadli w tym masowym grobie.
-Tak mi przykro.
Odwrócił się do mnie, a jego oczy były całkowicie czarne. -Wystarczy mi rzut oka, by określić przyczynę zgonu. Kimś takim właśnie jestem. Ale nie rozumiem tego. O co tu chodzi?
Derek wyglądał strasznie. -Czy to wymioty? Czy coś ich zjadło i zwróciło?
Miałam złowieszcze przeczucie, że wiem dokładnie, co się tutaj stało. Zrobiłam kilka kroków wzdłuż brzegu galarety. Wydawało się, że w centrum bajoro nie sięga głębiej niż na dwie stopy. Zaniedbany parking z upływem czasu zapadł się nieco pośrodku. Żeby obejść całe to rozlewisko musiałam zrobić po drodze cztery przystanki na złapanie oddechu i powstrzymanie odruchu wymiotnego. Przed oczami wciąż miałam kłęby włosów i strzępy ciał.
Byłam świadkiem wielu aktów przemocy, ale to coś przekraczało moje możliwości pojmowania. Znajdowało się blisko szczytu listy rzeczy, których nie chciałabym nigdy w życiu widzieć. Serce bolało mnie od samego patrzenia. Przełknęłam żółć napływająca mi do ust.
-Czego szukasz? -zapytał Tanatos swoim odwiecznym głosem.
-Bardziej chodzi o to, czego nie znajduję. Kości.
Spojrzał na galaretę. Mięsień w jego twarzy drgnął. Otworzył usta i krzyknął. Nie był to ludzki wrzask, lecz rozdzierający uszy skrzek, przypominający po części orli pisk, po części rzężenie konającego konia, a przede wszystkim niepodobny do niczego, co kiedykolwiek słyszałam.
Derek odwrócił się w moja stronę z niewypowiedzianym pytaniem, malującym się na twarzy.
-To nie wymiociny jakiegoś potwora -odezwałam się wreszcie. -Ktoś ich ugotował.
Derek cofnął się o krok.
Ledwie byłem w stanie wydobyć z siebie głos. -Gotowali ich, aż mięso oddzieliło się od kości, wyciągnęli wszystkie twardsze fragmenty, a resztę wylali tutaj. Cokolwiek dodali do tego wywaru jest to albo trucizna, albo coś na bazie magii. Nie ma tu żadnych much ani larw. Żadnych insektów. Zero. Nic. Nie słyszę choćby jednej cykady. Za to są tutaj wszyscy ci zaginieni ludzie i ich dzieci.
Derek zacisnął dłonie w pięści. Z jego ust wyrwało się chrapliwe warknięcie. -Kto? Dlaczego?
-Tego musimy się dowiedzieć. - A kiedy odnajdę odpowiedzialnych za to, pożałują, że sami nie zostali ugotowani.
Odcinek fascynuje, chociaż pokazali Autorzy zło. mamuniaewy PS a obok tego szczęśliwej Wielkanocy i mokrego jajka!
OdpowiedzUsuńDzięki
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się naprawdę super Dziękuje za fragment J
OdpowiedzUsuńWszyscy ugotowani, fuj!!!, kto to mógł zrobić. Pięknie dziękuję za nowe tłumaczenie i życzę Wesołego Alleluja!!!, Meg
OdpowiedzUsuńPrzerażające... Szczególnie w kontekście zólciutkch kurczątek i kolorowych jajeczek, które teraz wszędzie się panoszą. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziekuje chyba zaluje ze przeczytalam przed samymi swietami odebralo mi apetyt b.
OdpowiedzUsuńWow...mocne uderzenie jak u Hitchcocka. Mrocznie zapowiada się ta część przygód Kate . Wciąga , oj mocno wciąga . Gotowanie skojarzyło mi się z pierwszym tomem Innkeeper Chronicles , tam była scena w której Dina z Seanem gotowali stwora by wydobyć z niego urządzenie namierzające . Tu stawiałabym na budowanie z ludzkich kości ...Czekam niecierpliwie na rozwiązanie zagadki .
OdpowiedzUsuńDziękuję za wstawienie kolejnego fragmentu ;) Info że w kwietniu będziecie mieli więcej czasu na bloga i tłumaczenia traktuję jak nieoczekiwany przemiły prezent :) Mam nadzieję że tam gdzieś daleko macie już Święta i cieszycie się nimi :) Pozdrowienia :)
Cudowne (choć może w kontekście treści to nienajlepsze określenie) rozpoczęcie historii. Tak z przytupem. Nie mogę się już doczekać co dalej. Dzięki za, jak zwykle, wspaniałe tłumaczenie.
OdpowiedzUsuń